Ewa Maria Slaska
Poszłam do fryzjera. W czasie pandemii to jednak wielki ewenement. Wyszłam ostrzyżona na Andę Rottenberg.
Strzygła mnie wspaniała polska anarchistka i pankówa, świetna berlińska cheerleaderka, a na dodatek fantastyczna wizażystka, która w maju będzie zdawała egzamin fryzjerski.
W Berlinie zbierało się na pierwszą wiosenną burzę z piorunami. Widok za oknem przypominał jakiś nieznany obraz Magritte’a.
Naokoło mnie cicho poruszały się jakieś ludzkie i nieludzkie istoty. Wszystkie miały blade twarze i ciemne włosy, niektóre były żywe, miały ręce i nogi, inne miały tylko głowy. Sztuczna inteligencja, pomyślałam, oto jest przyszłość, która nas czeka.
W książce Yuvala Noaha Harariego 21 lekcji na XXI wiek jest rozdział poświęcony sztucznej inteligencji, która będzie lepiej niż my wiedziała, jakie mamy wybrać studia, z kim się ożenić (lub za kogo wyjść za mąż) i jakiej chcemy słuchać muzyki. Ba, będzie nam tę muzykę komponowała tak, by to, co słyszymy, najlepiej nam odpowiadało (i, jeśli tego potrzebujemy) optymalizowało nasze nastroje (tak, byśmy zamiast cierpieć po odejściu ukochanej osoby, w pełni sił umysłowych i duchowych mogli poświęcić się w naszym miejscu pracy – jeśli jeszcze będziemy je w ogóle mieli – produkcji czekoladek – to opcja dla inżynierów lub techników, lub systemom filozoficznym programującym samochody autonomiczne – opcja dla filozofów). Tak czy owak nie będziemy sobie zawracali głowy takimi sprawami jak leczenie raka lub wybór fryzury do trumny, bo SI (Sztuczna Inteligencja) zrobi to za nas znacznie lepiej i sprawniej. Już w tej chwili możemy zdać się na komputer, po to, by algorytm ocenił naszą twarz i jakość włosów i wybrał nam optymalną fryzurę. Ale oczywiście, wszyscy to wiemy z filmów science fiction, sztuczna inteligencja na tym nie poprzestanie.
W miarę jak naukowcy będą pogłębiali wiedzę na temat sposobu dokonywania wyborów przez ludzi, pisze Harari (s. 81), pokusa zdania się na algorytmy będzie przypuszczalnie coraz silniejsza. Zhakowanie ludzkiego procesu podejmowania decyzji nie tylko zwiększy niezawodność opartych na big data algorytmów, lecz zarazem doprowadzi do tego, że mniej niezawodne staną się ludzkie uczucia. Gdy rządom i korporacjom uda się zhakować ludzki system operacyjny, zostaniemy wystawieni na potok precyzyjnie kierowanej manipulacji, reklamy i propagadny. Wpływanie na nasze opinie i emocje może stać się tak proste, że będziemy zmuszeni zdać się na algorytmy – tak samo jak pilot, który w czasie lotu dostał akurat zawrotu głowy, musi więc całkowicie zignorować to, co mu mówią własne zmysły i całkowicie zaufać aparaturze.
Podobnie jak możemy już dzisiaj uzyskać opinię algorytmu na temat naszej fryzury, makijażu czy diety, również już dzisiaj możemy się przejechać samochodem autonomicznym, zrobić zdjęcia naszej posiadłości dronem (oczywiście, jeśli “posiadamy posiadłość”) lub polecieć na Majorkę, doskonale wiedząc, że piloci siedzą tylko w kokpicie i patrzą na ekrany, a samolot prowadzi system pilotażowy zwany autopilotem. Możemy więc powiedzieć, ach co tam, po prostu to, co już znamy, udoskonali się, niedługo każdy z nas będzie miał idealnie dopasowaną do oczu fryzurę i każdy autopilot bez problemów wyląduje awaryjnie na rzece Hudson, co jeszcze w roku 2009 było uważane za niezwykły kunszt pilota Chesleya Sullenbergera. Ale, pisze dalej Harari, w niektórych krajach i niektórych kwestiach ludzie mogą nie mieć zupełnie wyboru i zostaną zmuszeni do podporządkowania się decyzjom algorytmów opartych na big data. Nawet jednak w społeczeństwach uchodzących za wolne algorytmy mogą zdobyć władzę, ponieważ doświadczenie nauczy nas ufać im w coraz większej ilości sytuacji i stopniowo stracimy zdolność samodzielnego podejmowania decyzji.
Znamy? Nic nas nie zaskoczy? To popatrzmy dokąd nas prowadzi przewidywanie Harariego. Z chwilą, gdy sztuczna inteligencja stanie się lepsza od nas w podejmowaniu decyzji w sprawie naszej kariery i naszych związków, będzie się musiało zmienić nasze pojęcie ludzkości, a nawet życia. Przywykliśmy myśleć o życiu jako o dramacie podejmowania decyzji. Demokracja liberalna i kapitalizm wolnorynkowy traktują jednostkę jako niezależny podmiot, który nieustannie dokonuje wyborów (…). Na dramacie podejmowania wyborów skupiona jest też teologia, która uzależnia wieczne zbawienie lub potępienie od naszych postępków, czyli wyborów. W świecie algorytmów to wszystko zostanie pozbawione sensu. Nawet nie będzie co czytać, bo stracimy rozeznanie, o co właściwie chodzi ludziom, o których czytamy, gdy targają nimi wątpliwości czy namiętności. Być, albo nie być? Co to za pytanie.
Ale i to jeszcze nie jest koniec wizji przedstawionej przez Harariego.
Już umiemy produkować samonaprowadzające się pociski i noktowizory, pozwalające odkryć ukryte w ciemnościach żywe istoty. Zabójcze roboty, skoro zostały wymyślone przez autorów SF, albo już naprawdę istnieją, albo zaraz zostaną stworzone, bo jak wiemy, wszystko, co człowiek pomyśli, inny człowiek może zrealizować. Uzbrojony w zabójcze roboty bezwzględny dyktator (s. 94) nie będzie musiał obawiać się, że jego żołnierze odmówią wykonania rozkazów. Roboty, twierdzi Harari, w zarodku zdusiłyby Rewolucję Francuską i Arabską Wiosnę Ludów. Jeszcze gorszy od zabijających maszyn będzie docierający wszędzie monitoring, czyli realizacja orwellowskiej powieści Rok 1984. Ale, ostrzega Harari, może się nam zdarzyć coś, czego nawet Orwell nie przewidział (s. 95) – reżim totalnej inwigilacji, który nie tylko śledzi nasze poczynania, ale będzie obserwował nasze wewnętrzne doznania. Bo np., co mógłby zrobić z użyciem takiej techniki reżim Kima w Korei Północnej. Każdy obywatel mógłby zostać zmuszony do noszenia bransoletki biometrycznej, kontrolującej wszystko, od kroku do toalety, po ciśnienie krwi. Jeśli więc u kogoś, kto spojrzy na zdjęcie dyktatora, czujniki wykryłyby charakterystyczne objawy złości – nazajutrz rano taki człowiek znalazłby się w obozie koncentracyjnym.
I tak dalej, jak w momentach, gdy wywód mógłby się stać rozwlekły i nudny, zwykł był pisać mój ulubiony autor, Kurt Vonnegut.
I tak dalej, kochani Czytelnicy.
Juz dzisiaj cieżko jest niektórym wydobyć z siebie krztynę poczucia humoru, by zdrowo z czegoś się pośmiać, a co dopiero byloby, gdyby sprawdziło się to, co opisane w niżej skopiowanym z Googla, przypadku:
“Sztuczna inteligencja nie ma poczucia humoru. Nie potrzebuje go, ale przede wszystkim nie rozumie – brakuje jej zdrowego rozsądku i kontekstu. Być może w przyszłości właśnie humor będzie kluczowym czynnikiem w Teście Turinga, którego zadaniem ma być odróżnienie człowieka od maszyny”
A może to wszystko już się
dzieje, ale nie jest to pewne, by opublikować, bo Test Turinga jest podobnie niedoskonaly jak szczepionka Astra Zeneka?
Tu i tu można się trochę hi, hi pobać, hi, hi ?
🤖💀
Od niepamiętnych lat strzygę się na krótkiego jeża. Wydawałoby się – najprostsza fryzura – a jednak fryzjerom australijskim jakoś to nie wychodzi.
Podczas wizyty w Polsce wybrałem się do fryzjerki.
Spojrzała na mnie badawczo – krótko? – spytała. Krótko – odpowiedziałem.
– Krysiu – zawołała do swojej asystentki – tego pana krótko, dotąd – wymierzyła mi lekki cios karate w głowę.
Pani Krysia zrobiła swoje w minutę. Odczekałem chwilę i pani Fryzjerka spojrzała na mnie badawczo, pohuczała trochę maszynką do strzyżenia.
– Może być? – spytała.
Oniemiałem, to było to na co czekałem na próżno kilkanaście lat.
I chyba zrozumiałem o co chodzi.
Wiele lat wcześniej odwiedziłem wujka mieszkającego w Anglii, miał on syna z Angielką.
Na mój widok Angielka ozywiła się – czy mogę coś sprawdzić?
Zgodziłem się.
Obmacała tył mojej czaszki, następnie pomacała tył czaszki swojego syna.
Bogu dzięki – westchnęła – Stefan ma inną czaszkę niż Polacy.
A więc badania rasowe nie były takie głupie.
Konkluzja – fryzjerzy SI powinni strzyc mnie zadowalająco.
Może jednak powinni zostać zaprogramowani przez Polaków?