Blackpool

Monika Wrzosek-Müller

Ewa fährt nach Blackpool, nicht im Sommer, sondern eher in der dunklen, herbstlichen, fast vorweihnachtlichen Zeit.

Aus den Tiefen meiner Erinnerungen tauchten Erzählungen meiner Mutter auf, über ihre Englandreise im Jahr 1958 – ein für die damalige Zeit in Polen unerhörtes Ereignis. Meine Tante und meine Mutter hatten sich auf Einladung irgendeiner Dienststelle der RAF (Royal Air Force) auf die Reise gemacht, denn die Air Force konnte die Witwenrente, die meiner Oma als Ehefrau eines im Krieg gefallenen polnischen RAF-Piloten zustand, nicht nach Polen auszahlen und man wollte wenigstens den Töchtern die Reise zum Grab ihres Vaters, meines Großvaters, in Großbritannien ermöglichen.

Continue reading “Blackpool”

Der Tag danach

Monika Wrzosek-Müller

Prolog: der Text ist während einer Sitzung der Schreibwerkstatt im Polnischen Sprachcafé entstanden. Unverständlich für mich kamen Einwände von einer angeblich polnischstämmigen Teilnehmerin, dass sie über den Warschauer Aufstand nichts wüsste und nichts wissen wolle. Ihre Eltern hätten ganz andere Erfahrungen…

  1. August 2025

Der Tag danach. Gestern um 17.00 Uhr stand ganz Warschau still, hörte auf die Sirenen, dann wurden Lieder angestimmt, die polnische Nationalhymne. Unheimlich, dachte ich, als ich auf meinem Handy die Videos aus Warschau sah, die wissen jetzt mehr über den Warschauer Aufstand von 1944 als ich, die ich mein Leben lang neben meinem Vater lebend gewusst hatte. Er hat so lange geschwiegen, die Angst vor möglichen Konsequenzen war größer als sein Wille, seine Erlebnisse im Warschauer Aufstand mit uns zu teilen. Zum Glück hat er noch den Bau des Museums des Warschauer Aufstands erlebt, konnte noch aktiv daran mitwirken, indem er seine Erinnerungen aufschrieb und dem Museum übergab, sich interviewen ließ. Vielleicht hat ihn das erleichtert; da war er schon sehr alt und sehr krank… und ich war in Deutschland. Er gehörte dem Bataillon junger Pfadfinder „Parasol“ an, fast alle kamen bei den Kämpfen ums Leben, nur einige wie mein Vater verwundet, wurden aus dem völlig zerstörten Warschau in Gefangenenlager in Deutschland abtransportiert. Doch ihr Mythos lebte in Polen weiter.

Continue reading “Der Tag danach”

Warszawa Cioci Janki 3

List Janiny Kowalskiej (Cioci) do Katarzyny Krenz
zachowana pisownia oryginału

Warszawa dn. 2.VII.97

Kasinku Kochana
(…)

Ad 8 Mój Ojciec Wiktor pracował w firmie która instalowała i sprzedawała radia i urządzenia nagłaśniające. Nazywała się „AMPLION” (po wojnie pojechaliśmy na Jasną Górę i na murach stały głośniki z napisem Amplion). W tej firmie również sprzedawano sprzęt filmowy, ale raczej profesjonalny. Po wojnie był kolejno kierownikiem kina Atlantic i Polonii w W-wie. Zawsze robił zdjęcia i tak jakoś po wojnie zetknął się z filmem amatorskim. Pracując jako kierownik kin widział słabe przygotowanie do pracy ludzi obsługujących projektory filmowe, sam się na tym dość dobrze znał i w ten sposób po trudach przekonywania różnych bonzów – założył i został redaktorem naczelnym miesięcznika „Kinotechnik” dla tych ludzi kina. Później był tam kącik dla amatorów filmowców. Praca z filmowcami amatorami była całkiem darmowa, była pracą społeczną. Później okazało się, że istnieje międzynarodowa organizacja amatorów-filmowców, że urządza konkursy filmów amatorskich w różnych zagranicznych miejscowościach. W Polsce powstawały kluby amatorów filmowców w dzielnicach miast, przy uczelniach i t.d. Te kluby (n.p. przy Uniwersytecie Warszawskim) był to AKF Warszawa, gdzie pod Ojca kierunkiem pierwszy raz kamerę w ręku miał Krzysztof Zanussi!


Te kluby zrzeszyły się z jednostką obejmującą całą Polskę czy w Federację i jej przewodniczącym został Ojciec. Wyjeżdżał z różnymi amatorami na konkursy. Był tam konieczny nie tylko jako przewodniczący ale jako człowiek znający 4 języki. Zasiadał również w jury takich konkursów. Raz byłam razem z Ojcem w Danii – zobaczyłam to z bliska. Ojca tam uwielbiano, ściskano i radzono się w wielu rzeczach. Byłam dumna patrząc na jego triumfy. Został później honorowym członkiem tego Międzynarodowego Stowarzyszenia (UNICA) i dostał złotą odznakę.

Zebranie zarządu Unica, Union Internationale du Cinéma; Wiktor Ostrowski z nieodłączną fajką

Kasiu! Jeżeli będziesz chciała następne wiadomości to przyjedź z magnetofonem nagraj mnie, bo ani się obejrzałam jak minęły 4 godziny mojego pisania i nie wiem dlaczego boli mnie prawa ręka. Chętnie udzielę dalszych informacji ale ustnie.

Napisałaś, że poczułaś smak tamtych czasów – ja też poczułam smak i zapach i niestety wyskakują mi z pamięci różne oboczne detale, które też warto spisać.

Jak napiszesz to opowiadanie to w maszynopisie jeszcze marzę o jego przeczytaniu i Maria też.

Mam nadzieję, że się zameldujesz po powrocie do domu.

Ściskam i całusy

Janka

PS I
Skorzystałaś z tego, że była awaria wody w całym domu i zawalił mi się plan robót, znalazłam więc te kilka godzin czasu. Wodę właśnie zreperowano i puszczono do rur! Adio! idę do roboty!

Buzi J.

PS II
Bardzo ładna ta Twoja notatka z 85 r.
Rozumiem że to mój Ojciec został zapamiętany najlepiej. Rodzice Ireny już nie żyli, Dziadek Bogucki był raczej postacią mityczną, a Babcia Mita umarła zanim skończyłaś rok. Karusia była naukowcem i nieprzytomniakiem i nie miała najlepszego kontaktu z dziećmi. Koniec więcej nie dopisuję.

Warszawa Cioci Janki 2

List Janiny Kowalskiej (Cioci) do Katarzyny Krenz
zachowana pisownia oryginału

Warszawa dn. 2.VII.97

Kasinku Kochana
(…)

ad 3 Świder płynął przez Śródborów.
ad 4 W domu w Śródborowie nie było ani fortepianu ani pianina bo wszyscy byli bez słuchu (w Babcię) a jedyny z absolutnym słuchem czyli Dziadek grał na flecie (oczywiście Babcia i Dziadek dla naszego pokolenia. Niemniej w wielu domach były takie instrumenty i nawet bezsłuchowcy byli męczeni lekcjami muzyki (vide Mietek i Teresa)

Dopisek na marginesie: Mietek ma słuch, ale Teresa nie.

Continue reading “Warszawa Cioci Janki 2”

Warszawa Cioci Janki 1

List Janiny Kowalskiej (Cioci) do Katarzyny Krenz (na kopercie jest adresat: W Pani Katarzyna Krenzowa)
zachowana pisownia oryginału

Warszawa dn. 2.VII.97

Kasinku Kochana!

Niestety musisz odczytywać moje bazgroły ale przy takich pytaniach o przeszłość, myśli biegną mi znacznie szybciej niż moje palce po klawiszach maszyny do pisania. Pozatym klimat takich wypowiedzi jest dla mnie jedynie możliwy w pisaniu odręcznym. Nie umiem się wypowiadać za pomocą pośrednika – maszyny, a o klimat najbardziej chodzi.

Poprzedni list pisany do Ciebie do Niemiec miałam w brudnopisie – niedowierzam poczcie niemieckiej, ale na szczęście doszedł. Teraz piszę od razu bez brudnopisu bo pytania są bardziej konkretne.

Continue reading “Warszawa Cioci Janki 1”

Odeszła Janina “Mirka” Kowalska

Tak obchodziliśmy jej 90 urodziny

Z wielkim żalem zawiadamiamy, że dnia 27 czerwca 2025 roku w wieku 95 lat odeszła na ostatnią akcję Janina Ostrowska-Kowalska, w czasie wojny pseudonim „Mirka”, jedna z najmłodszych łączniczek Armii Krajowej, czynna w Rejonie II Celków, Obwód VII „Obroży” Okręg Warszawa.

W wieku 14 lat aresztowana wraz rodzicami – więźniarka Pawiaka.

Odznaczona Krzyżem Walecznych, Brązowym Krzyżem Zasługi z Mieczami, czterokrotnie Medalem Wojska, Krzyżem Armii Krajowej, Medalem Zwycięstwa i Wolności.

Była psycholożką. Jej mężem był znany chirurg, Mieczysław Kowalski. Mieli dwie córki – Małgorzatę i Marię.

Była wspaniałą i dzielną kobietą, mądrą i z poczuciem humoru. Przeżyła życie niekiedy trudne, ale piękne i szczęśliwe. Swoje wspomnienia zawarła w książce „Biała apaszka”.


Napisała kilkaset tekstów, które publikowała na (naszych) blogach. W jednym z wpisów zacytowała z pamięci długi wiersz, swój ulubiony, Juliana Ejsmonda, „Sztuba”, w którym życie przyrównane zostało do szkoły. Oto cztery ostatnie zwrotki:

Aż przyjdzie wreszcie godzina,
Godzina szczęśliwa bez miary,
Pojdziemy po dzwonku ostatnim
Do Nieba gdzieś na wagary

Będziemy psocić i broić
I gwiazdom robić kawały
I słońcom dawać kuksańce
Gdyby się z nami nie śmiały

A dobre duchy, co władną
Niebios przejrzystym turkusem
Usmiechną się do nas łagodnie
I dadzą nam piątkę z minusem.

Bóg zajrzy kiedyś w ów dziennik
I spojrzy na nasze twarze
I piątkę zostawi na wieki
A minus starannie wymaże

Żegnamy Cię

Córki, zięć, wnuczki z mężami, prawnuczka i prawnuki
oraz siostrzenice i bratanek z rodzinami
Warszawa, Florencja, Ottawa, Berlin, Gdańsk
27 czerwca 2025 roku

W carskim gimnazjum

Lech Milewski

Historia Ukrainy w pigułce Broma dotarła już prawie do końca XIX wieku, co zainspirowało mnie do zajrzenia do pamiętników stryja Stanisława (brata mojego ojca) – pierwszy z lewej w towarzystwie młodszego rodzeństwa – Jerzego i Ludmiły…


Przeważająca część tego wpisu, prezentowana kursywą, to oryginalny tekst wspomnień, tekst podany normalną czcionką to interwencje autora tego blogowego wpisu.

Początków nauki udzielała nam Matka, a dopiero do egzaminu wstępnego do gimnazjum przygotowywał mnie w języku rosyjskim nauczyciel szkoły gminnej w Opinogórze, pan Ślubowski.
Przygotowywał dobrze bo na liście przyjętych uczniów znalazłem się na 13. pozycji. Dnia 2 września 1898 roku, dwa dni przed rozpoczęciem lekcji, pojechałem z Matką do Warszawy aby wyekwipować mnie na okres nauki. Po przyjeździe Matka kupiła dla mnie szafkę nocną, łóżko z prętami, materac. Potem, w sklepie Skwary na ul. Wierzbowej, Matka dobrała na mnie szkolne ubranie – spodnie i bluzę z wysokim kołnierzem, zapinaną na kryte guziki. Były dwa gatunki materiału na te ubrania – czarny, droższy i szaraczkowy – tańszy. Matka kupiła mi ten drugi. Potem w sklepie Tuczyna dobrałem sobie czapkę, na froncie Tuczyn przyczepił znak naszego gimnazjum – dwie skrzyżowane palmy a między nimi pierwsze litery i cyfra 3-go gimnazjum, wyrobione z blachy srebrnego koloru. W sklepie z materiałami piśmiennymi kupiliśmy tornister, piórnik, linijkę, pióro, ołówki i gumkę do wycierania – obowiązkowe akcesoria dla uczniów klasy wstępnej. Przed wyjazdem Matka powiedziała mi, że u pani prowadzącej stancję zostawiła pieniądze na zakup podręczników i kajetów i wręczyła mi rubla – była to moja miesięczna pensja, którą, po pokryciu niezbędnych wydatków, mogłem wykorzystać według własnego uznania.

Gimnazjum znajdowało się na ulicy Berga (obecnie R. Traugutta), numer 1. Obecnie wygląda to tak:
Autorstwo – Adrian Grycuk – Praca własna, CC BY-SA 3.0 pl, Źródło – KLIK.


W obszernym hallu urzędował w roli szwajcara, ubrany po wojskowemu i obwieszony medalami, emerytowany feldfebel. W hallu znajdowały się drzwi do mieszkań inspektora i dyrektora, okna tych mieszkań wychodziły na Krakowskie Przedmieście. Między oknami w korytarzu wisiały obrazy przedstawiające sceny z historii Rosji, n.p. Przejście armii Suworowa przez Diabelski Most w Alpach – poniżej obraz na ten temat, ale nie ten który był w opisywanym tu gimnazjum.


W klasie wstępnej gospodarzem klasy był Czernoziemow i on zrobił nam wykład o obowiązkach ucznia. Podał wykaz potrzebnych podręczników i kajetów. Każdy otrzyma dzienniczek (żurnał), w którym trzeba wpisać lekcje i co zadane, przy każdej lekcji ma być miejsce na wpisanie stopnia, u dołu stronicy obejmującej tydzień nauki ma być miejsce na uwagi o sprawowaniu i wymierzonych karach. W gmachu surowo zabrania się rozmawiać po polsku.
Do teatru wolno chodzić tylko za zezwoleniem inspektora. Gospodarz klasy wyznacza na każdy dzień dyżurnego, którego obowiązkiem jest utrzymanie porządku w klasie. Na zapytanie gospodarza klasy, dyżurny powinien wskazać ucznia zachowującego się niewłaściwie. Jeśli tego nie zrobi, otrzyma karę za niewywiązywanie się z obowiązków.
Dzień szkolny zaczynał się i kończył modlitwą, był w niej zwrot dotyczący monarchy, uczniowie nie chcieli się za niego modlić i czasem opuszczali te słowa. Było to wykroczenie. Łagodniejsi nauczyciele udawali, że tego nie zauważyli, jednak większość traktowała to ostro – nie umiesz modlitwy – 2 godziny “kozy” po lekcjach i dwója ze sprawowania.
Wszyscy woźni byli Rosjanami i chociaż odnosili się do uczniów poprawnie, to nie budzili zaufania. Nauczyciele Rosjanie starali się tępić ducha polskości, nauczyciele Polacy unikali komplikacji aby nie stracić posady.

Kwestie pochodzenia i zamożności grały zupełnie nieistotną rolę, właściwie były niezauważalne – wyjątkiem był bufet – mniej zamożni przynosili kanapki z domu i z bufetu nie korzystali.
Nieobowiązkowe lekcje języka polskiego były czystą parodią. Podręcznik Dubrowskiego prezentował wiersze i fragmenty prozy w obu językach. Rozbiór gramatyczny, pytania nauczyciela i odpowiedzi uczniów były w języku rosyjskim.
Jednak od trzeciej klasy lekcje polskiego prowadził Łoszewski – dzielny polski patriota. Już na pierwszej lekcji oznajmił, że będzie nam wykładał historię Polski. Z kieszeni tużurka wyciągnął tom historii Polski autorstwa W. Smoleńskiego i czytał nam fragmenty. Nie wolno było nam robić żadnych notatek. Na lekcje polskiego chodzili Polacy i kilku Żydów. Prowadzenie lekcji historii Polski w rosyjskim gimnazjum było czymś niesłychanym, groziła za to zsyłka na Sybir. A jednak Łoszewski przetrzymał wiele lat.
W trzeciej klasie dostaliśmy nowego gospodarza – Istrina – tęgiej postury, nosił się niedbale a do uczniów odnosił się z lekceważeniem. Z jego przedmiotów byłem uczniem czwórkowym więc nie sądziłem, że nastąpi jakiś konflikt, a jednak nastąpił. Na lekcji geografii odpowiadałem przy tablicy, na której wisiała mapa Europy… – A gdie ostrow Kreta? – spytał Istrin. Wskazałem na wyspę i bezwiednie powiedziałem – tu… Natychmiast zorientowałem się w sytuacji, przeciągnąłem tu w tuut i jeszcze dodałem – zdieś, ale było za późno.- Wy skazali po polski – TU – wy nie znajetie jeszczo goworit pa ruski. Dowolno z was.
Postawił mi jedynkę z geografii i na tym się nie skończyło. Na koniec roku dostałem trójkę z geografii i dwójkę z rosyjskiego. Wakacje miałem zepsute gdyż brałem korepetycje z rosyjskiego. Po wakacjach egzamin poprawkowy. Istrin zdecydowanie postanowił mnie oblać i egzamin zaczął od pytań z języka cerkiewnego. Na lekcjach rosyjskiego był to zupełnie marginesowy temat i mój korepetytor go pominął. Na kilka pytań udzieliłem raczej niepełnych odpowiedzi i Istrin przerwał egzamin słowami – dowolno z was. Jednak nie poddałem się – poprosiłem Komisję o chwilę uwagi i przedstawiłem swoją sprawę – wspomniałem o przypadku ze wskazaniem Krety i poprosiłem o pytania z “codziennego” rosyjskiego. Komisja wysłuchała mnie i egzamin zdałem.

Trzecia klasa – dołączyłem do Kółka Samokształcenia. Była to tajna organizacja działająca w szkołach średnich i na uniwersytecie. W klasie trzeciej i czwartej działalność Kółka ograniczała się do nauki historii i literatury polskiej, później rozszerzano program na zagadnienia społeczne. Kwestie religijne nie były poruszane gdyż do Kółka należeli uczniowie różnych wyznań.
Czwarta klasa – moją pensję rodzice podnieśli do 1.50 rubla miesięcznie co dawało mi możność wybrania się do teatru na najtańsze miejsce na galerii. Pierwszy raz byłem w teatrze na Obronie Częstochowy, następnie na Zbyszku i Danusi. Do dziś pamiętam jak wielkie wrażenie zrobiła na mnie gra Trapszówny w roli Danusi.
Inne wydatki starałem się ograniczać. Czasem kupowałem kawałek chałwy lub sprzedawane przez sklep Fruzińskiego okruchy z czekoladek i ciastek. Porcja kosztowała 5 kopiejek.
Rok 1903 – piąta klasa – to stawiało mnie w gronie dorastającej młodzieży, odchodziłem od szczenięcych rozrywek, zaczynałem poważnie myśleć. Równocześnie z początkiem roku szkolnego 1903/4 nastąpiły poważne zmiany na lepsze w programie nauki. Dyrektorem został profesor Pogodin. Oprócz stanowiska dyrektora prowadził wykłady z historii Rosji i nowy przedmiot Ekonomika cesarstwa rosyjskiego. Pogodin reprezentował odmienny stosunek do Polaków – zamiast prześladowań poszukiwanie form współżycia a więc pansłowianizm – wchłonięcie Polski i innych narodów słowiańskich przez cesarstwo rosyjskie. Było to dla Polaków bardzo niebezpieczne.
Na początku 1904 roku wybuchła wojna rosyjsko-japońska… uczniowie śledzili jej przebieg z zainteresowaniem nie ograniczając się do czytania cenzurowanej prasy. Udzielaliśmy sobie zasłyszanych informacji i plotek, zdobywaliśmy nielegalną prasę i odezwy wydawane przez organizacje konspiracyjne.
Koniec listopada – zarząd Kół Samokształcenia postanowił uczcić rocznicę Powstania Listopadowego manifestacją w sali rekreacyjnej. Zaraz po zakończeniu lekcji zaczęły do sali napływać liczne grupy. Uczniowie ujmowali się pod ramiona tworząc długie szeregi i w milczeniu spacerowali dokoła obszernej sali…
Ciągłe niepowodzenia na rosyjsko-japońskim froncie spowodowały zelżenie cenzury, broszura L. Andrejewa – Czerwony Śmiech była rewelacyjnym reportażem sytuacji na froncie i poza nim. Społeczeństwo ogarniały jeszcze nieokreślone nadzieje na jakieś przemiany, tajne gazetki przygotowywały do jakichś rewolucyjnych wystąpień.
Styczeń 1905 roku – masakra robotników w Petersburgu… Studenci i uczniowie szkół średnich wystąpili z żądaniem wprowadzenia języka polskiego na uniwersytecie i we wszystkich szkołach. Na poparcie tych żądań ogłoszono strajk szkolny. Akcją kierowały samorządy Kółek Samokształcenia. Wyznaczono mnie do pikietowania ulicy Erywańskiej (obecnie ulica Kredytowa) i zawracałem uczniów, którzy zamierzali dojść do gimnazjum. Uprzedzaliśmy, że nieposłuszni zostaną obici.

27 stycznia wybuchł w Warszawie pierwszy w historii strajk powszechny. Zatrzymano wszelki ruch, zamknięte zostały fabryki i sklepy. Tramwaje, które wyszły z remiz zatrzymano. Tramwajarzy z końmi wypędzono do remiz a tramwaje wywrócono na jezdnię… Ekipy robotnicze rozpoczęły podpalanie sklepów z wódką i rozbiły sklepy z bronią i amunicją dla zdobycia broni, męty uliczne zaczęły rozbijać sklepy i rabować towary. Koło południa pokazali się na ulicach Kozacy. Patrole szarżowały z szablami lub nahajkami na tłum. Policja nakazała dozorcom zamykać bramy i wpuszczać tylko lokatorów. Zaburzenia trwały kilka dni, 2 lutego Szwarc wydał zarządzenie zawieszające wykłady na czas nieokreślony. Wtedy w Warszawie zaczęły formować się prywatne tajne komplety dla dalszej nauki kursu przerwanego przez strajk. Ja uczyłem się w komplecie zorganizowanym przez panią Balicką, matkę mojego kolegi Zygmunta Balickiego.


W maju 1908 roku stryj Stanisław zdał pomyślnie maturę, zdecydował się na studia rolnicze. To nie było możliwe w zaborze rosyjskim, wybór padł na Dublany – Akademię Rolniczą na obrzeżu Lwowa założoną w 1856 roku przez Leona Sapiehę – obecnie Lwowski Narodowy Uniwersytet Rolniczy.

Dublany były położone w zaborze austriackim, wyjazd za granicę był połączony z pewnymi kłopotami. Paszportu nie mogłem otrzymać będąc w wieku poborowym więc trzeba było “szwarcować” się za granicę. Kuzynka mieszkająca w Sosnowcu wystarała się dla mnie o przepustkę jaką posiadali mieszkańcy pasa granicznego. Wieczorem wsiadłem do pociągu, kontrola graniczna była bardzo powierzchowna i noc spędziłem już w Krakowie. Następnego dnia wsiadłem w lwowski pociąg i po południu wysiadłem na dworcu w Lwowie. Numerowy zaniósł moje rzeczy do fiakra i za chwilę jechałem szosą prowadzącą do Kamionki Strumiłowej. Na ósmym kilometrze fiakier skręcił w prawo, w boczną drogę wysadzaną brzozami. Po wychyleniu się z lasu fiakier obrócił się do mnie i wskazał na pobliskie wzgórze: – Ot i Dublany, a tam Dom Studentów.

Z szuflady cioci Janki. Zosia.

Janina Kowalska

Byłam zaprzyjaźniona z Zosią, moją cioteczną bratową, a ponieważ jej męża Ludwika kochałam jak brata i byłam z nim bardzo zżyta, to Zosia po prostu była moją Bratową. Nie widywałyśmy się za często, bo Zosia mieszkała w Łodzi, a ja w Warszawie. Zdarzył się jednak taki rok i taki maj, kiedy mój mąż pracował we Francji, a Lutek organizował kongres za granicą i często jeździł tam, a dokąd? Tego już nie pamiętam.

Continue reading “Z szuflady cioci Janki. Zosia.”

Wiersze dziadka Wiktora (6)

Na zakończenie niedzielnej parady wierszy Dziadka Ostrowskiego przyszedł jeszcze taki oto tekścik:

Wiktor Ostrowski i Maria Marucelli

Bardzo dawno temu, jak my, wnuczki wspaniałego Dziadka Ostrowskiego byłyśmy w 3 lub 4 klasie szkoły podstawowej, któraś z nas, chyba Małgorzata, dostała jako zadanie domowe, wkuć na pamięć dopływy rzeki Odry. Była to lista niczym nie związanych nazw, nie mających żadnego znaczenia dla nas, mieszkających nad Wisłą.
Wieczorem w domu wybuchła tragedia, że tego nie da się nauczyć na pamięć, a następnego dnia będzie sprawdzian, czy umiemy te nieszczęsne dopływy i jak nic Małgorzata dostanie dwóję!

Continue reading “Wiersze dziadka Wiktora (6)”

Wiersze dziadka Wiktora (5)

Przypis od Adminki: Wiktor Ostrowski (1895 – 1977) był ojcem Cioci Janiny Kowalskiej i dziadkiem moich dwóch kuzynek, Marii Marucelli i Małgorzaty Kowalskiej-Liefsches; był też moim ukochanym dziadkiem, mimo że formalnie był “tylko” dziadkiem wujecznym. Wiele spraw, o których dziadek pisze w tych wierszach, Czytelni*x znajdzie we wpisach na tym blogu. Trzeba trochę poszukać. Np. w pierwszym wierszu dziadek wspomina pobyt całej ich rodziny w więzieniu Gestapo, również córki, Janki, która miała wtedy zaledwie 14 lat.

Wiktor Ostrowski

Jance

Kiedy w oddali, córeczko jedyna
W osamotnieniu i strasznej tęsknocie
Więzienia chwile twój ojciec wspomina
I wspomina ciebie w dumnej męstwa cnocie.

I marzę o tym, że skończy się burza,
Wolność odzyska skrwawiona Ojczyzna,
Wrócę do ciebie, będziesz mądra, duża,
Taka dorosła, że każdy to przyzna

Że jesteś wzorem dla dziewcząt tysiąca
Zewsząd pochwały usłyszę bez końca
Wróciłem wreszcie, nareszcie w ramiona
Chwyciłem ciebie, płaczę z radości

Chwilo szczęśliwa, chwilo wymarzona!
Serce zamiera z szczęścia i miłości…
Jesteśmy razem, a ja życie całe
Chcę ci poświęcić, aby wynagrodzić

Wszystkie twe bóle i duszy i ciała
Pokonać wszystko, co może ci szkodzić
Ty ofiarujesz mi w pięknym prezencie
Pilność w nauce, staranność, uwagę,

Uśmiech dla bliskich i – wierzę w to święcie
Radość w zabawie, a w pracy powagę.
Niech będą bliskie urzeczywistnienia
Moje dalekie myśli i marzenia

1947

Dziadek z córką Janką; książka Janiny Kowalskiej, Zielonka 2016

***

Córka robi pracę magisterską

Córka robi pracę magisterską
Więc studiuje gramatykę perską
Napisała o kursach kształcących
Czytam, czyta, bardzo mi gorąco…
Zięć poprawia i robi korektę,
A ja wszystko mam „per recte”
Mama robi pilnie adjustację,
Mama w znakach ma największą rację
Wnuczka krzyczy, woła wciąż na Misia
Bardzo jest wesoło w domu dzisiaj
A na koniec kilka głosów wrzasło
Że w piecyku całkiem wszystko zgasło…

1952

***

Znałem małą dziewczynkę

Znałem małą dziewczynkę
Co choruje na świnkę
Nazywa się Małgosia
A gdy mama ją prosi
Żeby więcej jadła
To bęc – łyżka upadła

A siostrzyczka jej, Marysia
Jest zupełnie zdrowa dzisiaj
Też na świnkę chorowała
Marysieńka nasza mała

A jak obie będą zdrowe
To włożą sukienki nowe
I pojadą samochodem
Lecz nie dziś – pojutlo – w ślodę…

Potem będą się pakować
Trzeba wszystkie lalki schować
I jedziemy już nad morze
Tam dziewczynki spać położę

A od rana mama każe
Iść opalać się na plażę
Na plaży z samego rana
Małgosia jest wykąpana

Marysia się grzebie w piasku
Ile pisku, ile wrzasku…
Kasia będzie tam i Ewa
Woda, piasek, słońce, drzewa

Potem powrót do Warszawy
W wagonie dużo zabawy
Obie panny opalone
Wcale nie zakatarzone

I pójdzie każda córeczka
Prosto z domu do żłobeczka
Żłobek a potem przedszkole
Później szkoła – wierzcie wolę

Nie myśleć, że w krótkim czasie
Kiedy już maturę zda się
Wprost na uniwersytety
Pójdą nasze dwie kobiety

A gdy zrobią doktoraty
To już moje stare lata
Nie pomogą żadne czary
Dziadek pewno będzie stary

1954

Od lewej – wnuczka dziadka Małgorzata, córka Janina, wnuczka Marysia. To między innymi o nich są te wiersze.

***

Drogi mój Redaktorze

Drogi mój Redaktorze,
Choć nie jesteś w humorze,
Może nazwiesz mnie typem bezczelnym…
Pomóż wreszcie w tej sprawie,
Bo ty w końcu w tym FAWie
Jesteś – fakt – redaktorem naczelnym…

Bo ja jestem – jak głupi,
Mogę książki zakupić
Jakie chcę: polskie, ruskie, niemieckie,
Lecz te w FAWie wydane
Dla nas są zakazane.
Redaktorze! No, nie bądź Pan dzieckiem…

To już nie są herezje –
Trzeba pisać recenzje,
A jak pisać, to trzeba się wczytać
Rzucać grochem o ścianę
To zajęcie jest znane…
Kogo tu się mądrego zapytać?

Dość tej głupiej zabawy,
Poważniejsze mam sprawy
I zadania, trudności i troski
Zginie niech biurokracja –
Książki dać – w tym jest racja!

Cześć!

Podpisał: Redaktor Ostrowski

L.dz.1831/57/XX

Otrzymuje: red Sternik

Do wiadomości:
Dyr. FAW, ZZPF, NOT, USP,
TKKF, KKM, ONZ, QUO, Szp. Psych.,
i Magazyn FAW.

1957

Niektóre z książek wydanych przez dziadka w FAWie, czyli Filmowej Agencji Wydawniczej