Kot. Ze świata podręcznych 8

Ewa Maria Slaska

Przez przypadek, którego jak wiadomo nie ma, w dniu, kiedy w internecie rozpoczęła się akcja #metoo, znalazłam na facebooku, taki oto plakat:

Plakat festiwalu Satyrykon Legnica 2005, zaprojektowany przez Józefa Wilkonia.

Zamyśliłam się, ale nie nad kotami, tylko nad sobą i światem. Graficznie znakomity plakat. Ciekawe, że natychmiast wiadomo było (mnie?), że ta biała to kotka, a ten czarny to kocur. Bo czarny robi to co robi, a biały nie robi nic. Jasne.

Gdy plakat powstał i posłużył informacji publicznej był jednak rok 2005, prawdopodobnie wtedy nikogo ani zgorszył ani zainspirował do myśli “pożytku publicznego” czyli, jak to się nazywało za moich czasów, “wyższej użyteczności publicznej”. Ja sama jednak przypominam sobie, że już wtedy, te kilkanaście lat temu, kiełkowały we mnie małe złości związane z publicznym sugerowaniem czy to chwytania za tyłek czy może pewnych obyczajów seksualnych, ongi bardzo jeszcze wyuzdanych, a i dziś w takiej np. powieści Witkowskiego Wymazane określanych jako “dziki seks analny”. Otóż kilkanaście lat temu rozpowszechnił się w Berlinie zwyczaj sięgania na powitanie do tyłka partnerki i sugerowania ruchem palca środkowego (znanego wszak jako fuck you finger), że się jej ten palec wtyka… Był to gest wcale nie skierowany do partnerki, która na pewno go nie widziała, a więc możliwe, że nawet nie wiedziała, iż tak się ją wita, nie, był to gest skierowany do świata zewnętrznego. Palec pod kobiecym tyłkiem miał, tak to rozumiałam, obwieszczać wulgarnie, że ten tyłek jest do mojej męskiej dyspozycji i to, ho ho, jak!, jak tylko chcę… Gest ów raził (mnie) i prowokował (też mnie), zastanawiałam się zatem, gdzie mogłabym o tym napisać (nie miałam jeszcze bloga, może zresztą wcale jeszcze nie było żadnych blogów), aż zobaczyłam parę, gdzie to dziewczyna na powitanie podetknęła facetowi palec pod tyłek. Co ten jej gest oznaczał? Jeśli był dosłowny, to była to sprawa ich obojga, ale nie wykluczone, iż głosił, że jak ty mnie tak ja tobie, czyli równouprawnienie. Niestety nie poczułam w tym momencie żadnej satysfakcji, wręcz przeciwnie, jeśli to możliwe, było mi jeszcze gorzej. Z przyczyn banalnych. Bo jestem po prostu staroświecka i uzależniona od norm obowiązujących w mojej młodości, a wpajanych mi przez dwie kobiety – jedną, która wyrastała w zamożnym mieszczańskim domu na początku XX wieku, i drugą – wychowaną w latach 30. I to one zatrzęsłyby się ze wstrętu na widok dziewczyny, która sugeruje wtykanie facetowi palca w dupę…

Z reguły próbuję w takich sytuacjach sama siebie przywoływać do porządku – nie gorsz się, to inne pokolenie i ich życie, twoje poczochrane włosy i mini spódniczki też gorszyły starsze panie, również te, które cię wychowywały… Zapomniałam o problemie, zresztą symboliczne wtykanie palca dość szybko zniknęło z życia codziennego i nawet kiedyś pomyślałam, że może dobrze, że z nikim nie kruszyłam kopii o taką błahostkę. Aż dopiero…

Jakub Zasada

Aż dopiero dziś, w październiku 2017 roku, pomyślałam, że trzeba było już wtedy jak ten kot drzeć mordę… Drzeć mordę o wszystko i o wszystkim. O tym co przyjaciele, szefowie, mężowie, narzeczeni, drzeć się… O zwykłe proste gesty też, a nie tylko o sprawy dramatyczne i straszne, bo te błahostki nie biorą się znikąd i są wierzchołkiem góry lodowej… A jak milczymy, przyzwalamy, wszyscy to wiemy. I potem, jak przerwiemy milczenie, usłyszymy straszną opowieść, opublikowaną w Wysokich obcasach, opowieść podręcznej, kobiety maltretowanej i gwałconej przez męża, który torturując ją, komentował: “możesz pójść i opowiedzieć wszystkim, i tak ci nikt nie uwierzy”.
I rzeczywiście – nikt jej nie uwierzył.


Przepraszam Józefa Wilkonia i przepraszam Polish Poster Gallery z Wrocławia. Chciałam napisać wpis o pięknych kotach na plakatach, a wyszło jak wyszło, wyszedł ogromny smutek i wiedza o tym, że wszyscy jesteśmy winni temu, co się przydarzyło Ewie z Wysokich obcasów.

Tu plakaty.

Leszek Żebrowski, Józef Wilkoń, Jakub Zasada
Ryszard Kaja, Ryszard Kaja, Leszek Żebrowski
Ryszard Kaja, Ryszard Kaja, Józefa Wilkoń
Ryszard Kaja, Jakub Erol, Leszek Wiśniewski

9 thoughts on “Kot. Ze świata podręcznych 8

  1. Mądry, potrzebny tekst. Kobiecie nikt nie uwierzył, bo nie chciał. Łatwiej na wszystko przymknąć oczy, wygodniej. Przecież jedynie – konsumpcyjnie – do wygody w życiu dążymy. Jeszcze większa kanapa, piloty do telewizora ze trzy, auto samo jedzie, samo parkuje. Jesteś staroświecka, Ewo Mario, powiadasz, to kwestia wyboru wartości i konstrukcji osobowości. Domu, w szerokim tego słowa znaczeniu, w jakim się wyrosło, jak słusznie zaznaczasz. Bo już nie szkoły, a szkoda. Szkoła kształtowała i kształtuje zapotrzebowanie na niewyrafinowaną formę potrzeb, także intelektualnych.
    Czasami, gdy uświadamiam sobie na jakim etapie życia jestem, zadrżę. Wtedy przypominam sobie owo skulenie, wywoływane czyimś zachowaniem, słowem, gestem. Czy chciałabym uczestniczyć w tym na nowo, nadal – nie wiem, nie wiem.

    1. Tak, pamiętam doskonale to skulenie wywołane czyimś zachowaniem, słowem, gestem…. Myślałam – żyjemy w demokratycznym kraju, nauczyłyśmy się, jak być samodzielne, jak się odgryzać, bronić, już nas to nigdzie nie dogoni, a to wszystko było tylko mniej lub bardziej nasze skulone ze wstydu milczenie. Umiera pisarz, świetny, opozycyjny, kochany, dlaczego nie piszę, że uciekałam ze spotkania z nim w kawiarni, gdy już się wszyscy porozsiadali wokół dużego stołu, parami, już kelner lał wódeczkę, było lato, miałyśmy na sobie lekkie wydekoltowane bluzeczki. Pisarz poklepywał krzesło koło siebie patrząc na mnie, zresztą na kogo miał patrzeć, wszyscy już siedzieli, a ja zagryzłam usta, nawet dowidzenia nie wykrztusiłam, uciekłam. Chcieli mnie przyjąć do swojego olimpijskiego grona, utulić, podzielić się sławą i możliwościami, a ja uciekłam… I wcale nie byłam młodą niewinną panienką, tylko dorosłą kobietą

  2. Joanna i Mariusz Bednarscy z berlińskiej galerii plakatu polskiego Pigasus zwrócili mi uwagę, że w oryginalnej wersji tego wpisu plakat z białym i czarnym kotem przypisałam Ryszardowi Kai, podczas gdy jest to plakat Józefa Wilkonia. Błąd poprawiłam, sensu rozważań to nie zmienia, ale oczywiście przepraszam Czytelników i obu artystów, i dziękuję Joannie i Mariuszowi.

    1. Nie mam racji. To, że to Wilkoń a nie Kaja jednak coś zmienia, przynajmniej dla mnie osobiście, i to niestety na gorsze. Bo Wilkoń zilustrował mnóstwo cudnych książek mojego dzieciństwa, a teraz zrozumiałam, że za słodkimi ilustracjami z tamtych książek kryło się powszechne zawsze i wszędzie przekonanie, że chwytanie kobiet za tyłek jest jak najbardziej normalne. W pojęciu artysty nie było w tym absolutnie nic nagannego, może nawet przeciwnie – był to rodzaj wyzwania niedopasowanego artysty przeciw konwencjom i konwenansom konserwatywnego społeczeństwa… W każdym razie zero refleksji, że może dla białej kotki gest ten oznacza np. opresję.

      1. Ależ ten biały kot też obejmuje tego czarnego ( obejmowalabyś swojego “opresora” w ten sposób? – i dla mnie to wcale nie jest takie oczywiste, że bialy kot to kotka, ja też czasami idąc z moim facetem obejmującym mnie jak bialy kot czarnego, trzymam rękę w tylnej kieszeni jego dżinsów – bo lubię, bo on lubi, bo tak wygodnie.
        #Metoo popieram jak najbardziej, gest opisywany jako popularny w Berlinie- obrzydliwy ( chociez w Niemczech bardziej zachodnich nigdy czegos takiego nie zauwazylam, a zyje tu od 30 lat), ale w tym akurat plakacie ( pięknym jak wiekszosc grafik Wilkonia) opresji nie widzę… I tak sobie myślę, że z jednej strony jest jej wokół nas tak dużo ( vide Rudnicki i jemu podobni) że doprawdy szkoda czasu na doszukiwanie się w takich przypadkach jak ten, z drugiej strony może to wlasnie to nasilenie i wszechobecność powodują, że niektóre rzeczy odbieramy zbyt radykalnie, na zasadzie przepelnionej czary i tej ostatniek kropli…

  3. No niestety. Ja od przeczytania historii z Rudnickim układam sobie w głowie list do WO o tym, jak miałam 20 lat, byłam w Paryżu na stypendium i cieszyłam się na myśl, że będę chodziła na Sorbonę na seminaria słynnego Ludwika Stommy, którego z wypiekami na twarzy czytałam w “Polityce”. No i co – pierwsze seminarium – w kawiarni, nad dzbankiem wina, bo bez tego litra wina on nie był w stanie nawet składnie mówić, już wtedy (2000). I on, bez jakiegoś specjalnego zaangażowania, nawykowo w zasadzie , proponuje mi randkę/całowanie/łóżko – już nie pamiętam dokładnie słów, ale wiadomo dokładnie, jakiego charakteru spotkanie. I ja, zrozpaczona, przerażona, odpowiadam “ale ja mam chłopaka”…w zasadzie ze łzami w oczach…. “No to co z tego” odpowiada Stomma. I pamiętam tę panikę, że nie wiem, co powiedzieć, jak się wywikłać z tej durnej sytuacji, nie potrafię po prostu powiedzieć mu, żeby spierdalał, i że o ile wiem, to ma żonę Basieńkę, i nie z nią sobie chodzi na randki… I jestem pewna, ze on o tym zapomniał godzinę po rozmowie. A ja pamiętam do dzisiaj i brzydzę się go. I tak bardzo sobie z tamtych lat współczuję. I dopiero teraz mi przyszło do głowy, ze warto podać to nazwisko. Choć niby nic się nie stało.

    1. Użyłaś słowa “nawykowo”, Marto i to jest TO słowo. Tak właśnie. Oni nawykowo umawiają się z nami na randki i nawykowo trzymają nas za tyłki, a my, Nat, nawykowo obejmujemy ich w pasie, czasem wiedząc, a czasem nie wiedząc, że oni nas za te tyłki nawykowo trzymają, A jak są artystami jak Wilkoń, to nawykowo rysują nas tak, że my obejmujemy ich w pasie, a oni trzymają nas za tyłki, i klepią w krzesełko koło siebie, żebyśmy koło nich usiadły, i proponują pocałunki, obściskiwanki, necking, petting, łóżko, i to nie dlatego, że jesteśmy takie piękne i nasza uroda ich powaliła, nie, to wszystko nawykowo, a jeśli są dobrzy, to na starość powiedzą nam, że oni wiedzą, że byli… niedobrzy dla swoich żon i nawykowo je zdradzali…
      Nawykowo! Marto – napisz tekst na ten temat, natychmiast go opublikuję…

  4. Dziękuję, Ewo. W zasadzie napisałam już wszystko w tym komentarzu, nie mam więcej słów do dodania. Wiem jedno – gdybym mogła żyć w innym świecie, moje życie byłoby pełniejsze, i tyle energii ile zmarnowałam na banie się obcych i znajomych mężczyzn, mogłabym poświęcić na inne sprawy… żal i smutek mnie ogarniają, gdy o tym myślę. A o tym innym świecie – tu akurat Australii, refleksja pojawia się w pięknym tekście Kasi Gałązki: http://wrownowadze.blogspot.pt/2017/11/najpiekniejsza-kobieta-na-swiecie.html
    Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję, że tak mądrze piszesz.

Leave a reply to Julita Cancel reply