Porzucone fragmenty książki 1. Żyd Wieczny Tułacz i inni.

Ewa Maria Slaska

Wydaję właśnie drukiem powieść o pokoleniu Solidarności. W ostatecznej redakcji kilka fragmentów wyrzuciłam po prostu, a kilka przeniosłam tu. Oto pierwszy.

Ahasverus, Bonifacy d’Oria, Don Kichot, Tata

Zrozumiałam ostatnio, w proustowskim wręcz olśnieniu, że od lat zajmowali mnie starzy biali mężczyźni, którzy całe życie idą.

Continue reading “Porzucone fragmenty książki 1. Żyd Wieczny Tułacz i inni.”

Droga Księżycowa, czyli lot drewnianego konia

Reblog: Maria Kann

Kołkowiec Don Kiszota i śmierć licencjata Terralby (s. 69n)

Karol Filip IV, fanatyk w sprawach religijnych, zajmował się przede wszystkim walką z innowiercami. Ufny w bogactwa zdobyte na Majach i Aztekach, nie doceniał trudności gospodarczych kraju, z którymi nie umia sobie poradzić. Na domiar złego prowadził długotrwałe wojny, które spowodowały zmierzch potęgi Hiszpanii i jej floty morskiej, zwanej Niezwyciężoną Armadą. Jako wódz miał sukcesy tylko w czasach swej młodości, zanim wstąpił na tron, w wojnie z Turcją.
Wśród jego walecznych żołnierzy znajdował się wówczas Miguel Cervantes, który w przyszłości stał się jednym z najsławniejszych pisarzy Hiszpanii.
Dał on obraz odchodzącego na zawsze świata błędnych rycerzy, zaklętych księżniczek i złych czarodziejów.


*

Szlachcic nasz

Don Kichoty od przyjaciół

Jacek Slaski


Arek Łuba

Plakat jednego z moich ulubionych artystów – Lexa Drewinskiego – do sztuki „Don Quijote” Andrzeja Worona.


Ela Kargol

Mateusz IV

To ja na odpustach Wam sprzedaję gwiazdy
Ja Mateusz IV Mateusz z Komańczy

Ja pomagam ludziom ja pomagam ptakom
Zwariowanym sercem myślą byle jaką
Ja leczę gołębie przez Was przejechane
Gładzę psy bezdomne o piątej nad ranem

Ja Mateusz IV całą prawdę powiem
Wierzę w ludzkie szczęście w zgubioną podkowę

Ja pomagam ludziom ja pomagam ptakom
Zwariowanym sercem myślą byle jaką
Ja leczę gołębie przez Was przejechane
Gładzę psy bezdomne o piątej nad ranem

Czemu nie widzicie jak z wiatrakiem walczy
Ostatni Don Kichot Don Kichot z Komańczy


Facebook

Dlaczego utopie się nie udają?

Ewa Maria Slaska

Obrazek od Binga

Bing podsunął mi ostatnio taki obrazek.


I takie wyjaśnienie:

W 1968 roku urodzona we Francji jogini Mirra Alfassa, która była w Indiach czczona jako guru (Matka), założyła duchową społeczność, która miała być miejscem, gdzie ludzie wszystkich grup etnicznych, religii i narodowości mogliby żyć razem w pokoju. Miasto Auroville zostało zaplanowane jako utopia dla 50 000 osób, ale dziś mieszka tam tylko około 2800 osób. Jednak zgodnie z planami założycielki, pochodzą one z ponad 50 krajów. Miasto ma 8 km² powierzchni i jest zaplanowane jako koło. W centrum, czyli tzw. „Strefie Pokoju”, stoi Matrimandir, ogromna metalowa kula w kolorze złota. Wewnątrz kuli panuje cisza. Spiralna rampa prowadzi do wewnętrznej komory wykonanej z białego marmuru. To chłodne (klimatyzowane) wnętrze ma pomóc ludziom odnaleźć swoją świadomość. Wymagana jest jednak rezerwacja – przynajmniej dla turystów.

Continue reading “Dlaczego utopie się nie udają?”

Znajdź go (reblog)

Znalezione na Facebooku u Kasi Weintraub jako przypomnienie sprzed siedmiu lat

Krzysztof Mrozowski

ZATRZYMANA JEST ZAKONNICA-ROBOTNICA – ANNA FRAGA

W lipcu 1936 roku wybuchł bunt nacjonalistów w Barcelonie;
podczas
Międzynarodowej Olimpiady Robotniczej,
w której brali udział również polscy robotnicy sportowcy.
Wraz z polskimi emigrantami politycznymi udali się na front aragoński.

Na początku września Grupa 36 weszła w skład kolumny Libertad.
W październiku pod przeważającym naporem wroga rozpoczęli odwrót
w kierunku Madrytu
– na Plaza de Espania krążą sepy wojny, Don Kichocie
zrzuć kolczugę, Madryt dzisiaj czeka cudu, spójrz wokoło, na ulicy Twej
Stolicy barykady polskiej brygady trzynastej w batalionie Palafoxa.

Gdybyś znów pisać mi chciała, adres mój jest teraz inny:
pisz Brygada Dąbrowskiego, Ebra brzeg, na pierwszej linii,
ale Dolores Ibarruri nie odpisała, bo walczyć też musiała.
I Tak do nas powiedziała:
,,lepiej jest umrzeć stojąc, niż żyć na kolanach’’

Mogą też zaistnieć jakiekolwiek inne dowody.
Szesnastu lingwistów poniosło śmierć na polu
semantycznej odbudowy, ktoś umierał ze słownikiem
gwary partyjnej pod pachą, teraz z kulą spokojniej.
Brał też udział w wojnie domowej Georg Orwell
w latach 1936-1937,
podczas której walczył w republikańskiej milicji robotniczej,
oddał swój hołd dla Katalonii, wstępując do oddziału w Barcelonie .
W nagrodę BBC odmówiła Jemu wystawienia pomnika.

Na polach hiszpańskich zaginał Salomon Jaszuński –
– skład gleby nie został podany.
Ernest Hemingway, korespondent wojenny
,,North American Newspaper Alliance’’
pogrążył się w wojnie domowej Hiszpanii.
‘Słownictwo rewolucyjne z cudzoziemskim akcentem’
Urna z prochami została w armacie.
W tym roku obeliski nie zakwitną,
bo dzwony zamilkły
I nie biją już nikomu…

długie wąskie gardło romantycznej legendy,
obecnie zohydzane
i przechwycone przez ludzi dobrej zmiany;
ze współczesnym celownikiem nakierowanym
na odbieranie ulicom ich nazw –
w podziękowaniu za dawną ofiarę krwi.
Nie mamy dziś wielu dobrych słów dla Dąbrowszczaków.
W tej puli krwi –
zły człowiek marszczy brwi politycznego wyuzdania,
i za dużo znaków zapytania drąży grób niechęci.
Należy być przygotowanym na podtopienia pamięci.

Zielony koń w morskim przebiciu nieba
W nocy nadaje radiowy krzyk rybitwy
Ryby- bitwa ryb w zielonym brzuchu
w jednym z tych okien malujesz sobie oczy
specjalną szminką dla najemników;

to tam, gdzie najbardziej popielate światło wolności otacza
zniewolenie przy drodze, zmęczony już bardzo terrorem
czekam

już drugie słońce
poczekam jeszcze trzecie, a potem poszukam Ciebie
może jesteś zmęczona? –
pytałem o dwudziestu dziewięciu towarzyszy, ale nie widzieli.
Tam jest błękitna łąka – powiedziano, że jesteś na ulicy drugiej,
na ulicy trzeciej; dzieląc środek miasta na dwa,
więc kiedy zapalą światła na publicznej drodze;
wyjdę po Ciebie, będąc w służbowej koszuli czasu,
to ich głosy dogasają przy zwęglonych drzwiach.
Dowódca 1 batalionu Józef Mrozek ranny w kwietniu 1937
pod Morata de Tajuna, po upadku Barcelony w styczniu 1939
zgłosił się ponownie na front.

SALUD CAMARADES
GUMMERS wymyka się ześrodkowaniu H.

Ta nieletnia piosenka z przestrzelonym górnym C.
Tak chciałem sukienek dla niej i pieśni
Płaszcz by się przydał.
Skoczna piosenka narożników barowych.
Sekret skostniałych palców odciąga fortepian z niewygrana oktawą

Opowiem tobie towarzyszu,
opowiem o prostopadłych ścianach mroku.
Na razie tylko cztery samobójstwa, oporu nie było,
jakaś idiotka skoczyła
z okna, z czwartego piętra z dzieckiem, nie zrobiła tego specjalnie.

Nic nie mów, na razie tylko nas wysiedlą.
Brakuje tylko jednego Żyda,
kilkunastu Polaków i ze dwunastu mieszańców ideologicznych,
ale i tak by zostali rozstrzelani.

Nie ma co ukrywać, to klęska; od dziś zapomnisz swoje imiona ,
zmienisz datę urodzenia i rodzaj wierzenia to wszystko.
Zostaliśmy zaskoczeni w wieku niespełna szesnastu lat,

Jestem niespełna rozumu bracie i moją piosenkę o zielonym koniu
odbierają jako jeszcze –
jeszcze objaw choroby, a to przypływ morza przecież. Tak mówią,
ale teraz ja mówię do Ciebie!

Rozpoznałem Twoją twarz na murze w rok po wydarzeniach.
Dwunastu patriotów stanęło przed sądem na rękach.
Trenowałem wtedy prasowy boks,
moja legitymacja wpadła na salę rozpraw publicznych
i prokuratorowi w środek jego mowy – lewy prosty spotkaniowy.

Zielony koń w morskim przebiciu nieba; tak określił mój stan psychiatra.
Więzienny radiowęzeł nadawał specjalnie dla mnie – krzyk rybitwy.
Pedał CZAKO, więzienny kizior pomalował nam szminką usta;
raz pamiętam był w dobrym humorze … kiedy do naszej celi
wszedł osiemnastoletni rekordzista samobójstw po ostatni rekord.

Każda twarz czeka na jego słońce, które nosi na piersiach.
Mówię do Ciebie! – patrzyłem na jedną ze ścian tak długo,
aż rozpoznałem własną twarz w rok! –
To tam, gdzie najbardziej czerwono zanosi się łuna płaczem.

CZAKO mówi, już wigilia chłopaki, gdzieś tam daleko narty zapadają się.
Osiemnastoletni chłopak popełnia samobójstwo wieszając swoje ciało
Nad stołem wigilijnym, choinka drzewa i kosz krwi.
Czasy już nie są właściwe dla wypraw krzyżowych.
Uznajemy wszystkie ideologie, te nawet najbardziej skrajne.
JEDNAK
JEDNAK NIE POZWALAJMY
JEDNAK NIE POZWALAJMY, ABY
używać instytucji apolitycznych, takich jak wojsko do ich propagowania.

W ten sposób obraził armie młody socjolog – wywołało to silny krwotok;
wiemy to od siostry byłego ministra informacji – ANNA FRAGA-
ANNA FRAGA w prostopadłych pochwach mroku,
zostaliśmy obdarowani tą dziewczyną standard,
zatrzymaliśmy ją w łóżku, w jednym z tych okien maluje sobie usta-oczy
specjalną szminką; bo my teraz jesteśmy najemnikami, musisz wiedzieć!

ZA OKNEM
OD SAMEGO RANA POJAWILI SIĘ RANNI, ALBO RANNI W GŁOWĘ.
ZATRZYMANA JEST ZAKONNICA-ROBOTNICA – ANNA FRAGA – ANNA.

Góry Prania

Marianna Lorenc na FB 22 maja 22 roku

Za Górami Prania i za Lasami Wybujałych Pajęczyn był sobie inny świat, pełen zapachu ziół i ksiąg o pięknie historii Człowieka Szczęśliwego. Człowiek ów żył w Ogrodzie Zgody Ze Sobą, miłowany był przez tych, których kochał bezgranicznie, tak jak bezgraniczne było jego oddanie niesieniu światła szczęścia i poczucia bezpieczeństwa.

Continue reading “Góry Prania”

Pokolenie Solidarności 26

Ewa Maria Slaska

Krwawe pieniądze (1985)

Ameryka w czasach, gdy przyjechali tam Basia i Stefan, i kilkadziesiąt tysięcy innych Polaków, była wielkim bogatym krajem, który w ciągu pięciu wieków swego istnienia wzbogacił się, wymordowawszy Indian, sprowadzając niewolników z Afryki i wykorzystując katorżniczą pracę milionów biedaków z Europy. Kto to przetrwał, kto sobie poradził, kto nie dostrzegł faktu, że jego dobrobyt to potrójnie krwawe pieniądze, ten mógł zostać bogaty i szczęśliwy. Reszta się nie liczyła.

Stefan stał koło pomnika Netherlands Memorial Flagstaff, upamiętniającego powstanie Nowego Amsterdamu, osady która była pramatką Nowego Jorku. Peter Minuit (1580-1638), trzeci gubernator Nowej Holandii, w roku 1626 kupił wyspę Manhattan od Indian Lenape. W ich języku wyspa nazywała się Manna Hata (Wyspa Wielu Wzgórz). Indianie sprzedali ją za szklane paciorki, o wartości 60 guldenów holenderskich, czyli 24 dolarów. Na pomniku przedstawiona była ta właśnie scena – przekazanie paciorków. Pomnik był podarunkiem od Holandii dla miasta Nowy Jork, został ufundowany w roku 1926 w trzysetlecie tej transakcji. Z punktu widzenia Indian była to procedura bez znaczenia. Europejczycy uważali posiadanie ziemi za oznakę bogactwa, władzy i prestiżu. Dokonując operacji kupna – sprzedaży opierali się na prawie europejskim i myśleli, że stali się tym samym legalnymi właścicielami tego kawałka gruntu. Indianie natomiast wierzyli, że ziemia, powietrze i woda należą do wszystkich i na zawsze, i nikt nie może ich nikomu zabrać. Amerykanie być może wykorzystali naiwność Indian, ale jednak, z ich własnego punktu widzenia, osiedlili się tu jak najbardziej legalnie.

Continue reading “Pokolenie Solidarności 26”

Slaska, instrukcja obsługi 2

Ewa Maria Slaska

Był kiedyś, 9 lat temu wpis numer 1 na ten temat. TU. Przeczytajcie go sobie, bo niemal nic się w nim nie zmieniło. No może oprócz odpowietrzania kaloryferów. Proszę bardzo, jeśli tylko umiecie, odpowietrzajcie do woli! Natomiast pojawił się nowy problem i on mi się teraz najbardziej chyba daje we znaki.

O różnicy pokoleń (w obronie Baratarii, Don Kichota i wszystkich innych mieszkańców mojej wyobraźni)

W tamtym wpisie miałam lat 64, czyli łatwo obliczyć, że teraz mam ich 73.

Od wielu lat, a nawet od wielu pokoleń przyjaźnię się z ludźmi młodszymi ode mnie. Owszem, mam też gromadkę przyjaciół różnej maści, ale raczej żeńskiej, w moim wieku i bez nich czułabym się goło i łyso, ale “moją specjalnością” są przyjaciółki i przyjaciele młodsi ode mnie.

Przez lata niektórzy z nich otrzymali tytuł zastępczej córki lub przyszywanego syna, a trzech z nich zostało partnerami na odcinek życia. Nie były to długie odcinki, trwały z reguły rok. Przybrani synowie i córki mają dłuższy żywot. Niektóre z tych niejako rodzinnych przyjaźni trwają już 20, 30 a nawet 40 lat. Teraz wiek tych nowych przysposobianych dzieci coraz bardziej się obniża, pojawiają się ci koło 30, a nawet 20. Już jednak nie przyznaję tym nowym osobom (ewentualnie) tytułu córki lub syna, lecz raczej wnuczki-wnuka. Zarysowują się już nawet szanse na prawnuki. To jednak na razie przyszłość. Zajmijmy się “wnukami”.

“Wnuków” jest znacznie mniej niż “dzieci”, wciąż jeszcze jest to grupa na tyle liczna, żeby postronni pytali, co mnie z nimi łączy. Z ich strony – nie wiem, być może potrzeba opieki, bezpieczeństwa, oparcia, zrozumienia, tolerancji, wyrozumiałości, wsparcia… Potrzeba pogadania i wygadania się. Myślę jednak, że przede wszystkim jest to ciekawość tego, co mogą mieć do (o)powiedzenia osoby, które wyrastały w zupełnie innym świecie i nie zapomniały tego, jak to było, gdy się było młodym.

I to właśnie łączy mnie z nimi – ciekawość, nieprzeparta ciekawość świata. Chcę wiedzieć, co się dzieje. Nadal chcę wiedzieć, co się dzieje.

Ale ciekawość to cecha pragmatyczna, zimna, może nawet wyrachowana. Bez dodatku innych cech zapewnia zaledwie interesujący wywiad. Nawet nie rozmowę.

Uzupełnianie się odmiennych ciekawości robi się też z wiekiem coraz trudniejsze. O ile w pokoleniu rówieśniczym, co oznacza plus-minus 10 lat w stosunku do własnego wieku, rozumiemy się świetnie, bo uczyliśmy się tego samego, oglądaliśmy te same filmy, słuchaliśmy tej samej muzyki, walczyliśmy o to samo i to samo odrzucaliśmy, o tyle na poziomie rozumienia się z “dziećmi” możemy raczej mówić o uzupełnianiu się niż o pełni zrozumienia. Z wnukami to już przede wszystkim wymiana informacji.

A im dalej jesteśmy od siebie, tym ważniejsza wydaje się wzajemna tolerancja dla tego, co ten drugi człowiek mówi, rozumie i reprezentuje. Gdy się jednak nad tym zastanowię, to dochodzę do wniosku, że tolerancja musi mieć bardzo szerokie wymiary – musi obejmować przynajmniej w zalążku przyjaźń, serdeczność, wzajemną pomoc, zrozumienie i dopiero na samym końcu – ciekawość.

I w takich warunkach powinny się spotkać dwie pełne, skomplikowane osoby, które przyjmują siebie nawzajem “z dobrodziejstwem inwentarza”.

Ale to utopia. “Dobrodziejstwo inwentarza” jest we wzajemnych relacjach międzypokoleniowych bardzo względne. Tak naprawdę nie mamy być osobami z innego świata, lecz ekranami, na które projektują się ich potrzeby. Odbieram te projekcje jako coraz bardziej surowe. To, co do nich nie pasuje, nie powinno istnieć. Wycinają się więc ze mnie jako osoby najprzeróżniejsze figury.

* Ewa inteligentna (ale sprawdzamy jej inteligencję na każdym kroku, porównując jej wiedzę z tym, co jest w sieci)
* Ewa wyrozumiała (wyrozumiała dla naszych wad i potrzeb, ona tych wad i potrzeb nie ma mieć)
* Ewa, która dobrze gotuje (co ma uwzględniać wszystkie niuanse naszych indiosynkrazji kulinarnych – ma gotować koszer albo halal, bez mięsa, bez glutenu, bez laktozy, bez nabiału, bez jajek, bez cukru, soli, mąki, bez chemii, ale żeby smakowało rewelacyjnie i wyglądało jak z obrazka)
* Ewa, która potrafi sobie i innym poradzić ze wszystkim, z raną, bólem, zapaleniem, złamanym sercem, urzędem finansowym i pierwotnym lękiem

Ale tych figur nie ma. Jest za to wspomniane już “dobrodziejstwo inwentarza” – masa cech, które do nich nie pasują. I irytują. I złoszczą. I podlegają naganie, natomiast nie podlegają dyskusji.

Patrzy na mnie surowe superego młodszego pokolenia (dziękuję Przemku za nazwanie tego).

Do niedawna myślałam, że jestem z pokolenia, które wywalczyło wolność Europy Wschodniej i wolność osobistą nas wszystkich, kobiet, gejów, lesbijek, wegetarian i pacyfistów. Które wierzyło w utopię solidarności i demokracji, które stworzyło nową wspaniałą muzykę i wolność ubierania się, jak chcemy. Byliśmy pewni, że wolność osobista jest najwyższą wartością, że nie musimy się dorabiać i że jesteśmy wolni. To my zaczęliśmy wychodzić z szafy i przestaliśmy jeść mięso. Przestaliśmy ukrywać to, jacy jesteśmy. Stworzyliśmy wolną miłość, a gdy pojawił się internet, uwierzyliśmy w wolny dostęp do sztuki i nauki, która miała być dziełem wszystkich dla dobra wszystkich.

Tymczasem życie zdominował restrykcyjny system zabraniania wszystkiego wszystkim i udowodniania swoich praw własności do najmniejszego przejawu naszego ja. A za wszystko, co na świecie przestało dobrze funkcjonować, odpowiedzialni jesteśmy my. Czyli ja.

Jestem z pokolenia boomersów i zaludniłam świat. To przeze mnie dwa miliardy ludzi, które żyły na świecie, gdy byłam młodą panną, rozmnożyły się do swej czterokrotnej wartości. To ja w latach 70 wprowadziłam do żywności gluten, a do życia plastik, którym dławią się wieloryby. To ja zatrułam oceany. To przeze mnie umierają pszczoły i znikają kwiaty. To moi współbracia wykorzystują ludzi koloru, kobiety i dzieci. To przeze mnie topnieją pokrywy lodowcowe.

Do tego wstrętnego świata, który stworzyliśmy, młodzi ludzie przyłożyli zasady infantylnego maksymalizmu etycznego (określenie zaczerpnęłam od Waldemara Kuczyńskiego – dziękuję). Nie wiedzą jeszcze, czy naprawdę są i będą tacy, jak mówią, że są, ale już wiedzą, że to, co się mówi o sobie i co się surowo wyznaje, jest ważniejsze od tego, jakim się jest. Byłam istotą niefrasobliwą i ignorującą niepotrzebne restrykcje. Wolałam dobroć od sprawiedliwości. Nie przywiązywałam wagi do własności. Wolałam coś wspólnie zrobić niż rozpatrywać zasługi własnego ja. Ale, przyznaję, również cudzego.

Czasy się zmieniły. To clash pokoleń. Tak nie wolno. Nawet uznaję rację tego “nie wolno”, jeśli ktoś chce docenienia własnego ja, to powinien je dostać również ode mnie, ale przez 60 lat działałam na innych zasadach. Byłam jaka byłam, żyłam jak żyłam. Poruszam się w tym nowym wspaniałym świecie coraz bardziej po omacku i nie wiem, skąd i za co spadnie na mnie surowa krytyka. Wciąż się potykam o infantylny maksymalizm etyczny. I rozbijam sobie nos.

Zielonowłosa istota z mojego pokolenia patrzy na współczesny świat i pyta PO CO?

Wiersze z brodą i bez 16

pussy riots

kto jest bohaterem naszych czasów?
dziewczynki z zapałkami,
które wyciąga się za uszy z bajki demokracji

lato 2011

whats up

(piosenka a’la gangstarap;
co zdanie padają słowa niecenzuralne
więc ich tutaj nie zamieszczam)

miliardy puszeczek pandory
o nazwie smartfon 24/7
włożonych do kolebki nowemu pokoleniu;
little sister is watching u
und facebook&twitter
sind unsere hirten
a europa
to ziemia obiecana
gdzie radykalna feministka i proboszcz 
(albo pastor, rabin, imam etc)
spotykają się na ukwieconym skwerze
i dyskutują, elegancja francja,
o metodach zapładniania jak i przerywania ciąży,
a na koniec kiwają do siebie przyjaźnie
i rozchodzą się do swoich owieczek;
a na linii elektronicznego frontu harcują 
hakerzy, spamerzy, hejterzy i ich przeciwnicy;
alleluja i utopia!
to nie traktory a ajfony
zdobywają
niepewne jutro

 lato 2015


ciężarówka w drodze do europy

czterdzieści osiem
metrów sześciennych przestrzeni
siedemdziesiąt jeden
martwych ciał

lato 2015

lastwagen auf der reise nach euroa

achtundvierzig
kubikmeter raum
einundsiebzig
leblose koerper

sommer 2015

III Wyprawa na Wyspy Szczęśliwe

Tabor Regresywny

Miałem we Wrocławskim Stowarzyszeniu Twórców Kultury opowiadać o metafizycznych założeniach Wędrownego Kursu Sztuki Żeglowania i wtedy Marysia poprosiła mnie, bym coś powiedział o „Wyspach Szczęśliwych”. Pomyślałem sobie – co tam będę opowiadał? Lepiej zorganizuję wyprawę. Wprowadziłem moje pół łodzi na scenę, usiadłem na mostku kapitańskim i mówię
– Nie wiem, gdzie są „Wyspy Szczęśliwe”. Wiem tylko, że trzeba iść ciągle iść.
– W stronę słońca – dodała Marysia.

Continue reading “III Wyprawa na Wyspy Szczęśliwe”