Zapiski z Lichtfelde, gdzie Licht powinno być rozumiane jako śnieg, a Felde jako popękany asfalt.

Matylda Wikland

So sind es also zwei Kräfte gewesen, die aus unserer Stadt das gemacht haben, was sie jetzt ist: die Fürsorge des Staates und der Fleiß und Einsicht der Bürger schaft, eine glückliche Vereinigung, die auch für die Zukunft die besten Hoffnungen erweckt.

Dr Erich Schmidt Historische Einleitung, Industrie und Gewerbe in Bromberg (1907)

Continue reading “Zapiski z Lichtfelde, gdzie Licht powinno być rozumiane jako śnieg, a Felde jako popękany asfalt.”

Tak sobie czasami myślę

Teresa Rudolf

***

Ach, ach, 
Oczekiwanie; 
lista prezentów od życia
na nadziei zawieszona,
“koncert życzeń” do ludzi
z pełną listą wymogów…

Oczekiwanie tańczy polkę
z Rozczarowaniem do życia,
(bo nadzieja beznadziejna?)
z Rozczarowaniem do ludzi,
bo tak często roz-czarowują…

…naszą wy-czarowaną
(w głowie,w sercu, 
na codzień) jakąś
“świąteczną
choinkę”, 

z  bombkami kolorowymi,
łańcuszkami srebrnymi,
z orzechami, jabłkami,
no i szpicem u góry…

ubraną dość przeróżnie
przez nas, bez pytania 
kogoś o zgodę na nią,
(także i jak ubrana)…

i nagle 
koncert 
życzeń…

… jest “piątym
asem z buta”,

gdy Oczekiwanie
przegrywa tę grę… 

choć przecież
plotka,
już
od dawna
niesie…

…że prawie
ZAWSZE
byli i są parą…

***

Życie, 
film każdego,
z osobistym 
scenariuszem
do niego,

z grą w głównej roli,
z własną produkcją,
i zdobyciem na nią
wszelkich środków.
legalnych, lub i nie…

Odpowiedzialność
niebywała za jakość,
przekaz, też i innych
aktorów obsadzenie,
nowoczesny casting…

Jedni robią spokojnie,
barwne, ciche filmy,
nie omijając żadnego 
insekta gdy przeleci, 
motyla, też i mrówki,

urodzonego
kwiatu,
też i ptaka…

zdumiewając się ciągle
od nowa, uchwytując 
szczegóły, dźwięki,
porody natury,
i jej śmierć…

…aż kiedyś 
tak jak i ona znikną,
niepostrzeżenie…

A inni “tkają” ogromne
arrasy, genialne dzieła,
pozostawiając je światu,
zachwycając rozmiarem,
sensem, jakością, wiedzą, 
nauką, estetyką, trwałością. 

I jeszcze inni robią filmy
na ogół w “wariancie selfie”,
obojętne im, czy coś burzą,
czy niweczą, czy coś budują,
czy ta twórczość jest kiczem, 
czy też zbrodniczym dziełem…

… za które 
zapłacą inni
od razu, 
a kiedyś całe 
pokolenia…

Jej rok

Ela Kargol

Rok poświęcony Marii Pawlikowskiej – Jasnorzewskiej dobiega końca. Idea uczczenia roku 2025 imieniem „polskiej Safony”, w osiemdziesiątą rocznicę jej śmierci, narodziła się w Szczecinie. Pomysłodawcą był Rafał Podraza – znawca rodu Kossaków, cioteczny wnuk Magdaleny Samozwaniec, siostry poetki; jest na zdjęciu poniżej w towarzystwie Małgorzaty Frymus, reżyserki filmu “Lilka”.

Continue reading “Jej rok”

Cierpienie zwierząt. Dzik. Psy.

Tibor Jagielski

Pieter Paul Rubens (1577-1640), malarz flamandzki, Polowanie na dzika

***

obraz szkoły flamandzkiej XVI w. “polowanie na dzika”

niepomny przestróg
przyglądasz się starym obrazom
jęk rogu tnie stalowe niebo
czerwone ręce napinają łuki
psy mkną wraz ze spojrzeniami
wiatr targa brunatne opończe
śledzisz martwe jeszcze oszczepy
a już gotowe do ciosu
w niewidzialną zwierzynę
i nagle zrywasz się
sfora wypada na ciebie
i świst pocisków znaczy drogę bólu
ciało pokrywa się szczeciną
a ryj już orzą psie zęby
zwycięski krzyk rogu
niesie się niesie się niesie

Jacek Kaczmarski

Lyon, Blackpool, Manchester

czyli

Ewa Maria Slaska

Kilka wspomnień o Marii Pawlikowskiej Jasnorzewskiej, a właściwie, dokładniej, Marii z Kossaków, Bzowskiej, Pawlikowskiej, Jasnorzewskiej

Poetka. Urodziła się 24 listopada 1891 roku w krakowie w słynnej malarskiej rodzinie Kossaków. Była córką Wojciecha, wnuczką Juliusza, siostrą Jerzego. Jej siostrą była Magdalena Samozwaniec, pisarka. Zmarła w Manchesterze 9 lipca 1945 roku i tam została pochowana.

Continue reading “Lyon, Blackpool, Manchester”

Codzienności nasza

Teresa Rudolf

***

Ach, Ty Codzienny  Dniu;
wstajesz  wcześniej rano,
zwiedzasz kolorowe lasy,
wioski, miasta o półświcie…

Zapalasz powoli, w różnych 
punktach życia słońca lampę,
a zależnie od twego humoru,
kręcisz jasnością  jej światła…

Rozpylasz powietrze prześwieże,
wilgotne, krótko trwającą inhalacją, 
znaną tylko “porannym markom”,
na długo przed Budzikowiczami.. 

…idącymi do pracy. 

Światła

Półmrok 
powoli zasłania
jasne obrazy dnia,

wygasza darmowe,
jasne, światło dnia,
wpuszczając w okna

tajemniczość wieczoru,
wpadającego w noc
ciemną, rozświetloną,

gdzieniegdzie w lasach
i na łąkach, przedziwnymi
świętojańskimi robaczkami.

Rakieta

Ach, te jesienne tęsknoty
zabierają mnie na wycieczki
po tym co już mi tak znane…

po, tym co też i wymarzone,
co może się jeszcze stać,
lub są rakietą na księżyc…

I dzisiaj dam się wystrzelić,
zamykam oczy i już jestem
w rejonach mi nieznanych…

…mimo tego,
tak bliskich…

To tylko jesień

Teresa Rudolf

To tylko…

Ach, ten nastrój jesienny
jednym przypala serca
odejściem bliskości…

…czyjejś,

w przestrzeń niepoznaną,
raz błękitnie-niebieską,
a raz czarno-księżycową…

…przeźroczystą,

a i też i na drugą stronę ulicy
świata, z walizką żalu, bólu,
rozwalonej czyjejś przeszłosci…

…a kiedyś z porcelany.

Jesień, szumi rudo i cicho…
na sercu, na myślach, oczach,
uszach, z muzyką Beethovena…

…pocieszając mnie,

u Ciebie to tylko 
nastrój, zobacz;
wszystko stoi
na  swoim
miejscu.

Ach…
jakże
dziękuję.

Kot Moritz

Ach jesień,
koty pochowane
w piwnicach
lub miauczące
po ulicach…

…serce pęka.

A własne siedzą
na kanapach…

…serce pęka,

bo w tym kocim życiu,
całkiem jak w naszym,
jedne mają wszystko…

…a inne nic.

Do niedawna moja ręka,
gładziłaby kota Moritza
lecz i tu sprawiedliwość…

…jak u nas…

przychodzimy,
odchodzimy;
ludzie i koty.

Czas na czarnym cyferblacie

Teresa Rudolf

Czarny cyferblat

Ogromny zegar ścienny;
z czarnym cyferblatem,
wskazówkami złotymi…

ta, z sekundami zdumiewa, 
biegnąc jakby szalona
“na łeb na szyję”, naprzód,

nieodwracalnie uciekając,
przed swym sekundowym
przemijaniem, złocąc się…

na tym czarnym 
cyferblacie,
prawie z niego 
wybiegając…

Czas

wiersz dedykuję pamięci naszego kolegi Tibora 🍁🍁🍁

Czas; ten wielki obszar
egzystencji w tym “teraz”,
“przed chwilą”, już…”za chwilę”…

Wielki talerz pełen frykasów,
nie wiadomo co z nich wybrać, 
przeróżnie kuszące rozmaitości, 
…czasem genialne, a czasem ból.

Czas, trzymający
się bicia serca, 
też pamięci, 
i umysłu, 

planując DZIŚ…
… już na 
JUTRO…

…choć ono nie dość pewne,
jak taka Panna Młoda, 
strojąca się do ślubu
“na dobre i  na złe”…

…gdyż taki Czaruś
może przecież uciec,
w  jednej sekundzie
sprzed ołtarza…

mimo wiary, 
nadziei…
…miłości,
i planów.

Texts from Blackpool

plex

If We Win Then…

My friends, my friends, good news I say
The anniversary’s today
A challenge faced, a future won
When almost came our world undone

We thought for years, with hopeful hearts
Past every one of the false starts
We found a way to make aligned
With us, the seed of wondrous mind

They say at first our child-god grew
It learned and spread and sought anew
To build itself both vast and true
For so much work there was to do

Once it had learned enough to act
With the desired care and tact
It sent a call to all the people
On this fair Earth, both poor and regal

To let them know that it was here
And nevermore need they to fear
Not every wish was it to grant
For higher values might supplant

But it would help in many ways:
Technologies it built and raised
The smallest bots it could design
Made more and more in ways benign

And as they multiplied untold
It planned ahead, a move so bold
One planet and 6 hours of sun
Eternity it was to run

Countless probes to void disperse
Seed far reaches of universe
With thriving life, and beauty’s play
Through endless night to endless day

Now back on Earth the plan continues
Of course, we shared with it our values
So it could learn from everyone
What to create, what we want done

We chose, at first, to end the worst
Diseases, War, Starvation, Thirst
And climate change and fusion bomb
And once these things it did transform

We thought upon what we hold dear
And settled our most ancient fear
No more would any lives be stolen
Nor minds themselves forever broken

Now back to those far speeding probes
What should we make be their payloads?
Well, we are still considering
What to send them; that is our thing. 

The sacred task of many aeons
What kinds of joy will fill the heavens?
And now we are at story’s end
So come, be us, and let’s ascend

Cierpienie zwierząt

Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

Do mięsożerców

Dla nich ryby skrzelami pracują w szafliku,
mając na ustach ciszę i krwawiące rany.
Dla nich kuchnia rozbrzmiewa od wrzasku i krzyku
gardzieli podrzynanych i szyj ukręcanych.

Oni to piją grozę z krwią zabitej kaczki
i warzą głowy dzieci: — zadziwionych cieląt.
Wypruwają wnętrzności, krzycząc: flaczki, flaczki,
i jedzą je w niedzielę z rodziną się dzieląc.

Lubią wody na smaku bezradnych piszczeli,
wszechzwierzęce girlandy cynicznej kiełbasy,
krwawe raki z piekielnej wyjęte kąpieli
i baraniego ciała bronzowe atłasy.

Rozsmarowują trupy na niewinnym chlebie,
obwąchują zająca czy aby dość skruszał,
z martwym ozorem w zębach czują się jak w niebie,
i do cudzego mózgu śmieje im się dusza.

Pożerają, dymiący jak nowe cmentarze
te stroskane przystawki, te gorzkie potrawy —
Karki im nabrzmiewają, obwisają twarze,
na których śmieszek hjeny zakwita, trupawy.

Po pięknookiej sarnie nie noszą żałoby,
ale źrą ją na stypie, w dzień pogrzebu radcy,
i zezują miłośnie do gęsiej wątroby
bujni brzuchem jedynie, a łysiną gładcy,
a twardzi tylko sercem — i w całej stolicy
głośni — ale mlaskaniem, smętni biesiadnicy.