In der Antwort an den Beitrag…

Koty, irysy, królowa Luiza

Christine Ziegler

Liebe Ewa,


zwei Katzen im Hof, mitten zwischen Natur der vierten Kategorie. Hat Johanna mal unsere beiden Nachbarkatzen Konfuzius und Lao Tse dokumentiert, als sie ausnahmsweise mal gemeinsam zuhause waren.


Katze_streetart wohnt, wenn ich mich recht erinnere, im Graefe-Kiez.


Die Schneekatze ist bei einer Stadtwanderung in der Jungfernheide entdeckt worden.

Das letzte Bild ist in der Columbiahalle entstanden, als die Band Katzenjammer dort aufgetreten ist.

Wo ich die Iris mal gefunden habe, das weiß ich nicht mehr.

Alles das für dein Vergnügen😉

Liebe Grüße

Christine

Tak sobie czasami myślę

Teresa Rudolf

***

Ach, ach, 
Oczekiwanie; 
lista prezentów od życia
na nadziei zawieszona,
“koncert życzeń” do ludzi
z pełną listą wymogów…

Oczekiwanie tańczy polkę
z Rozczarowaniem do życia,
(bo nadzieja beznadziejna?)
z Rozczarowaniem do ludzi,
bo tak często roz-czarowują…

…naszą wy-czarowaną
(w głowie,w sercu, 
na codzień) jakąś
“świąteczną
choinkę”, 

z  bombkami kolorowymi,
łańcuszkami srebrnymi,
z orzechami, jabłkami,
no i szpicem u góry…

ubraną dość przeróżnie
przez nas, bez pytania 
kogoś o zgodę na nią,
(także i jak ubrana)…

i nagle 
koncert 
życzeń…

… jest “piątym
asem z buta”,

gdy Oczekiwanie
przegrywa tę grę… 

choć przecież
plotka,
już
od dawna
niesie…

…że prawie
ZAWSZE
byli i są parą…

***

Życie, 
film każdego,
z osobistym 
scenariuszem
do niego,

z grą w głównej roli,
z własną produkcją,
i zdobyciem na nią
wszelkich środków.
legalnych, lub i nie…

Odpowiedzialność
niebywała za jakość,
przekaz, też i innych
aktorów obsadzenie,
nowoczesny casting…

Jedni robią spokojnie,
barwne, ciche filmy,
nie omijając żadnego 
insekta gdy przeleci, 
motyla, też i mrówki,

urodzonego
kwiatu,
też i ptaka…

zdumiewając się ciągle
od nowa, uchwytując 
szczegóły, dźwięki,
porody natury,
i jej śmierć…

…aż kiedyś 
tak jak i ona znikną,
niepostrzeżenie…

A inni “tkają” ogromne
arrasy, genialne dzieła,
pozostawiając je światu,
zachwycając rozmiarem,
sensem, jakością, wiedzą, 
nauką, estetyką, trwałością. 

I jeszcze inni robią filmy
na ogół w “wariancie selfie”,
obojętne im, czy coś burzą,
czy niweczą, czy coś budują,
czy ta twórczość jest kiczem, 
czy też zbrodniczym dziełem…

… za które 
zapłacą inni
od razu, 
a kiedyś całe 
pokolenia…

Jej rok

Ela Kargol

Rok poświęcony Marii Pawlikowskiej – Jasnorzewskiej dobiega końca. Idea uczczenia roku 2025 imieniem „polskiej Safony”, w osiemdziesiątą rocznicę jej śmierci, narodziła się w Szczecinie. Pomysłodawcą był Rafał Podraza – znawca rodu Kossaków, cioteczny wnuk Magdaleny Samozwaniec, siostry poetki; jest na zdjęciu poniżej w towarzystwie Małgorzaty Frymus, reżyserki filmu “Lilka”.

Continue reading “Jej rok”

Moja Luiza

Ewa Maria Slaska

“Moja Luiza” stoi w Parku Charlottenburg. Jest to niewielkie popiersie (wys. 53 cm), wykonane z patynowanego na brązowo brązu (i nie jest to masło maślane, bo jedno to kolor, a drugie materiał), ustawione na niedużym cokole kamiennym. Pomniczek stoi nieco na uboczu, na północnym cyplu wysepki (to wyspa Luizy, no ale jak miałaby się nazywać?) Popiersie przedstawia zmarłą w roku 1810 królową Luizę Pruską. Królowa ma na głowie diadem z liści palmowych i welon. Popiersie w marmurze wykonał w roku 1804 młody rzeźbiarz Christian Daniel Rauch (1777 – 1857). Królowa kilkakrotnie mu pozowała. Podobno królowa i artysta bardzo się polubili i z ożywieniem gawędzili podczas tych spotkań. Bywały nawet plotki, że Rauch podkochiwał się w monarchini.

Continue reading “Moja Luiza”

Lyon, Blackpool, Manchester

czyli

Ewa Maria Slaska

Kilka wspomnień o Marii Pawlikowskiej Jasnorzewskiej, a właściwie, dokładniej, Marii z Kossaków, Bzowskiej, Pawlikowskiej, Jasnorzewskiej

Poetka. Urodziła się 24 listopada 1891 roku w krakowie w słynnej malarskiej rodzinie Kossaków. Była córką Wojciecha, wnuczką Juliusza, siostrą Jerzego. Jej siostrą była Magdalena Samozwaniec, pisarka. Zmarła w Manchesterze 9 lipca 1945 roku i tam została pochowana.

Continue reading “Lyon, Blackpool, Manchester”

Codzienności nasza

Teresa Rudolf

***

Ach, Ty Codzienny  Dniu;
wstajesz  wcześniej rano,
zwiedzasz kolorowe lasy,
wioski, miasta o półświcie…

Zapalasz powoli, w różnych 
punktach życia słońca lampę,
a zależnie od twego humoru,
kręcisz jasnością  jej światła…

Rozpylasz powietrze prześwieże,
wilgotne, krótko trwającą inhalacją, 
znaną tylko “porannym markom”,
na długo przed Budzikowiczami.. 

…idącymi do pracy. 

Światła

Półmrok 
powoli zasłania
jasne obrazy dnia,

wygasza darmowe,
jasne, światło dnia,
wpuszczając w okna

tajemniczość wieczoru,
wpadającego w noc
ciemną, rozświetloną,

gdzieniegdzie w lasach
i na łąkach, przedziwnymi
świętojańskimi robaczkami.

Rakieta

Ach, te jesienne tęsknoty
zabierają mnie na wycieczki
po tym co już mi tak znane…

po, tym co też i wymarzone,
co może się jeszcze stać,
lub są rakietą na księżyc…

I dzisiaj dam się wystrzelić,
zamykam oczy i już jestem
w rejonach mi nieznanych…

…mimo tego,
tak bliskich…

To tylko jesień

Teresa Rudolf

To tylko…

Ach, ten nastrój jesienny
jednym przypala serca
odejściem bliskości…

…czyjejś,

w przestrzeń niepoznaną,
raz błękitnie-niebieską,
a raz czarno-księżycową…

…przeźroczystą,

a i też i na drugą stronę ulicy
świata, z walizką żalu, bólu,
rozwalonej czyjejś przeszłosci…

…a kiedyś z porcelany.

Jesień, szumi rudo i cicho…
na sercu, na myślach, oczach,
uszach, z muzyką Beethovena…

…pocieszając mnie,

u Ciebie to tylko 
nastrój, zobacz;
wszystko stoi
na  swoim
miejscu.

Ach…
jakże
dziękuję.

Kot Moritz

Ach jesień,
koty pochowane
w piwnicach
lub miauczące
po ulicach…

…serce pęka.

A własne siedzą
na kanapach…

…serce pęka,

bo w tym kocim życiu,
całkiem jak w naszym,
jedne mają wszystko…

…a inne nic.

Do niedawna moja ręka,
gładziłaby kota Moritza
lecz i tu sprawiedliwość…

…jak u nas…

przychodzimy,
odchodzimy;
ludzie i koty.

Po 11 listopada

Agata Zbylut na Facebooku

Pierwsza była sukienka, którą uszyłam na swój rozmiar. Jak zauważył Janusz Noniewicz była na tyle klasyczna, że mogłabym wyjść w niej na #marszniepodległości i nie tylko nikt nie rzuciłby we mnie kamieniem, ale mogłabym taki marsz poprowadzić. Projektując ją wpisałam w wyszukiwarkę „najpiękniejsza suknia świata”, stąd jej bardzo konserwatywny kształt. Kolejna była suknia uszyta dla @charlottedragqueer która rozszerzyła moje myślenie o wykluczaniu z pseudopatriotycznych wydarzeń osób queerowych i ciałopozytywnych. Słowo POLSKA symbolicznie odwróciłyśmy na lewą stronę. Dopiero współpracując z Charlotte Drag Queer zdałam sobie sprawę, jak zawężający były ten pierwszy obiekt. Ale to chyba już tak jest, że najpierw oceniamy świat z własnej perspektywy i potrzeba czasu i uważności, aby poszerzyć ją o punkty widzenia innych osób.
Po uszyciu tych dwóch sukien wciąż zostało mi sporo szalików więc uszyłam z nich najpierw flagę na 100. rocznicę wywalczenia przez Polki prawa wyborczego. Słowo POLSKA dzięki przeszyciom i haftowi zamieniłam na POLKA na prawej i BOSKA na lewej stronie. Z tego co zostało podczas covidu i lockdownu zaczęłam szyć torby na zakupy. „Patriotyczną” rozpierduchę chciałam zamienić na codzienną troskę, bo też codzienne zakupy są częścią krzątactwa, którym narodowi patrioci raczej się nie kalają. W tym projekcie wsparł mnie Wojtek Zrałek-Kossakowski i Świetlica Krytyka Polityczna. Otrzymaną pomoc przejazałam dalej przeznaczając torby w kolejnych latach na aukcje charytatywne. Tak poznałam Anię i Michała z Fundacja Art Square którzy zakupili pierwszą z nich, druga trafiła do @a.m.artcollection a trzecią kupił Łukasz Gazur. Tą, którą kupił Marcin z Adamem możecie zobaczyć na wystawie „Niech nas widzą” w Zamek Królewski w Warszawie na wystawie kuratorowanej przez Monika Przypkowska. Obie suknie już też do mnie nie należą. Pierwsza została zakupiona przez śp. @AnetaSzyłak do Kolekcji NOMUS Nowe Muzeum Sztuki w Gdańsku a druga jest w kolekcji Państwowa Galeria Sztuki w Sopocie.
Wszystkie te prace by nie powstały, gdyby nie Marsze Niepodległości i niezgoda na rzucanie kostką brukową, obsikiwanie Muzeum Narodowego i rozpierduchę w stolicy. To była moja próba połączenia barw narodowych z wartościami, które są dla mnie ważne.

    Farewell to Blackpool

    For English, please scroll

    Na przełomie października i listopada spędziłam dwa tygodnie w angielskim kurorcie Blackpool. Kurorcie, bo choć jest tu wietrznie i deszczowo, miasto ma ważne wartości kuracyjne, gdyż leży bezpośrednio nad morzem (Morze Irlandzkie). I to nie tak jak polskie czy niemieckie miasta, gdzie do morza jest tak naprawdę bardzo daleko. W Blackpool morze jest na wyciągnięcie ręki, jak wyskakujesz rano po bułki albo idziesz z psem na spacer. Nigdy przedtem nie słyszałam o Blackpool, a tymczasem to znana miejscowość, wielu moich niemieckich znajomych kiedyś tu było, mama Moniki Wrzosek-Müller mieszkała tu przez kilka miesięcy.

    Od XVIII wieku była to zawsze miejscowość kuracyjna dla biedniejszych, tych którzy pracowali w Liverpoolu, Manchesterze, Edynburgu, Glasgow albo Aberdeen. Bogaci jeździli na Rivierę albo do francuskiej Bretanii. WAnglii – do Brighton. A Blackpool to taki Brighton dla ubogich. Biedne miasto. Nawet dziś. Jednak w XIX wieku to właśnie w Blackpool zaczęła się masowa turystyka, gdy pierwszą, nowo otwartą linią kolejową przyjechała tu pierwsza zorganizowana wycieczka.

    Continue reading “Farewell to Blackpool”