Ewa Maria Slaska
Poszłyśmy z Elą Kargol na cmentarz. Myślę, że wszyscy już wiedzą, że to nasza ulubiona rozrywka. W Wielką Sobotę był to cmentarz Wilmersdorf, gdzie jak wszędzie, kwitną kwiaty, skaczą wiewiórki, leżą obok siebie ofiary i sprawcy wojny, ale gdzie też, jak zawsze, każda z nas znajdzie coś dziwnego i niezwykłego. Tym razem znalazłam… Ciotkę.



To ona, jej rzeźbę nagrobną wykonał Thorsten Stegmann w grudniu 2005 roku. Napisał, że to nagrobek Tante Jenny, czyli Cioci Janki. Urodziła się 5 grudnia 1911 roku, umarła 11 marca 2004 roku. Miała 93 lata.
Jak mam sobie Ciebie przedstawić, pyta artysta. Z papierosem i koniaczkiem w drżącej ręce. Kiedyś, gdy dzieliła nas zasłona byłaś piękna, tak piękna jak kobieta o długich włosach na Twoim obrazie.

Wchodzę oczywiście na stronę Stegmanna. Urodził się w roku 1969 w Essen. Pracuje zarówno w Zagłębiu Ruhry, jak i w Berlinie. Maluje, rysuje, rzeźbi. Jest też kamieniarzem, na stronie można znaleźć wiele nagrobków, które wykonał. Jest i Ciotka. Ale tak jak na cmentarzu, tak i tu Zmarła nie ma imienia ani nazwiska, jest tylko Ciotką.
Bardzo lubię tę rodzinną funkcję. Z moim siostrzeńcem omówiliśmy nawet kiedyś dość dogłębnie rolę ciotki, która może, a nawet chyba powinna być nieco szurnięta lub dzika. Jeśli rodzice są solidni i uporządkowani, co zapewnia dziecku i młodemu człowiekowi pewność i bezpieczeństwo, szalona ciotka jest fantastyczną odskocznią – pokazuje inne perspektywy, trudne drogi, bagienne moczary, ale nie wciąga tam i nie kusi. Szalona ciotka może być uwodzicielką – vide Sto lat samotności Marqueza albo Ciotka Julia i skryba Vargas Llosy – ale nie musi i z reguły nie jest. Jest tylko odmienną możliwością. Po tych rozmowach zakupiłam pewną ilość książek o ciotkach – Sto lat samotności nie znalazło się na liście, bo ciotka musiała być w tytule.
Sama czytam teraz książkę, która wprawdzie też nie ma ciotki w tytule, ale o tym jest, o tym jak ciotka wychowuje osieroconego chłopczyka, który ma na imię Pax.

Zniosło mnie, przestałam spacerować, zaczęłam czytać, ale wrócę jeszcze na chwilę na spacer. Na cmentarzu fotografuję kaplicę, a po wyjściu jeszcze meczet i cerkiew.
Fajny spacer.



no i jest jeszcze ciotka Matylda, która w koronie z papilotów, z kotem pod pachą do niebieskich kroczy bram.
Nigdy nie mmiałam ciotki. Mialam i mam same ciocie. Nie wiem, czy to kwestia regionu czy zażyłości. W sumie szkoda, bo ciotka jest kumpelą, może troche szaloną, czasem dziwaczką, mocno stąpająca po ziemi, feministką, ciotką.
W niemieckim Tante jest Tante.
Ciotki (Maria Pawlikowska – Jasnorzewska)
Ciotki nie były piękne, nie miały nic z wróżek.
Były dzielne, szczawiowe, barchanowe żony.
Nie miały złotych włosów ani cienkich nóżek,
ani oczu złowrogich o rzęsach zdziwionych.
Brały serio swe dzieci, kwiaty i owoce,
mężów trzymały krótko, perfum nie lubiły,
zasypiały spokojnie w księżycowe noce,
pełne kurzej tężyzny i jaglanej siły.
Jedynie ciocia Jola wiotka i pachnąca
przypominała wróżkę i paryską lalkę.
Chodziła w piórkach ptasich i tiulach ze słońca,
całowała, podnosząc gwiaździstą woalkę…
Wkrótce ją jakieś wichry żałosne rozwiały
wśród wiosennych błyskawic i szumów ponurych…
Zgrzebne ciotki płakały – lecz nic nie wiedziały,
jaki był smak miłości… trutki na szczury.