Konwój

Sylwester Gołąb! autor przygotował ten wpis dla Ciebie w podziękowaniu za książkę Nomada!

Tibor Jagielski

Wiersze

jackowi kaczmarskiemu
in memoriam
I

obława na wilki okazała się być skuteczna
psy inkwizycji merdają ogonami, awansują i dostają ordery
powściągliwość, kochanie,
powściągliwość i praca

najpierw było powstanie helotów, pamiętasz?
anna walentynowicz na dźwigu
jak marusia na rudym
a anarchiści całego świata kupowali rozmówki polskie
i stali w kolejkach przed konsulatami w oczekiwaniu na wizy
do mekki zwanej gdańskiem
do nowej missolounghi

mamy misję, stara,
nareszcie ją mamy

a psy uwięzione na smyczy czekały

II

kiedy zaczął się ten powiew wolności?
latem roku siedemdziesiątegoósmego, nie?
a skończył dokładnie trzy lata później
jakiś pies strzelił nam w trzewia

nie bójcie się…

tak, tak, stanęliśmy znowu na nogi
jak ogłuszony po knockoucie bokser
ale to był dopiero początek
cóż, stara, potem ścieżka zdrowia, krypteia

III

wiesz, w gruncie rzeczy nie jesteśmy nikim innym
jak żydowską sektą
semiccy do szpiku kości,
który czasem buntuje się ponuro pogromem

modlimy się do chrystusa
a w skrytości duszy tęsknimy za mahometem
(harem, kredyt bez procentu, fatamorgana)
i boimy się
o jakże się boimy, kochanie,
rzuceni w głębiny kosmosu
w którym jedynym azymutem
jest samotna gwiazda serca

lato, 1988

brzydcy, szesnastoletni

dla romka i marka

czasami zazdroszczę wam
samobójstwa
poprosiliście o zwolnienie z lekcji historii
(niektórzy nazwą to dezercją)

pozostały nieme gitary
sztambuchy – niezapisane
nierozwiązane zadania maturalne

czasami zazdroszczę wam cholernie
że mieszkacie już na champs d´elysees
a nie na skrzyżowaniu
marszałkowskiej z wall street
albo wałów jagiellońskich z jp II

nigdy was nie zapomnę
brzydkich, szesnastoletnich…
a gdy nadejdzie mój kres
poproszę o rozgrzeszenie
ale bez spowiedzi.

10

Pamięci pokolenia staszka pyjasa

twoje pokolenie
spadło ze schodów
w wieku lat 24

wczoraj
– po wielokrotnych denuncjacjach i inwigilacjach,
wiwisekcjach i ekshumacjach –
ogloszono na fesjsbuku:

było pijane
i samo sobie winne.

xxxxxxxxxxxxxxxxxz cyklu: “wizje tylko lokalne”

11/2

haloween

nieciekawe czasy
nazwijmy je eufemistycznie
feministycznymi
ani wielkiej wojny, ani rewolucji,
tylko potyczki
przeważnie out of area

niekiedy eksploduje list
i urywa nos sekretarce
albo adjunkt dostaje amoku
i wbiega do auli z siekierą…

powiedzmy szczerze: jest nudno
bohaterem takich dni
jest akuszerka
no i sprzątaczka

gdy dochodzi do zmiany rekwizytów
(co czasami się zdarza)
to pierwsza odlatuje na miotle
a druga idzie z torbami.

X 10

do sindbada

świetny pomysł
poproś o azyl mocarstwo dobra
tam gdzie krawężniki ze złota, gołąbki do gąbki i zniewieściali mężczyzni
mdlejący na widok twoich obnażonych ramion

wypełniając wniosek
nie zapomnij wspomnieć o diable morskim
o tym
jak prześladował ciebie przez całe życie
(dzieki temu urzędnik przybije szkarłatną pieczątkę)

należy ci się willa w obrębie murów
i sto sztuk srebra miesięcznie
żyć nie umierać

spisz wspomnienia
wystąp z serią odczytów
ale tonuj twoje wypowiedzi o złym

mocarstwo dobra
pragnie obecnie
pokojowej koegzystencji

heroina alladyna

cios trafia w sklepienie nieba
mózgi chmur stają w ogniu jak sterowce
heroina alladyna

tych
którzy umarli ze śmiechu
przebija się osinowym kołkiem

przywala głazami na bagnach
lży się ich i nienawidzi
czosnek zdobi powały chat

heroina alladyna
przybywa do nas z orientu podświadomości
na grzbietach komet pędzonych batem przemytnika

jeżeli jej zażyjesz
nie podchodź do zwierciadła egzystencji
obudzisz śpiący w trzewiach śmiech

(z cyklu: „nowe bajki”, 1984)

noc listopadowa

szaleństwo jest naszym cicerone
mroczne labirynty ulic
larwy honoru w zgniłym mięsie listopada

nie istnieje toskania
nie ma łąk irlandzkich
metalowe oko satelity
ślizga się po stryczku równika

za rogiem rozdaje się karabiny
kobieta we frygijskiej czapce
woła nas na barykady

trzask zamykanych okiennic
bieg w samotności i osłupieniu
bieg do belwederu

reflektory unosza się nad planem
pijany jahwe z tubą w ręce
pałka księżyca uderza w gong nocy
– jeszcze tylko jedno ujęcie, ostatnia klatka –

kobieta we frygijskiej czapce
poprawia szybko i zręcznie makijaż
patrzymy na nią wstrzymując oddech

oto ona
nasza miłość
największa miłość statystów

(z cyklu: „nowe bajki”, 1984)

wilk

drapieżne godziny czają się na gzymsach
pojazdy mechaniczne wdzierają się do hal targowych
ambra, mirra i magiczny proszek padają ich łupem
oszołomione ptaki pożerają się wzajemnie

zapach rui w powietrzu
dziewczynka w kapturku
stoi w elektrycznym lesie
z łonem pełnym wiktuałów

podchodzisz powoli
na łapach obolałych od ucieczek i pogoni
rzucasz pytanie
ciężkie od tysiącletnich deszczów żądz
twoje wielkie oczy twoje długie zęby

uryna oznakowała terytorium
wyjesz u sinych zwłok poranka
znak dla twoich braci
jesteś i trwasz

(z cyklu: „nowe bajki”, 1984)

Tłumaczenia

Hans Magnus Enzensberger

Wskazówki dla Syzyfa

To co czynisz jest beznadziejne.
No dobrze:
pojąłeś to, przyznaj,
ale nie spocznij na laurach
mężczyzno z kamieniem.
Nikt
ci nie podziękuje. Kredowe linie,
deszcz je liże znudzony,
wyznaczają śmierć. Nie ciesz się
za wcześnie, beznadzieja
nie jest karierą. Z własną
tragiką witają się bękarci,
strachy na wróble, augurowie. Milcz,
wymień słowo ze słońcem,
w czas gdy toczy się kamień, lecz
nie rozstrząsaj twojej bezsilności,
tylko zwiększ o centnar
gniew w świecie tym, o gram.
Brakuje mężczyzn
co beznadziejne czynią milcząc,
rwąc nadzieję jak trawę,
ich śmiech, przyszłość toczący,
toczy ich gniew na szczyty.

Rose Ausländer

Zdziwieni

Kiedy stół pachnie chlebem
truskawki wino kryształ

myśl o przestrzeni z dymu
dymu bez ksztaltu

Jeszcze nie zrzucona
sukienka z getta

siedzimy wokół pachnącego stołu
zdziwieni
że tutaj siedzimy

Ewa Lipska

Die Sturzflut hat mich nicht gerettet
obwohl ich tief am Boden lag.

Die Feuersbrunst hat mich nicht gerettet
obwohl ich viele Jahre brannte.

Die Katastrophen haben mich nicht gerettet
obwohl Autos und Züge über mich hinrollten.

Die Flugzeuge, die mit mir in der Luft explodierten
haben mich nicht gerettet.

Es stürzten auf mich
Die Mauern großer Städte.

Die giftigen Pilze haben mich nicht gerettet
und auch nicht die Salven der Exekutionskommandos.

Der Weltuntergang hat mich nicht gerettet
dafür hatte er keine Zeit übrig.

Nichts hat mich gerettet.

ICH LEBE.

Julian Kornhauser

Eine Frau

Eine Frau gebiert
wird eine Blume
führt den Mann an der Hand

Eine Frau schließt die Augen
berstet explodiert

Frauenleib
empfängt
dürstet

Eine Frau geht nicht
sie schwebt

wenn sie spricht
sprechen ihre Augen und Brüste
Haut und Finger

Eine Frau liebt keinen
sie gib sich hin

One thought on “Konwój

  1. Appendix

    l.h. sagte, nach dem tod seiner mutter
    – jeder tod ist ein mord an einen menschen
    – aber in den ofen zu schmeissen ist doch schlimmer?
    – es gibt keinen unterschied.

    miron bialoszewski, aus der „stadt der gemeinheit“, 1986

Leave a reply to tibor Cancel reply

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.