Kassandra

Monika Wrzosek-Müller

„Was wir wissen können“

Ich will nicht wie Kassandra klingen und eigentlich wollte ich, dass sich meine Befürchtungen nicht so schnell bewahrheiten. Trotzdem spürte ich schon lange, dass wir hier, in Deutschland als Gesellschaft, als Land irgendwohin driften, wo es ziemlich düster aussieht, aber auch, dass die Welt nicht optimal vorankommt, sei es in Sachen Klimakrise oder angesichts der vielen Konflikte, die militärisch und nicht diplomatisch gelöst werden. Manche Konflikte erscheinen einem unlösbar, andere werden von Kräften blockiert, die offensichtlich niemand bewegen kann. Für mich fehlte es in der westlichen Welt von Anfang am Gedanken der Solidarität in den Gesellschaften, in den Familien, in Deutschland fehlte es auch an einem positiven nationalen Gedanken, aus bekannten Gründen; die Religionen haben ihre Rolle bei der moralischen Bildung der Menschen sowieso schon längst aufgegeben. Je tiefer der Individualismus in die Falle des Narzissmus geriet, desto schwieriger gestaltete sich der gesellschaftliche Zusammenhalt. Jeder zog für sich das Wenige heraus, das er erlangen konnte, und das meiste blieb sowieso in den Händen der Wenigen, die materielle Güter ohne Anstrengung und Arbeit vervielfachten; einfach durch irgendwelche dubiosen Geldanlagen, Fonds und Spekulationen. Inzwischen sind wir an einem toten Punkt angelangt, wo wirklich eine Minderheit in den westlichen Ländern so viel Geld besitzt, dass sie eigentlich über alles bestimmen könnte. Anrüchig dagegen sind „nur“ die Oligarchen und die Mafiosi; dass mit legalen Mitteln des Finanzmarkts dasselbe passiert, interessiert eigentlich niemanden, und dass wir hier in Deutschland längst zu einer „unverdienten Ungleichheit“ gekommen sind und sich die Erbgemeinschaft ausgebreitet hat, wird nicht laut besprochen, und dass das alles unzertrennlich mit unserer Demokratie und Freiheit verbunden ist, die inzwischen auch bedroht sind, wird auch irgendwie außer Acht gelassen.

Continue reading “Kassandra”

Tak sobie czasami myślę

Teresa Rudolf

***

Ach, ach, 
Oczekiwanie; 
lista prezentów od życia
na nadziei zawieszona,
“koncert życzeń” do ludzi
z pełną listą wymogów…

Oczekiwanie tańczy polkę
z Rozczarowaniem do życia,
(bo nadzieja beznadziejna?)
z Rozczarowaniem do ludzi,
bo tak często roz-czarowują…

…naszą wy-czarowaną
(w głowie,w sercu, 
na codzień) jakąś
“świąteczną
choinkę”, 

z  bombkami kolorowymi,
łańcuszkami srebrnymi,
z orzechami, jabłkami,
no i szpicem u góry…

ubraną dość przeróżnie
przez nas, bez pytania 
kogoś o zgodę na nią,
(także i jak ubrana)…

i nagle 
koncert 
życzeń…

… jest “piątym
asem z buta”,

gdy Oczekiwanie
przegrywa tę grę… 

choć przecież
plotka,
już
od dawna
niesie…

…że prawie
ZAWSZE
byli i są parą…

***

Życie, 
film każdego,
z osobistym 
scenariuszem
do niego,

z grą w głównej roli,
z własną produkcją,
i zdobyciem na nią
wszelkich środków.
legalnych, lub i nie…

Odpowiedzialność
niebywała za jakość,
przekaz, też i innych
aktorów obsadzenie,
nowoczesny casting…

Jedni robią spokojnie,
barwne, ciche filmy,
nie omijając żadnego 
insekta gdy przeleci, 
motyla, też i mrówki,

urodzonego
kwiatu,
też i ptaka…

zdumiewając się ciągle
od nowa, uchwytując 
szczegóły, dźwięki,
porody natury,
i jej śmierć…

…aż kiedyś 
tak jak i ona znikną,
niepostrzeżenie…

A inni “tkają” ogromne
arrasy, genialne dzieła,
pozostawiając je światu,
zachwycając rozmiarem,
sensem, jakością, wiedzą, 
nauką, estetyką, trwałością. 

I jeszcze inni robią filmy
na ogół w “wariancie selfie”,
obojętne im, czy coś burzą,
czy niweczą, czy coś budują,
czy ta twórczość jest kiczem, 
czy też zbrodniczym dziełem…

… za które 
zapłacą inni
od razu, 
a kiedyś całe 
pokolenia…

Na Ponidziu. Zapomniana historia pewnej stadniny.

Tadeusz Rogala

Gdzie Jan Chryzostom Pasek nie mógł podołać… Historia stadniny koni wyścigowych w Miławczycach

Gazeta Rolnicza z 1906 roku, na stronie 126 w dziale „Wiadomości bieżące”, pod tytułem „Wspomnienie pośmiertne”, podaje następującą wiadomość:
„W dniu 8 b.m. rozstał się z tym światem ś.p. Józef Trzebiński, właściciel dóbr Miławczyce, ogólnie lubiany i szanowany wzorowy rolnik i zasłużony hodowca koni wysokiej półkrwi. Tłumy włościan okolicznych zebrane na pogrzebie, świadczyły o serdecznym stosunku, jaki łączył zmarłego, byłego sędziego gminnego, z otaczającymi wsiami.”

Continue reading “Na Ponidziu. Zapomniana historia pewnej stadniny.”

Jej rok

Ela Kargol

Rok poświęcony Marii Pawlikowskiej – Jasnorzewskiej dobiega końca. Idea uczczenia roku 2025 imieniem „polskiej Safony”, w osiemdziesiątą rocznicę jej śmierci, narodziła się w Szczecinie. Pomysłodawcą był Rafał Podraza – znawca rodu Kossaków, cioteczny wnuk Magdaleny Samozwaniec, siostry poetki; jest na zdjęciu poniżej w towarzystwie Małgorzaty Frymus, reżyserki filmu “Lilka”.

Continue reading “Jej rok”

Cierpienie zwierząt, żółwie…

Fundacja Zła Podłoga Pomoc Żółwiom Lądowym

Logo Ratujemy Zwierzaki

Kochani! Po raz pierwszy bierzemy udział w konkursie “Łap dotację na organizację”, portalu RatujemyZwierzaki! 😁😍

https://www.ratujemyzwierzaki.pl/osrodekdlazolwi

Dla nas to olbrzymia szansa na osiągnięcie wymarzonego celu: rozbudowy naszego ośrodka na poddaszu. 🐢

Szanse są ogromne! Wygrywa nawet 40 organizacji, najwyższa nagroda to 100.000zł!!

Wygrana jest uzależniona od liczby wpłat unikalnych darczyńców, nie ich wysokości. Oznacza to, że wystarczy 1zł, by mieć realny wpływ na naszą wygraną.🥰

W konkursie nie ma przegranych, więc każda organizacja wygrywa tyle, ile od Was dostanie, nawet jeśli nie załapie się do puli zwycięskich organizacji! 🥳

Prosimy Was o wsparcie i zaangazowanie swojej rodziny oraz przyjaciół. 🙏

Zróbmy wszystko, zeby żółwiki dostały swoje wymarzone poddasze! 💪🐢

Pomożecie?🙏🫶

Żółwik!👊🐢

***

Wpłaciłam. W odpowiedzi na pytanie dlaczego wpłacam, chciałam napisać historyjkę o moim żółwiu, ale miejsce na odpowiedź było na dwie linijki. Więc piszę tu:

Przez kilka lat miałam w domu żółwia wodno-lądowego. Był to żółw kalifornijski o żółtych policzkach. Znalazłam go na ulicy Grunwaldzkiej w Gdańsku-Wrzeszczu. Stał na czerwonym świetle. Czekał na zielone, żeby przejść? Był burobrązowy, malutki, płaski i okrągły. Miał średnicę 8 centymetrów. Nie wiem, jak by zdołał przejść przez ulicę, bo nie byłoby go na niej w ogóle widać. A to wielka, ruchliwa ulica. Poszłam z nim do najbliższego sklepu zoologicznego, ale żółw nie był ich i nie chcieli go wziąć. Powiedzieli mi tylko, że to chłopak. Zabrałam go do Berlina. Dałam mu na imię Karol, co chyba miało jakiś związek z papieżem, ale już nie pamiętam – jaki. Znający się na rzeczy kolega, który sam też miał żółwia, urządził mi żółwi świat – wielkie akwarium z wyspą z drewna mandragory i lampą, pod którą mógł się wygrzewać. Karmiłam go jakimiś dafniami i pantofelkami, ale co pewien czas musiałam mu dawać wielkie żywe robale, które przynosiłam ze sklepu w plastikowych pudełkach i hodowałam w spiżarce. Rósł jak opętany. Sikał i kakał do wody i gdy już był wielki, musiałam mu zmieniać wodę codziennie, żeby nie zgnił w kloace. Była to ciężka praca. która zajmowała około godziny. Nie wiedziałam, co robić, ale było jasne, że nie damy rady mieszkać dalej razem, choć twierdziłam, że ja się przywiązałam do niego, a on do mnie. W końcu przyjaciele zabrali go na Mazury na farmę żółwi. Był dorodnym młodzieńcem, a jego rola na farmie miała być jednoznaczna – został zółwiem rozpłodowym. Należał do gatunku, który potrafi żyć nawet 160 lat, gdy wyjeżdżał miał lat sześć. Czekała go “dolczewita”, czyli, jak to określiła moja przyjaciółka, “150 lat ciupciania”.

Bardzo lubię żółwie, ale życie w domu naprawdę im nie służy.

Raz dwa trzy Sergiusz Michalski. Dwa.

Sergiusz Michalski

Co fakt odznaczenia Orderem Orła Białego Waldemara Lysiaka – „Barona Münchhausena IV RP” – mówi o Karolu Nawrockim

Prezydent Nawrocki odznaczyl Andrzeja Poczobuta i pisarza Waldemara Łysiaka Orderem Orła Bialego. Poczobut na pewno bezspornie na ten zaszczytny order zasługuje, o Łysiaku tego powiedzieć nie sposób. Odznaczenie Łysiaka wpisuje się tym samym w widoczną od 2015 roku, czyli od początku prezydentury Andrzeja Dudy, tendencję do obniżania poziomu i kryterium zasług osób odznaczonych jak i coraz bardziej widocznego prawicowego przechyłu ideologicznego.

Waldemar Łysiak był autorem licznych powieścideł historycznych dotyczących epoki napoleońskiej, których szczyt popularności przypadał na koniec PRL-u, i pierwszą dekade III Rzeczypospolitej. Zapewne zaczytywał się nimi młody Karol Nawrocki i trudno zakwestionować mu prawo do nostalgicznego wspominania pierwszych lektur. Jednak poziom językowy i treści intelektualne napoleońskiej epopeji Łysiaka, które tak zafascynowaly niegdyś ambitnego gdańskiego licealistę, predestynowałyby go jednak raczej do odznaczenia Złotym Krzyżem Zasługi i chyba niczym więcej.

Zostawmy jednak na boku samą epopeję napoleońską. W latach 90. Łysiak popelnił kilka na poły grafomańskich ataków na środowisko opozycyjne KOR-u, a przede wszystkim Adama Michnika i Jacka Kuronia jako przedstawicieli tzw. „salonu warszawskiego”. Możemy tam znaleźć wszystkie wręcz miazmaty i obsesje skrajnej prawicy, począwszy od teorii agenturalno-spiskowych a skończywszy na podskórnym antysemityzmie. Trawiony kompleksami co do własnej, dość konformistycznej kariery w PRL-u, Łysiak zaczął też naprędce konstruować nowy, wielce heroiczny życiorys pełen epizodów swoich rzekomych potyczek z SB, KGB a nawet z… wojskami kubańskimi. Brechty i przekłamania Łysiaka znakomicie zdemaskował prawie dwadzieścia lat temu (GW, 23.12.2006) Wojciech Czuchnowski, tytułując go, jakże słusznie, „Baronem Münchhausenem” IV RP.

Średni, jeżeli nie niski poziom pisarstwa Łysiaka, jego obrzydliwe ataki na świetlane postacie opozycji i rozliczne żenujące kłamstwa autobiograficzne wykluczyłyby w normalnych warunkach kandydaturę do grona odznaczonych Orderem Orła Białego. Najbardziej niepokojący moment zostawiłem jednak na koniec. Łysiak był i jest patologicznym Ukrainożercą, mnożąc pogardliwe wyzwiska pod adresem naszych sąsiadów, zaś protagonistów euromajdanu 2014 zaliczając, w pełnej zgodzie z propagandą rosyjską, do „banderowskich nazistów”.

Odznaczając najwyższym i bardzo ekskluzywnym orderem RP taką postać, Karol Nawrocki dał wyraźny sygnał polityczny, również jeżeli chodzi o politykę ukraińską. Jest to dramatyczne zerwanie z pozytywnym ukraińskim dziedzictwem Andrzeja Dudy. Nie powinniśmy mieć już żadnych złudzeń.

Wolność

Marek Włodarczak alias Tabor Regresywny

Chciałem napisać coś o “wolności do”. I może bym napisał, gdyby nie to, że żona mi zaśpiewała:
On pokazał światu drogi
Wielkie czyny myślą wzbudził
A jednego tylko pragnął
Szczęścia prostych ludzi
Mieszkał tutaj w Poroninie…
( jakby ktoś nie wiedział)

I chyba miała rację. Może wystarczy ta wolność “od”, a wolność “do” sama przyjdzie. I lepiej jak sama przyjdzie, by nie skończyło się kolejnym smutkiem spełnionych marzeń, tak jak w tym Amerykańskim śnie pokolenia solidarności opisanym w książce  Ewy Marii  Slaskiej. Od wytyczania nowych dróg lepsze są niczym nie ograniczone marzenia, wolne od pokusy ich realizacji. Pisze o tym Karol Maliszewski we wstępie do tomiku wierszy Antoniego Olgierda Misiaka pt. Piąta wyprawa Krzysztofa Kolumba do Indii Zachodnich:
Byłaby to najdłuższa wyprawa
Kolumba. Długa jak ludzkie życie.
Jak dochodzenie do życiowej mądrości.
Życiowa mądrość  zaleca zakorzenienie,
pogodzenie się z losem.
Młodzieńczy niepokój szuka i pyta,
błądzi i marzy o odległych wyspach,
egzotycznych portach.

O tym właśnie mówią teksty kłodzkiego poety. O konflikcie, jaki nosimy w sobie. Konflikcie między szarą egzystencją a kolorowymi marzeniami. Wiersze te wypełnia tęsknota za młodością i jej porywami, nostalgia za czymś, co mogło się wydarzyć, a jednak się nie wydarzyło. Bohater mógł wsiąść do stojącego w porcie żaglowca, by udać się na włóczęgę, z której się nie wraca. Albo wraca odmienionym, z szeroko rozwartymi oczami, wypełnionymi cieniem zdumienia i blaskiem zrozumienia.
Autor stworzył podzieloną na wierszowane fragmenty opowieść życia, dojrzewającego do goryczy pogodzenia, znajdującego pociechę w konfabulowaniu. Ten wewnętrzny świat konfabulującego bohatera, uciekiniera z szarzyzny rzeczywistości, wypełniają doznania istotne, wielkie uniesienia skojarzone z podróżą w czarodziejskie nieznane oraz z miłością do lotu, z obrazami ciepłych mórz i szczęśliwych wysp.
Są w nas bliżej nieokreślone tęsknoty,
ani je realizować ani z nich rezygnować
i jest jeden rodzaj lęku, który mnie szczególnie interesuje.
Lęk, który muszę w sobie zwalczyć przed każdym wyruszeniem w drogę.
Nie jest to lęk przed chłodem, głodem i wszelkimi niedogodnościami wędrówki. Wiem, że to są lęki pozorne. Tym lękiem, który muszę w sobie za każdym razem zwalczyć, jest lęk przed wstydem. Znów będę się wygłupiał, ciągnął jakiś idjotyczny wózek albo pół łódki. Znów na stare lata mi odbiło. Mam swój sposób na radzenie sobie z tym lękiem. Publiczne zbieranie śmieci. Nie w celu sprzątania, tylko w celu wyzbycia się lęku przed wstydem. Idąc ulicą widzę papier albo jakieś opakowanie leżące na chodniku i na oczach ludzi (to jest istotne) je podnoszę i wrzucam do kosza.

I to jest pierwszy krok w kierunku wolności.

Koty, irysy, królowa Luiza

Ewa Maria Slaska

Pisałam wczoraj o królowej, ale wszyscy wiedzą, że mam jeszcze dwa ulubione tematy, koty i irysy, i zbieram zachłannie wszystko, co mi ktoś podeśle. Skoro wczoraj przejrzałam nadesłane skarby, chcąc pokazać Luizę czyli Ludwikę, to dziś pokażę koty, irysy i co się tam jeszcze nadarzy.

Continue reading “Koty, irysy, królowa Luiza”

Moja Luiza

Ewa Maria Slaska

“Moja Luiza” stoi w Parku Charlottenburg. Jest to niewielkie popiersie (wys. 53 cm), wykonane z patynowanego na brązowo brązu (i nie jest to masło maślane, bo jedno to kolor, a drugie materiał), ustawione na niedużym cokole kamiennym. Pomniczek stoi nieco na uboczu, na północnym cyplu wysepki (to wyspa Luizy, no ale jak miałaby się nazywać?) Popiersie przedstawia zmarłą w roku 1810 królową Luizę Pruską. Królowa ma na głowie diadem z liści palmowych i welon. Popiersie w marmurze wykonał w roku 1804 młody rzeźbiarz Christian Daniel Rauch (1777 – 1857). Królowa kilkakrotnie mu pozowała. Podobno królowa i artysta bardzo się polubili i z ożywieniem gawędzili podczas tych spotkań. Bywały nawet plotki, że Rauch podkochiwał się w monarchini.

Continue reading “Moja Luiza”