Prot d. Berlinerblau 2

Tomasz Prot Parę słów o sobie Jestem ostatnim męski potomkiem tej niegdyś licznej rodziny, który, gdyby nie przyjęcie przez ojca pseudonimu z legionów, nadal nazywałby się Berlinerblau. Urodziłem się w Pionkach, już po śmierci mojego brata Andrzeja, jako drugi po mojej siostrze Janinie. Zaważyło to w pewnym sensie na całym moim życiu. Z jednej strony moja matka, po stracie pierworodnego syna, przez wiele lat otaczała mnie zbyt czułą opieką, z drugiej strony moja siostra źle znosiła ten nadmiar troski, skierowany głównie na młodszego brata. Także w małżeństwie moich rodziców nie układało się najlepiej, ojciec bardzo zajęty budową Pionek miał mało czasu dla żony i dzieci, natomiast mama była osobą depresyjną i wymagającą szczególnej troski. Zakończyło się to skandalem. Mama w czasie nieobecności ojca wyjechała z dziećmi i z wykonującym ich portrety młodym malarzem z Pionek do Warszawy. Po paru miesiącach ojciec zabrał nas z powrotem do Pionek, malarz wyjechał do USA gdzie został znanym portrecistą, a mama podjęła pracę ogrodniczki i bibliotekarki w Zakładzie dla Niewidomych w Laskach pod Warszawą. Po dwóch, trzech latach pobytu w Pionkach, zostałem ze względów zdrowotnych oddany pod opiekę mamy, z którą do 1938 roku mieszkałem w Rabce i Zakopanym. Z siostrą widywałem się w czasie wakacji, a z ojcem tylko w czasie jego rzadkich wizyt. Po powrocie do Warszawy zamieszkaliśmy na Bielanach, gdzie poszedłem do publicznej szkoły powszechnej. Źle się tam czułem ze względu na mój żydowski wygląd i narastający w Polsce antysemityzm. Przezywany byłem przez kolegów „Żydek” „Mosiek” itp. Po wakacjach 1939 roku spędzonych z siostrą w Pionkach u ojca i jego nowej żony, malarki Haliny Freund, na parę dni przed wybuchem wojny dotarliśmy do Warszawy. Czas oblężenia miasta przeżyliśmy u wujka Wildera, a po kapitulacji Warszawy wróciliśmy na Bielany. Wkrótce, pomimo że czuliśmy się Polakami o żydowskich korzeniach, zostaliśmy przez okupanta i sąsiadów zaliczeni do Żydów i chcąc uniknąć przeprowadzki do getta, zostawiliśmy mieszkanie i z niewielkim dobytkiem i przenieśliśmy się do Lasek, pod opiekę Sióstr Franciszkanek. Jednak, po około 1,5 roku i tam sąsiedzi zaczęli się interesować Żydami mieszkającymi na terenie klasztoru, jak również mniszkami pochodzenia żydowskiego. W związku z tym wszyscy, także siostry zakonne, aby nie narażać podopiecznych Zakładu, opuściliśmy Laski. Od tego czasu każdy z nas ukrywał się osobno. Siostra tułała się po różnych ludziach, aż zaopiekowała się nią troskliwie nadzwyczajna rodzina państwa Kielanów, Mama imała się różnych zajęć, przez pewien czas była gosposią i opiekunką dzieci, potem zatrudniła w kuchni RGO, wydającej posiłki dla ubogich podopiecznych. Ja, przez parę tygodni mieszkałem u pani Zofii Stefanowskiej na Żoliborzu. Miała ona dwoje dzieci starszych ode mnie i bardzo się obawiała konsekwencji, ale, ze względu na przyjaźń z mamą, podjęła się czasowego przechowania mnie. Następnie zostałem przyjęty, jako syn polskiego oficera zaginionego w czasie wojny, do internatu RGO i w kolejnych domach prowadzonych przez tę instytucję, z różnymi przygodami, przetrwałem do końca wojny. Dla wyjaśnienia podam może, że RGO – Rada Główna Opiekuńcza – była jedyną świecką organizacją charytatywną, czynną podczas I i II wojny światowej. Podczas II wojny prowadziła działalność za zgodą władz okupacyjnych. Była związana z AK. RGO wspomagała 700-900 tysięcy osób rocznie, w tym wielu Żydów.

protowieTomasz i Janina Prot /„Rodzeństwo”, fot. J. Mierzejewska 1947

Pod koniec 1945 roku zamieszkaliśmy z mamą i siostrą we Wrocławiu, tam ukończyłem szkołę średnią i zaliczyłem trzy lata studiów chemicznych. Następnie studiowałem na Uniwersytecie Łódzkim i po uzyskaniu tytułu magistra rozpocząłem pracę w Warszawie, gdzie przeniosła się już moja siostra – neurolożka z tytułem doktora medycyny – i matka, wówczas zastępczyni dyrektora Biblioteki Głównej Politechniki Warszawskiej. Ja, kontynuując tradycje moich przodków-chemików, pracowałem kolejno w Instytucie Tworzyw Sztucznych na Żoliborzu, Politechnice Warszawskiej i Politechnice Radomskiej. Wyniki moich badań naukowych zawarłem w licznych artykułach i patentach, oraz w pracy doktorskiej (1963 rok) i habilitacyjnej (1977 rok). Jako profesor byłem przez wiele lat kierownikiem Katedry Chemii Polimerów, byłem też prorektorem Uczelni i dziekanem Wydziału na Politechnice Radomskiej. tomaszprotWprawdzie nie pełniłem tak odpowiedzialnych zadań w przemyśle jak mój ojciec, ale także, jak sądzę, dobrze zasłużyłem się polskiej chemii, kształcąc kadrę polskich chemików, jako promotor i opiekun prac doktorskich i magisterskich, a także przekazując do przemysłu technologię wykorzystywanych w praktyce żywic lakierniczych. Po przejściu na emeryturę przez dwie kadencje, w latach 2006-2012 byłem wiceprzewodniczącym zarządu Stowarzyszenia „Dzieci Holocaustu” w Polsce. Moja siostra, Janina Prot-Wald, po marcu 1968 wyjechała z rodziną do USA. Stwierdziła, że nie chce, by jej dzieci żyły w kraju, gdzie po Holocauście mogło dojść do następnej, popieranej przez partię i rząd, fali antysemityzmu. W Stanach nostryfikowała dyplom lekarza i pracowała wiele lat w Lexington pod Bostonem, a po emeryturze przeniosła się do córki do Seattle, gdzie zmarła w maju 2011 roku. Moja córka Katarzyna Prot została lekarzem psychiatrą, jej prace naukowe dotyczą głownie traumy, szczególnie traumy ocalałych z Holocaustu. Jej praca habilitacyjna była porównaniem traumy Żydów polskich z traumą Żydów rumuńskich. Obecnie, poza leczeniem chorych, wykłada psychiatrię na Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie *** Pisząc niniejszy tekst opierałem się na wspomnieniach rodzinnych, oraz na książkach i artykułach:

  1. Janina Prot-Wald Nie ma powrotu, Warszawa-Seattle 2010
  2. Marek Gałęziowski Na wzór Berka Joselewicza, Warszawa 2010
  3. Michał B. Balasiewicz Przemysł chemiczny 92/9 2013
  4. Szkice z dziejów Pionek, tom I pod red. Marka Wierzbickiego

Dziękuję Jakubowi Wdowickiemu za udostępnienie wielu danych i fotografii z rodzinnego albumu.

One thought on “Prot d. Berlinerblau 2

  1. Uwaga! Bardzo ważny komentarz! Przyjaciel mojego Ojca, mieszkający teraz od wielu lat w Kanadzie, który już wieki temu został (i on, i jego żona!) również moim przyjacielem, napisał mi dziś w mailu coś niewiarygodnego:

    Kochana Ewuniu,
    z ciekawością i wzruszeniem przeczytałem tekst na temat rodziny Protów.
    Byłem w internacie RGO jednym z opiekunów, opiekowałem się między innymi grupą maluchów, do których należał Tomek. Dzieci chodziły za mną jak kurczęta za kwoką.
    Cieszę się, że tylu członków tej rodziny przetrwało.
    Znalem także Ignacego Walda, męża Jany, który zmarl podczas operacji w Londynie. Pamiętam także, że Ignacy opiekował się do końca swoją teściową, matką Jany.
    Zabawne, jaki świat jest mały; bywaliśmy w domu Walda na smacznych obiado-kolacjach, które przygotowywała Inka (historyk literatury w PAN), ostatnia życiowa partnerka Ignacego.

    Jurek

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Twitter picture

You are commenting using your Twitter account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.