Hilferuf / Wołanie o pomoc


Celina Muza
Drodzy Przyjaciele, Liebe Freunde,

dzisiaj, troszkę weekendowo, piszę do was w zupełnie innej sprawie.

Byłam w połowie października na Kaszubach w regionie, przez który przeszła w nocy z 11 na 12 sierpnia nawałnica niszcząc hektary lasów i wiele domów, przede wszystkim tych starszych i biedniejszych. Pojechałam tam razem z 7-osobową silną grupą męską z firmy SchoPa, w której pracuje mój małżonek. Dowiedzieliśmy się od przyjaciół, że w dalszym ciągu potrzebna jest tam pomoc. Aktualnie brakuje nie tylko materiałów, ale przede wszystkim fachowców: murarzy, elektryków, malarzy, dekarzy… Po prostu ich tam nie ma, a jeżeli są, to stawiają takie warunki finansowe, że zatrudnić ich mogą tylko najbogatsi (ale akurat te domy najmniej ucierpiały).

heute schreibe ich Euch – ein wenig in Wochenendstimmung – in einer ganz anderen Sache.

Mitte Oktober war ich in der Kaschubei, in der Region, in der in der Nacht vom 11. auf den 12. August ein schlimmer Sturm gewütet hat, der ganze Hektar von Wäldern und viele, vor allem ältere und ärmere Häuser zerstört hat. Ich bin zusammen mit einer 7-Mann starken Gruppe von der Firma SchoPa, bei der mein Mann arbeitet, dorthin gefahren. Wir hatten von Freunden erfahren, dass dort weiterhin Hilfe gebraucht werde. Aktuell fehlt es dort nicht nur an Baumaterial, sondern vor allem an Handwerkern: Maurern, Elektrikern, Malern, Dachdeckern… Es gibt sie einfach nicht, und wenn welche da sind, dann stellen sie solche finanziellen Forderungen, dass nur die Reichsten es sich leisten können, sie anzustellen (deren Häuser jedoch am wenigsten unter dem Sturm gelitten haben!).

Nie sądziłam, że na dwa miesiące po tragedii zastanę tam taki obraz nędzy i rozpaczy! Załączam kilka zdjęć, ale uwierzcie mi, żadne nie oddaje nawet w przybliżeniu rozmiarów zniszczeń. Stałam na drodze pomiędzy dwiema wsiami w gminie Brusy i zwyczajnie płakałam patrząc na to co zostało po pięknych lasach.

Ich hätte nicht gedacht, dass ich zwei Monate nach der Tragödie ein solches Bild des Jammers vorfinden würde. Ich füge einige Fotos hinzu, aber glaubt mir bitte, keines der Bilder kann auch nur annähernd die Ausmaße der Zerstörungen widergeben. Ich stand in der Gemeinde Brusy auf der Straße zwischen zwei Dörfern und weinte einfach beim Anblick dessen, was dort von den wunderbaren Wäldern übriggeblieben ist.

Nasi wolontariusze pracowali przez cały weekend w trzech wsiach, w trzech gospodarstwach, które do tego czasu nie miały jeszcze w ogóle dachu. I natychmiast po powrocie do Stargardu oznajmili, że muszą pojechać na Kaszuby jeszcze raz aby położyć poszkodowanym elektrykę i podłogi. Z nadzieją, że uda się tym rodzinom, które otrzymały tylko dotacje na zakup desek na dach i ewentualnie nowego pieca grzewczego (ale nie wszyscy), spędzić Święta we własnym domu.

Unsere Freiwilligen haben das ganze Wochenende über in drei Dörfern gearbeitet, in drei Bauernhöfen, die bis dahin überhaupt keine Dächer hatten. Und sofort nach ihrer Ankunft in Stargard erklärten sie, sie würden sofort wieder in die Kaschubei fahren müssen, um den Geschädigten noch die Elektroleitungen und die Fußböden zu legen. Mit der Hoffnung, dass es diesen Familien, die nur eine Zuwendung für den Kauf von Brettern für das Dach und eventuell für einen neuen Heizofen erhalten hatten (es waren nicht alle), gelingen wird, Weihnachten im eigenen Haus zu verbringen.

Ale kiedy już uda się w miarę odbudować dom, zaczną się kolejne problemy. Po wichurze lało przez kilka dni i domy bez dachów zalane były doszczętnie. W pośpiechu przenoszono dobytek do stodół przykrytych plandekami i niedługo okaże się, że na przykład poduszki przemokły, pościel zgniła, odkurzacz już nie działa, produkty chemiczne są nie do użytku… ubrania do wyrzucenia. Najbiedniejsi w okolicy stracili wszystko.

Aber nachdem sie ihr Haus einigermaßen wiederaufgebaut haben, werden weitere Probleme beginnen. Nach dem Sturm hatte es mehrere Tage geregnet und die dachlosen Häuser wurden völlig überschwemmt. In aller Eile wurde das Hab und Gut in mit Planen bedeckte Scheunen gebracht, und bald wird sich herausstellen, dass zum Beispiel die Kissen nass geworden sind, die Bettwäsche vermodert ist, der Staubsauger nicht mehr funktioniert, chemische Produkte nicht mehr zu gebrauchen sind, und die Kleidung weggeworfen werden muss. Die Ärmsten in der Gegend haben alles verloren.

Moich przyjaciół mieszkających w Polsce zachęcam do wsparcia Komitetu Społecznego Przymuszewo po nawałnicy. W każdy weekend grupa wolontariuszy pracuje na budowach.

https://www.facebook.com/search/top/?q=przymuszewo%20po%20nawa%C5%82nicy

Społeczny Komitet Przymuszewo po nawałnicy

BGŻ BNP PARIBAS: 83 1600 1462 1832 3260 4000 0001

IBAN: PL83160014621832326040000001

BIC: PPABPLPK

Moich przyjaciół mieszkających w Niemczech chciałam poinformować, że 3 listopada zostanie przeze mnie założone specjalne konto w Berliner Volksbank, na którą będę zbierać darowizny na rzecz 3 rodzin w gminie Brusy.

Meine Freunde, die in Deutschland leben, möchte ich informieren, dass ich am 3. November ein SonderSpendenKonto bei der Berliner Volksbank einrichten werde.

Zastanówcie się proszę czy, jaką sumą i w jakim miesiącu w ciągu najbliższych miesięcy moglibyście włączyć się do pomocy?

Bitte, überlegt ob Ihr helfen könnt den 3 Familien ein normales Leben wieder führen zu können? Wenn ja, mit welcher Summe und wann in den nächsten paar Monaten?

Liczę na Was!

Ich zähle auf Euch!

Pozdrawiam serdecznie… viele Grüße

Celina

Kot. Ze świata podręcznych 8

Ewa Maria Slaska

Przez przypadek, którego jak wiadomo nie ma, w dniu, kiedy w internecie rozpoczęła się akcja #metoo, znalazłam na facebooku, taki oto plakat:

Plakat festiwalu Satyrykon Legnica 2005, zaprojektowany przez Józefa Wilkonia.

Zamyśliłam się, ale nie nad kotami, tylko nad sobą i światem. Graficznie znakomity plakat. Ciekawe, że natychmiast wiadomo było (mnie?), że ta biała to kotka, a ten czarny to kocur. Bo czarny robi to co robi, a biały nie robi nic. Jasne.

Gdy plakat powstał i posłużył informacji publicznej był jednak rok 2005, prawdopodobnie wtedy nikogo ani zgorszył ani zainspirował do myśli “pożytku publicznego” czyli, jak to się nazywało za moich czasów, “wyższej użyteczności publicznej”. Ja sama jednak przypominam sobie, że już wtedy, te kilkanaście lat temu, kiełkowały we mnie małe złości związane z publicznym sugerowaniem czy to chwytania za tyłek czy może pewnych obyczajów seksualnych, ongi bardzo jeszcze wyuzdanych, a i dziś w takiej np. powieści Witkowskiego Wymazane określanych jako “dziki seks analny”. Otóż kilkanaście lat temu rozpowszechnił się w Berlinie zwyczaj sięgania na powitanie do tyłka partnerki i sugerowania ruchem palca środkowego (znanego wszak jako fuck you finger), że się jej ten palec wtyka… Był to gest wcale nie skierowany do partnerki, która na pewno go nie widziała, a więc możliwe, że nawet nie wiedziała, iż tak się ją wita, nie, był to gest skierowany do świata zewnętrznego. Palec pod kobiecym tyłkiem miał, tak to rozumiałam, obwieszczać wulgarnie, że ten tyłek jest do mojej męskiej dyspozycji i to, ho ho, jak!, jak tylko chcę… Gest ów raził (mnie) i prowokował (też mnie), zastanawiałam się zatem, gdzie mogłabym o tym napisać (nie miałam jeszcze bloga, może zresztą wcale jeszcze nie było żadnych blogów), aż zobaczyłam parę, gdzie to dziewczyna na powitanie podetknęła facetowi palec pod tyłek. Co ten jej gest oznaczał? Jeśli był dosłowny, to była to sprawa ich obojga, ale nie wykluczone, iż głosił, że jak ty mnie tak ja tobie, czyli równouprawnienie. Niestety nie poczułam w tym momencie żadnej satysfakcji, wręcz przeciwnie, jeśli to możliwe, było mi jeszcze gorzej. Z przyczyn banalnych. Bo jestem po prostu staroświecka i uzależniona od norm obowiązujących w mojej młodości, a wpajanych mi przez dwie kobiety – jedną, która wyrastała w zamożnym mieszczańskim domu na początku XX wieku, i drugą – wychowaną w latach 30. I to one zatrzęsłyby się ze wstrętu na widok dziewczyny, która sugeruje wtykanie facetowi palca w dupę…

Z reguły próbuję w takich sytuacjach sama siebie przywoływać do porządku – nie gorsz się, to inne pokolenie i ich życie, twoje poczochrane włosy i mini spódniczki też gorszyły starsze panie, również te, które cię wychowywały… Zapomniałam o problemie, zresztą symboliczne wtykanie palca dość szybko zniknęło z życia codziennego i nawet kiedyś pomyślałam, że może dobrze, że z nikim nie kruszyłam kopii o taką błahostkę. Aż dopiero…

Jakub Zasada

Aż dopiero dziś, w październiku 2017 roku, pomyślałam, że trzeba było już wtedy jak ten kot drzeć mordę… Drzeć mordę o wszystko i o wszystkim. O tym co przyjaciele, szefowie, mężowie, narzeczeni, drzeć się… O zwykłe proste gesty też, a nie tylko o sprawy dramatyczne i straszne, bo te błahostki nie biorą się znikąd i są wierzchołkiem góry lodowej… A jak milczymy, przyzwalamy, wszyscy to wiemy. I potem, jak przerwiemy milczenie, usłyszymy straszną opowieść, opublikowaną w Wysokich obcasach, opowieść podręcznej, kobiety maltretowanej i gwałconej przez męża, który torturując ją, komentował: “możesz pójść i opowiedzieć wszystkim, i tak ci nikt nie uwierzy”.
I rzeczywiście – nikt jej nie uwierzył.


Przepraszam Józefa Wilkonia i przepraszam Polish Poster Gallery z Wrocławia. Chciałam napisać wpis o pięknych kotach na plakatach, a wyszło jak wyszło, wyszedł ogromny smutek i wiedza o tym, że wszyscy jesteśmy winni temu, co się przydarzyło Ewie z Wysokich obcasów.

Tu plakaty.

Leszek Żebrowski, Józef Wilkoń, Jakub Zasada
Ryszard Kaja, Ryszard Kaja, Leszek Żebrowski
Ryszard Kaja, Ryszard Kaja, Józefa Wilkoń
Ryszard Kaja, Jakub Erol, Leszek Wiśniewski

Liu Xiaobo and Liu Xia

Wczoraj przygotowałam ten wpis, i wczoraj Liu Xiaobo umarł
I prepared that post yesterday. Yesterday Liu Xiaobo died.
Ich habe diesen Beitrag gestern vorbereitet. Gestern ist Liu Xiaobo gestorben.

R.I.P.

Aufruf an die Chinesische Regierung bezüglich Liu Xiaobo und seiner Frau Liu Xia

Appeal to the Chinese government concerning Liu Xiaobo and his wife Liu Xia

Nobel Peace Prize Laureat Liu Xiaobo has been diagnosed with liver cancer. His wife, Liu Xia, who has been under house arrest for several years, is also gravely ill. They have the wish to travel to Germany so they can receive medical care. Their wish to leave China is so strong that Liu Xiaobo has stated that – if he is to die – he does not want to do so on Chinese soil. Liu Xia also no longer wishes to live there. Time is running. We urge the Chinese government to grant Liu Xiaobo and Liu Xia the freedom to leave the country!

Der Friedensnobelpreisträger Liu Xiaobo ist an Leberkrebs erkrankt. Er und seine Frau Liu Xia haben hat den Wunsch geäussert, nach Deutschland auszureisen, um medizinische Hilfe für beide zu bekommen – denn auch Liu Xia, die seit Jahren unter Hausarrest steht, ist schwer erkrankt. Der Wunsch der beiden geht soweit, dass Liu Xiaobo sagt, er möchte – selbst wenn er sterben muss – nicht in China sterben. Und Liu Xia sagt, dass sie nicht länger in China leben möchte. Die Zeit ist knapp. Wir appellieren dringend an die chinesische Regierung: geben sie diesen beiden Menschen die Freiheit, das Land zu verlassen!

The poem “You Wait for Me with Dust” by Liu Xiaobo in Chines, English, German and Polish. Other languages (Afrikaans, Arabic, Bosnian, Dutch, Finnish, French, Hebrew, Kurdish, Komi,  Portuguese, Romanian, Russian, Slovenian, Spanish, Swedish, Welsh) you find here.

和灰尘一起等我–给终日等待的妻

你一无所有,只能
和家里的灰尘一起等我
它们一层层
积满了所有角落
你不愿拉开窗帘
让阳光惊扰它们的安宁

 

 

书架上的字迹被灰尘掩埋
地毯的图案吸满了灰尘
你喜欢在给我写信时
笔尖吸住几粒灰尘
让我的眼睛有些刺痛

 

你终日端坐
不想随意走动
生怕自己的脚踩痛了灰尘
你尽量平稳地呼吸
用沉默编写一个故事
在这令人窒息的岁月
灰尘们献出仅有的忠诚

 

灰尘浸满了
你的目光、呼吸、时间
在你的灵魂深处
日复一日的修筑坟墓
从脚底一寸寸堆积
直到胸口直到喉咙

 

你知道,坟墓
是你最好的归宿
在那里等我
不会有任何惊扰
你就是对灰尘情有独衷
在黑暗中在安静中在窒息中
等我等我

 

和灰尘一起等我
拒绝阳光和空气的流动
让灰尘彻底埋葬自己
让自己在灰尘中睡去
直到我回来
你才苏醒
揩净皮肤和灵魂的灰尘
如同死而复活的奇迹

晓波1999.4.9

You Wait for Me with Dust

nothing remains in your name, nothing
but to wait for me, together with the dust of our home
those layers
amassed, overflowing, in every corner
you’re unwilling to pull apart the curtains
and let the light disturb their stillness

over the bookshelf, the handwritten label is covered in dust
on the carpet the pattern inhales the dust
when you are writing a letter to me
and love that the nib’s tipped with dust
my eyes are stabbed with pain

you sit there all day long
not daring to move
for fear that your footsteps will trample the dust
you try to control your breathing
using silence to write a story.
At times like this
the suffocating dust
offers the only loyalty

your vision, breath and time
permeate the dust
in the depth of your soul
the tomb inch by inch is
piled up from the feet
reaching the chest
reaching the throat

you know that the tomb
is your best resting place
waiting for me there
with no source of fear or alarm
this is why you prefer dust
in the dark, in calm suffocation
waiting, waiting for me
you wait for me with dust

refusing the sunlight and movement of air
just let the dust bury you altogether
just let yourself fall asleep in the dust
until I return
and you come awake
wiping the dust from your skin and your soul.
What a miracle – back from the dead.


April 9th 1999

translated by Zheng Danyi, Shirley Lee and Martin Alexander

Warte auf mich mit dem Staub

Es bleibt dir nichts übrig,
als mit dem Staub auf mich zu warten.
Schicht um Schicht füllt er die Ecken.
Du lässt die Vorhänge zu,
Die Sonne soll den Staub nicht stören.

Auf den Bücherregalen verschwinden die Zeichen im Staub,
die Muster im Teppich, vom Staub vollgesogen.
Wenn du mir schreibst, tauchst du den Stift gern in den Staub,
die Staubkörner stechen dann in meinen Augen.

Du sitzt den ganzen Tag da und willst nicht umhergehen,
damit deine Füße den Staub nicht verletzen.
Du atmest ganz ruhig, schreibst mit deinem Schweigen
eine Geschichte in dieser erstickenden Zeit.
Nur der Staub bleibt dir noch treu.

Der Staub erfüllt dir den Blick,
den Atem, die Zeit.
In deiner Seele baut er Tag um Tag ein Grab,
Zoll um Zoll, angefangen bei den Füßen
bis zur Brust und bis zur Kehle

Du weißt, das Grab ist deine beste Zuflucht.
Niemand stört dich, wenn du dort auf ich wartest.
Du hast eben eine besondere Beziehung zum Staub
der Dunkelheit in der erstickenden Stille, warte,
bitte wart auf mich.

Warte auf mich mit dem Staub
verweigre die Sonne, die Strömung der Luft,
bis der Staub dich ganz begräbt.
Lass dich einschlafen im Staub bis du erwachst,
wenn ich zurück bin,
wischt du den Staub von der Haut,
von der Seele und stehst auf
wie durch ein Wunder.

ÜbersetzungxMartinxWinter

Czekaj mnie w kurzu

cała jesteś tylko czekaniem na mnie
czekaniem w kurzu naszego domu
gdy jego warstwy gromadzą się
narastam w każdym kącie
czekasz niezdolna odsunąć zasłony
i pozwolić światłu by wygnało kurz

na półkach z książkami
porastają kurzem notatki wzory dywanu
wchłaniają kurz gdy piszesz do mnie list
dobrze, że stalówka jest nieoczyszczona
bo moje oczy dźga ból

cały dzień siedzisz
nie mogąc się ruszyć ze strachu
by twoje kroki nie wznieciły kurzu
starasz się płytko oddychać
gdy korzystając z ciszy piszesz
w takich chwilach duszący pył
jest zadziwiająco wierny

X

twoje spojrzenie, oddech i czas pozwalają
bym prochem wrastał po trochu coraz głębiej
w głąb duszy dusząc rósł od stóp do gardła

X
ty wiesz, że w tym grobie
można najlepiej wypocząć
czekając na mnie bez lęku
i nie niepokojona
dlatego pył jest dobry
w ciemności cicho dusi czekając,
czekając na mnie

X

czekasz przykryta kurzem
bez słońca i bez powietrza
pozwalasz by pochował cię pył
zasypiasz przyprószona zanim powrócę
i przebudzisz się
otrząśniesz proch ze skóry i duszy
cóż za cud – powstać ze zmarłych

9.04.1999

przełożyła Anna Nasiłowska

Fotoausstellung des UMBRUCH Bildarchivs

Respekt!
Solidarische Begegnungen

20.5.17 – 24.8.17 im RegenbogenCafé

Eine Fotoausstellung des Umbruch Bildarchivs in Zusammenarbeit mit der Regenbogenfabrik als Kontrapunkt zu Fake-News, Hasstiraden und destruktiver Stimmungsmache in den sozialen Medien.

Mit Fotos von: Andrea Linss, Jutta Matthess, Christina Palitzsch, Monika v. Wegerer, Oliver Feldhaus, Peter Homann, Michael Hughes, Adrienne Gerhäuser, Nicholas Ganz, Merchi, Jan, Omer Fadl und Hermann Bach.

Für kurze Zeit öffneten sich in Deutschland Grenzen:
“Welcome Refugees” stand für eine gesellschaftliche Offenheit und Solidarität, die auf das Sterben in Syrien und die Toten im Mittelmeer antwortete.
Diese Stimmung begann nach wenigen Monaten durch eine aggressive Berichterstattung der Medien zu kippen, Brandanschläge und Angriffe auf Geflüchtete nahmen ein entsetzliches Ausmaß an. In diesen Attacken und der Flut der Fake-News und Hasstiraden auf Geflüchtete und Nicht-Deutsche scheint der reale gesellschaftliche Rassismus auf der Straße und in den sozialen Medien auf.
Ob sich hier gesellschaftliche Mehrheiten widerspiegeln oder nur scheinbare Mehrheiten virtuell erzeugt werden, ist nicht leicht zu erkennen.

Die Ausstellung setzt der virtuellen Hetze eine andere Welt entgegen. Statt der Aus- und Abgrenzung von Menschen zeigt sie solidarische Begegnungen voller gegenseitigem Respekt: Menschen, die sich mit Offenheit, Freundlichkeit und ohne Vorurteile begegnen. Virtualisierten Feindbildern und Hass stellt sie die Wirklichkeit alltäglichen Widerstands entgegen. Die Ausstellung versucht, die Subjektivitäten aller Menschen wie auch das allen Gemeinsame durch die fotografische Linse zu sehen, zu erkennen und zu respektieren.

Ein Versuch, der im alltäglichen und im perspektivischen Zusammenleben unverzichtbar ist.

Öffnungszeiten:
Mo. 13-20h, sonst 10-20h

Die Fotos hat für uns Christine Ziegler ausgesucht

Ratecki March (reblog)

Tomorrow I fly to Thessaloniki to join the March for Aleppo for some talking (and not walking) days. I do not know what we shall talk about but I will suppose it will be that…

Janusz Ratecki

Since 26th december I have been marching for peace with #CivilMarchForAleppo. We started in Berlin, and daily, with only small stops in big cities, we crossed many borders, met thousends of people. The march is 4+ months old and certainly it has reached its maturity. After 4 months of non disrupted travel I decided to return to Poland, to work, to take a deep breath, to see the situation from the oustide. I will return on 26/27 May to Greece to continue my journey.

At home, the questions about the identity of the march appeared with a double intensity. Why do I march? What is our purpose? Do I (we) march for Aleppo or to Aleppo? Or both? What can we change with our marching and which of our plans can we realise?

 Civil March For Aleppo 03.03.2017 Photo Janusz Ratecki

People used to ask me the same questions all the time. Why do you want to enter the war zone? Is it possible? And what if someone is hurt or injured? Do you think you can change someting? There are hundreds of those questions, and even though we discucssed it on the march, on daily basis, we havent reached yet a common decision. Nor we achieved peace in our small group.

If you feel that I am complaining, well I am not. I am hoping. I hope this march will change again, as it changed many times before. I wish this march will get a proper leader who will take the responsibility of taking the crucial decisions. I hope this march will, once more, gain the spirit, the energy and the global audience it deserves.

Foto Marek Kowalczyk

I hope we will share the peace message instead of run. Running, to be as fast as possible, to a yet unknown destination is kind of desperate. I hope no one will suffer in the march group because other people force their ideas. I hope we will reach peace to share it among others. I hope we will not leave anyone behind.
Last but not least, I wish we will find a good ending to our project.

Hope dies last.

Author is a freelance photographer interested in human rights. At the moment taking part in #civilmarchforaleppo

Poznajcie Magdę

Ewa Maria Slaska

Dla Krysi, która ze wszystkich moich przyjaciółek
jest najbardziej kobietą, nic więc dziwnego,
że urodziła się 8 marca

Magdę spotkałam na marszu. Była pierwszą z kilku młodych Polek spotkanych przez tych kilka dni, które dobrze wiedziały, czego chcą, a to co chciały, było dobre. Zaskoczyło mnie to, bo wydaje mi się, że ja, gdy byłam taka młoda jak one, nie miałam żadnych marzeń, miałam tylko konkretne banalne cele – dostać się na studia, skończyć studia, dostać pracę na uczelni, wyjść za mąż, mieć dziecko. Byłam człowiekiem zadaniowym, zrealizowałam więc te cele, ale dopiero teraz, podczas marszu, rozmawiając z Anią, Martą, Magdą czy  Wiktorią, zrozumiałam, że powinno się mieć marzenia, bo cele są pragmatyczne i ograniczają, a marzenia dodają skrzydeł. Cele to obowiązek, marzenia to wolność.  Realizacja celów nie przynosi wolności, wiem to najlepiej, bo całe życie chodziło mi o moją własną wolność i w uprzęży pragmatycznej celowości szarpałam się, gryząc kogo popadło.

Dlatego patrzyłam na te młode kobiety jak na istoty z Kosmosu, które żyją innymi prawami, nie znają siły ciężkości, niczego nie chcą, a to, czego potrzebują, dostają, bo umieją marzyć.

Magda opowiedziała mi o sobie, resztę przeczytałam w jej książkach: Polka potrafi i Polka potrafi po 40-tce!

polka-potrafi

Książki są o innych kobietach, ale są i o Magdzie. Oto początek rozdziału zapowiadającego historię Martyny i Natalii, które założyły czasopismo o Azji.

To, co mnie urzekło w dziewczynach, to przede wszystkim ich gotowość do tego, żeby popełniać błędy i brak strachu przed tym, co nieznane. W przeszłości pozwoliłam obu tym elementom powstrzymać mnie przed robieniem rzeczy, na których mi zależało. Wydawało mi się, że muszę być w czymś ekspertem, żeby się o tym wypowiadać; że zanim zacznę działać i realizować jakiś projekt, muszę dokładnie wiedzieć, co i jak robić. Dokładnie przeciwnie postąpiłam decydując się na wydanie tej książki, dlatego słuchając historii, którą zaraz przeczytacie, co i rusz odnajdywałam w niej siebie. Piękne jest również to, że dziewczyny na co dzień żyją w innej rzeczywistości niż ja czy kilka bohaterek książki, a mimo to jesteśmy do siebie bardzo podobne i świetnie się rozumiemy.

Poznajcie Martynę i Natalię.

Niekiedy Magda zaczyna od tego, że każe swoim rozmówczyniom określić swoje życie przy pomocy trzech słów. Biała dziewczynka z północy powie, że jej życie jest ciekawe, piękne i zaskakujące. Martyna i Natalia, że szalone, szybkie i… trzeciego określenia nie znajdują od razu, dopiero po chwili dodają: o, stresujące! Ciężkie i fascynujące powie Olka demolka z rozdziału Im więcej kłód pod nogami, tym więcej frajdy.

Najpierw chciała mieszkać w innym kraju, podróżować.  Znać inne języki. Uczyła się więc języków, ale też tańca i jogi. Oszczędzała każdy grosz, żeby pojechać do szkoły baletowej w Nowym Jorku. Ale nie taniec był jej celem. Postawiła na poznawanie świata, na podróże. To, czego się można nauczyć podczas wyjazdów, twierdzi, jest znacznie bardziej wartościowe, niż siedzenie w uniwersyteckich ławkach i wkuwanie. W 2010 roku po raz pierwszy pojechała z plecakiem w podróż. Poleciała do Indonezji.

Od tamtej pory poszło już z górki: konkurs taneczny na Bali, praca w butiku podróżniczym w Indiach, szlifowanie języka hiszpańskiego w Andaluzji, wyjazd stopem i z namiotem wokół Islandii, uczenie Zumby w Warszawie, nauka tańca w Nowym Jorku, nagranie reklamy telewizyjnej w Bangkoku, nurkowanie w Malezji…

Po drodze spotykała inne kobiety, bardzo młode i młode, ale i te po czterdziestce.  Rozmawiała z nimi, ciekawiły ją ich drogi życiowe, pytała jak, kiedy i dlaczego zmieniły swoje życie, przestawiły je z celu na marzenie. Tak powstał pomysł książki, a potem drugiej.

TU je możecie kupić.

W książce jak mantra powtarzają się takie zdania:

Długo szukałam dla siebie drogi. Przez całe studia nie wiedziałam, na co się zdecydować, bo odnajdywałam się w przeróżnych dziedzinach plastycznych. Tak naprawdę nie byłam pewna, czy grafika komputerowa jest dobrym kierunkiem i w podjęciu tej decyzji bardzo pomogła mi praca przy magazynie. Choć z drugiej strony myślę, że to tkwiło we mnie już od bardzo dawna.

Czego się nauczycie z tych książek? Najpierw tego, że droga jest długa i wyboista, a w głowie każdej z nas tkwi mała istota, która na każdy szaleńczy pomysł zareaguje tak samo i będzie piszczała przerażonym głosikiem: nie uda ci się, nie uda ci się, nie dasz rady. Wtedy trzeba umieć powiedzieć: Co mi szkodzi?, no co mi szkodzi, najwyżej się nie uda. Tak się ucisza natrętny strach, poprzez wewnętrzną zgodę na próby, błędy i porażki. A jeśli przyjdzie zwątpienie, to trzeba sobie uświadomić, że te chwile zwątpienia też są potrzebne. Kiedyś z tej zgody na zwątpienie i porażkę wyłoni się prawda na całe życie, że nie wolno dopuścić do tego, by strach stawał między tobą a twoimi marzeniami. Tylko, i to jest może najważniejsze, Magda wciąż nam będzie przypominała: Marzenia nie spełniają się same, trzeba zacząć działać. I jeszcze: nieważne co będę robić w życiu, ważne jakie chcę, żeby to życie było.

Postaw na siebie!

I to by było na tyle, nie tylko na 8 marca…

W sobotę o marszu

civil-march-for-aleppoEwa Maria Slaska

Darwina i Jacek Matuszczakowie

Było to pierwszego wieczora mojego uczestnictwa w marszu dla Aleppo. Nocowaliśmy w hotelu robotniczym w Brnie. Poszłam do łazienki. Na drzwiach wisiała tabliczka z kobietą w spódniczce. Weszłam pod prysznic, ciuchy wisiały na wieszaku dość daleko od kabiny, gdy do łazienki ktoś wszedł, po czym z sąsiedniej kabiny prysznicowej dobiegły mnie chrząkania bez wątpienia męskie. Za to z części ogólnej odzywała się na pewno kobieta. Rozmawiali po polsku. Hmmm, pomyślałam. I co teraz? Z jednej strony jestem z Berlina, nic mnie “nie rusza”, tu wszyscy chodzą na golasa, nawet na ulicy teoretycznie wolno… Z drugiej strony wiem, że w Polsce nawet sauny są, jak to określiła moja przyjaciółka, “tekstylne”, i nikt się nikomu w miejscu publicznym na golasa nie pokazuje. A już starsza pani obcym ludziom… Nie uchodzi. No, ale kiedyś trzeba wyjść spod prysznica, nawet jak nie chcesz naruszać niczyich uczuć… Tak się poznaliśmy, Darwina z części centralnej dyrygowała mężem i mną, kto kiedy wychodzi, kto kiedy zamyka oczy… W końcu wszyscy troje byliśmy umyci, wytarci, ubrani i zaprzyjaźnieni lepiej niż na Facebooku.

To Darwina odkryła, że znak “Kobieta-Mężczyzna” na drzwiach łazienki jest dwustronny i daje się obracać. Jak wchodzi kobieta, to obraca znak na kobietę i łazienka jest damska, jak mężczyzna to…

Następnego dnia rano zobaczyłam u Jacka na plecaku muszlę świętego Jakuba. To przesądziło. Ja mojej ze sobą nie wzięłam, ale to nie muszla nas łączy, tych z Drogi Jakubowej, tylko Droga. Tak zaczęła się rozmowa, która mnie zaprowadziła do całkiem innego świata, świata ludzi, którzy maszerują i modlą się o pokój.

Wyglądają najnormalniej w świecie. On szczupły, wysoki, lekko siwiejący, poważny, ona wesoła, uśmiechnięta, przyjazna światu i życiu pulchna blondynka. Oboje w wieku średnim, on 40 lat, ona 37. Mijamy co dzień setki i tysiące takich ludzi, gdyby nie muszla niczego bym się nie dowiedziała.

jawpelerynie1

Idziemy, Jacek z tyłu za mną, w zielonej kurtce, z plecakiem, obok, w czerwonej kurtce i niebieskich spodniach Darwina; dla ciekawskich: ja z przodu z flagą w garści. Obok mnie autor poprzedniego wpisu, Krzysztof Nowak. Nadal jest tak, jak napisał: mgła i śnieg, śnieg i mgła, i tak przez cały dzień. Czasem przed czołem grupy przeleci rudel saren, tak ze sto na raz, czasem skoczy spod nóg siedem-osiem zajęcy (zdjęcie Janusz Ratecki)

Zaczęło się od pielgrzymek do Częstochowy, mówi Jacek. Ale te po jakimś czasie przestały mnie ciekawić. Jasne, z Chrzanowa, gdzie mieszka, jest do Częstochowy niespełna sto kilometrów. Rozumiem. Zaczął więc pielgrzymować do Wilna, a to już jest poważna odległość, ponad 800 kilometrów.
To trasa, która każdego amatora historii przyprawia o przyspieszone bicie serca. Tędy w roku 1520 przyjechała z Litwy do Polski Barbara Radziwiłłówna, piękna i nieszczęśliwa żona Zygmunta Augusta, to tą trasą ciągnął do Wilna jej kondukt żałobny. Ukoronowano ją 7 grudnia 1548 roku, zmarła 8 maja 1549 roku. 25 maja kondukt żałobny z trumną Barbary Radziwiłłówny wyruszył z Krakowa.  (…) Zygmunt August wraz z towarzyszącym mu orszakiem konno podążał za karawanem, przez miasta i wsie szedł pieszo. (…) 22 czerwca kondukt wszedł do Wilna. Po żałobnym nabożeństwie zwłoki Barbary Radziwiłłówny zostały pochowane w krypcie piwniczej Katedry pod kaplicą św. Kazimierza. (https://marszmilosci.wordpress.com/historia/)

Chronologicznie gdzieś pomiędzy Częstochową a Wilnem poznali się z Darwiną na czacie katolickim. Teraz chodzili razem. Pierwsza wspólna pielgrzymka – listopad, deszcz, śnieg, zimno, nikogo dookoła. Zima w Wilnie, -38°C. Trasa jako najlepszy sprawdzian małżeński.  W 2007 roku wzięli ślub.

Chodzili do Wilna, potem poszli do Rzymu trasą franciszkańską i do Santiago de Compostela trasą portugalską. Darwina studiowała, po studiach zaczęła pracę jako katechetka. Jacek, wieczny student, zaczął współpracę z projektem opieki nad więźniami Nowa droga.

Więźniowie wędrują setki kilometrów, by wrócić do normalnego życia, napisała dla Gazety Wyborczej Kornelia Wolf-Głowacka w grudniu 2015. Wiedziała, o czym pisze, bo przeszła część drogi z Bartkiem i jego opiekunem, Jackiem.

W ostatnich dniach pielgrzymki Bartek siadał na ławce i obwiązywał wytatuowaną nogę bandażem. Po kilkuset kilometrach nogi (…) dawały już o sobie znać. Należy im się szczególna atencja, gdyż to one, ich miarowy krok powtarzany przez wiele dni, z których uzbierał się miesiąc, wyprowadziły Bartka z więzienia.

Droga nie jest łatwa. Ale działa. Lepiej niż wszelkie programy resocjalizacyjne.

– Na dziesięć osób opuszczających zakład karny, do więzienia wraca 6-7 osób. Takie są statystyki – podkreśla opiekun wędrujących skazanych, Jacek Matuszczak. – Z 21 więźniów, którzy w Polsce przeszli Drogę do celi, nie wrócił żaden.

We Francji statystyki wskazują 90 proc. byłych więźniów, którzy po “Drodze” nie weszli w konflikt z prawem. Wzmianka o Francji nie jest przypadkowa. To tam Bernard Olivier, dziennikarz, który w krótkim okresie stracił żonę, matkę i pracę, postanowił nie poddać się złym myślom i przystanąć w biegu, choć brzmi to nieco paradoksalnie, jako że pretekstem do rozmyślań była piesza wyprawa do Santiago de Compostella. (…)

– Droga zmienia człowieka – zaznacza Jacek Matuszczak. – Uczy pokory, samozaparcia, wytrwałości. I tego, że świat ma lepszą stronę, czego możemy doświadczyć w kontakcie z napotkanymi ludźmi. W nich możemy ujrzeć dobro – w ich gościnności, otwartości, wyciągniętej dłoni. To ludzie w tej drodze są najważniejsi.

Z żoną i krzyżem Tau na szyi przemierzył tysiące kilometrów – drogą do Rzymu, szlakiem Jakubowym – z Lizbony do Santiago. A potem pielgrzymowali po krajach dotkniętych konfliktem – przez Kubę, Gruzję, z Ugandy do Rwandy. Zawsze w intencji pokoju. Nigdy z planem – gdzie spać, jeść, odpocząć. Mimo to głodu nie cierpią i zawsze znajdują nocleg, albo to nocleg znajduje ich.
(…)
– Nikt nas nie chciał bić z powodu krzyża. Niejeden raz gościli nas muzułmanie. Ludzie napotkani w drodze nie ścinają głów, czynią to opłacani najemnicy, ci, którzy są trybikami w machinie przemysłu zbrojeniowego – twierdzi Jacek. – Media tak dużo mówią o okrutnych muzułmanach, ale nie wspominają o tych normalnych, dobrych ludziach, którzy sami cierpią przez konflikty na tle religijnym. Gruzini wręcz uniemożliwiali podróż przez swą gościnność – zaganiali do domostw, rozpytywali, gościli. W Afryce witano ich szczerym uśmiechem. Gdy wędrowali przez Kubę letnią porą nazywaną z racji temperatur przez tubylców piekłem (50 stopni Celsjusza w dzień – 30 nocą) Kubańczycy z zapałem opowiadali o Popiełuszce, który cieszy się tam większą popularnością, niż w Polsce. Jest dla nich symbolem walki z systemem, walki, która nie wymaga przelewu krwi, ale wiary, wytrwałości, wewnętrznej siły. Przyjmujący pielgrzymów wiele ryzykowali – w kraju Fidela Castro nadal osadza się w więzieniu za zwykłą gościnność.

(…)

Jacek kocha drogę. To jedna z najważniejszych cech, jakich się wymaga od potencjalnych opiekunów. Kandydaci na “przewodników” przechodzą testy psychologiczne oraz specjalne szkolenie obejmujące zagadnienia związane z pedagogiką penitencjarną, komunikacją społeczną i metodycznymi aspektami pracy z młodocianymi przestępcami. Opiekunowie zachęcani są również do poszerzania wiedzy z zakresu prawa, turystyki, psychologii.

Przed wyprawą odpowiednie przygotowanie przechodzą również skazani. Miesięczna wędrówka to tylko jeden z czterech elementów dwuletniego programu. Przez pierwszych pięć miesięcy wytypowani (w wieku 18-26 lat) osadzeni pracują z psychologiem, wychowawcą i doradcą zawodowym. Po miesięcznej wędrówce uczestnik projektu przechodzi badanie umiejętności i odbywa kurs przygotowujący go do pracy u przedsiębiorcy, który współuczestniczy w projekcie. Po 5-miesięcznej praktyce zawodowej były więzień podejmuje pracę – gwarantowaną przez rok w ramach zatrudnienia wspieranego, współfinansowanego przez urząd pracy. Przez półtora roku może też korzystać z pomocy fundacji Postis – prawnej, a nawet finansowej. Bartek niewiele mówił o planach na przyszłość poza zakładem. Miał nadzieję wrócić do przedsiębiorstwa, gdzie był zatrudniony przed osadzeniem, ale stało się inaczej, zaczął pracę przy produkcji pieczarek.

(…)

Od 2015 r. Nowa Droga ma charakter ogólnopolski. W wyprawach uczestniczyli też byli więźniowie z Okręgowych Inspektoratów Służby Więziennej z Rzeszowa i Olsztyna (m.in,. ZK Uherce, Jasło. AŚ Olsztyn). Jak twierdzi prezes Stowarzyszenia POSTIS, Barbara Bojko-Kulpa, w przyszłym roku organizacja planuje rozszerzenie projektu na inne województwa, jak również na zakłady karne, gdzie osadzone są kobiety. Inspektoraty w całej Polsce, w tym w Okręgowy Inspektorat we Wrocławiu zostały powiadomione o projekcie.

Ale są jeszcze samodzielne wspólne wędrówki. I te dopiero wprawiają w podziw i zdumienie. Oboje twierdzą, że przeszli pewnie w tych pielgrzymkach po 20 tysięcy kilometrów na osobę. Te wędrówki to nie zabawa. Pokonują w nich średnio 30, a bywa, że nawet 50 kilometrów dziennie.  To wędrówki w intencji pokoju. Darwina i Jacek informują o nich na blogu Nasze wędrowanie.

W roku 2010 poszli do Rzymu, by, jak napisali, stanąć u grobu Jana Pawła II. 1500 km w 53 dni.

W roku 2011 połączyli Camino de Santiago z uczestnictwem w Światowych Dniach Młodzieży w Madrycie. W ogóle to przeszli już wiele części Camino, z Wilna do Gdańska, w Czechach, w Austrii. W średniowieczu Camino jak wielka sieć łączyło całą Europę.

W roku 2013 byli na Kubie, szli po śladach blogosławionego (jeszcze wtedy) Jana Pawła II.

W 2014 roku przeszli 1000 kilometrów przez Gruzję wzdłuż granicy z Turcją i Abchazją. Ich patronką była św. Nino, apostołka i patronka Gruzji, święta Kościoła katolickiego, ormiańskiego i prawosławnego.

W roku 2015 pielgrzymowali z Ugandy do Ruandy, tzw. Drogą Męczenników Ugandyjskich. Szli, jak sami napisali, przez drogi i bezdroża Afryki modląc się o pokój i pojednanie w Rwandzie, Afryce i na całym świecie. 900 kilometrów. W Afryce czuliśmy się bardzo bezpiecznie, mówią, ludzie są życzliwi. W Polsce jest podczas samotnej wędrówki dużo gorzej.

W roku 2017 dołączyli w Brnie do Marszu dla Aleppo.

Pytam jeszcze o filozofię tych wędrówek, która jest, wiem to, ich filozofią życiową.

Pokój, odpowiadają.
Miłosierdzie przed sprawiedliwością.
Etyka przed techniką.
Człowiek przed rzeczą.
Być przed mieć.

Sobota marszowa 2

civil-march-for-aleppo
Krzysztof Nowak

Krzysztof – lat 48, żona ta sama od 23 lat, dzieci coraz starsze – Mateusz 20, Zośka 16.
Na marsz dołączyłem na tydzień – więcej nie dało wytargować urlopu z
domu. Wyruszyłem z Brna i doszedłem do Mistelbach w Austrii – do dziś mam
problemy z lewą nogą , ale mam nadzieję, że do następnego razu się zaleczy.
Poszedłem, bo uważam, że tak trzeba było zrobić. Wielu znajomych się dziwi i nie
rozumie, a ja myślę, że każdy gest, czyn ma jakieś znaczenie dla drugiego
człowieka- mam nadzieję, że pozytywne.
Krzysztof

knmarsz-8 knmarsz

Gospodarz nie zdążył przed zimą ściągnąć skarpetek z płotu / Ufff. Austria

knmarsz-1Moja nowa koleżanka :). Mam nadzieję że wiele jeszcze przed nami

knmarsz-2

Drugie śniadanie koło klasztoru z XI wieku (oczywiście po przebudowach)

knmarsz-6Śniadanie przed szkołą w której spaliśmy- na dworze -8 stopni C

knmarsz-3 knmarsz-4 knmarsz-5 Śnieg, mgła, śnieg, mgła i tak cały dzień

knmarsz-7Andreas, ja i Robin – przyjemne chwile

PS: TU wywiad z Krzysztofem w Reporterze leszczyńskim. Strona 5-6. Dobry wywiad. Ciekawy. Przemyślany.

Civil March for Aleppo

starts today at 10 o’clock in Berlin. The meeting point  is Tempelhofer Feld behind the Gate Nr 10. If you want to march, bring a small tent, sleeping bag and most important belongings with. I will be there to meet you and I will go with you on the first day.

PO POLSKU  ***DEUTSCH*** ENGLISH***العربية

Beneath I publish an intervew given by Sebastian Olenyi. I suppose he answers probably all questions you allways wanted to know the answers to. See you today at 10!

15337398_10208256318541197_7258427632194172366_n

21.12.2016

Ein Bürgermarsch von Berlin nach Aleppo
Staffellauf der Solidarität

Zu Fuß nach Aleppo – über die umgekehrte Flüchtlingsroute dahin, wo alle Menschen im Moment weg wollen. Ausgedacht haben sich das Berliner Aktivisten. Es soll ein Protestmarsch werden, erklärt “civil march”-Mitorganisator Sebastian Olenyi.

domradio.de: Geschlagene 3.000 Kilometer über Tschechien, Österreich, den Balkan, Griechenland und die Türkei, also die umgekehrte Flüchtlingsroute. Ist das nicht eine Kamikaze-Aktion? Wie wollen Sie sicherstellen, dass Sie nicht selbst gerettet werden müssen?

Sebastian Olenyi (Mitorganisator der Aktion “civil march”): Wie das Ende unseres Weges aussieht, das wissen wir heute auch noch nicht. Es ist auf jeden Fall erst einmal eine sehr lange Demonstration, mit der wir Aufmerksamkeit für das Thema erwecken wollen. Auch in den Ländern, durch die wir laufen.

domradio.de: Laufen alle die gesamte Strecke?

Olenyi: Manche werden wahrscheinlich auch nur ein oder zwei Tage dazu stoßen. Der Marsch wird 3,5 Monate dauern. Wir erwarten auch gar nicht, dass alle die ganze Strecke mitlaufen. Das ganze soll eher eine Art Staffellauf der Solidarität sein.

domradio.de: Wollen Sie denn auf jeden Fall bis zum Ende laufen?

Olenyi: Ob wir es am Ende schaffen werden, nach Aleppo oder in eine andere eingeschlossene Stadt vordringen können, das machen wir von der Sicherheitslage vor Ort abhängig. Für uns hängt der Erfolg nicht von den letzten paar Kilometern ab. Es geht in erster Linie darum mit diesem Bürgermarsch Aufmerksamkeit zu generieren.

domradio.de: Am zweiten Weihnachtstag geht es los, wie soll das ganze denn praktisch ablaufen? Wie bewegen Sie sich fort? Wo übernachten Sie?

Olenyi: Wir starten mit einer Veranstaltung mit vielen Gästen. Es spielt zum Beispiel eine syrische Band, die hier wahrscheinlich nicht so bekannt ist. Sie ist aber bei Syrern so bekannt wie bei uns etwa die Ärzte oder eine vergleichbar große Rockband. Und dann laufen wir los. Geplant sind jeden Tag ungefähr 20 Kilometer.

domradio.de: Ist denn alles soweit geplant?

Olenyi: Wir versuchen gerade noch beheizte Unterkünfte für die Teilnehmer zu finden. Für die erste Woche oder zehn Tage ist es bis jetzt gelungen, aber wir sind noch fleißig dabei und telefonieren jede freie Minute um Turnhallen oder Kirchen zu finden, die uns beherbergen.

Aber es kann auch sein, dass wir selbst bei diesen Temperaturen in den Zelten, die wir dabei haben, schlafen müssen. Wir versuchen es natürlich mit so wenig Kosten und so einfach wie möglich zu organisieren.

domradio.de: Wie sind Sie eigentlich auf die Idee gekommen?

Olenyi: Man sieht ja täglich die schrecklichen Bilder über Social Media und alle anderen Kanäle. Da entstand natürlich ein gewisses Schuldgefühl. Man hat mal etwas davon geteilt oder ein “Like” (Gefällt mir) gedrückt, aber dabei macht man ja nicht etwas selber. Da kam die Idee.

domradio.de: Was ist Ihr Ziel mit diesem Marsch?

Olenyi: Wir versuchen auf dem Weg Aufmerksamkeit zu erwecken. Vielleicht können wir einige Hilfen mehr organisieren. Vielleicht können wir es schaffen, dass mehr diplomatischer Druck auf alle Parteien ausgeübt wird, die da in Syrien aktiv sind. Aber auch auf die europäischen Politiker. Von dort war ja auch öfters zu hören: “Meine Wähler interessiert es nicht, keiner kann mehr die Bilder sehen. Warum sollte ich mich dann engagieren?” Wenn wir wirklich dort ankommen, oder wenn nur ein paar wenige mehr Hilfe bekommen, oder der Konflikt etwas früher vorbei ist, dann haben wir sehr viel erreicht.

domradio.de: Wäre es nicht sinnvoller, Spenden zu sammeln und die Menschen vor Ort so zu unterstützen?

Olenyi: Viele von den Spenden können gerade nicht eingesetzt werden. Selbst die Hilfsorganisationen sind gar nicht mehr in den Städten vor Ort. Natürlich brauchen auch viele andere noch Hilfe, auch in den Camps in der Türkei oder anderen Ländern. Wir rufen auch zu Spenden auf – auch entlang des ganzen Weges. Natürlich versuchen wir auch so wenig wie möglich selber Kosten zu generieren.

Unter dem Strich kommt mehr dabei raus, wenn wir die Aufmerksamkeit erhöhen. Denn jetzt im Moment gibt es für die Eingeschlossenen keine humanitäre Hilfe.

Das Interview führte Hilde Regeniter.

 15350685_10208300465124834_5882299643445779380_n

 

Parasolki Umbrellas Regenschirme

Wir protestieren heute wieder!

We do protest today again!

Protestujemy! Znowu!

23.10.2016 13:00-15:00 Warschauer Brücke Berlin

Bring your (black) umbrellas! Przynieście (czarne) parasolki! Bringt eure (schwarze) Regenschirme mit!

black-clip-umbrella
Schreibt euren Spruch drauf! Write your slogan! Napiszcie swoje hasło!
Zeichne eure Skizze! Namalujcie coś! Make your own picture!

PiS-Off

cupzgmaxyaartez

parasolkix

paniirenkaparasolkakl

parasolki6 parasolki1 parasolki2 parasolki3 parasolki4

klukos

black-clip-umbrellaKto się boi czarnej baby? piosenka /ein Protestsong (auf Polnisch) / Polish Protestsong

black-clip-umbrella

parasolki5