Deutschlands (politische) Winterreise 2025

Aufstand der Anständigen – Demo für die Brandmauer

CDU-Kanzlerkandidat Friedrich Merz macht gemeinsame Sache mit der AfD: Er setzt im Bundestag seine Abschottungspolitik durch – mit den Stimmen der Rechtsextremen.
Doch wir sagen Nein! Mit Zehntausenden Menschen ziehen wir am Sonntag, 2. Februar um 15.30 Uhr, vom Reichstag vor die CDU-Zentrale. Gemeinsam bilden wir eine unumstößliche Brandmauer gegen Rechtsextremismus, Hass und Menschenfeindlichkeit.

So war die Demo vor einer Woche, so genannte “Lichter-Demo”.

Continue reading “Deutschlands (politische) Winterreise 2025”

Klucze do wszystkiego

Julita Bielak (z Facebooka, 28 stycznia 2021 roku)

Opublikowali jednak. Właśnie teraz. Przy smużce światła snuję snutkę, smutną nutkę, bo co mi, jak każdemu człowiekowi – epizodowi w życiu przedmiotu – pozostało. Do wykonania snutki potrzebne będą: białe płótno fabrycznego wyrobu średniej grubości, białe, silne nici nazywane atłaskiem, igła średniej grubości, przekłuwacz do dziurek, nożyczki i naparstek.
Snutka z Norwida
Ów lud krzywy już nie wie nie wie nie wie
– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –
Czas we warkocz skręcony
Twarz Europy i Świata obija,
W gniewie tylko wciąż mielą:
Jezus Maryja Jezus Maryja
Lecz nic nastaje nawet kropla chłodu
Nie wpadła do ogrodu
W kątku drzwi uchylonym
Uśmiechnięta jutrznia i bandyta
Rzecz Cyprianie tylko rzecz
Niedbale zbita tępa i pospolita.
*
Marian Grześczak.
Na fotografii obraz Aleksandra Volkova “Klucze do wszystkiego”.

Dzień babci

To tekst sprzed miesiąca. Ale to bez znaczenia. Czytam to i szlag mnie trafia

Szlag mnie trafia, bo jasne – w Polsce były i są watahy moherowych beretów, ale, OMG, każdy z Was, młodych przemądrzalców, spotkał na swojej drodze niejedną kobietę – babcię, w wieku babci, w funkcji babci, która jest inna – której życia nie określają tylko wnuki, weki i leki, która wyrosła w czasach hippisów i Solidarności, która ma nowoczesne poglądy, słucha Janis Joplin i Nicka Cave’a, jest pacyfistką, nie je mięsa i lubi (a nie tylko toleruje) gejów i przyjaźni się z nimi od czasów, kiedy Wy, smarkacze, jeszcze pieluchy w zębach nosiliście. Ale nie, Wy… Wy wiecie lepiej, bo jakżeby inaczej – świat się zaczął od Was i Waszego aktywizmu, Wy, niedorobione kalki Grety, w większości i tak przecież sporo od niej starsze (zyg zyg marchewka)…

Już o tym pisałam… TU. I naprawdę chyba mam dość Waszego łaskawego protekcjonizmu!

Wszystkiego Najlepszego z okazji Dnia Babci. I uważajcie na doniczki, które zawsze przecież mogą Wam spaść na głowę z jakiegoś balkonu…

PS. Niektóre z nas mniemają, że w Niemczech jest lepiej, mimo że chyba nie obchodzi się Dnia Babci, ale za to szanuje grupę nieformalną Omas gegen Rechts (Babcie przeciwko prawicowcom). Ale i w tym kraju wszechobowiązującej uprzejmości pojawił się pod koniec ubiegłego roku pewien kawałek chóralno-popularny śpiewany przez gromadką przesłodkich dzieci, pod batutą jakiegoś kapelmajstra. To taka tradycyjna piosneczka (tu w tym tradycyjnym wydaniu), która opowiada o różnych przygodach babci, co w zamierzeniu jest śmieszne, bo łączy ową babcię z czynnościami nietypowymi dla jej wieku, a charakterystycznymi tylko dla młodych. Babcia jeździ na motorze, rozrabia, jest bezczelna. Wszystkie zwrotki zaczynają się od słów Meine Oma – moja babcia, a kończą wyrazami uznania: Meine Oma ist ‘ne ganz patente Frau (babcia jest fajowa). Całość przypomina polską zabawę z piosneczką Przepijemy naszej babci domek mały...

Takie rymowanki przy każdej okazji można łatwo zaktualizować. I otóż w trosce o zmiany klimatyczne dziatki zaśpiewały ostatnio teksty takie: „Meine Oma fährt im Hühnerstall Motorrad. Das sind tausend Liter Super jeden Monat. Meine Oma ist ‘ne alte Umweltsau“. Albo: „Meine Oma brät sich jeden Tag ein Kotelett, ein Kotelett, ein Kotelett. Weil Discounter-Fleisch so gut wie gar nix kostet. Meine Oma ist ‘ne alte Umweltsau“. Czyli babcia jeździ na motorze i truje benzyną, bo jest starą klimatyczną świnią. Albo: babcia zjada masę kotletów, a kupuje je taniej niż wino, bo jest starą klimatyczną świnią…

Wam, drodzy obrońcy środowiska w Niemczech też radzę, żebyście uważali – tu również może Wam spaść doniczka na głowę.

Ze świata podręcznych 9

Zosia woła, woła, woła, od wielu miesięcy Zosia woła praktycznie codziennie!

MIASTO BEZPRAWIA – TONIEMY W PRZEMOCY

Nasze miasto staje się miastem bezprawia, panuje tu powszechna akceptacja dla przemocy.
A zachowanie władz, instytucji i funkcjonariuszy policji z KPP wskazuje na wiele patologicznych powiązań.
Niemoc organów powołanych do zadań przeciwdziałania przemocy zatrważa. W naszym mieście potrzebujemy monitoringu!
Chcemy żyć spokojnie.

Zosia ma sprzymierzeńców, ale sprawca przemocy ma ich też i są chyba lepiej ustawieni, dlatego nadal ma się dobrze, przebywa na wolności i zajmuje mieszkanie, z którego dzięki przemocy pozbył się i Zosi, i jej matki.

6 grudnia Zosia donosi: Departament Społeczeństwa Obywatelskiego przy Kancelarii Prezesa Rady Ministrów zajmie się sprawą bezpieczeństwa obywateli naszego miasta.
4 grudnia sprawę Zosi relacjonuje lokalna gazeta online,
Zapiski mazurskie:

Radni – nie bądźcie bezradni – apeluje mrągowska działaczka do reprezentantów mieszkańców z Rady Miasta Mrągowa

Kieruję apel ofiar przemocy, proszę pomyśleć, ale tak jak zwykły szary człowiek a nie organ samorządowy, że na moich stronach „Mrągowo bez przemocy” znalazło się kilka tysięcy wpisów i postów świadczących o tym, że mamy problem w Mrągowie.

Przeraża duża skala przemocy w Mrągowie – dotyczy nas wszystkich, a moja sprawa to jedna z wielu. Odnoszę wrażenie, że nasze miasto Mrągowo to miasto niemocy wobec przemocy.

Właśnie tymi słowami zwraca się Pani Zofia Wojciechowska z Mrągowa do radnych miasta Mrągowa.

Zofia Wojciechowska wystosowała apel. Spełnia swój obywatelki obowiązek i jeszcze chce się jej działać.

Zanim doszło do debaty na temat przemocy w Radzie Miejskiej, Zosia poruszyła niebo i ziemię, pytając wszędzie, w Sądzie, na Policji, w biurze Rzecznika Praw Obywatelskich, w tzw. MOPSie czyli Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej, w Fundacji Niebieska linia i w Fundacji Biała Wstążka – dlaczego? Dlaczego pomaga się sprawcy, a nie jego ofiarom?
Dlaczego? Przyznaję, że nie wiem. Chyba że odpowiedź będzie taka jak zawsze – bo sprawca jest mężczyzną, a ofiarami są kobiety, ba, kobiety samotne!

W międzyczasie mama Zosi wylądowała z zawałem w szpitalu, po czym została umieszczona w drogim, opłacanym prywatnie Ośrodku Rehabilitacyjnym. 

Czy tak wygląda prawo? Czy tak wygląda sprawiedliwość?

Czy zmieni coś kolejna instytucja, która ma się obecnie zająć sprawą Zosi? Czy to kolejne mydlenie oczu?

Trzymaj się, Zosiu!

Barataria 28 San Escobar

Oczywiście! No oczywiście! San Escobar to też Barataria! Baratarianie na San Escobar nie mają wolnych sądów ani trójpodziału władzy, bo nie potrzebują, ustrój jak klimat, jest tam po prostu idealny, w ogrodach San Escobar nie kwitną białe róże (a może, jak w ogrodzie Królowej Śniegu, w ogóle nie ma róż), ale życie tam nie jest ograniczone żadnymi barierami, są, co najwyżej, barierki…  

Ostatnio podczas jednej z demonstracji ktoś zaproponował, żeby wysłać naszą władzę na jakąś wyspę. Okazało się, że, jako specjalistka do spraw wyspiarskich, to ja mam ją wybrać. No ale co tu wybierać, skoro oni już sobie stworzyli swoje magiczne wyspiarskie państwo tropikalne. Niech sobie tam wszyscy jadą, niech tam będą bogaci i szczęśliwi, ale – bardzo prosimy – niech już nigdy nie wracają…

Ewa Maria Slaska

Wyspy nieistniejące, wyspy na lądzie

Gdy minister spraw zagranicznych Najjaśniejszej, Witold Waszczykowski stworzył nieistniejący kraj, cała Polska zmieniła się w platońską republikę gorliwych baratarystów, wymyślaczy światów nieistniejących. San Escobar otrzymał profile w mediach społecznościowych, ma stolicę, flagę, herb, hymn, walutę, historię, literaturę, festiwale muzyczne. Do San Escobar można polecieć na wakacje, wypić mojito i zjeść ośmiorniczki.

Stolicą San Escobar jest Santo Subito. To największe miasto w kraju. Położone jest malowniczo nad ciepłymi wodami Morza Karaibskiego. Przy jednym z głównych placów miejskich powstaje właśnie pomnik ministra Waszczykowskiego. Polska jest JEDYNYM krajem na świecie, które uznaje San Escobar za niezależne i suwerenne państwo.

W styczniu 2017 Polityka doniosła, że powstała szczegółowa mapa tego nie istniejącego kraju.

Kartograf: Jarek Kubicki

Mapa San Escobar jest jedną z tych, twierdzi pewien bloger, które można oglądać z prawdziwą przyjemnością, swoimi szczegółami i precyzją po prostu zachwyca. Specjalne słowa uznania należą się również za pomoc w realizacji tej mapy zawodowej kartografce, pani Majce, oraz panu Pawłowi Afeltowi, który przeanalizował tysiące komentarzy internautów i zbudował na ich podstawie model topograficzny i geodezyjny San Escobar oraz obliczył, że powierzchnia kraju wynosi 92000 km kwadratowych.

A ponieważ San Escobar naprawdę nie istnieje, jest, również na tej mapie, sklepieniem platońskiej jaskini, ekranem, na którym odbija się wszystko, i to, co się nam podoba, i to, z czego się śmiejemy. Jest poważną krytyką i dziecięcą zabawą w podróże na niby. Udaje pracę naukową i jest szelmowską grą skojarzeń. Autor zebrał w niej wszystko, co pół roku temu już było wiadomo o tym kraju, a jego mapa jest miksem wszystkich możliwości rozprawiania o światach, których nie ma. San Escobar już dawno przestał być tylko satyrą polityczną, wyśmiewaniem się z niedouczonego ministra, a stał się wspólną własnością społeczeństwa, które się bawi. A im jest ciężej, tym ważniejsze jest, by nie zatracić umiejętności zabawy.

Do San Escobar leci się liniami lotniczymi El Nino, jest miasto Al Pacino i miasto Ciudad Polaca, miasta Gargamel i San Corleone, jest uzdrowisko i rezerwat przyrody Vina Tusca, ale  jest też miasto Las Dudas i Zatoka Esperal.

Jest to oczywiście, skoro to Barataria, kraj hiszpańskojęzyczny (ale podobno Sanescobarczycy używają też języka esperanto, który, jak wiadomo, podobnie jak sam kraj, jest dziełem Polaka) i leży, oczywiście, skoro to Barataria, gdzieś w rejonach tropikalnych… Zacznijmy od sąsiedztwa. Barataria, pardon – San Escobar, graniczy z Meksykiem i jest to jedyny prawdziwy sąsiad, reszta to już świat ubi leones – tam gdzie lwy. Inni sąsiedzi to Westeros (dla tych, którzy nie oglądają Gry o Tron, a wiem, że są tacy, drobne wyjaśnienie – to o tron tego właśnie kraju toczy się gra), Sans Serriffe czyli czcionka bez szeryfa (w przeciwieństwie do czcionki z szeryfem), San Pequeño  czyli święty Mały (czy nie tak nazywano świętego Franciszka?), Legoland (wiadomo) i San Theodoros. I choć z mapy wynika, że San Escobar leży na lądzie, naprawdę jest to oczywiście kraj wyspiarski, zresztą minister W. tworząc to państwo miał na myśli państewko-wyspę San Cristobal y Nieves.

Dzięki uczynnemu blogerowi mogę dokładnie przestudiować mapę. Szukam Baratarii, ale po drodze wyłapuję zachwycające klimaty. Na przykład góra La Broche der Premiera. 1463 metry nad poziom morza (góra Waszczykowski jest jednak o dobre pół kilometra wyższa) czy mała miejscowość nazwana Pais en Ruinas. Zresztą każda nazwa to maleńki klejnocik, Sombrero de AlmodovarCosta de Cebolla, La Tryna. Jest też Aquapark Arianagrande, nazwany tak zanim ktokolwiek z dorosłych w ogóle wiedział, że taka młoda kobieta w ogóle istnieje, co robi i że jest słynna. W miejscowości Mateitos znajduje się Museo de Juan de Mateitos.

Jest wymyślona wyspa (oczywiście na lądzie) – Bergamutas. Pewnie też się nią kiedyś zajmiemy, pamiętacie? Na wyspach Bergamutach podobno jest Kot w Butach, widziano także dorsza… i tak dalej. Bergamutas leży w krainie La Mancha Blanca. Prawdziwą wyspą należącą do San Escobar jest La Isla Segundo Sortos, a jej głównym portem jest Marina Huana. Wyspa leży u wybrzeża Terra Cota, gdzie jedno z głównych miast nosi imię naszego bohatera, gubernatora Baratarii – Sancho Pansa. Jednak Baratarii nie ma.

No cóż, było do przewidzenia… Mapa została przecież opracowana na podstawie wpisów na stronie www.facebook.com/sanescobarcountry oraz tysięcy komentarzy napisanych przez jej użytkowników w dniach 10 – 16 stycznia 2017 roku. Czyli można było podsunąć swoją własną propozycję. Ale wtedy to ja dopiero zaczynałam myśleć o Baratarii.
9 stycznia ukazał się pierwszy wpis o tej wyspie.

Dzień przedtem…

Warszawa, 16 lipca 2017 roku

Andrzej Rejman

Manifestacja społeczeństwa w obronie wolnych sądów przed Sejmem

Mówi Wanda Traczyk-Stawska, ps “Pączek”, “Atma” *

Pozwólcie nam spokojnie odchodzić. Jesteśmy przerażeni. Mam 90 lat.

Resztką tchu stoimy przy drzwiach. Prosimy Was, bądźcie mądrzy, bądzcie bogaci w dobroć. Nie ma nienawiści. Nie ma zemsty. Jest mądre działanie, które pozwoli całemu narodowi czuć swoją godność. Bo my walczyliśmy o wolność i o godność. Nie należę do żadnej partii, bo jestem żołnierzem. Składałam przysięgę, że będę służyć Ojczyźnie.

I żądam na późną starość, na ostatnie dni, bądźcie mądrzy, walczcie, ale bez broni.

Szczęść Wam Boże, ale pamiętajcie, że dzieci ranne razem z matkami powinny tu być, bo my od wieków byliśmy uchodźcami – to robił Anders przeprowadzając chore dzieci przez Syrię. Pamiętajcie, że na dobroć trzeba odpowiadać dobrocią.

__________________

*Wanda Traczyk-Stawska ps. „Pączek”, „Atma” (ur. 7 kwietnia 1927 w Warszawie) – polska działaczka podziemia niepodległościowego w czasie II wojny światowej, żołnierz Armii Krajowej, uczestniczka powstania warszawskiego, działaczka Społecznego Komitetu ds. Cmentarza Powstańców Warszawy.

Zamiast komentarza:

Wanda Stawska, żołnierz Powstania Warszawskiego staje wśród protestujących przed Sejmem. Wbrew podziałom, które nie są obce także środowiskom powtańczym. Ale “Atma” przypomina, że gdy jest się Żołnierzem i walczy się o godność, podziały znikają. Tak było w Powstaniu Warszawskim. W swym pięknym, krótkim wystąpieniu wzywa do koniecznej solidarności i odpowiedzialności wobec przyjęcia uchodźców.

A wieczorem tego samego dnia na Placu Krasińskich obok Sądu Najwyższego i pomnika Powstania Warszawskiego – zbierają się tłumy młodzieży. Tworzą “Łańcuch Światła” zapalając znicze wokół budynku sądu i pomnika . Rozbrzmiewa muzyka Chopina i Mazurek Dąbrowskiego.

Zdjęcia autora

WOLNA POLKA / TEN RZĄD DALEJ NIE POJEDZIE!

Text auf Deutsch: molenda-rede-oktober-2016-de

Wir treffen uns / spotykamy się:
Berlin: 23.10.2016 / 13:00 Uhr / Warschauer Brücke!
Zwischen U – S
Ubierzcie się na czarno i przynieście parasolki.
Dresscode: schwarze Kleidung und Regenschirm

Organizatorki protestu: Anna Krenz, Zuzanna Kolupajlo, Alicja Molenda (inicjatorka), Meggi Skad

Ewa Maria Slaska: W dniu 3 października 2016 roku odbył się w Polsce i w wielu miastach poza Polską protest przeciwko próbom legislacyjnym zmierzającymi do wprowadzenia w Polsce całkowitego zakazu aborcji. Całkowitego, czyli również w wypadku gwałtu, kazirodztwa, ciąży dzieci, zagrożenia życia matki i dziecka. Projekt przewiduje również wprowadzenie zakazu antykoncpecji oraz karę więzienia dla kobiet, które dokonały aborcji lub które poroniły.

Czarny protest w czarny poniedziałek zgromadził na ulicach 140 polskich miast setki tysięcy ludzi. Nawet oficjalne media, zawsze zaniżające liczbę uczestników protestów, przyznają, że w demonstracjach wzięło udział prawie sto tysięcy ludzi.

W Berlinie w proteście uczestniczyło około dwóch tysięcy osób – kobiet i mężczyzn, starych i młodych, Polaków, Niemców i przedstawicieli wielu innych narodowości. Był to największy protest poza granicami kraju.

Organizatorem spotkania było berlińskie stowarzyszenie Dziewuchy dziewuchom, impuls wyszedł od Alicji Molendy.

Poniżej tekst przemówienia, wygłoszonego przez Alicję…

Alicja Molenda

Przemówienie, Berlin 3.10.2016

Witajcie! Nazywam się Alicja…, jestem feministką i działaczką na rzecz praw kobiet.

Cieszę się, że przybyliście tak licznie, by okazać solidarność ze strajkującymi w Polsce kobietami.

W Polsce i na świecie kobiety wyszły na ulice, by zaprotestować przeciwko brutalnemu zamachowi na ich prawa.

Każdy strajk ma postulat, więc i nasz go ma!

Postulujemy o wyrzucenie do kosza projektu barbarzyńskiej ustawy STOP ABORCJI instytutu Ordo Iuris. To nie jest projekt pro-life. To projekt śmierci. Ten projekt bezwzględnego zakazu przerywania ciąży, przewidujący karę do pięciu lat więzienia za usunięcie tzw. „dziecka poczętego”, przyjęty został przez polski Sejm w pierwszym czytaniu. SKANDAL!!!!! TO JEST SKANDAL!

Jednocześnie Sejm odrzucił obywatelski projekt „Ratujmy Kobiety”, przewidujący legalizację ustawy według standardów europejskich, pod którym zebrano 215 tysięcy podpisów.

Dziękujemy Wam, POLITYCZKI i POLITYCY, pozbawieni empatii i resztek sumienia.

Nie zapomnimy Wam tego!! Jesteście wszyscy na LIŚCIE HAŃBY!!!!

Wstydźcie się zwłaszcza Wy, kobiety, jesteście przeciw innym kobietom!!! Wy sobie poradzicie, tak jak sobie dotąd radziłyście, bo co czwarta lub nawet co trzecia Polka usunęła ciążę. Czy ktoś z Was pomyślał o tych setkach tysięcy innych kobiet, z małych miast i wsi, ubogich, nie mających dostępu do antykoncepcji ani edukacji seksualnej, nie mających środków na wyjazd zagranicę i kosztowny zabieg?! Nie, skąd!!!????
WSTYDŹCIE SIĘ!!!!!
Przez 23 lata nikt z Was o tym nie myślał, bo Was ten problem nigdy nie dotyczył.

W latach powojennych Polki miały dostęp do legalnej i bezpiecznej aborcji… Od 1993 roku, od kiedy Kościół narzucił rządzącym tzw. „kompromis aborcyjny”, wy wszyscy przyglądaliście się cierpieniu wielu kobiet… MÓWIMY DOŚĆ!!! Dość wplywu Kosciola na politykę Państwa!!!!!!

 Ten pseudo-kompromis, przed którym się tak zaciekle bronicie i który teraz chcecie usunąć, dopuszczający przerwanie ciąży w trzech tylko przypadkach – ciąży będącej wynikiem przestępstwa, deformacji płodu lub zagrożenia zdrowia i życia matki – doprowadził do rozkwitu podziemia aborcyjnego i „turystyki aborcyjnej”… To ten sam cudowny„Kompromis” sprawił, że kobiety uciekają się do zakazanej aborcji farmakologicznej, cierpiąc w domowych zaciszach i narażając swoje zdrowie, pozbawione opieki medycznej…

150 tysięcy Polek rocznie dokonuje aborcji – znacznie więcej, niż w krajach, gdzie jest ona legalna!… Taka to jest cudna ustawa. W imię tego kompromisu jedenastoletnia zgwałcona dziewczynka urodziła niedawno dziecko przez cesarskie cięcie, bo jej ciało nie było gotowe na poród! Takich tragedii Wam trzeba??! Hańba, raz jeszcze Hańba!!! Gdzie Wy macie sumienie?! W przypadku tego dziecka zastosowaliście „klauzulę sumienia”!!!!???

HAŃBA!!!! Szykujecie nam drugi Salwador?!!!

Hańbą jest też to, że ustawy „Ratujmy Kobiety”, ustawy na miarę XXI wieku, spełniającej wszystkie normy WHO dotyczące prokreacji i świadomego macierzyństwa, nie dopuściliście nawet do dyskusji sejmowej…

WSTYDŹCIE SIĘ!!!! HAŃBA!!! TEN SEJM DALEJ NIE POJEDZIE!!!

Pytam sie Was, posłanki i posłowie, co z polskim in vitro!?
Co z ludźmi niepłodnymi, parami wyczekującymi potomstwa?!!!
Jedna na pięć par w Polsce nie doczeka się dziecka bez pomocy nowoczesnej medycyny rozrodu!!!
Składacie zdrowie
i szczęście ludzi na ołtarzu ideologii!

Nowelizacja ustawy o leczeniu niepłodności zakazuje mrożenia zarodków, ogranicza liczbę zapłodnionych komórek jajowych do jednej – to oznacza KONIEC in vitro w Polsce.

Sprzeciwiamy się pogwałceniu praw pacjentów!
Mówimy Nie!!!! próbie zamordowania in vitro w Polsce!
Mówimy TAK! pełni praw reprodukcyjnych.

Prawo do aborcji jest jednym z wielu praw składających się na wolność reprodukcyjną człowieka, a ta wolność jest integralną częścią praw człowieka. Musimy się zjednoczyć w walce o pełne wyegzekwowanie należnych nam praw. Wstyd, że w środku Europy w XXI wieku przyszło nam kobietom wychodzić na ulice i domagać się rzeczy oczywistych dla Niemek, Angielek czy Francuzek.

Protestujemy przeciw barbarzyńskiemu projektowi STO P ABORCJI, przeciw niszczeniu in vitro i badań prenatalnych, ograniczaniu dostępu do antykoncepcji, narażaniu życia kobiet w imię fanatyzmu.


Tu trochę optymizmu. My się nie poddajemy!!

Ruszamy z Europejską Inicjatywą Obywatelską, by bronić praw kobiet. Trzeba będzie zebrać milion podpisów w siedmiu krajach Unii. Liczymy na to, że politycy, europosłowie, Komisja Europejska, Rada Europy i inne kompetentne instancje narzucą wszystkim krajom Unii Europejskiej standardy prawne, respektujące podstawowe prawa człowieka.

My się nie poddajemy! Walczymy o normalność w Polsce. O bezpieczeństwo, szczęście i prawa kobiet.

Mówię do Was, polityczki i politycy, posłanki i posłowie PiS, Kukiz’15 i PSL, a także do Was z PO i Nowoczesnej, do wszystkich tych, którzy zdradzili kobiety: będzie to was wiele kosztowało!

Zaczyna się bunt Polek przeciw oszołomom i ultrakonserwatystom.

Nie zapomnimy wam tego, a lista hańby będzie wisieć na każdym słupie, każdej latarni, każdej ścianie domu i w sieci, tak by wszyscy Was zapamiętali!!!

Bezdenna ignorancja, chamstwo, bezczelność, podłość i buta “polskich pseudokatolików” i prawicowych fanatyków nie zna granic… Ten kraj schodzi na dno. Chcecie nas cofnąć do średniowiecza! Chce karać kobiety więzieniem i je torturować, gnębić, prześladować i indoktrynować!… Chcecie Salwadoru!!! Jestem wkurzona i przerażona tym, co się w Polsce dzieje! Ale dlatego też – jestem ZDETERMINOWANA! Jak MY wszyscy, którzy tutaj przybyli.

Liberalizacja przepisów dotyczących aborcji i wszystkich praw reprodukcyjnych powinna stać się kryterium decydującym o członkostwie w Unii Europejskiej – podobnie, jak takim kryterium było zniesienie kary śmierci. Będziemy niezmordowanie o to walczyć. Musimy się zjednoczyć w walce o wyegzekwowanie należnych nam praw.

To od nas, kobiet, wiele teraz zależy. Mówimy NIE!! NIE dla torturowania Kobiet. STOP! ANI KROKU DALEJ!!!! Nasze Ciało – Nasz Wybór!!! NIC o Nas bez Nas!!! W Solidarności Kobiet siła! Nie pozwolimy na przejęcie kontroli nad naszymi ciałami, NIE POZWOLIMY NA PIEKŁO KOBIET! RATUJMY KOBIETY!!!!

Alicja Molenda wygłasza przemówienie, którego tekst tu opublikowałyśmy

Kolejny protest ogólnopolski zaplanowany został na poniedziałek 24 października. Odbędzie się on oczywiście również w Berlinie (Berlin Solidarnie), ale dzień wcześniej, bo w niedzielę 23 października.
Hasło to samo:

Ten Rząd Dalej Nie Pojedzie

Kochani!
03.10 było nas w Berlinie około 2 tysięcy!
23.10 będzie nas jeszcze wiecej!
Niech będzie nas 4 tysiące!
Informujcie znajomych o tym, co dzieje się w Polsce. Informujcie, że łamie się podstawowe prawa człowieka, zarówno kobiet jak i mężczyzn!
Berlin i berlińczycy to moc!
Wykrzyczmy całemu światu:
TEN RZĄD DALEJ NIE POJEDZIE!

Dieser Text auf Deutsch: molenda-rede-oktober-2016-de

tenrzad

Es war ein Freitag

C. C.

Es war der 11. Geburtstag meines kleinen Bruders D.

Mein großer Bruder P. war mit mir mit dem Motorrad – es war wohl ein milder Dezembertag – zur Feier von Kreuzberg zu meinen Eltern nach Wilmersdorf gefahren.

Am frühen Abend klingelte das Telefon meiner Eltern für meinem großen Bruder P. Es war ein sehr kurzes Gespräch, P. kam aufgeregt an den Tisch, an dem ich mit Vater, Großvater und Onkel Skat spielte, und sagte: „Wir müssen los, in Kreuzberg wird ein Haus geräumt.“ Eine Telefonkette war ausgelöst worden, was damals aber nicht so einfach war, weil Handy und Internet gab’s ja noch nicht – aber zum Glück wusste die Freundin meines Bruders wo wir waren.

Ohne uns groß zu verabschieden und nur erklärend „In Kreuzberg wird ein Haus geräumt“, zogen wir unsere Klamotten an verließen die kleine 2 ½ -Neubau-Zimmerwohnung in der ich 12 Jahre mit Eltern und drei Brüdern gewohnt hatten. Zurück ließen wir neben unseren Eltern und Großeltern, Onkel, Tanten, Cousinen und Cousins – den Großteil unserer Verwandtschaft.

Wir sprangen auf Motorrad und fuhren nach SO36, parkten am Wassertorplatz und gingen zu Fuß zur Kohlfurterstraße/Ecke Admiralstraße, die Helme setzten wir nicht ab. Genaueres hatte P. mir bis dahin noch nicht gesagt, aber er wusste ja wo wir hin mussten.

Die Schule, die dort heute steht, befand sich gerade im Bau, konkret wurden gerade die Kellergeschosse gebaut, also war hauptsächlich Beton und Eisen zu sehen, jetzt aber kaum zu erkennen, da es schon dunkel war. Ein schmaler Holzweg führte als südliche Verlängerung der Admiralstraße mitten durch die Baustelle. Auf der anderen Seite der Baustelle, wo sich besetzte Häuser befanden, hörten wir Lärm:

  • Bullenwannensirenen
  • Geschrei und Gegröle
  • die typischen Geräusche von geworfenen Pflastersteinen, die auf die Straße oder gegen Bullenschildern krachten,
  • und von abgeschossenen Tränengasgranaten

– alles uns wohl bekannte Geräusche, bis dahin aber noch nicht im Zusammenhang mit Hausbesetzungen, sondern u.a. von Anti-Nazidemos, Knast-Demos, Räumung des besetzten Daches des Amerika-Hauses und 1. Mai-Demos – die damals übrigens noch nicht in Kreuzberg stattfanden.

Bevor wir den schmaler Holzweg Richtung „Kampfgetümmel“ nahmen „bewaffneten“ wir uns mehreren Pflastersteinen, mit deren Umgang wir geübt waren.

Meinem Bruder P. hinterherlaufend, der immer viel „forscher“ war als ich, betrat ich den Holzweg. Aber nach wenigen Metern verließ mich der Mut bzw. wurde ängstlich, fing an zu denken:

Was passierte auf der anderen Seite des schmalen Weges?

Liefen wir den Bullen direkt in die Arme bzw. in deren Knüppel?

Wir sind in der Falle, wenn die Bullen jetzt selbst auch noch von der Kohlfurterstraße Richtung Kanal vordrangen!

Während P. mit einigen anderen, die sich mittlerweile auch an der Ecke eingefunden hatten, weiter Richtung „Kampfgetümmel“ stürmte, kehrte ich um. Und dann sah ich sie von links kommen: Ein ganzer Zug Bullenwannen rasten mit hoher Geschwindigkeit in unsere Richtung. Ich hatte in diesem Augenblick eine wahnsinnige Angst.

Als ich wieder den Anfang des Holzweges erreichte, bremsten die Wannen genau von mir. Ich sah nur eine Chance zu entkommen: Zwischen den Wannen durch, Richtung Kotti. Kurz bevor ich durch kam, öffnete sich die hintere Tür der Wanne, die ich passieren wollte, und ein Bulle in Kampfmontur mit Helm und Schild erschien in der Tür.

Ich schleuderte kurz hintereinander zwei Pflastersteine, die ich in den Händen hielt, in die Wanne. Ich sah den ersten Stein auf das Visier des Helmes krachen, den zweiten Stein hörte ich nur „einschlagen“, da ich diese während des Laufen oder genauer gesagt während des Sprints „abfeuerte“, und mich ganz schnell auf der anderen Seite der Wannenreihe befand. Ich rannte immer weiter, erst kurz vor dem Kotti drehte ich mich um und sah: keinen Bullen oder anderen Menschen hinter mir.

Ich war alleine. Mein Bruder wurde jetzt sicher von den Bullen, denen ich gerade noch entkommen war, gejagt. Ich hatte Angst um ihn.

An der Ecke Kotti/Admiralstraße befindet sich heute eine Bank, damals war dort ein Supermarkt. Voll Wut und Hilflosigkeit schleuderte ich die zwei Pflastersteine, die sich noch rechts und links in den Taschen meiner Lederjacke befanden, in die Schaufensterscheibe des Supermarktes – die Geschäfte schlossen damals schon um 18:00 Uhr.

In diesem Augenblick hörte ich von der anderen Seite des Kottis das Klirren von Fensterscheiben – da waren also auch andere am werken.

Ich sprintete rüber, da ich nicht alleine sein wollte und irgendwie war ich auch noch tatendurstig.

Zwischen Adalbertstraße und Reichenberger Straße direkt an den Geschäftseingang eines Ladens – heute Rossmann – sah ich einen Mann zwischen 40 und 50 Jahren auf einem Vermummten sitzen und auf diesen mit Fäusten einschlagen. Ich stürmte auf die beiden zu und rammte den einschlagenden Mann, damals ein sogenannter „Aktivbürger“, so dass er zur Seite weg kippte und der Vermummte fliehen konnte. Zu zweit rannten wir in Richtung Reichenberger Straße.

Um dann aber wieder umzukehren und jetzt direkt an der Straße entlang wieder Richtung Adalbertstraße zu laufen, da wir von dort Geschrei und weiterhin Scheiben der Berliner Bank und von Kaisers klirren hörten und zu Recht Mitstreiter vermuteten.

Ich sah wieder den „Aktivbürger“, diesmal aber zusammen mit einem Bullen, der seine Knarre in der Hand hielt. Der „Aktivbürger“ zeigte in unsere Richtung, wobei ich nicht wusste, ob er mich oder den von mir Befreiten meinte.

  • Von dieser Szene gibt es ein Foto, welches ich schon oft in Veröffentlichungen gesehen habe und mich immer wieder erinnern läßt.-f-12-12-1980-3

Angesichts der gezogenen Waffe hatte ich zum zweiten Mal innerhalb weniger Minuten sehr große Angst – alles spielte sich sehr schnell und mit hoher Geschwindigkeit ab.

Im Sprint ging es weiter in die Adalbertstraße rein. Hinter der Treppe, die zum Kreuzberg-Café hoch führt, sah ich aus den Augenwinkeln wie ein Zivilpolizist einem Mann mit Lederjacke und schwarzem Tuch eine Pistole an den Kopf hielt. Da war bei mir alles vorbei. Ich rannte den Durchgang von der Adalbertstraße zur Dresdener Straße und so schnell ich konnte in eine Wohnung in der Dresdener, in der ich gerade bei Freunden unterkommen war.


Foto:Michael Kipp/Umbruch Bildarchiv https://www.umbruch-bildarchiv.de/bildarchiv/ereignis/30jahre_hausbesetzungen_in_berlin.html

Ich zitterte am ganzen Leibe und nach dem ich mich Helm und Lederjacke entledigt hatte hielt ich meinen Kopf unter die Dusche. Ich wollte einen klaren Kopf bekommen, aber hatte immer noch Angst und vor allem Angst um meinen Bruder.

In der Wohnung, in der ich alleine war, rauchte ich dann zur Beruhigung erst mal eine Tüte und blieb mindestens eine Stunde dort.

Erst dann wagte ich mich wieder raus und traf erst am Kotti eine Freundin, die sich gerade bei einer Spontandemo ein paar Prellungen am Arm durch Polizeiknüppeln eingefangen hatte und kurz darauf auch meinen Bruder. Er erzählte mir dann, dass sie über die Baustelle vor den Bullen flüchten konnten und er dabei seinen Helm verloren hat. Das er danach dabei war als der Bullen-VW-Bulli am Kotti umgeworfen wurde, hat er mir nie erzählt, aber angesichts von Fotos, die ich später sah und auf denen ich ihn erkannte, wusste ich es.

Vermutlich war es der VW-Bulli des Polizisten in dessen Knarre ich geschaut hatte.

Wo ich danach war und ob und wie ich gekämpft habe weiß ich nicht mehr – irgendwie fehlen mir da ein paar Stunden.

Erinnern kann ich mich nur noch, das wir, P. und ich, gegen 23:30 Uhr zur Ecke Dresdener Straße/Oranienplatz gegangen sind und den dort versammelten Leuten gesagt haben, sie sollten jetzt verschwinden, da der Kampf jetzt schon seit Stunden toben würde und die Bullen jetzt bald alles platt machen würden. Wir haben uns dann in die Wohnung zurückgezogen.

Die Leute sind unserer Aufforderung aber nicht gefolgt. Kurze Zeit später ist eine Bullenwanne in diese kleine Menge gefahren und hat einem Mann zwischen Wanne und einem großen Beton-Blumenkübel beide Beine abgequetscht. Der Mann musste seit dem – salopp ausgedrückt –  im Rollstuhl Platz nehmen.

Ach ja, es war der 12. Dezember 1980.

Nachwort:

Seit September 1979 waren bis dahin 19 Häuser besetzt worden, 1 Haus davon wurde im Sommer 1980 sofort nach der Besetzung geräumt -auch da wurde eine Telefonkette ausgelöst, wir waren aber gerade mal 10 Leute, die sich den Bullen dann lieber doch nicht in den Weg stellten.

Nach dem 12.12. haben wir in den nächsten drei Tagen noch zweimal große Demos organisiert, die durch brutales Vorgehen der Bullen jedes mal zu heftiger Randale auch auf dem Kudamm führten.

Wir sagten damals: „Unsere Argumente sind endlich im Rathaus Schöneberg – dem damaligen Regierungssitz West-Berlins – angekommen.“ Denn dann wurde erst mal kein Haus mehr geräumt, der Senat trat zurück, die Wohnungsbaupolitik änderte sich, Kreuzberg wurde nicht weiter zerstört und aus ein paar Hausbesetzungen wurde eine Bewegung, in der u.a. 3 Monate später als ca. 114. Haus am 14. März 1981 die Regenbogenfabrik besetzt wurde.

Nachtrag:

Ein Teil meiner Verwandtschaft, die unseren Abgang vom Geburtstag mitbekommen und dann im Fernsehen die Nachrichten aus Kreuzberg gesehen hatte, hat danach kaum noch mit mir geredet. Politische Diskussionen gab’s in der Familie eigentlich sowieso nie.

Reblogs: Drei Jahre danach / Trzy lata później

11.03.2011 / 11.03.2014

Katastrofa nuklearna w Fukushimie nastąpiła 11 marca 2011 roku, gdy tsunami uderzyło w położoną na północ od Tokio siłownię Fukushima, powodując stopienie się prętów paliwowych w trzech reaktorach oraz promieniotwórcze skażenie okolicznych terenów, z których ewakuowano 160 tys. ludzi. Awarii w Fukushimie przypisano najwyższy, siódmy stopień w skali INES (mierzącej od 0 do 7 stopni), który był przypisany katastrofie w Czarnobylu z 1986 r. Po awarii powstały setki stalowych zbiorników na skażoną wodę. W kilku z nich odnotowano nieszczelność, w sierpniu 2013 r. wyciekło 300 ton skażonej wody, w lutym tego roku – 100 ton. Japońskie władze zaklasyfikowały incydent sierpniowy jako trzeci stopień na skali INES. Rzecznik TEPCO, firmy zarządzającej elektrownią, Masayuki Ono, zapewnił, że podejmuje się „różnego rodzaju działania” w związku z wyciekiem, ale że jest mało prawdopodobne, żeby skażona woda dotarła do oceanu.

Trzy lata temu, po katastrofie w Fukushimie, Żywia Karasińska-Fluks opublikowała na blogu “Jak udusić kurę” opowiadanie zatytułowane “Gdzie jest Kazuko?” Sięgnijmy po nie w trzecią rocznicę katastrofy.

Fukushima-530x298

Sind es weiterhin Obdachlosen, die dort arbeiten? Czy w Fukushimie nadal pracują bezdomni?

Nuklearkatastrophe von Fukushima begann am 11. März 2011 mit dem Töhoku-Erdbeben und lief gleichzeitig in vier Reaktorblöcken ab, wo es zu Kernschmelzen kam. Große Mengen an radioaktivem Material wurden freigesetzt und kontaminierten Luft, Böden, Wasser und Nahrungsmittel in der land- und meerseitigen Umgebung.

Kurz vor dem dritten Jahrestag der Reaktorkatastrophe warnte die internationale Ärzteorganisation IPPNW (International Physicians for the Prevention of Nuclear War) vor der Vertuschung gesundheitlicher Folgen. Laut der Bielefelder Ärztin Angelika Claußen werden Ärzte in Japan von der Regierung unter Druck gesetzt, wenn sie nach medizinischen Folgen der Katastrophe suchen. Die Journalistin Oshidori Mako berichtet von immer neuen Lecks am Reaktor und von Schulen, die Lebensmittel aus der Region verwenden müssen, um deren Unbedenklichkeit zu demonstrieren.

Am 3. Jahrestag der Katastrophe sehen wir uns einen kleinen Film von der
Aktuelle Stunde, gesendet am 08.03.2014 unter dem Titel: Fukushima – die verschwiegene Gefahr

Poezja – Poesie – Poetry / Hölderlin

Wpis po niemiecku. Beitrag auf Deutsch. Post in German.

Rozpoczynam nowy cykl na niedzielę. Chciałabym przypominać tu wiersze, o których nie sposób zapomnieć, a których przecież nie pamiętamy. Na razie poprzestanę na naszych trzech głównych językach – angielskim, niemieckim i polskim. Główną część każdego wpisu będzie stanowił utwór w języku oryginału i jego recytacja, jako linki dodam – w miarę możności – teksty wierszy w dwóch pozostałych językach.

Hoelderlin_1792Zaczynam od Hölderlina czytanego przez Stéphane Hessela (1917 – 2013), autora manifestu Indignez-vous!  współczesnego patrona ruchu Occupy, ruchów protestu w Hiszpanii, Grecji, Francji i Portugalii i wszystkich Oburzonych.

Wpis ten dedykuję mieszkańcom Istambułu i Turcji, którzy zaczęli od protestu w obronie drzew, potem wydawało się, że chodzi im o zmianę polityczną, a dziś już wiadomo, że
walczą o godne ludzkie życie.

Wersja polska:        Hyperion-pol
Wersja angielska:   Hyperion-Engl

Stéphane Hessel spricht Hyperions Schicksalslied von Friedrich Hölderlin im Herbst 2010

Friedrich Hölderlin (1770 – 1843)

Hyperions Schicksalslied

Ihr wandelt droben im Licht
Auf weichem Boden, selige Genien!
Glänzende Götterlüfte
Rühren euch leicht,
Wie die Finger der Künstlerin
Heilige Saiten.

Schicksallos, wie der schlafende
Säugling, atmen die Himmlischen;
Keusch bewahrt
In bescheidener Knospe,
Blühet ewig
Ihnen der Geist,
Und die seligen Augen
Blicken in stiller
Ewiger Klarheit.

Doch uns ist gegeben,
Auf keiner Stätte zu ruhn,
Es schwinden, es fallen
Die leidenden Menschen
Blindlings von einer
Stunde zur andern,
Wie Wasser von Klippe
Zu Klippe geworfen,
Jahr lang ins Ungewisse hinab.

Dies wurde 1871 von Johannes Brahms vertont: Schicksalslied Op.54
Instrumente: zwei Flöten, zwei Oboen, zwei Klarinetten, zwei Fagotte, zwei Hörner, zwei Trompeten, drei Posaunen, Pauken, Streicher und ein SATB Chor (sopran, alt, tenor, bas).