Zamaskowane święta

Wpis został przetłumaczony na niemiecki, skrócony i umieszczony na portalu popularnego berlińskiego dwutygodnika TIP (tip-online)

Ewa Maria Slaska

W ostatnim tygodniu przed Niedzielą Palmową postanowiłam zrobić rekonesans w Berlinie, szukając odpowiedzi na pytanie, co robimy w święta?

Wszyscy pamiętamy, jak nie my sami, to powiedzieli nam nasi rodzice lub nawet dziadkowie, o słynnej audycji profesora mniemanologii stosowanej, satyryka Jana Tadeusza Stanisławskiego pod zbiorczym tytułem O wyższości Świąt Bożego Narodzenia nad Świętami Wielkiejnocy. Audycje były na zupełnie inny temat, ale tytuł trwał i oddawał to, co myśli prawie każdy: Boże Narodzenie jest lepsze od Wielkiejnocy. Tymczasem tak naprawdę to Wielkanoc jest najważniejszym świętem nie tylko katolickim, ale chrześcijańskim, bo to od męczeństwa, śmierci i zmartwychwstania Jezusa zaczęło się Chrześcijaństwo. To oczywiście symboliczne, bo wiosna to początek życia. Starożytny Nowy Rok. Jako archeolożka przypomnę, że większość religii swój początek zapisuje w czasie zbliżonym do wiosennego zrównania dnia z nocą. Wielkanoc też się wiąże z tą starożytną rachubą czasu, święci się ją w pierwszą niedzielę po pierwszej wiosennej pełni księżyca. Ostatnia pełnia była w środę 8 kwietnia (różowa pełnia).

Od lat wszyscy mówiliśmy znajomym Niemcom, że jeśli chcą zobaczyć berlińską Polonię en masse, to najprościej jest pójść do kościoła polskiego na Lilienthalstrasse, na pograniczu Neukölln i Kreuzberga, ale najmilszym dniem jest Wielka Sobota, dzień święcenia koszyczków. To jedyny taki dzień w ciągu roku, kiedy na pewno każdy Polak mieszkający w Berlinie pójdzie do kościoła polskiego, bo od najdawniejszego dzieciństwa wiemy, że Wielkanoc to koszyczek. Tak było zawsze, zawsze szło się do kościoła z mamą, babcią, rodzicami, żeby poświęcić pisankę, masło, sól, chleb, wędlinę i baranka, ułożone na białej serwetce w koszyczku i przyozdobione barwinkiem. Święcenie nie odbywało się jak msza o konkretnej godzinie, księża święcili pokarmy co 15 minut, od 9 czy 10 rano do 14 lub 15. I każdy z nas w tym czasie tam prędzej czy później dotarł. Każdy, a więc również ci, którzy normalnie do kościoła nie chodzą. Już w wagonie metra spotykało się Polaków z koszyczkami. Na stacji Südstern na ulicę wysypywały się masy ludzi, inni przyjeżdżali autami, niektórzy docierali na rowerach lub przychodzili przez lotnisko Tempelhof na piechotę.
Byliśmy razem, ładnie ubrani, weseli, uśmiechnięci, dzieci biegały, zadowolone z psikusa, jakiego spłatały rodzinie, gdy udało im się chyłkiem podrzucić do koszyczka figurkę Lego, żeby i ją ksiądz poświęcił.

Foto: Krystyna Koziewicz

W tym roku nie będzie święcenia koszyczków. Palm też nie było. Jak to powiedział ksiądz proboszcz, z którym rozmawiałam tydzień przed świętami. Spędzimy święta po chrześcijańsku, odprawimy wszystkie msze i obrzędy. Tylko bez udziału ludzi. Ci mogą się z nami połączyć przez internet. Palemka, koszyczek to tylko otoczka, najważniejsza jest wspólna modlitwa. Łączymy się duchowo z naszymi wiernymi, życzymy im mocy Ducha Świętego, oby Pan Bóg dał im zdrowie, zatrzymał epidemię i nas ocalił.

W Polsce nie był znany zwyczaj zdobienia drzew, krzewów lub bukietów gałęzi pisankami, zajączek nic nie przynosił, nie chowało się jajek i czekoladek w specjalnie na ten cel przygotowanych gniazdkach. To znają mieszkańcy Wielkopolski, Pomorza, Śląska, czyli tych części Polski, które przez ponad 120 lat należały do Niemiec. W Polsce było święcenie potraw, obfitość jedzenia i słynny poniedziałkowy śmigus dyngus, w Berlinie jednak raczej nie praktykowany.


Foto. Krystyna Koziewicz

W Berlinie po poświęceniu koszyczków wpadało się jeszcze do Małego Księcia, kawiarni, restauracji, sklepu, kiosku i punktu spotkań Polonii berlińskiej. Mały Książę, tak się ten sklep nazywa – ma w nazwie ł, ą, ż, ę. Krzysztof, właściciel firmy, dość mocno się nagłowił, zanim, zakładając sklep 10 lat temu, wybrał nazwę, która będzie bezsprzecznie polska, a jednocześnie jednak uniwersalna – bo litery mogą być dla berlińczyka niepojęte, ale widniejący na ścianie rysunek potarganego chłopca z szyją owiniętą szalem jest czytelny dla wszystkich. W czasie pandemii nie można niestety zjeść w Małym Księciu pierogów, ale kawę można wypić, tyle że na dworze. Na szczęście pogoda jest ładna, a w święta ma być po prostu piękna.

Foto: Krystyna Koziewicz

Mały Książę jako sklep jest czynny i można tam kupić absolutnie wszystko, czego człowiek potrzebuje, aby urządzić święta po polsku. Transport towarów z Polski odbywa się mimo pandemii, Krzysztof twierdzi nawet, że na granicy ruch już działa normalnie. Są wędliny, których Polak zjada na Wielkanoc niewyobrażalne ilości, jest twaróg na sernik, są bakalie i masa czekoladowa na mazurki, są drożdże, których w mieście brakuje, ale są też po prostu mazurki, baby i babki, baranki z masła, ciasta i cukru. Jest żur i barszcz, jest obowiązkowa biała kiełbasa, jest chrzan, również ten najgorszy z najgorszych, ostry jak piekło.

Można przyjść i kupić (do sklepu wejdą na raz trzy osoby, kolejka stoi posłusznie, każdy w należytej odległości od drugiego). Można zadzwonić i zamówić. Do mieszkających w okolicy (do 5 kilometrów) berlińczyków Krzysztof przywiezie towar na elektrycznym rowerze.

Zadzwoniłam do wielu znajomych i przyjaciół. Zapytałam, jak spędzą święta. Wielu wyjechało do Polski, ale oczywiście nie wszyscy, bo to już nawet nie chodzi o nich samych, ich przyjazd oznacza, że i ich rodzina podlegać będzie dwutygodniowej kwarantannie. Surowej i surowo pilnowanej przez policję i służby porządkowe.
Dwie grupy Polaków dojeżdżających z Polski pracują w Berlinie – polskie sprzątaczki i polscy budowlańcy. W Brandenburgii są jeszcze pomocnicy rolni, wysoko cenieni zwłaszcza przez plantatorów szparagów, a w Niemczech właśnie się zaczęło doroczne szparagowe szaleństwo. Osoby zatrudnione przy pielęgnacji pomieszczeń (słowo sprzątaczka jest już niepoprawne politycznie), jeśli rzeczywiście dojeżdżały, a nie żyją już na stałe w stolicy Niemiec – wyjechały i wrócą po odwołaniu obostrzeń. Nie ma dla nich pracy, bo odesłani do domów Niemcy sami sprzątają mieszkania – coś w końcu trzeba robić.
Większość budowlańców zostaje natomiast w Berlinie, bo praca jest jak przysłowiowy zając i jak jej nie pilnujesz, to ucieknie. Spędzą święta w ciasnych przepełnionych mieszkankach i zakupią w Małym Księciu i innych polskich sklepach odpowiednie wiktuały i napitki.

Ci z nas, którzy tu mieszkają na stałe, i tu mają rodzinę, spędzą święta z rodziną. W niedużych grupach, po trzy, cztery osoby, ale razem. O ile bowiem jeszcze przed tygodniem młodzi zarzekali się, że babcie i dziadkowie mają w tym roku trzymać się z daleka od wnuków (dla własnego dobra), o tyle im bliżej niedzieli wielkanocnej, tym słabsze okazują się pryncypialne założenia. To przecież święta, czas wspólny, kiedy się wspólnie je, rozmawia, jest się razem.

Owszem, trzeba będzie po stokroć myć ręce, owszem, postaramy się usiąść od siebie jak najdalej, owszem, nie będziemy się przytulać, być może nawet włożymy maski.

Tak to będzie, zamaskowane święta. Foto: Ela Kargol


***
Polnische Kirche
Transmisje mszy https://www.youtube.com/channel/UCHVKfx9IhCvBWlbI57KrbsA

Spowiedź wielkanocna jest możliwa – wejście od strony zakrystii
Szczegółowe terminy mszy i spowiedzi na stronie internetowej: https://www.pmk-berlin.de/

***
Mały Książę, polnische Lebensmittel
Lilienthalstraße 6, 10965 Berlin
Telefon: 030 62908068
http://polnische-lebensmittel.berlin/

8 thoughts on “Zamaskowane święta

  1. PAMIęTAM ażurowe kolanówki, białe nowe buciki (zawsze na święta) i taka świąteczna z koszyczkiem do kościoła Przyjeżdżały w odwiedziny ciotki z kuzynkami – to był raj.W takiej chrześcijańskiej tradycji wychowywałam córki Nie przypuszczałam, że doczekam świąt takich, jak się nam szykują, choc patrze na świat przez zupełnie inne ideologie. Ten wirus niszczy rodzinę, więzi miedzy ludżmi. Jak to się zakończy? Zawsze jest nadzieja. Życzę wszystkim którzy czytają Ewy blog pomimo wszystko radości na te święte dni i następne też.

    1. nie do konca sie zgadzam. uwazam, ze to nie wirus niszczy rodzine czy miedzyludzkie wiezi. jesli, to niszczymy to sami.

      wirus, w powyzszym kontekscie, przywodzi mi na mysl film “Little Joe” (2019, rez. Jessica Hausner): tam o chodzi o pewna genetycznie zmanipulowana rosline, ktora rozprzestrzenia swoje nasiona i przez to powoduje niesamowite zmiany u ludzi i zwierzat. “zainfekowani” tym nasieniem-pylkiem wydaja sie dziwni i jakby przemienieni, szczegolnie jesli chodzi o ich potrzeby, marzenia, poszukiwane szczescie. wdechniety pylek wydobywa z nich prawdziwe pragnienia.

      moze Corona pokazuje, jacy niektorzy z nas sa naprawde, trudna sytuacja ich sprawdza (pisala juz o tym pieknie Szymborska).

      wiec nie ma co zwalac winy na wirusa, tylko spojrzec w glab siebie, “zacisnac poslady” (jak to sie mawia na Warmii) i sprostac probie.

      hag pessach sameach!

      pozdrawiam
      wiadomo kto 🙂

  2. Święcone w Melbourne.
    Zasadniczo tylko w polskich kościołach.
    My od wielu lat spędzamy WIelkanoc poza Melbourne i zawsze przemycaliśmy tam tę tradycję.
    Oczywiście odbywała się podczas Wielkanocnej mszy.
    W górskiej miejscowości Mt Beauty ksiądz był bardzo przychylny i zgrabnie włączał to liturgii.
    W rolniczym Neerim South ksiądz, z pochodzenia Niemiec, był tym mocno zakłopotany, prosił żeby koszyczek był jaknajmniej widoczny, święcił podczas ogólnego święcenia wszystkich wiernych poczym dyskretnie zabieraliśmy koszyczek sprzed ołtarza.

  3. W czasach pandemii w Berlinie nic z tego nie będzie. Nawet przemycić się nic nie da. Chyba, że wygra pewien berliński proboszcz, który zaskarżył RFN o zakaz odprawiania mszy, aczkolwiek kościół (jako budynek) jest wielki, pokojów w nim, jak z Biblii wiadomo, wiele, a w każdym razie ławek, i można by wpuszczać na msze po kilkadziesiąt osób, które się będą karnie rozsiadały w ławkach daleko od siebie, podobnie jak karnie stoją w kolejkach lub siadają w środkach komunikacji.

  4. Jestem podobnego zdania jak Pan”wiadomo kto”, ze takie ekstremalne sytuacje jak epidemie, a czasem wojny, sa czesto tylko papierkiem lakmusowym na to co akurat w kazdym mieszka i w jakich stosunkach miedzyludzkich znajduje sie on w danym momencie.
    T.Ru

  5. tak,ksiadz Jan Tadeusz Stanisławski, a nie biskup Stanislaw Tym;
    tamtych kazan z eteru (III program polskiego radia) nie zapomne…

  6. Dnia 10 kwietnia 2020 02:14 Wejman Gallery napisała:

    http://wejmangallery.com/pl/wystawy/8-wirtualna-wystawa-sztuki-20-lecia-miedzywojennego?offset=1

    Wirtualna wystawa sztuki 20-lecia międzywojennego w Wejman Gallery

    Szanowni Państwo,
    w tych trudnych czasach, zapraszamy do zapoznania się z naszą wirtualną wystawą sztuki 20-lecia międzywojennego obejmującą obrazy, grafiki i rzeźby wybranych mistrzów XX wieku.

    Szczególne miejsce pośród nich zajmują dwa wyśmienite widoki malarskie – Pejzaż z Awinion Meli Muter oraz Pejzaż z południa Francji Eugeniusza Zaka. Ten ostatni stanowi wariant klasycznej i dobrze znanej Sielanki ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie. Obok tych obiektów prezentujemy Państwu gwasze Leopolda Gottlieba, wyjątkowe rzeźby z terakoty Miki Mickun i Bolesława Biegasa oraz jego Mistyczny obraz olejny. Na wystawie eksponujemy również linoryty Stanisława Kubickiego – wśród nich ikoniczną Wieżę Babel – a także dzieła Louisa Marcoussisa, Eliasza Nadelmana, Henryka Haydena i Jana Rubczaka.

    Życzymy Wam i Waszym rodzinom zdrowia, kiedy razem płyniemy przez te niezbadane wody,

    ***
    Wszystkie prace są na sprzedaż, w zależności od dostępności, wyłącznie w Wejman Gallery. Biorąc pod uwagę obecny stan rynku, z przyjemnością oferujemy skorygowanie ceny na żądanie.
    ***
    WEJMAN GALLERY
    ul. Jaracza 8, 00-378 Warszawa
    http://wejmangallery.com

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.