Kilka tygodni temu wracałem wraz z żoną samochodem z koncertu. Było już ciemno, deszcz. Czułem się bardzo niewygodnie za kierownicą. Na ulicach był duży ruch, światła pojazdów z przeciwka oślepiały mnie. W rezultacie nie byłem w stanie rozpoznać w lusterku wstecznym, czy na sąsiednim pasie jedzie jakiś samochód, w związku z czym nie odważałem się zmieniać pasa, co doprowadziło do nieplanowanego przedłużenia podróży.
Historia Ukrainy w pigułce Broma dotarła już prawie do końca XIX wieku, co zainspirowało mnie do zajrzenia do pamiętników stryja Stanisława (brata mojego ojca) – pierwszy z lewej w towarzystwie młodszego rodzeństwa – Jerzego i Ludmiły…
Przeważająca część tego wpisu, prezentowana kursywą, to oryginalny tekst wspomnień, tekst podany normalną czcionką to interwencje autora tego blogowego wpisu.
Początków nauki udzielała nam Matka, a dopiero do egzaminu wstępnego do gimnazjum przygotowywał mnie w języku rosyjskim nauczyciel szkoły gminnej w Opinogórze, pan Ślubowski. Przygotowywał dobrze bo na liście przyjętych uczniów znalazłem się na 13. pozycji. Dnia 2 września 1898 roku, dwa dni przed rozpoczęciem lekcji, pojechałem z Matką do Warszawy aby wyekwipować mnie na okres nauki. Po przyjeździe Matka kupiła dla mnie szafkę nocną, łóżko z prętami, materac. Potem, w sklepie Skwary na ul. Wierzbowej, Matka dobrała na mnie szkolne ubranie – spodnie i bluzę z wysokim kołnierzem, zapinaną na kryte guziki. Były dwa gatunki materiału na te ubrania – czarny, droższy i szaraczkowy – tańszy. Matka kupiła mi ten drugi. Potem w sklepie Tuczyna dobrałem sobie czapkę, na froncie Tuczyn przyczepił znak naszego gimnazjum – dwie skrzyżowane palmy a między nimi pierwsze litery i cyfra 3-go gimnazjum, wyrobione z blachy srebrnego koloru. W sklepie z materiałami piśmiennymi kupiliśmy tornister, piórnik, linijkę, pióro, ołówki i gumkę do wycierania – obowiązkowe akcesoria dla uczniów klasy wstępnej. Przed wyjazdem Matka powiedziała mi, że u pani prowadzącej stancję zostawiła pieniądze na zakup podręczników i kajetów i wręczyła mi rubla – była to moja miesięczna pensja, którą, po pokryciu niezbędnych wydatków, mogłem wykorzystać według własnego uznania.
Gimnazjum znajdowało się na ulicy Berga (obecnie R. Traugutta), numer 1. Obecnie wygląda to tak: Autorstwo – Adrian Grycuk – Praca własna, CC BY-SA 3.0 pl, Źródło – KLIK.
W obszernym hallu urzędował w roli szwajcara, ubrany po wojskowemu i obwieszony medalami, emerytowany feldfebel. W hallu znajdowały się drzwi do mieszkań inspektora i dyrektora, okna tych mieszkań wychodziły na Krakowskie Przedmieście. Między oknami w korytarzu wisiały obrazy przedstawiające sceny z historii Rosji, n.p. Przejście armii Suworowa przez Diabelski Most w Alpach – poniżej obraz na ten temat, ale nie ten który był w opisywanym tu gimnazjum.
W klasie wstępnej gospodarzem klasy był Czernoziemow i on zrobił nam wykład o obowiązkach ucznia. Podał wykaz potrzebnych podręczników i kajetów. Każdy otrzyma dzienniczek (żurnał), w którym trzeba wpisać lekcje i co zadane, przy każdej lekcji ma być miejsce na wpisanie stopnia, u dołu stronicy obejmującej tydzień nauki ma być miejsce na uwagi o sprawowaniu i wymierzonych karach. W gmachu surowo zabrania się rozmawiać po polsku. Do teatru wolno chodzić tylko za zezwoleniem inspektora. Gospodarz klasy wyznacza na każdy dzień dyżurnego, którego obowiązkiem jest utrzymanie porządku w klasie. Na zapytanie gospodarza klasy, dyżurny powinien wskazać ucznia zachowującego się niewłaściwie. Jeśli tego nie zrobi, otrzyma karę za niewywiązywanie się z obowiązków. Dzień szkolny zaczynał się i kończył modlitwą, był w niej zwrot dotyczący monarchy, uczniowie nie chcieli się za niego modlić i czasem opuszczali te słowa. Było to wykroczenie. Łagodniejsi nauczyciele udawali, że tego nie zauważyli, jednak większość traktowała to ostro – nie umiesz modlitwy – 2 godziny “kozy” po lekcjach i dwója ze sprawowania. Wszyscy woźni byli Rosjanami i chociaż odnosili się do uczniów poprawnie, to nie budzili zaufania. Nauczyciele Rosjanie starali się tępić ducha polskości, nauczyciele Polacy unikali komplikacji aby nie stracić posady. Kwestie pochodzenia i zamożności grały zupełnie nieistotną rolę, właściwie były niezauważalne – wyjątkiem był bufet – mniej zamożni przynosili kanapki z domu i z bufetu nie korzystali. Nieobowiązkowe lekcje języka polskiego były czystą parodią. Podręcznik Dubrowskiego prezentował wiersze i fragmenty prozy w obu językach. Rozbiór gramatyczny, pytania nauczyciela i odpowiedzi uczniów były w języku rosyjskim. Jednak od trzeciej klasy lekcje polskiego prowadził Łoszewski – dzielny polski patriota. Już na pierwszej lekcji oznajmił, że będzie nam wykładał historię Polski. Z kieszeni tużurka wyciągnął tom historii Polski autorstwa W. Smoleńskiego i czytał nam fragmenty. Nie wolno było nam robić żadnych notatek. Na lekcje polskiego chodzili Polacy i kilku Żydów. Prowadzenie lekcji historii Polski w rosyjskim gimnazjum było czymś niesłychanym, groziła za to zsyłka na Sybir. A jednak Łoszewski przetrzymał wiele lat. W trzeciej klasie dostaliśmy nowego gospodarza – Istrina – tęgiej postury, nosił się niedbale a do uczniów odnosił się z lekceważeniem. Z jego przedmiotów byłem uczniem czwórkowym więc nie sądziłem, że nastąpi jakiś konflikt, a jednak nastąpił. Na lekcji geografii odpowiadałem przy tablicy, na której wisiała mapa Europy… – A gdie ostrow Kreta? – spytał Istrin. Wskazałem na wyspę i bezwiednie powiedziałem – tu… Natychmiast zorientowałem się w sytuacji, przeciągnąłem tu w tuut i jeszcze dodałem – zdieś, ale było za późno.- Wy skazali po polski – TU – wy nie znajetie jeszczo goworit pa ruski. Dowolno z was. Postawił mi jedynkę z geografii i na tym się nie skończyło. Na koniec roku dostałem trójkę z geografii i dwójkę z rosyjskiego. Wakacje miałem zepsute gdyż brałem korepetycje z rosyjskiego. Po wakacjach egzamin poprawkowy. Istrin zdecydowanie postanowił mnie oblać i egzamin zaczął od pytań z języka cerkiewnego. Na lekcjach rosyjskiego był to zupełnie marginesowy temat i mój korepetytor go pominął. Na kilka pytań udzieliłem raczej niepełnych odpowiedzi i Istrin przerwał egzamin słowami – dowolno z was. Jednak nie poddałem się – poprosiłem Komisję o chwilę uwagi i przedstawiłem swoją sprawę – wspomniałem o przypadku ze wskazaniem Krety i poprosiłem o pytania z “codziennego” rosyjskiego. Komisja wysłuchała mnie i egzamin zdałem. Trzecia klasa – dołączyłem do Kółka Samokształcenia. Była to tajna organizacja działająca w szkołach średnich i na uniwersytecie. W klasie trzeciej i czwartej działalność Kółka ograniczała się do nauki historii i literatury polskiej, później rozszerzano program na zagadnienia społeczne. Kwestie religijne nie były poruszane gdyż do Kółka należeli uczniowie różnych wyznań. Czwarta klasa – moją pensję rodzice podnieśli do 1.50 rubla miesięcznie co dawało mi możność wybrania się do teatru na najtańsze miejsce na galerii. Pierwszy raz byłem w teatrze na Obronie Częstochowy, następnie na Zbyszku i Danusi. Do dziś pamiętam jak wielkie wrażenie zrobiła na mnie gra Trapszówny w roli Danusi. Inne wydatki starałem się ograniczać. Czasem kupowałem kawałek chałwy lub sprzedawane przez sklep Fruzińskiego okruchy z czekoladek i ciastek. Porcja kosztowała 5 kopiejek. Rok 1903 – piąta klasa – to stawiało mnie w gronie dorastającej młodzieży, odchodziłem od szczenięcych rozrywek, zaczynałem poważnie myśleć. Równocześnie z początkiem roku szkolnego 1903/4 nastąpiły poważne zmiany na lepsze w programie nauki. Dyrektorem został profesor Pogodin. Oprócz stanowiska dyrektora prowadził wykłady z historii Rosji i nowy przedmiot Ekonomika cesarstwa rosyjskiego. Pogodin reprezentował odmienny stosunek do Polaków – zamiast prześladowań poszukiwanie form współżycia a więc pansłowianizm – wchłonięcie Polski i innych narodów słowiańskich przez cesarstwo rosyjskie. Było to dla Polaków bardzo niebezpieczne. Na początku 1904 roku wybuchła wojna rosyjsko-japońska… uczniowie śledzili jej przebieg z zainteresowaniem nie ograniczając się do czytania cenzurowanej prasy. Udzielaliśmy sobie zasłyszanych informacji i plotek, zdobywaliśmy nielegalną prasę i odezwy wydawane przez organizacje konspiracyjne. Koniec listopada – zarząd Kół Samokształcenia postanowił uczcić rocznicę Powstania Listopadowego manifestacją w sali rekreacyjnej. Zaraz po zakończeniu lekcji zaczęły do sali napływać liczne grupy. Uczniowie ujmowali się pod ramiona tworząc długie szeregi i w milczeniu spacerowali dokoła obszernej sali… Ciągłe niepowodzenia na rosyjsko-japońskim froncie spowodowały zelżenie cenzury, broszura L. Andrejewa – Czerwony Śmiech była rewelacyjnym reportażem sytuacji na froncie i poza nim. Społeczeństwo ogarniały jeszcze nieokreślone nadzieje na jakieś przemiany, tajne gazetki przygotowywały do jakichś rewolucyjnych wystąpień. Styczeń 1905 roku – masakra robotników w Petersburgu… Studenci i uczniowie szkół średnich wystąpili z żądaniem wprowadzenia języka polskiego na uniwersytecie i we wszystkich szkołach. Na poparcie tych żądań ogłoszono strajk szkolny. Akcją kierowały samorządy Kółek Samokształcenia. Wyznaczono mnie do pikietowania ulicy Erywańskiej (obecnie ulica Kredytowa) i zawracałem uczniów, którzy zamierzali dojść do gimnazjum. Uprzedzaliśmy, że nieposłuszni zostaną obici. 27 stycznia wybuchł w Warszawie pierwszy w historii strajk powszechny. Zatrzymano wszelki ruch, zamknięte zostały fabryki i sklepy. Tramwaje, które wyszły z remiz zatrzymano. Tramwajarzy z końmi wypędzono do remiz a tramwaje wywrócono na jezdnię… Ekipy robotnicze rozpoczęły podpalanie sklepów z wódką i rozbiły sklepy z bronią i amunicją dla zdobycia broni, męty uliczne zaczęły rozbijać sklepy i rabować towary. Koło południa pokazali się na ulicach Kozacy. Patrole szarżowały z szablami lub nahajkami na tłum. Policja nakazała dozorcom zamykać bramy i wpuszczać tylko lokatorów. Zaburzenia trwały kilka dni, 2 lutego Szwarc wydał zarządzenie zawieszające wykłady na czas nieokreślony. Wtedy w Warszawie zaczęły formować się prywatne tajne komplety dla dalszej nauki kursu przerwanego przez strajk. Ja uczyłem się w komplecie zorganizowanym przez panią Balicką, matkę mojego kolegi Zygmunta Balickiego.
W maju 1908 roku stryj Stanisław zdał pomyślnie maturę, zdecydował się na studia rolnicze. To nie było możliwe w zaborze rosyjskim, wybór padł na Dublany – Akademię Rolniczą na obrzeżu Lwowa założoną w 1856 roku przez Leona Sapiehę – obecnie Lwowski Narodowy Uniwersytet Rolniczy.
Dublany były położone w zaborze austriackim, wyjazd za granicę był połączony z pewnymi kłopotami. Paszportu nie mogłem otrzymać będąc w wieku poborowym więc trzeba było “szwarcować” się za granicę. Kuzynka mieszkająca w Sosnowcu wystarała się dla mnie o przepustkę jaką posiadali mieszkańcy pasa granicznego. Wieczorem wsiadłem do pociągu, kontrola graniczna była bardzo powierzchowna i noc spędziłem już w Krakowie. Następnego dnia wsiadłem w lwowski pociąg i po południu wysiadłem na dworcu w Lwowie. Numerowy zaniósł moje rzeczy do fiakra i za chwilę jechałem szosą prowadzącą do Kamionki Strumiłowej. Na ósmym kilometrze fiakier skręcił w prawo, w boczną drogę wysadzaną brzozami. Po wychyleniu się z lasu fiakier obrócił się do mnie i wskazał na pobliskie wzgórze: – Ot i Dublany, a tam Dom Studentów.
Mam na imię Lech. Polacy kiwają głową ze zrozumieniem – wiadomo początek państwa polskiego…
Bardzo dawno temu w pewnej słowiańskiej osadzie żyło trzech braci, Lech, Czech i Rus. Żyli pod wielkim świętym dębem, spod którego tryskało święte źródło, z którego pił święty koń. Bracia żyli w zgodzie ze sobą i harmonii z naturą, we wszystkim słuchając się starego i mądrego kapłana, który wiedział wszystko o naturze, ludziach, życiu i świecie. Leczył, doradzał i tłumaczył sny, zarówno młodym, jaki stary. Braciom kiedyś przyśniły się konie, a kapłan powiedział im, że te sny im się niedługo spełnią. Gdy byli młodzieńcami, ich ojciec podarował im trzy źrebaki, o które mieli dbać, by im służyły. Kapłan osady podarował im jeszcze jednego, białego konia. Przykazał im, by wyruszyli w drogę i podążali za tym właśnie koniem, aż dotrą do wielkiej północnej świątyni.
Proszę może najpierw przeczytać poprzednie doniesienie o kontaktach z Bliźniętami: TU
Moje kontakty z Bliźniętami trwają.
Przepraszam, że przyczepiłem się do jednego tematu, ale uważam, że istotny.
Poprzednio podałem informację o aplikacji Gemini, która nie potrafiła znaleźć informacji łatwo dostępnej w internecie. Podałem jej odpowiedni link – KLIK. Dzisiaj powtórzyłem pytanie: co wiesz o Joice Nankivell-Loch? Gemini tym razem odpowiedzieli, korciło mnie żeby ich spytać od kogo się dowiedzieli, ale nie jestem uszczypliwy.
Zrobiłem więc mały krok dalej… Spróbowałem ich spytać o Joice Nankivell-Loch jeszcze raz. Tym razem wiedzieli – a więc uczą się. – Jakie polskie odznaczenia otrzymała Joice?, zapytałem. – Order Polonia Restituta wręczany przez prezydenta Polski.
Wczoraj Google powiadomiło mnie, że może mnie obsługiwać jeszcze lepiej – Gemini – KLIK.
Jestem otwarty na ciekawe propozycje, więc spróbowałem. Pierwsza rzecz, która mnie intrygowała, to ile tych Bliźniąt i jakiej są płci. Myślałem, że rozpoznam to po głosie, ale wykręciły się – ja zadawałem pytania mówiąc po angielsku, Gemini odpowiadały na piśmie. Nie chciałem pytać wprost, bo mógłbym sobie wyrobić opinię seksisty. Nie mam takich oporów na blogu bo… przecież mnie znacie 🙂
Przeszedłem więc do rzeczy… – Kto wygrał tegoroczną Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury? – Han Kang, Południowa Korea. – Ile kobiet wygrało nagrodę Nobla w dziedzinie literatury? – 18, w ostatnich latach wygrywają częściej niż mężczyźni.
Zgadza się.
Na marginesie wspomnę, że Nagrodę przyznano 116 razy, więc sporo czasu zajmie, zanim bilans płci się wyrówna.
Spytałem, czy jakieś książki tej autorki są dostępne w publicznych bibliotekach w Melbourne. – Są, dostałem odpowiednie linki.
Widząc, że moje Bliźniaki coś tam wiedzą, spróbowałem czegoś, co naprawdę mnie interesuje… – Czy wiesz coś o Joyce Nankivell-Loch? Odpowiedź była: – Nie wiem, to może być informacja prywatna, do której nie mam dostępu. Poniżej ciąg dalszy konwersacji…
Przyznaję, że moja odpowiedź była szorstka, ale chyba uzasadniona.
Sprawa interesowała mnie dlatego, że Australijka o tym nazwisku została w 1923 roku udekorowana Orderem Orła Białego. Dekoracji dokonał prawdopodobnie Naczelnik Państwa – Józef Piłsudski.
Wiem o tej pani sporo, założę się, że więcej niż 99.9% Australijczyków.
Niestety na polskim gruncie nie poszło mi lepiej. W zeszłym roku, 3 maja, wybiła 100 rocznica tej dekoracji, wysłałem więc maila z tą informacją do Prezydenta A. Dudy, polskiego konsulatu w Australii, australijskiego konsulatu w Polsce. W mailu sugerowałem, że to może być sympatyczny element podczas spotkań dyplomatycznych. Konsulat Polski w Australii odpowiedział sympatycznie. Dwaj pozostali adresaci – ani słowa.
Nie mam wielkich pretensji – Joice Nankivell-Loch zdecydowanie nie czuła się dobrze w Australii, wybrała działalność charytatywną w innych krajach – Polska, Grecja, Rumunia, Brytyjski Mandat Palestyny. Nie dziwię się, że Australijczycy o niej nie wiedzą. Jeśli chodzi o Prezydenta R.P. to dostałem ostrzeżenie, że Kancelaria nie jest w stanie odpowiadać na wszystkie maile, więc nie gwarantuje odpowiedzi.
No, a teraz Google :(((
P.S. Polski PenClub też mi nie odpowiedział, a Joice była z nim w kontakcie. P.S2 Tu link do moich wpisów blogowych na ten temat : KLIK1 KLIK2
Wpis ukazał się na blogu Pharlapa “Polak do góry nogami” i uzyskał komentarze. Oto one:
Anonymous 13.10.2024 o Joice N-L napisał parę lat temu ….Lech Milewski dwa świetne artykuły( dostępne w Sieci). Ja trafiłem na Joice N-L chyba ze względu na charytatywną działalność Kwakrów( w Europie)… nieistotne. Zajrzyj do artykułów(2) swojego Imiennika, jeśli chcesz…(pomyślałem, że to Ty! Pisałeś coś o gen. Andersie?). To byłby fajny żart… dobre… Choćby ze względu na ciekawą wzmiankę o niebieskiej lamówce na sukni Joice N-L, którą założyła … To szczegół, ale… Małżeństwo N-L zostało odznaczone Krzyżami Zasługi( złotymi), a listowny kontakt mieli z Wańkowiczem, który nawet proponował im zamieszkanie w Polsce. Ale oni wybrali Grecję, bo tam się działo i było ciepło, a nawet… Gospodarstwo prowadziła im Polka… Lechu, po raz kolejny podziękowania…
Lech 14.10.2024 Dobrze pomyślałeś – to ja 🙂 Kilkanaście lat temu dołączyłem do blogowego grona Panien po 40-tce, które wspólnie publikowały w Bloxie wpisy na temat kultury i jedzenia. Blog kontynuuje jego twórczyni, która mieszka w Berlinie. Korzystam z jej gościnności i opublikowałem tam ponad 100 długaśnych wpisów. Ostatnio bardzo interesująca jest seria wpisów na temat historii Ukrainy – rewelacja. Przy okazji – zdałem sobie sprawę, że z moim imieniem nie powinienem w żadnym wypadku szukać bliźniaka – jeszcze znajdzie się, z imieniem Jarosław i katastrofa lotnicza murowana.
Anonymous 14.10.2024 Zajrzę z przyjemnością, choćby dla porównania źródeł… Okraina, ciekawy temat. Jest wiele mitów i legend. Mnie interesowały powstania Kozaków, a szczególnie Chmielnickiego… Zebrałem trochę wiedzy na ten temat. Możesz podać bardziej dokładnie, jak dotrzeć do tych rewelacji, bo u mnie pamięć i umiejętności … Bliźniaka, haha – ja sprawdzę (bo pamięć), parę lat temu wertowałem wspomnienia dziennikarza o więziennictwie w Stanach. Z polskim byłem jako tako obeznany (czasy PRL).
ceramik 14,10. 2024 Joyce Nankivell-Loch. I nie wie o niej Sztuczna Inteligencja? A to ci dopiero. Więc pokonałeś SI pierwszym pytaniem, no… piątym 🙂 W takim razie – nie ma co się bać Sztucznej Inteligencji. Bo nie wie wszystkiego. Mhmmm… A może… Tym bardziej trzeba jej się bać 😉
Lech 11.10.2024 Moim zdaniem to tylko argument za tym, żeby na niej całkowicie nie polegać. W tym blogu podawałem sporo przykładów, jaki śliski i niebezpieczny to twór.
Stokrotka 16.102024 Zaprzyjaźniona bibliotekarka z podwarszawskiej biblioteki poinformowała mnie, że odkłada dla mnie książkę Wegetarianka nowej Noblistki Han Kang… Chyba niedługo będę miała ucztę intelektualną…
Lech 16.10.2024 Uczta z wegetarianką – może być ciekawe 🙂 Sprawdziłem moją lokalną bibliotekę – mają kilka książek tej autorki, wszystkie tłumaczenia na angielski wypożyczone i trzeba czekać w długiej kolejce. W wersji oryginalnej można wypożyczyć od ręki. Nie wiem, co będzie szybsze – odczekać w kolejce, czy nauczyć się koreańskiego? Inna opcja to biblioteka stanowa, ale tam trzeba czytać na miejscu, czyli regularne wizyty przez kilka dni.
Ponad dwa lata temu ta rozrywka pod polską nazwą Haseła była sygnalizowana na tym blogu – KLIK. Haseła – polskojęzyczna wersja tej gry musiała niestety zostać wycofana, gdyż New York Times, który ma prawa autorskie do gry (wersja angielska), zgłosił pretensje. Mam nadzieję, że sprawa zostanie poruszona w Parlamencie Europejskim. Ja zacząłem grać na łamach New York Times na początku 2023 roku. Po kilku przypadkowych grach zastanowiłem się nad metodą.
Inspiracją było dla mnie opowiadanie Edgara Allana Poe – Złoty żuk – w którym poszukiwacze skarbu muszą odcyfrować zaszyfrowany dokument. Wpadają na pomysł, żeby oprzeć się na statystyce częstotliwości występowania liter w angielskich słowach. Znalazłem informację, że w czołówce liter używanych w języku angielskim są E, T, A, I, N, O, S. Zdecydowałem, że na początek będę wstawiał słowo P-R-I-C-E. New York Times poradził, że lepszym słowem byłoby S-T-A-L-E, ale angielskie słowo stale pachniało mi jakoś nieświeżo, wolałem poznać cenę (price).
Od dwóch dni to główny temat w australijskich mediach.
Julian Assange – podaję link do anglojęzycznego wpisu Wikipedii – KLIK, gdyż wpis polski jest bardzo ubogi – KLIK. W anglojęzycznym wpisie pojawia się powiadomienie – artykuł jest aktualnie przedmiotem zmian…. Rzeczywiście, w chwili gdy zacząłem ten wpis internet podpowiadał: – godzinę temu (czyli około 2 rano w Polsce) Julian Assange pleaded guilty – przyznał się do winy. – 22 minuty temu – sąd zaakceptował przyznanie się do winy.
Palindrom – wyrażenie brzmiące tak samo czytane od prawej i od lewej. Z greckiego – palindromos – biegnący z powrotem.
Powyżej mozaika z IV wieku w greckim klasztorze w Malevi. Tekst – Zmyj swoje grzechy, nie tylko twarz.
Anglicy sięgnęli dalej w przeszłość, do czasów stworzenia Ewy. Adam, gdy się obudził po zabiegu wyjęcia żebra, przywitał swoją partnerkę słowami – Ave Eva. Po chwili zorientował się, że należy się przedstawić – powiedział: Madam, I am Adam. Również Anglik – Henry Peacham – wymyślił w 1638 roku nazwę Palindrom – KLIK.
Ja dowiedziałem się o tym fenomenie w szkole podstawowej, od kolegów – napisali na tablicy: kobyła ma mały bok. Nauczyciel rosyjskiego rozszerzył moje horyzonty, opowiedział historyjkę o Puszkinie, którego odwiedził jegomość nazwiskiem Kałdyba i spytał czy poeta nie zechciałby uwiecznić jego nazwiska jakimś wierszykiem – nic prostszego – odpowiedział Puszkin: rak, ryba durak Kałdyba, ryba rak, Kałdyba durak.
To był rak – podkategoria palindromów bazowana nie na literach lecz na słowach. Tu nie musimy sięgać aż po Puszkina, już wcześniej tworzyli je polscy poeci.
Jan Kochanowski:
Folgujmy paniom nie sobie, ma rada; Miłujmy wiernie nie jest w nich przysada. Miłości pragną nie pragną tu złota. Miłują z serca nie patrzają zdrady, Pilnują prawdy nie kłamają rady. Wiarę uprzejmą nie dar sobie ważą, W miarę nie nazbyt ciągnąć rzemień każą. Wiecznie wam służę nie służę na chwilę, Bezpiecznie wierzcie nierad ja omylę. Bogactwo, Cnota, Kobieta, Miłość.
Jan Andrzej Morsztyn:
Cnota cię rządzi nie pragniesz pieniędzy; Złota dosyć masz nie boisz się nędzy; Czystości służysz nie swojej chciwości; W skrytości mieszkasz nie przywabiasz gości: Szyciem zarabiasz nie wygrawasz w karty: Piciem się brzydzisz nie bawisz się żarty: Matki się boisz, nie chybiasz kościoła; Gładki to anioł nie zła dziewka zgoła; Szumnie ważysz mnie nie srebro w kieszeni; U mnie wprzód rozum niż miłość się zmieni.
W mowie codziennej: Kajak A Nil to kotlina? Zakopane na pokaz Łoi nas Anioł. Akta ma matka. Inni winni. A kruk otyły to kurka?
Angielskie: Racecar, radar, level, rotor, refer, Dogma, I am God. A man, a plan, a canal – Panama. If I had a hi-fi. Warsaw was raw.
Kilka przykładów z niemieckiej działki:
Alle Bananen, Anabella! Ein Esel lese nie. Reit nie tot ein Tier! I oczywiście imię – Otto.
Gdy czasami mam trudności z zaśnięciem – wzdycham: Ulu, Lech chce lulu – działa niezawodnie.
P.S. Modyfikacja słowa Palindromy na czas wojny: Palim drony.
PS od adminki: Na Netflixie obejrzałam niedawno południowokoreański serial pt. Dziwaczna adwokatka Woo (Extraordinary attorney Woo). Bardzo fajny. Radzę obejrzeć. Panna Woo ma masę dziwactw, jedno z nich – wszędzie szuka palindromów.
Gdy lat ci przybywa, dopada cię demencja, pozostaje reputacja – Stara Inteligencja.
A gdy stary bardzo się stara, to robi się coraz starszy i sił mu już nie starcza, niektórzy dowcipkują – Inteligencja Starcza.
Faktycznie, gdy sił nie starczy i człowiek już raczej na tarczy, i już mu nic nie sterczy do tego głos jakoś skwierczy, wielu na ciebie warczy często w sposób szyderczy.
A więc… w towarzystwie absencja + od trunków abstynencja + u lekarza codzienna audiencja + twórcza impotencja + emocjonalna indyferencja + informatyczna niekompetencja, + w działaniu niekonsekwencja… = Straszna Inteligencja.
A jednak… nadal podobają ci się dziewki bo w oczach masz sztuczne soczewki. Głód cię wcale nie nęka bo w buzi sztuczna szczęka. Sprawność jeszcze nie znika bo w sercu masz rozrusznika. Z łóżka potrafisz wstać rano bo masz sztuczne kolano. a reszta cię też nie martwi bo nawet gdy będziemy martwi – Sztuczna Inteligencja wszystko załatwi.
Kalifornia, St Petersburg, Warszawa, Drezno, Monachium…
Gdzie tu zacząć?
Najlepiej w bliskim sąsiedztwie – złotodajne pola Ballarat – 120 km od Melbourne. Wspominałem na tym blogu o moich muzycznych doświadczeniach z tego miejsca – Źródła 7 – już wtedy nie uszedł mojej uwadze istotny fakt – w lutym 1858 roku odwiedziła Ballarat znana skandalistka Lola Montez i zaprezentowała tu swój słynny Taniec Pająka – Spider Dance. Podczas tego tańca powiewała swoją suknią odkrywając coraz wyżej swoje nogi aż… tu zdania są podzielone – niektóry widzowie widzieli jej majtki, inni widzieli, że nie widzieli majtek. Znalazł się jednak odważny dziennikarz, Henry Seekamp, który w swoim piśmie donosił, że majtki to sprawa drugorzędna, pierwszorzędny jest fakt, że pani Montez nie prezentuje żadnego tańca. Ta zniewaga krwi wymaga. Następnego dnia pani Montez odszukała dziennikarza w miejscowym barze i zaatakowała go szpicrutą…
W obu zlinkowanych reportażach zauważyłem zaskakującą informację: “After fleeing from the coup in Bavaria, Montez…” Zamach stanu w Bawarii?
Chwileczkę, zacznijmy od początku.
Kto się kryje za tym hiszpańskim nazwiskiem?
Niektóre źródła podają, że hiszpańska księżniczka, ja jednak pamiętam, kto masowo emigrował do Australii w połowie XIX wieku – Irlandczycy. Zgadza się! Lola Montez urodziła się w miejscowości Limerick jako Maria Dolores Elisa Rosanna Gilbert, córka niskiego rangą oficera marynarki brytyjskiej i senority Oliverres de Montalva. Gdy miała 3 lata, jej ojciec został wysłany służbowo do Indii, gdzie po kilku latach zmarł na cholerę. Senorita Oliverres wkrótce znalazła męża, a nieco później znalazła męża dla córki – 80-letniego sędziego. Maria Dolores uciekła z domu i wzięła ślub ze znacznie młodszym oficerem. Po kilku miesiącach małżeństwa mąż uciekł od Marii Dolores, a ona uznała chyba, że małżeństwo to bardzo śliska ścieżka, zmieniła nazwisko na Lola Montez i ruszyła na podbój świata. Paryż – tu oczarowała obu Aleksandrów Dumasów – ojca jak i syna. Drezno – Franciszek Liszt. Warszawa – tu zatrzymam się dłużej…
Encyklopedia Teatru Polskiego (Źródła 1) donosi: “…Przyjechała w tym czasie do Warszawy Lola Montez, córka byłego jenerała hiszpańskiego. Jako tancerka zrobiła z dyrekcyą umowę na pięć przedstawień, po 3000 zł. każde. Będąc piękną znalazła protekcyę w ks. Radziwille, w hr. Zamoyskim, Turkulle, ministrze, Franciszku Potockim etc. etc. Przy pierwszem wystąpieniu krzyki, oklaski protektorów i młodzieży krzesłowej zastąpiły niedostatek talentu, bo, prawdę powiedziawszy, było to z ujmą dla p. Turczynowiczowej i panny Wendt, pierwszych solistek baletu warszawskiego; oneby tę cachuchę kunsztowniej odtańcowały. (…) Nazajutrz posłała dyrekcya z uwiadomieniem, że od dalszych występów jest wolna. Ale tu protektorowie najechali Abramowicza z tem, żeby umowę wypełnić; że, wróciwszy do kraju, źle o Polakach mówić będzie; i wiele jeszcze innych uwag robili i póty od niego nie wyjechali, póki im nie przyrzekł, że za trzy dni znowu wystąpi. Przebiegła Hiszpanka zrozumiała, że są nieukontentowania publiczności i zapewniła się, że ją protektorowie podtrzymają. Nadto, bywając na obiadach u bankiera Piotra Steinkellera, prosiła go o protekcyę. Skutkiem tego Steinkeller rozdał sto biletów kowalom (których do 200 w jego fabryce na Solcu pracowało), z instrukcyą, żeby na niego uważali: jak tylko on klaskać zacznie, żeby i oni wszyscy walili w dłonie co sił mają. Rozpoczęła Lola taniec. Zaczęto sykać. Lecz kowale Steinkellera, gdyby grom, zagłuszyli sykaczów, którzy, wyszedłszy z cierpliwości, gwiżdżąc przeraźliwie z pomocą świstawek, pole otrzymali. Lola przestała tańczyć, orkiestra umilkła, a ona, wyszedłszy na przód sceny, powiedziała po francusku, że to gwizdanie jest dziełem, pochodzącem z tej loży – i wskazała na lożę Abramowicza. Spuszczono kurtynę, wszyscy się rozeszli. Nazajutrz rano wyszedł rozkaz ks. Namiestnika, żeby w przeciągu 12 godzin Lola Montez opuściła Warszawę. Posłał po nią wojenny gubernator, lecz do niego pójść nie chciała, tylko do księcia. Stojący za drzwiami policyant nie puścił jej, za co uderzyła go sztyletem, który ześlizgnął się po lakierowanym bandolierze. Policyanta zaraz zastąpiło dwóch żandarmów…”
Kolejny etap St Petersburg. Lola została przyjęta przez cara Mikołaja I na prywatnej audiencji. Biografia Loli (źródła 4) podaje dość niezwykłą relację z tej audiencji… Przerwało ją niespodziewane przybycie dowódcy frontu na Kaukazie. Car schował Lolę do szafy, aby móc się w pełni skoncentrować na sytuacji na froncie. Sprawa była poważna, car i dowódca musieli spotkać się z dowódcami armii, wyszli z pokoju, car zatrzasnął drzwi. Dopiero po kilku godzinach przypomniał sobie o Loli, wysłał adiutanta, aby ją uwolnił i przeprosił. Następnie przeprosił osobiście i dał jej 1,000 rubli rekompensaty.
Pora na podbój Bawarii… Rok 1846 – królem Bawarii był wtedy Ludwig I (dziadek Ludwiga II, który wymyślił zamek dla Disneylandu). Źródła (2) donoszą, że Ludwig I również był dziwakiem – nie używał karety, chodził piechotą po ulicach, pisał wiersze, zbudował świątynię Walhalla (źródła 3) ku czci wybitnych postaci “szeroko rozumianej kultury niemieckiej” – na tyle szeroko, że zmieścił się w niej Mikołaj Kopernik. Nic dziwnego, że gdy zobaczył Lolę Montez na scenie w Monachium, oczarowała go. Za pięć dni zaprosił ją jako oficjalnego gościa na dwór królewski. Po miesiącu nadał jej tytuł księżniczki Landsdorf, wybudował dla niej dom i wyznaczył pensję 20,000 florenów. To już był rok 1847 – Europa dojrzewała do Wiosny Ludów – Lola Montez panoszyła się w Monachium jak na swoim podwórku, była arogancka wobec królowej. Miarka przebrała się, gdy Lola zaczęła ingerować w skład rady uniwersytetu. Studenci zorganizowali masowe protesty, król wydał dekret zamykający uniwersytet na rok, protesty rozszerzyły się na całe miasto – rada lordów wydała dekret o wydaleniu Loli z Bawarii, tłum spalił jej dom. Ludwig I został zmuszony do abdykacji.
Lola przeniosła się do Szwajcarii, liczyła, że Ludwig I do niej dołączy, gdy to nie nastąpiło, pojechała do Anglii, gdzie wyszła drugi raz za mąż. Niestety okazało się, że jej rozstanie z pierwszym mężem nie było do końca formalne, oskarżono ją o bigamię, uciekła więc do USA. W Kalifornii trwała właśnie gorączka złota i występy Loli cieszyły się wielką popularnością. Chyba znowu zaszkodziła jej zbytnia fascynacja mężczyzn jej osobą – kolejny ślub, niejasności formalne – lepiej było przenieść się za kolejny ocean, czyli do Australii. W Australii Lola cieszyła się wielką popularnością wśród górników w kopalniach złota, media były raczej krytyczne.
Wpis zacząłem od relacji takiego właśnie, krytycznego odbioru, w wyniku którego doszło do pojedynku na szpicruty. To wydarzenie uwiecznił australijski kompozytor – Albert Denning – w utworze “Lola Montez, Polka” szpicruty strzelają gęsto – KLIK. W maju 1856 roku Lola wyruszyła w podróż powrotną do Kalifornii. Próby powrotu na deski sceniczne nie były udane – Lola spędziła ostatnie lata życia wygłaszając umoralniające pogadanki. Zmarła 17 stycznia 1861 roku w wieku 40 lat.
Propozycja:
Autor proponuje byśmy, zważywszy fakt, że Lola urodziła się w Limerick, napisali limeryki na jej temat. Limeryki były już na tym blogu po kilkakroć, można więc szybciutko znaleźć stosowne informacje, tu przypomnę więc tylko, że mają one konstrukcję aabba i najlepiej by wers pierwszy się zaczynał się, a ostatni kończył nazwą jakieś miejscowości. Limerykom bynajmniej nie szkodzi odrobina frywolności. Dla zachęty spróbuję więc:
Pewien pająk z Lolą w Ballarcie, podskakiwał tańcząc zażarcie aż Lola majtki zgubiła niesławy się dorobiła i już nigdy nie tańczyła w Pagarcie
Nie jest to szczyt kunsztu limerykowego, ale na lepsze rymowanki nie mam czasu. Piszcie Wy, Kochani.