W Amsterdamie i w Warszawie, don Kichot je śniadanie na trawie

Arkadiusz Łuba (czyli wiadomo kto, ale dawno go nie było, więc może już nie wiadomo kto)

taaa

Ty jeden wielki znasz to, Don Kichocie,
Jednego ciebie to wspomnienie wzruszy.
Bo gawiedź śmiać się będzie wielolica,
Niewarta ostróg z la Manczy szlachcica!

Ty jeden znasz to, Don Kichocie:
reformy Molly Bloom na płocie.
Sztachetą w kroczu umazane;
ktoś inny powie, że obsrane.

Szlachcicu, głupcze też, z la Manczy!
(a Bujny Boylan już z nią tańczy.)

***

Ewa Maria Slaska

Foty z podróży do Amsterdamu (1)

Prawdziwe wiatraki (zdjęcia Anton):

Wiatraki jak malowane:

Wiatrak namalowany przez van Gogha:

Klocki lego na oknie:


Zamiast śniadania latarnia na trawie (totalnie bez związku z tematem, ale w niezwykłym kontekście; zdjęcie Anton):

Don Kichot i śmieci

Ewa Maria Slaska

Zaczęło się od tego wpisu i tego zdjęcia:


Napisałam pod nim, że worek na krzaku za płotem pojawił się natychmiast po wyjeździe Don Kichota i Rosynanta z Berlina. I że sama nie sięgam.

Marek Włodarczak alias Tabor Regresywny

Nie mogę pozostać obojętny na to wezwanie. Pojechałbym natychmiast do Berlina, gdyby nie to, że na Kępie Mieszczańskiej we Wrocławiu też pojawił się plastikowy worek na drzewie. Nie wygląda to dobrze a wręcz beznadziejnie. Trzeba znaleźć rozwiązanie ogólne, bo będę biegać od drzewa do drzewa. Trzeba zacząć od walki  ze śmieciami w naszej głowie. A nazbierało się tego trochę

Fundentalnym śmieciem jest przekonanie,  że istnieje tylko to co się rusza (panta  rei  Heraklita)  i zignorowanie Parmenidesa, wg którego istnieje tylko to co się nie rusza, a ruch który widzimy zmysłami, to tylko mniemanie. Wiem, że  ciężko to przyjąć . Absurdalnie łatwiej to zrozumieć wędrując, czyli ruszając się.

Ten berliński worek plastikowy na drzewie to dobra okazja, by zmierzyć się z samym sobą, z wiatrakami w naszych głowach.

Wiatrakami nazywam powtarzalne schematy działania. Te same drogi, którymi codziennie podążamy. Do tej samej szkoły, do tej samej pracy, do tego samego marketu i wydaje nam się, że inaczej nie można.

PS: O wyższości woreczka foliowego wiszącego na drzewie nieopodal zbiegu ulic Paradestrasse i Tempelhoferdamm w Berlinie nad woreczkiem foliowym wiszącym na drzewie na Kępie Mieszczańskiej we Wrocławiu naprzeciwko mojego okna. Wprawdzie ten naprzeciwko mojego okna wisi wyżej, ale jak pójdę go zdjąć, to wrócę zadowolony ze spełnienia dobrego uczynku i z uśpionym umysłem. Ten w Berlinie wymaga długiej drogi i daje czas na zastanowienie się, po co on tam wisi, może chodzi o coś więcej niż tylko zdjęcie go. Zdecydowanie bardziej interesujący jest ten woreczek w Berlinie. A ten przed moim oknem zdejmę, jak wrócę.

***

AŁ, czyli wiadomo kto, pobłogosławił poniedziałkowy powrót donkichotów na bloga i nadesłał takie oto zdjęcie z podpisem:

I podpis: każdy potwór znajdzie otwór, albo: każdy obłęd znajdzie wiatrak, a więc także o tym, jak donkichoty znajdują swoje dulcynee – to jest donkichot w donkichoterii swojej donkichotowskiej.

Wisława Szymborska (z)interpretowana

przez Arkadiusza Łubę

w Księgarni Czarnego (Wydawnictwa)

Zapraszamy na spotkanie z Arkadiuszem Łubą wokół jego książki „Chciałabym być karykaturzystką. Cartoonowy świat kolaży Szymborskiej”, która ukazała się w warszawskim wydawnictwie timof comics. To fascynująca publikacja, która odkrywa twórczość Wisławy Szymborskiej w zupełnie nowym świetle – przez pryzmat jej pasji do kolaży. Autor opowie, co odkrył w podejściu noblistki do rzeczywistości poprzez jej kolaże, a także pokaże kilka z nich.

Continue reading “Wisława Szymborska (z)interpretowana”

Don Kichoty od przyjaciół

Jacek Slaski


Arek Łuba

Plakat jednego z moich ulubionych artystów – Lexa Drewinskiego – do sztuki „Don Quijote” Andrzeja Worona.


Ela Kargol

Mateusz IV

To ja na odpustach Wam sprzedaję gwiazdy
Ja Mateusz IV Mateusz z Komańczy

Ja pomagam ludziom ja pomagam ptakom
Zwariowanym sercem myślą byle jaką
Ja leczę gołębie przez Was przejechane
Gładzę psy bezdomne o piątej nad ranem

Ja Mateusz IV całą prawdę powiem
Wierzę w ludzkie szczęście w zgubioną podkowę

Ja pomagam ludziom ja pomagam ptakom
Zwariowanym sercem myślą byle jaką
Ja leczę gołębie przez Was przejechane
Gładzę psy bezdomne o piątej nad ranem

Czemu nie widzicie jak z wiatrakiem walczy
Ostatni Don Kichot Don Kichot z Komańczy


Facebook

Don Kichot, Marcel Proust i Heinrich Zille

Konrad, Ewa, Arek, Sztuczna Inteligencja

Don Quixote nasz sławny bohater
Śmiały i ambitny bo w siebie wierzył
Mocno swoje marzenia głosił
Aż po pełnym niezwykłych przygód dniu

Poprzez miasteczka i pola świeże
Wraz z Sancho Panzą wyruszył w drogę
Żeby zdobyć w krainie smoków chwałę
I w obronie dam wzorowo służyć

Nieustraszony jak Mały Rycerz
On pragnął bronić słabszych i biednych
By nigdy nie zabrakło sprawiedliwości
Nawet w najdalszych krańcach lądów

Być może nie trzeba tego już pisać, bo wszyscy wiedzą, ale dla porządku zaznaczę, że wiersz ten napisała Sztuczna Inteligencja, a temat podsunął jej Konrad. Również ilustrację pod spodem wykonała owa ważna a tajemnicza pani.


Zawsze myślałam, że da się napisać o Prouście i Don Kichocie w jednym wpisie i teraz wreszcie Konrad, Arek i Sztuczna Inteligencja mi to wspólnymi siłami umożliwili. Arek dostarczył mi kilku artykułów z prasy niemieckiej na temat Don Kichota. Pretekstem do ich publikacji był (jak sądzę) dobiegający końca rok proustowski, ogłoszony z okazji 100 rocznicy śmierci wielkiego pisarza. My tu na blogu też uczciliśmy tę rocznicę, reblogując wpis demaskujący słynną proustowską magdalenkę. To podobno wcale nie była ona, tylko najzwyklejszy sucharek. Przypomnijmy to sobie, proszę bardzo, ale doprawdy nie musimy w to wierzyć. Naukowcy wciąż produkują jakieś takie niestrawne suchary. Podobno są za to zdrowe.

Paul Jandl napisał 11 listopada 2022 roku o tym, jakie konsekwencje miał fakt, że kiedyś Matka odmówiła małemu Marcelowi pocałunku na dobranoc (Neue Zürcher Zeitung 28.11.22), strona 9. Na następnej stronie Edi Zolinger pisze o wpływie obrazu Anne-Louis Girodetta Le Sommeil d’Endymion (1791, olej na płótnie, Luwr) na pewne fragmenty prozy Prousta. Tymczasem we Frankfurter Allgemeine Zeitung z 12 listopada 2022 roku Paul Ingendaay pisze o tym, jakim dowcipnym pisarzem był Proust, ba, kusi się nawet o tezę, że jest on on najdowcipniejszym autorem światowej Moderny. Dwa z tych trzech artykułów są zilustrowane zresztą tym samym portretem uśmiechniętego Prousta, na dodatek z fryzurą na jeża. Portret jest całkowicie nieznany, a w każdym razie – mało znany, zapewne osoby dobierające ilustracje w obu gazetach szlag trafił, gdy zobaczyły, jakiego miały pecha, że zamiast zwykłego portretu Prousta, wybrały portret całkowicie nietypowy.


Paul Ingendaay pisze, że dowcip Prousta przejawia się w tym, jak opisuje różne postaci, np. służącą Franciszkę czy księżnę Parmy, w podchwyceniu ich zabawnych cech charakteru i sposobu mówienia, ale, dodaje, “Proust nigdy nie naśmiewa się ze swoich postaci. Patrzy na świat z ciepłym uśmiechem i ten uśmiech ociepla też wizerunki prezentowanych osób. Być może jest on w literaturze XX wieku jedynym pisarzem, który swym uśmiechem zbliża się do dobrego wejrzenia, tak charakterystycznego dla Don Kichota – jest tym, który rozumie, a nie tym, który by wyśmiewał.”

I tak właśnie objawili mi się obaj moi ulubieńcy w Berlinie. Uśmiechnięci i przyjaźni ludziom.

Nasza nowa autorka, Sztuczna Inteligencja, połączyła ich w jedno (obrazek na dole po lewej), ale nie uznała, iż byłyby to istoty, które się uśmiechają. Obaj, razem i osobno, są, tak jak to wiemy z tradycji, Smętni:

***

Wczoraj popołudniu pomyślałam, że skończyłam układać ten wpis na dziś i poszłam na prezentację teczki pięciu grafik, wykonanych współcześnie przez berlińskich artystów i nieberlińską artystkę. Grafiki wykonali Mawil, Jakob Hinrichs, Henning Wagenbreth i Jim Avignon oraz Barbara Yelin z Monachium. Ich prace są nową interpretacją indywidualnie wybranych litografii słynnego berlińskiego rysownika sprzed ponad stu lat – Heinricha Zille (1858 – 1929). Grafikom towarzyszy publikacja z tekstem Matthiasa Flügge. I to właśnie on podczas spotkania powiedział o Heinrichu Zille to samo co cytowany uprzednio Ingendaay o Prouście i Don Kichocie, że on też patrzył na ludzi, widział ich los, ciężką dolę, ale też ich szczęście, widział ich przyjemności i rozpacze, zalety, wady i śmiesznostki, wszystko odnotowywał, ale nigdy ich nie wyśmiewał.

Die Heinrich-Zille-Mappe. Foto: Jana Vollmer/tipBerlin
Fünf Siebdrucke im Format: 30 x 40 cm, limitierte Auflage: 199 Stück, signiert und nummeriert, Preis: 199 €. Erhältlich im tipBerlin-Shop: www.tip-berlin.de/zille

Uwaga dla tych, którzy szukają oryginalnego prezentu pod choinkę – teczka zawiera 5 sitodruków, sygnowanych przez artystów; limitowany nakład 199 egzemplarzy, każdy za 199 euro – i porada ode mnie: można taką teczkę rozdzielić na pięć prezentów.

Don Kichot i fejki

Ewa Maria Slaska

Tytuł wpisu nawiązuje do tytułu książki Marii Kuncewiczowej Don Kichot i niańki, o której pisałam TU.

Ilustracji a przeto i inspiracji do tego wpisu dostarczył Arkadiusz Łuba. Dziękuję.


O ile ten po prawej (rysunek Moebiusa; zob. TU) to zaiste Don Kichot, taki któremu znudziło się donkichotowanie i donkiszoteria i który, po prawdzie tak samo jak Jezus i Syzyf (o których pisałam TU), postanowił wszystko olać, odpocząć i odciąć się od obowiązków, o tyle ten po lewej, dzieło podpisane MAJA (tak – ten Maja, inspirator mnie z góry uprzedził, że to mężczyzna), to jednak zapewne wcale nie Don Kichot, tylko jeżdżąca na ośle imitacja. Czyli fejk.

Tych pseudo Don Kichotów jest u Maja więcej, w samym wydawnictwie Austeria – dwóch. Zdobią okładki książek profesora Adama Wodnickiego. Ale, choć myślałam, że tak właśnie jest – nie przedstawiają samego profesora. Profesor, Adam Wodnicki, tłumacz literatury francuskiej i profesor ASP (Wydział Form Przemysłowych) w Krakowie, był nie dość, że mężczyzną gładko wygolonym, to jeszcze konkretnie spoglądającym na obserwatora (proszę kliknąć w linka). Tymczasem ta postać na ośle jest roztargnionym profesorem z anegdot o profesorach, skrzyżowaniem wyimaginowanego pana Ambrożego Kleksa i jego owianego legendą warszawską pierwowzoru – Franca Fiszera (też proszę kliknąć w linka). Ale Daniel Maja portretuje też pana, który jednak być może jest profesorem-autorem (po prawej):

Daniel Maja, autor tych profesorów, jest francuskim rysownikiem, autorem komiksów i rysunków satyrycznych. Od roku 2008 prawie codziennie publikuje na swoim blogu La Vie Brève jeden rysunek. Czuję tu pokrewną duszę, w końcu ja też od grudnia 2012 roku publikuję na tym blogu co noc nowy wpis. Jednak na blogu Maji niestety nie ma jednego rysunku dziennie; np. ostatni jest z lutego 2022. Maja ma dość liczne związki z Polską. Był (a może jest nadal) żonaty z polską artystką Ewą i pośród niezliczonych książek, jakie ilustrował, nie ma wprawdzie Don Kichota, ale jest na przykład Porwanie Baltazara Gąbki.

Ilustrował mnóstwo książek współczesnych, ale też Biblię, mitologię grecką i wielu filozofów. Filozofia jest, jego zdaniem, bardzo ważna.

W jednym z wywiadów (z 2008 roku) odpowiada na pytanie, dlaczego?

Mam duży szacunek dla umysłów filozoficznych, mówi Maja, dla tej potrzeby jasności, dla posuwania rzeczy do granic możliwości, dla zbliżania się do światła i czasem gubienia się w nim, dla prób dawania świadectwa temu, co się dostrzegło, w języku, który nie jest słyszalny. To wymaga odwagi i uporu. Wady filozofów są wadami wszystkich: próżność, przekonanie, że ma się zawsze rację, autyzm, miażdżenie przeciwnika i wszystkie te wspaniałe grzechy, które są tak przyjemne. Inną bardzo zabawną (ale i fascynującą) dziedziną jest filozofia uprawiana przez szaleńców, obsesjonatów, poszukiwaczy Jedynej Przyczyny, gnostyków, okultystów, heretyków, utopistów, guru, iluminatów, często niebezpiecznych sekciarzy. Antidotum na szaleństwo są Arystofanes, Rabelais, Montaigne, Voltaire, Sterne, Cervantes, Woody Allen…


I jeszcze jeden Don Kichot – w książce wydanej przez Lidię Głuchowską i nieżyjącego już Vojtecha Lachodę. Książka jest uczona, ma więc uczony tytuł:

Nationalism and Cosmopolitanism in Avant-Garde and Modernism. The Impact of World War I

Książka się niedawno ukazała i ma tę nieznośną cechę wszystkich ważnych książek wydawanych w ciągu ostatnich dziesięciu lat – jest okropnie gruba i ciężka. Nie sposób jej położyć na biurku i zerkać, na pewno nie da się jej wziąć do łóżka, nawet usiąść na fotelu się z nią nie da. Musi płasko leżeć na stole. A tymczasem na stronie 460 zaczyna się rozdział zatytułowany Don Quixote in the Trenches. Don Kichot w okopach. Narodziny hiszpańskiej poezji awangardowej pomiędzy cywilizacją a barbarzyństwem.
Don Kichot w okopach. Autor: Emilio Quintana Pareja. Autor przypomina, że obchody trzechsetnej rocznicy śmierci Cervantesa miały miejsce w roku 1916, czyli podczas Wielkiej Wojny. Nie tylko żołnierze, również poeci umierali w okopach i to w ich obronie pojawił się po latach zapomnienia smutny, szalony rycerz w misce balwierskiej na głowie. Jeździł konno i w hełmie z przyłbicą, choć wiadomo, koń nie chronił przed czołgami, przyłbica – przed gazem bojowym. Był anachroniczny. Dobrze nadawał się do roli symbolu zmagań człowieczeństwa z potęgą zbrojną. Najmniejszy z żołnierzy frontowych. Najważniejszy. Wyidealizowany. Bohater najważniejszego poematu modernistycznego w kulturze hiszpańskojęzycznej.
El Soldado desconocido (Nieznany żołnierz) Salomona de la Selva, wydany dokładnie sto lat temu, w roku 1922.


I nie łudźmy się, czy jesteśmy starzy czy młodzi, czy jesteśmy żołnierzami czy żołnierkami wszelkiej płci i niepłci, czy jesteśmy sławne czy niesławne, każda wojna, gdy już przetrawi człowieka, sprawia, że stajemy się la soldada desconocida.

Joycearia (II)

Arkadiusz Łuba

Wie viel Don Quixote steckt in Lew Nikolajewitsch Myschkin und in Leopold Bloom

Nein, ich bin weder Cervantes- noch Don Quixote-Spezialist, dennoch fühle ich mich gezwungen, ein paar Worte über das Thema zu schreiben, da der hier genau vor einer Woche (im Post mdT: Jezus czyli ten Idiota Don Kichot (Barataria)) einbezogene James Joyce doch einer meiner Spezialgebiete ist und ich – mehr oder weniger – Pate Ewas Lektüre von Margaret Churchs Structure and theme – Don Quixote to James Joyce (und von James Joyces Finnegans Wake, wo sie nach „Sin Showpanza“ – FW 234.6 – und „dulsy nayer“ – FW. 234.23 – gesucht und es zuerst in Churchs Buch gefunden hat) bin.

In dem Buch von Margeret Church selbst habe ich keine direkte Referenz zu dem Fürsten Lew Nikolajewitsch Myschkin, dem Titelprotagonisten von Fjodor Dostojewskis Der Idiot, gefunden. Ein einziges Mal erwähnt sie dieses Buch (auf der Seite 85) und selbst dort tut sie es im Kontext von Die Brüder Karamasow. Sie beruft sich in ihrem Vorwort (und analysiert es auch in einem der Kapitel) auf Die Brüder Karamasow und seine [die des Romans] Protagonisten: „The structures of the novels that I discuss in the following pages provide a means of perspective on the development of the genre since Don Quixote and an ongoing thesis for this book. […] They [the novels – A. Ł.] are all tied together, as the title of the book [Structure and theme – Don Quixote to James Joyce] suggests, by the quixotic nature of characters in each one from Parson Adams, to Werther, to Emma Bovary, to Dmitri and Ivan Karamazov, to Raskolnikov and K., to Settembrini, and to Leopold Bloom, and by themes and techniques that also relate to the Quixote” (S. ix, x), also auf Deutsch: „Die Strukturen der Romane, die ich auf den folgenden Seiten untersuche, bieten einen Einblick in die Entwicklung des Genres seit Don Quixote und eine fortlaufende These für dieses Buch. […] [Die Romane] sind alle miteinander verbunden, wie der Titel des Buches [Struktur und Thema – Don Quixote bis James Joyce] suggeriert, durch die quixotische Natur der Charaktere in jedem einzelnen von Parson Adams über Werther, Emma Bovary, Dmitri und Ivan Karamasow, Raskolnikov und K., Settembrini und Leopold Bloom sowie durch Themen und Techniken, die sich auch auf den Quixote beziehen“ [alle Übersetzungen ins Deutsche, wenn nicht anders angegeben, von mir; meine Hervorhebung – A. Ł.].

Don Quixote wird von Church meistens kursiv geschrieben und als Titel eines prägenden Romans verstanden. Relativ selten bezieht sie sich auf die Figur Quixotes. Im Vordergrund stehen die Struktur und das Thema, die sich auf Cervantes‘ Roman beziehen, und nicht auf dessen Charaktere. –> „In Don Quixote, the ancestor, so to speak, of all fictions and of all metafictions, we find close and complex correlations between the structure of the book, the psychological development of the hero, and consequently, psychological theory, both Renaissance and modern. In fact, it is impossible to separate in Don Quixote intrinsic matters from extrinsic. On the one hand, Don Quixote is a statement about human behavior, psychology if you will, about the relationship of the individual to his society and to himself. On the other, it is a novel fully responsive to literary history, and it may be experienced simply as fiction” (S. 4). Zu Deutsch: „In Don Quixote, dem – sozusagen – Vorläufer aller Romanen und aller Metafiktionen [meine Hervorhebung – A. Ł.], finden wir enge und komplexe Zusammenhänge zwischen der Struktur des Buches, der psychologischen Entwicklung des Helden und folglich der psychologischen Theorie sowohl der Renaissance als auch der Moderne. Gewiss, es ist unmöglich, in Don Quixote intrinsische [also von innen her, aus eigenem Antrieb, stammende – A. Ł.] Angelegenheiten von extrinsischen [also von den von außen her anregenden, nicht aus eigenem innerem Antrieb folgenden – A. Ł.] zu trennen. Einerseits ist Don Quixote eine Aussage über menschliches Verhalten, Psychologie, wenn Sie so wollen, über die Beziehung des Individuums zu seiner Gesellschaft und zu sich selbst. Auf der anderen Seite handelt es sich um einen Roman, der voll und ganz auf die Literaturgeschichte eingeht und einfach als Fiktion erlebt werden kann.“ Zu stark scheint mir am Anfang von Ewas Post ihre Behauptung, dass Church Don Quixote (ohne die Kursivschrift, also den Protagonisten) „mit Sicherheit für das Vorbild von Prinz Leo Nikolaevich Myshkin“ hält (orig.: „Z całą pewnością, twierdzi autorka, był wzorem księcia Lwa Nikołajewicza Myszkina“). So eine starke Behauptung habe ich bei Church nirgendswo gefunden.
Vorbilder in diesem Sinne interessieren Church weniger als die „structure and theme“ der post-renaissanceschen Romane und deren moderne Entwicklung: Während „die innere Welt von Don Quixote sich in den Strukturen widerspiegelt, die Cervantes seinem Roman gibt“ (orig.: „The inner world of Don Quixote is mirrored in the structures Cervantes gives his novel“, S. 185), „geben die philosophischen, religiösen und psychologischen Spannungen der Charaktere Dostojewskis langen Werken Ordnung und Form“ (orig.: „the philosophical, religious, and psychological tensions of characters give order and form to Dostoevsky’s long works“, ebd.).

In ihrem Nachwort zu Der Idiot führt die Übersetzerin des Buches, Elisabeth Kaerrick (unter dem Pseudonym „E. K. Rahsin“), aus: Die von Dostojewski in seinen Entwürfen als „Fürst Christus“ bezeichnete und von Aglaja als „armer Ritter“ bespöttelte Mittelpunktgestalt, die als Gravitationszentrum alle Handlungen auf sich zieht, wird wegen ihrer komisch wirkenden, aber Sympathie ausstrahlenden Aktionen u. a. mit Cervantes Don Quixote verglichen, allerdings von Interpreten auch von ihm unterschieden, denn seine Charakterisierung folge nicht einem einfachen Gut-Böse-Schema: „Fürst Myschkin ist im Wesentlichen weder ein Don Quixote, noch schön und gut nur aus Güte, und beileibe kein ‚Demokrat’ […] ist auch kein Parzival oder ein Pestalozzi, sondern ist ein echter Dostojewski“ (E. K. Rahsin: Nachwort. In: F. M. Dostojewski: Der Idiot. Piper Verlag: München-Zürich 1980, S. 955). An einer Stelle schreibt Margaret Church sogar: „common factors in novels of different eras often abrogate time altogether so that Leopold Bloom or Settembrini or Emma Bovary may be seen to precede or to influence” Don Quixote“ (S. 4), also auf Deutsch: „Einige gemeinsamen Faktoren verwischen oft die Zeitunterschiede in Romanen verschiedener Epochen, so dass Leopold Bloom, Settembrini oder Emma Bovary Don Quixote vorausgehen oder ‚inspirieren‘ können“. Oder mit Worten von Jorge Luis Borges aus seinen Labyrinths: Selected Stories and Other Writings: „Jeder Schriftsteller entwirft sich seine eigenen Vorgänger“ (S. 201).

Auch im Falle Joyce ist der Einfluss Don Quixotes (wieder als Charakter verstanden) gering. Der irische Autor hat sich dazu selbst geäußert. Warum sollte man nicht zu allererst dem Autor glauben, bevor man zu Wissenschaftlern greift?! Joyce erzählte seinem Sprachschüler Georges Borach von seinem Buch, und dieser notierte in seinem Tagebuch: „Das schönste, alles umfassende Thema ist die Odyssee. Es ist größer, menschlicher als Hamlet, Don Quichotte, Dante, Faust. Das Jungwerden des alten Faust berührt mich unangenehm. Dante ermüdet rasch, wie wenn man in die Sonne blicken würde. Die schönsten, menschlichsten Züge enthält die Odyssee. Ich war zwölf Jahre alt, als wir in der Schule den Trojanischen Krieg behandelten, nur die Odyssee blieb mir haften. Ich will aufrichtig sein, mit zwölf Jahren gefiel mir am Ulysses das Mystische. Als ich Dubliners schrieb, wollte ich zuerst den Titel Ulysses in Dublin wählen, kam aber davon ab. In Rom, als ich ungefähr die Hälfte des Porträt vollendet hatte, sah ich ein, dass die Odyssee die Fortsetzung sein musste, und ich begann Ulysses zu schreiben.
Warum kam ich immer wieder auf dieses Thema? Gegenwärtig »nel mezzo del’cammin«, ist für mich der Stoff des Odysseus der menschlichste der Weltliteratur: Odysseus wollte nicht nach Troja ziehen, er wusste, dass der offizielle Kriegsgrund, Ausbreitung der Kultur Hellas‘, nur Vorwand war für die griechischen Kaufleute, die neue Absatzgebiete suchten. Als die Aushebungsoffiziere kamen, war er gerade beim Pflügen. Er stellte sich irrsinnig. Sein zweijähriges Söhnchen legte man ihm darauf in die Furche. Vor dem Kind hält er mit dem Pflug. Beachten Sie die Schönheit der Motive: der einzige Mann auf Hellas, der gegen den Krieg ist, und der Vater. Vor Troja verbluten die Helden umsonst. Man will abziehen. Odysseus ist dagegen. Die List des hölzernen Pferdes. Nach Troja spricht man nicht mehr von Achilleus, Menelaos, Agamemnon. Nur einer ist nicht erschöpft, seine Laufbahn hat kaum begonnen: Odysseus.
Dann das Motiv der Irrfahrt. Scylla und Charybdis, welch herrliches Gleichnis! Odysseus ist auch ein großer Musiker, er will und muss hören, er lässt sich an den Mastbaum binden. Motiv des Künstlers, der lieber sein Leben opfern will, als zu verzichten. Dann der köstliche Humor des Polyphemos. »Olus« ist mein Name. Auf Naxos der Fünfzigjährige, womöglich kahlköpfig, mit Ariadne, der kaum siebzehnjährigen Jungfrau. Welch feines Motiv. Und die Rückkehr, wie tief menschlich. Vergessen Sie nicht den Zug der Großmut bei der Begegnung mit Ajax in der Unterwelt und noch viele andere Schönheiten. Ich fürchte mich fast, ein solches Thema zu behandeln, es ist zu gewaltig.“

Seinem besten Freund in Zürich, Frank Budgen, erzählte Joyce, er schreibe ein Buch, das sich auf die Odyssee stütze, aber achtzehn Stunden aus dem Leben eines Zeitgenossen schildere. Es fiel ihm ebenso schwer, Budgen das vielseitige Wesen eines Helden zu verdeutlichen, wie seinerzeit gegenüber Borach: »Sie scheinen viel gelesen zu haben, Herr Budgen«, sagte er. »Ist Ihnen von irgendeinem Dichter ein lückenloser Allroundcharakter bekannt?« Als Budgen Christus nannte, wandte Joyce ein: »Er war Junggeselle und lebte nie mit einer Frau zusammen. Das Zusammenleben mit einer Frau ist aber zweifellos etwas vom Schwierigsten, was ein Mann tun muss, und das hat er nie getan.«
»Und wie steht‘s mit Faust«, fragte Budgen, »oder Hamlet?« »Faust«, sagte Joyce, »ist weit davon entfernt, ein ganzheitlicher Mensch zu sein; er ist überhaupt kein Mensch. Ist er ein alter oder ein junger Mann? Wo ist sein Heim, wo seine Familie? Wir wissen es nicht. Und er kann nicht ganzheitlich sein, weil er nie allein ist. Immer ist ihm Mephistopheles an der Seite oder auf den Fersen. Wir bekommen viel von ihm zu sehen, das ist aber auch alles.«
»Ihr ganzheitlicher Mensch in der Literatur ist wohl Odysseus, nehme ich an?«
»Ja«, sagte Joyce. »Der alterslose Faust ist kein Mensch. Aber Sie haben eben Hamlet erwähnt. Hamlet ist ein Mensch, aber er ist nur ein Sohn. Odysseus ist der Sohn von Laertes; aber er ist auch der Vater Telemachs, der Gatte der Penelope, der Geliebte Calypsos, der Waffengefährte der griechischen Helden vor Troja und der König von Ithaka. Er hatte viele Schicksalsschläge zu erdulden, überwand sie aber alle durch Weisheit und Mut. Vergessen Sie nicht, dass er ein Drückeberger war, der sich dem Militärdienst durch vorgeschützten Irrsinn zu entziehen versuchte. Er hätte vielleicht nie zu den Waffen gegriffen und wäre nie nach Troja gezogen, wäre nicht der griechische Aushebungsoffizier klüger gewesen als er und hätte den jungen Telemach vor den Pflug gelegt, während Odysseus das Sandufer pflügte. Als er aber einmal im Krieg war, wurde aus dem Kriegsdienstverweigerer ein Jusqu‘au-boutist. Als die anderen die Belagerung aufgeben wollten, war er es, der weiter auszuharren beabsichtigte, bis Troja gefallen wäre.« Dann fuhr er fort: Noch etwas: Die Geschichte des Odysseus hörte mit dem Ende des Trojanischen Krieges noch nicht auf. Sie begann erst, als die anderen griechischen Helden zurückkehrten, um den Rest ihres Lebens friedlich zu verbringen. Und dann« – Joyce lachte – »war er auch der erste Gentleman in Europa. Als er nackt vortrat, um die Junge Prinzessin zu begrüßen, verhüllte er vor ihren jungfräulichen Augen jene Teile seines von Meerwasser durchnässten und von Kletten überdeckten Körpers, auf die es ankam. Er war auch ein Erfinder. Der Panzer ist seine Schöpfung. Hölzernes Pferd oder Eisenkasten – das spielt keine Rolle. Beides sind Hüllen, die bewaffnete Krieger enthalten.«
»Was verstehen Sie dann«, fragte Budgen, »unter einem ganzheitlichen Menschen? Wenn zum Beispiel ein Bildhauer [Budgen war einer – Anm. A. Ł.] die Gestalt eines Menschen schafft, dann ist dieser Mensch ganz, dreidimensional, aber nicht notwendigerweise ganzheitlich in einem idealen Sinne. Alle menschlichen Körper sind unvollkommen, auf irgendeine Weise begrenzt, auch die Menschenwesen. Ihr Odysseus aber…«
»Der ist beides«, sagte Joyce. »Ich sehe ihn von allen Seiten, und deshalb ist er ganz im Sinne Ihrer Bildhauerfigur. Aber er ist ebenfalls ein ganzheitlicher Mensch – ein guter Mensch.«“ [alle Quellen zu James Joyce stammen aus: Richard Ellmann: James Joyce. Revidierte und ergänzte Ausgabe, betreut von Fritz Senn in Zusammenarbeit mit den Übersetzern Albert W. Hess, Klaus Reichert und Karl H. Reichert. Suhrkamp: Frankfurt am Main 1994.]

Bezogen auf Structure and Theme fasst Church zusammen: „In den Romanen von James Joyce findet man eine psychologische Struktur, die auf dem Viconischen System basiert und außerhalb der Werke liegt, aber von Joyce so geformt und neu gestaltet wurde, dass sie zu einem inneren Muster der Entwicklung seiner Protagonisten wird, beginnend mit dem Alter, in dem die Eltern dominieren, übergehend in die Pubertät und ihre Anpassungen, dann zur Reife und zu einer Rolle in der Gesellschaft, bis hin zu einem einschlagenden Blitz, wo man wie ein Phönix aus der Asche aufsteigen muss, um neu zu beginnen, »ein Commodius Vicus der Rezirkulation«“ (orig.: „In the novels of James Joyce, we find a psychological patterning, based on the Viconian system, exterior to the works but molded and redesigned by Joyce so that it becomes an interior pattern of the development of his protagonists, beginning with the age when parents dominate, moving to adolescence and its adjustments, then to maturity and a role in society, until lightning strikes and one must phoenix-like rise from ashes to begin anew, “a commodius vicus of recirculation“ (S. 185).

Die hier skizzierte Problematik schöpft weder das polemische noch das wissenschaftliche Potenzial der Frage „Wie viel Don Quixote steckt in Lew Nikolajewitsch Myschkin und in Leopold Bloom?“ aus und sollte hier als erste Anregung zu einer vertieften, gründlichen, komparatistischen Quellenforschung gelesen werden. Aber wen interessiert das schon außer ein paar besessene Anbeter?! 😉

Um es mit – wiederum – einem polnischen Schriftsteller abzuschließen, der u.a. durch sein Ferdydurke bekannt wurde und woraus auch folgender Zitat stammt:

„Schluss und Punktum!
Wer es las, der ist dumm!“

pozdrawiam
wiadomo kto 😉

Joycearia (I)

Arkadiusz Łuba

Während der Coronapandemie habe ich Ewa Maria mit einem Virus angesteckt.

Ja, Ewa Maria hat meinen Virus geschluckt. Hat also angebissen.

Sie hat Interesse an Joyce gefunden. An Finnegans Wake, seinem letzten Buch. Ich lese ihr jetzt ab und zu Fragmente daraus laut vor, sie liest leise vorm Schlafengehen.

Sie ist in der polnischen Übersetzung letztens auf »durian« (FW 257.6), ein essbares Obst vom Baum gleichen Namens in Südostasien, mit einer harten, stacheligen Schale, einem stark aromatisierten, fleischigen Fleisch, Durio zibethinus aus der Familie Malvengewächse, bekannt für seinen abstoßenden Geruch, und auf »manga« (orig. »mongafesh«, FW 256.25) gestoßen und wollte wissen, ob Joyce etwas sowohl über die Frucht als auch über japanische Comics wissen könnte. Ich griff zu meinen schlauen Büchern und Kommentaren, schließlich beschäftige ich mich seit Jahren mit dem Autor und stellte fest:
1) »durian«, erscheint als Phrase »durian gay«, was – neben der Frucht – eine klare Hindeutung auf den Titelheld von Oscar Wildes The Picture of Dorian Gray ist.
2) etymologisch kommt das Wort aus dem Malaiischen und beschreibt eine seltene Frucht »duri« mit stacheliger Haut: duri Dorn + das substantivierendes Suffix »-an« = durian
3) In Flora of Great Britain and Ireland von Peter Sell und Gina Murrell kommt ein gewisses Hieracium duriceps vor (S. 394), ein Habichtskraut, beschrieben 1982 von F. J. Hanbury. Er beschreibt eine Yorkshire-Pflanze, die normalerweise sehr groß ist, lange, spitze Blätter und Deckblätter mit längeren Drüsenhaaren hat.
Abgesehen davon, dass Nora Joyce wie Molly Bloom eine „Bergblume“ genannt wurden (Hieracium kommt auch als alpinum vor), erklingt das Lied My Girl‘s a Yorkshire Girl (Mein Mädel ist ein Yorkshire-Girl), ein Edwardianischer Musichall-Song von C. W. Murphy und Dan Lipton, im Kopf von Blazes Boylan am Ende des zehnten Kapitels des Ulysses. Es kommt wieder in Circe vor, nicht nur, weil eine der Prostituierten sagt, sie sei aus Yorkshire, sondern weil das Lied selbst eine bösartige junge Frau betrifft. Für Boylan, der in ein oder zwei Stunden an Leopold Blooms Tür klopfen und seine Frau besteigen wird, hat das Lied eine noch offensichtlichere Bedeutung. Als Bloom Zoe Higgins fragt: „Woher kommst du? London?“, antwortet sie: „In Yorkshire geboren“ (S. 564). Viel später in Circe beginnen Gemeiner Carr und Gemeiner Compton, das Lied auf der Straße zu singen. Zoe hört sie und springt entzückt auf: „Das bin ich. (sie klatscht in die Hände.) Tanzen! Tanzen! (sie läuft zum Pianola.) Wer hat Zwopence?“ (S. 640). Sie bekommt zwei Pennys von Lynch, lässt sie in den Schlitz des mechanischen Klaviers fallen und spielt „in Walzerakt das Vorspiel zu My Girl’s a Yorkshire Girl“, während Stephen Zoe durch den Raum wälzt. Bald singt das Pianola selbst die Worte des Liedes, zusammen mit Zoe (S. 641). Boylans Yorkshire-Mädchen ist natürlich Molly, und der Roman wirft auf, beantwortet aber nicht die Frage: Wem genau gehört diese „Rose“ [Blume]?

Das Video zeigt The Shannon Colleens (Sinead Murphy und Darina Gallagher), die dieses Lied im Rahmen des Bloomsday Festival 2010 in Dublin im Bewley’s Cafe Theatre aufführen.

4) das erwähnte »mongafesh« ist ein Kalauer, zusammengebaut aus »monkfish« – also dem Meerengel, Squatina angelus, und dem »mangofish« – also einem essbaren indischen Fisch, »where fishngaman fetched the mongafesh« – „wo der »fishermenmonster« (nga: Birmanisch für »Fisch« und nga-man: Birmanisch für »Seemonster«) den Meermongster brachte“ (AŁ).
5) auch wenn Joyce die Durian-Frucht sowie japanische Mangas kennen konnte, geht es hier nicht um einen Comic, wie die polnische Übersetzung von Krzysztof Bartnicki wiederum suggeriert und was Ewa dementsprechend daraus herausgelesen hat: „gdzie rybanga mang ułowić taką mangelybę“ (S. 256.32-33). Verschwunden sind auch die Meeresmonster und die Fische. Dafür summt jetzt Bartnickis »w to mu durian graj« (S. 257.12).

Wie dem auch sei, zeigt diese kleine Analyse, wie reich an Bedeutungen Finnegans Wake ist und wie viele neue Bedeutungen es generieren kann.

In Folge der Recherche schrieb ich daraufhin zwei Limericks, auf Polnisch, mit »durian« (vielleicht übersetzt jemand ins Deutsche?!):
I
Pewnego pana Jarosława
obiegła po świecie niesława:
Że gardził Wilde’a Dorianem,
i śmierdział okrutnie durianem.
Ot owoc a polska sprawa.

II
Już na śmierć zapomniana
osoba owego waćpana.
Powodem zaś aktu tego
był zapach z usteczek jego –
jak zapach owocu duriana.

In Polen wird der Monat Mai der heiligen Mutter Gottes Maria gewidmet:

Dazu habe ich auch gedichtet:

Maj miesiącem kwarantanny,
wiedzą Ele, Julie, Anny.
Propaganda Maryjowa
tylko mąci w polskich głowach!
Jej słuchają głupie panny.*

*Anspielung auf die Biblischen „panny roztropne i panny głupie“ („kluge und törichte Jungfrauen“).

pozdrawiam
wiadomo kto 🙂

Tokarczuk. Nach der Rede.

Arkadiusz Łuba

Olga Tokarczuk – Die empfindliche Erzählerin

Literaturpreisträgerin Olga Tokarczuk stiftete dem Nobelpreismuseum ihr persönliches Tagebuch aus dem Jahr 2018, fot. Clément Morin © Nobel Media

Wer dem obligatorischen „Nobel Lecture“ von Olga Tokarczuk zugehört, oder ihn sogar gesehen hat, der weiß, er trägt den Titel „Der empfindliche Erzähler“. Darin hinterfragt sie die moderne Literatur, in der zu viel in der ersten Person erzählt werde. Darin fordert sie eine Erzählperspektive, eine der – wie Tokarczuk sie nannte – „vierten Person“, jenseits der klassischen „Ich“, „Du“ oder „Er*“. Sie erkennt diese Erzählweise in der Genesis des Alten Testaments: „Am Anfang war das Wort“ und fragt: „Wer ist es, das da weiß, was Gott denkt?“ Darin (wir sind immer noch bei Tokarczuks Vortrag) äußert sie ihre Freude darüber, dass „die Literatur auf wunderbare Weise das Recht auf alle Macken, auf Phantasmagorien, auf Provokationen, auf Groteske und Verrückte bewahrt“ habe. Tokarczuk träume darin „von hohen Standpunkten und weiten Perspektiven, in denen der Kontext weit über das hinausgeht, was wir erwarten würden“. Sie träume „von einer Sprache, die die dunkelste Intuition ausdrücken“ könnte, sie träume „von einer Metapher, die kulturelle Unterschiede“ überwinde, und schließlich träume sie „von einem Genre, das geräumig und transgressiv“ werde, „während die Leser es gleichzeitig lieben“ würden.

Ich übersetze aus Tokarczuks Vortrag: „Abgesehen von allem theologischen Zweifel können wir diese Figur des mysteriösen und empfindlichen Erzählers als wunderbar und bedeutsam betrachten. Es ist ein Punkt, eine Perspektive, aus der alles gesehen werden kann. All dies zu sehen, bedeutet, die endgültige Tatsache der Wechselbeziehung bestehender Dinge als Ganzes anzuerkennen, auch wenn diese Beziehung uns noch nicht bekannt ist. Alles zu sehen, bedeutet auch, eine ganz andere Art von Verantwortung für die Welt, denn es wird offensichtlich, dass jede Geste »hier« mit der Geste »dort« verbunden ist, dass eine Entscheidung, die in einem Teil der Welt getroffen, sich in einem anderen Teil der Welt auswirken wird, dass die Unterscheidung zwischen »mein« und »dein« fragwürdig zu sein beginnt. Daher sollte man so erzählen, dass der Leser den Sinn für das Ganze entwickelt und die Fähigkeit, Fragmente in ein Muster zusammenführen zu können und in jedem kleinen Geschehen ganze Konstellationen zu entdecken; so erzählen, um zu verdeutlichen, dass jeder und alles in einer gemeinsamen Idee liegt, die wir bei jeder Erdumdrehung sorgfältig in unseren Köpfen erzeugen“.

Mein Gott, wie nah ist sie mit ihren Forderungen und Wünschen an dem Versuch James Joyces, alles in ein Buch („Finnegans Wake“) zu packen! Doch all das verblasst irgendwie im Schatten der Aufregung um Peter Handkes politische Stellungnahmen für Slobodan Milosevic und sein „Großserbien“, es wird zu Unrecht übersehen, entschärft. Umso mehr freute es mich, dass ich heute hier meine Gedanken teilen kann.

Ich las Tokarczuk während des Studiums, da war sie gerade eine junge, aber dennoch an Ruhm gewinnende Schriftstellerin. Der Literaturnobelpreis bestätigt nun mal, dass ich und viele meine Gleichaltrigen uns nicht zufällig in ihrem Werk verliebt haben, es diskutierten, kommentierten, interpretierten und es dabei auseinandergenommen haben. Tokarczuk begann in einer Zeit, nachdem die größte lebende polnische Humanistin, Maria Janion, das Ende des romantischen Paradigmas verkündet hatte. Seitdem versucht die polnische Literatur generell, die neue Realität zu beschreiben, sich von den romantischen und Märtyrermythen zu befreien. Tokarczuk schöpft allerdings aus dem Ur und erforscht den heterogenen Ursprung unserer heutigen Kultur. Und aus diesem Hintergrund heraus wirft sie Fragen nach der jetzigen Form des Menschen. Zärtlich, behutsam, vorsichtig und dennoch stark.

Es seien 36 Jahre vergangen, schrieb Janion 2017 in einem Brief an den Polnischen Kulturkongress, und „der Teufelskreis des Polentums“ habe sich gewendet. Es bestehe ein Widerspruch zwischen Modernisierung und Modernismus. Letzteres erfordere geistige Anstrengung und die Bedeutungserneuerung der Gesellschaft – es erfordere es als Bedingung einer Desakralisierung und der wirklichen Ermächtigung: „Der so verstandene Modernismus fordert die Emanzipation von Minderheiten, die Achtung der individuellen Rechte und die tatsächliche Gleichstellung der Geschlechter. Dies kann nicht mit den Bestrebungen der Rechten [in Polen – Anm. A. Ł.] in Einklang gebracht werden“, so Janion weiter. Die Emanzipation von Minderheiten, die Achtung der individuellen Rechte und die Gleichstellung der Geschlechter sind alles Werte, die in Tokarczuks Werken auftauchen. Und genau deswegen können auch diese nicht mit den polnischen Rechten in Einklang gebracht werden.

Schwedische Buchhändler melden derzeit deutlich höhere Verkaufszahlen für Tokarczuk als für Handke. In den öffentlichen Bibliotheken muss man dort länger auf einer Warteliste für Tokarczuks Bücher stehen als für die des Österreichers. Es wäre interessant zu erfahren, wie es derzeit in Polen aussieht.

Ihren Vortrag beendete Tokarczuk mit denen, „die noch nicht geboren sind, sich aber eines Tages dem zuwenden, was wir über uns selbst und über unsere Welt geschrieben haben“, diesem „wunderbaren Werkzeug der raffiniertesten Art der menschlichen Kommunikation, dank dem unsere Erfahrungen durch die Zeit reisen können“. Sie denke mit Schuld und Scham an die noch Ungeborenen. Denn die Welt würde „auf den Status eines Objektes reduziert, das geschnitten, benutzt und zerstört werden“ könne: „Deswegen glaube ich, dass ich so erzählen muss, als sei die Welt, in der wir leben, eine Einheit, die sich ständig vor unseren Augen bildet, und als seien wir ein – kleiner und zugleich mächtiger – Teil davon“.

Nach solch einer Aussage, bleibt die Spannung hoch, wie das nächste Werk von Olga Tokarczuk sein wird.


siehe auch HIER