Ze świata podręcznych 4

Ewa Maria Slaska

Ewa i Zosia się bronią

Berlin, rok 2009

W dzień po włamaniu spotykam się z mieszkańcami domu w obecności adwokata z instytucji broniącej praw mieszkańców. Musiałam się zapisać do tej instytucji, składka będzie wynosiła około 10 euro miesięcznie. Adwokat nawet nie reaguje na moją opowieść, podczas gdy mówię, ukradkiem pod stołem sprawdza pocztę w telefonie. Nie robi notatek, nie wygłosi komentarza. Gdy skończę, wyjdzie z kawiarni mówiąc, że jak będzie coś miał dla mnie, to się zgłosi. Nigdy się nie zgłosi, a jego obecność przy stole kosztowała mnie w miesięcznych ratach 120 euro. Próbowałam się wypisać, ale niech prawo zawsze prawo znaczy, jak się zapisałam, to muszę być przez rok i nie mogę wypisać się od razu czyli z rocznym wyprzedzeniem. Muszę pamiętać, by to zrobić w czwartym miesiącu przed upływem terminu. Jeśli zapomnę, członkostwo przedłuży się automatycznie.

Korzyść ze spotkania nie jest związana z jakąkolwiek instytucją. Sąsiedzi pomagają mi ustalić tożsamość sprawcy. Tak jak sądziłam, jest narkomanem i mieszka u nas w oficynie, w tym naszym popadającym w ruinę domu, z którego nowy właściciel chce nas wszystkich wyrzucić. Czyli włamywacz mówił prawdę, gdy twierdził, że przysłał go właściciel.

Zgłaszamy na policji imię, nazwisko i adres włamywacza. Jeden z sąsiadów dzwoni na policję, gdy widzi światło w jego oknie. Policja przyjeżdża, zabiera go na przesłuchanie i wieczorem wypuszcza. Nie ma podstaw do zatrzymania. Następnego dnia przywiozą go do mnie, żeby mnie… przeprosił.

Mieszkamy więc sobie w jednym domu, włamywacz na górze a ja na dole. Wynoszę się i odtąd przez trzy miesiące, póki nie wyprowadzę się z tego domu na dobre, będę wieczorami wędrowała z koszulą nocną i kosmetyczką od znajomych do znajomych. On mieszka tam, dopóki na podwórko nie wjadą maszyny budowlane. Czyli on na mnie napadł, ale to ja się tułam.

Próbuję dodzwonić się do instytucji opiekującej się ofiarami przemocy. Zawsze włącza się sekretarka i zawsze słyszę to samo: proszę zostawić wiadomość, niezwłocznie oddzwonimy. Nigdy nie oddzwonili.

Nie chce mi się wierzyć, że nic nikogo nie obchodzi. Idę do adwokatki, polecanej jako osoba specjalizująca się w prowadzeniu spraw, w których stroną pokrzywdzoną jest kobieta. Zapłacę jej za pierwszą wizytę 80 euro, za drugą – nic. Więcej wizyt nie będzie. Podczas pierwszego spotkania mówię, że nie widzę powodu, żeby skarżyć włamywacza – chcę skarżyć właściciela domu i policję. Podczas drugiego spotkania adwokatka powie mi, że nie podejmie się tej sprawy i jak chcę, to przecież jestem dziennikarką, mogę napisać o tym, co się stało.

Ale i z tego bezsensownego wydatku jest pewna korzyść – adwokatka daje mi protokoły policyjne. Stąd wiem, że policja mi nie wierzyła i że zarejestrowali sprawę jako włamanie dopiero wtedy, kiedy – o tak! – “ujęli sprawcę”, o tym, że to my, mieszkańcy naszej kamienicy, go zidentyfikowaliśmy i że policja tylko przyjechała na gotowe, ani słowa.

Nikt nie opublikował mojego artykułu. Napisałam o tym na blogu, bardziej po to, żebym  nie musiała już o tym opowiadać, niż żeby coś uzyskać, bo co zresztą miałabym uzyskać? To właściciel kamienicy uzyskał, co chciał, bo trzech miesiącach wszyscy lokatorzy opuścili dom.

***
M., rok 2017

Dziś w w budynku mieszkalnym, który jest jeszcze sprzed wojny, a w którym znajduje się  mieszkanie mojej matki (i to jest mój rodzinny dom) pozawieszałam kartki z informacją, o tym co się stało. Tu mieszkają starzy ludzie i jeśli czegoś nie wiedzą to powstają plotki. Zatem swoją sytuację opisałam wprost. Mama oburzona, uważa że my kobiety powinnyśmy się wstydzić mówić o tym, zwłaszcza, że to przecież rodzina, mój bratanek a jej wnuk.

Z protokołów przesłuchań wynika również, że Mama Zosi nigdzie nie przyznała, że wnuk ją napastował, jeśli w ogóle, to skarżyła się, że był pijany, używał wulgarnego  słownictwa i zachowywał się agresywnie.

Niestety, nurtuje mnie myśl, że moja sprawa, tak jak Twoja, może mieć drugie dno. Dlatego idzie nam tak trudno. Wydaje mi się czasem, że nasz oprawca ma układ z policją. Co jest powodem tego ” wyjątkowego” traktowania naszych zawiadomień. W sądzie toczy się sprawa o eksmisje i tu są dalsze kuriozalne wydarzenia. (…)

Służby twierdzą, że nie mają narzędzi aby nam pomóc. Istnieje zatem szereg możliwości, aby chronić sprawcę przemocy a ofiarę przemocy domowej podawać w świetle prawa i przed sądem wtórnej przemocy, wiktymizacja. Oswajamy to słowo.

Przesłuchanie. To, co się Zosi udaje, to uzyskanie pomocy ze strony Stowarzyszenia na Rzecz Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie Niebieska Linia i tak też czyli z Niebieską Kartą będzie prowadzona jej sprawa. Zosia żąda odszkodowania 2000 złotych na rzecz Stowarzyszenia. Ale z przesłuchania wynika też zdziwienie, bo dowiaduje się, że jeśli ofiara zdołała nagrać akt przemocy, to te dowody będą powodem komplikacji w ocenie wiarygodności. Nagrania stwarzają pole do prowokacji. Porządnym dowodem, nazwijmy to tak, są ślady pobicia, ale jeśli sprawca wiedział, jak bić, żeby nie zostawiać śladów, to co wtedy? A inne rodzaje znęcania, również takie, z którymi zetknęłam się i ja w areszcie, i Zosia w mieszkaniu matki – na przykład nie dopuszczanie do toalety?

Przesłuchań będzie zresztą kilka. Maglowanie tego wszystkiego na nowo, napisze mi Zosia, jest bardzo deprymujące, odbywa się to w atmosferze ciągłego udowadniania, że to ja mówię prawdę. Bo przecież mogłam sprowokować sprawcę przemocy do przemocy… Podczas jednego z przesłuchań zostanie zapytana, dlaczego jej matka nie schowała nożyczek, którymi groził jej sprawca? Zosia odwraca to pytanie: A dlaczegóż w swoim domu mam chować nożyczki?

To ciągłe wracanie do tamtego wydarzenia buduje we mnie emocje bardzo negatywnie wpływające na mój organizm. Przez sen plącze się wciąż tamta napaść i nawet nie mam świadomości, że to się dzieje. Budzę się rano z napięciem mięśni, budzi mnie strach odczuwany przez sen.

Jej matka nadal mieszka ze sprawcą w jednym mieszkaniu, boi się więc wszystkiego co robi i mówi Zosia, bo to może sprowokować sprawcę. Zosia też się boi. Chodzę do matki gdy nie ma bratanka. Myślę sobie, że to nie jest wyjście, unikanie bratanka bandyty. To mój rodzinny dom i mieszka tam moja matka. Bratanek kryminalista nic nie płaci za używanie a ja mam mu schodzić z drogi, aby był spokój? Dlaczego się nad tym zastanawiam? bo słyszę o wspólnej przestrzeni tego mieszkania i wielu prawach tego człowieka w moim własnym domu. Słyszę w prokuraturze rejonowej składając zeznania i w komendzie policji o tzw. prowokacji do przemocy.

Zastanawiam się, jak można w takiej sytuacji nie prowokować sprawcy, skoro już samą moją obecnością czuje się on dostatecznie sprowokowany do przemocy. Co mam zrobić, gdy matka mi mów, że on jest taki biedny i w zasadzie teraz jej nie zaczepia, bo gdy ona czuje, że “wnuczek” (41 lat mający) przyjdzie pijany, to ona schodzi mu z drogi i kładzie się do łóżka, bo z łóżka jej nie wyciągnie i nie wyrzuci przez okno. Ale boi się tego, że on ją popchnie na podłogę i wtedy ona się połamie. Zatem czy to jest przemoc czy nie? Czy matka odpowiednio się zachowuje, schodząc z linii strzału i nie prowokuje sprawcy ???? bo przecież to jest jej normalne życie. A on był wielokrotnie karany i od 10 lat jest pod opieką kuratora.

Możnaby powiedzieć, wyprowadzić sprawcę z mieszkania, które jest “przestrzenią przemocy”, ale idzie to powoli i, jak to gdzieś określiła Zosia, “okazuje się, że meldunek ma większą siłę niż przemoc”. Możnaby powiedzieć resocjalizacja czyli co na to kurator? Na wniosek kolejnych kuratorów sprawca kilkakrotnie odbywał karę więzienia, po czym wracał do tego samego miejsca, społecznego i fizycznego, z którego szedł za kratki. Czyli od lat wiadomo, co się dzieje i nic się nie zmienia. Możnaby powiedzieć – rodzina, ale kto, skoro ojciec prowadzi biznes w Niemczech, matka (prawniczka!) mieszka w odległym mieście, a oboje nie poczuwają się do odpowiedzialności za syna? Zapewne nie muszą…

Co gorsza, istnieje w społeczeństwie jakieś ukryte przyzwolenie dla przemocy, jakieś nie zauważanie, gdy dzieje się na naszych oczach lub, gdy możemy się jej domyślać. Przypominam sobie własne dzieciństwo. Sąsiad na dole, ubek, o którym wszyscy wiedzieli, że ubek, pił i bił swoją żonę i dzieci. Bił je strasznie, krzyczały, uciekały… Nie przypominam, sobie ani jednej interwencji milicji w naszym domu, nie pamiętam też, by ktokolwiek od nas zszedł na dół i spróbował zatrzymać przemoc lub przynajmniej udzielił schronienia sąsiadce i jej dzieciom.

Bo, napisze Zosia, nie dość, że umiemy zawsze wytłumaczyć sprawcę, a robią to zarówno instytucje, jak sąsiedzi i same ofiary, ale jeszcze za tłumaczeniem sprawcy przemocy idzie szereg uprawnień przemocowych, które, paradoksalnie, wzmacniają go w przekonaniu, że jest bezkarny.

Tylko, pyta Zosia, skąd wziąć pomysł na to, jak obronić się przed agresją i przemocą? A jeśli ja mam z tym problem to jaką szansę na to ma moja mama 88 letnia staruszka nie wychodząca z domu ?? Jaką szansę mają kobiety z mniejszych miast, M. to miasto powiatowe. Co mają robić kobiety na wsiach…? Warto o tym pisać, trzeba o tym mówić. Wczoraj powiedziałam o tym w lokalnym radio. Powiedziałam i powiem tyle razy, aż to zadziała. Nie mam obiekcji przed naruszeniem tzw.wizerunku sprawcy przemocy domowej. Nie obchodzą mnie jego problemy, resocjalizacja w moim domu po 17 latach dobiegła końca i sprawa przemocy w tej rodzinie musi się zakończyć.

Demokracja to cenna rzecz, która wymaga nieustannej troski. A sprawy w M. gdzieś tam z boku świata. My w M. żyjemy wolniej,  wszędzie trwa wariactwo. Jesteśmy jak po zamachu stanu.  A przecież sądy trzeba zmuszać do przestrzegania praw. Mnie się zdarzyło zetknąć z absurdem w sądzie obecnym. A kolejne będą jeszcze gorsze. To, co będzie dalej, pokazuje jak mamy ciągle dużo do zdobienia.  I nie wiem czy uda się nam naprawić to wszystko. Mamy taki piękny kraj …

Zosia ma moc, nie wiem, skąd ją ma, ale ma. Zofia podejmuje działania, nagłaśnia sprawę, chodzi i pisze, zadaje pytania. A potem pisze do mnie:

Ewo, podjęłam decyzję, wezmę udział w wyborach do samorządu. Zgodnie z zasadą “nasze bezpieczeństwo to nasza sprawa”.
💚
Ucałowania trzymaj kciuki za mnie

O tak, trzymajmy kciuki za Zosię. Ratujmy kobiety. Ratujmy nas same, bo nikt nam w tym nie pomoże. Nasze bezpieczeństwo to (niestety) tylko nasza sprawa.

3 thoughts on “Ze świata podręcznych 4

  1. Ciekawe, smutne, bulwersujące. Według mnie, przynajmniej na podstawie 4 odcinków, tytuł jest mylący – podręczne – sugeruje kobiety. Tymczasem bezduszność policji i przeróżnych instystucji, ktorych przeznaczeniem jest pomoc społeczna nie zna …. granic ni kordonów – że zacytuję z hymnu Światowej Federacji Młodzieży Demokratycznej.

    1. I tak, i nie. Tak, bo bezduszność urzędów jest legendarna i ponad wszelką płcią. Ale jednak również nie. Przede wszystkim przemoc częściej jednak spotyka kobiety, zwłaszcza przemoc domowa, bo po prostu “są pod ręką”. Przy tym zobacz, jak było w moim wypadku – sprawca sam, albo jego mocodawca w całym domu mogli zaatakować każdego, ale ja byłam jedyną samotną kobietą starszą panią i cudzoziemką, wszelkie powody po temu, żeby to na moim przykładzie pokazać lokatorom, co nas czeka, jak się nie wyniesiemy z domu zamienionego potem w pałac.
      Zresztą w moim wypadku – kto mógł przypuszczać, że taka mała nieważna posthippiska zamiast popaść w omdlenia i histerie na widok włamywacza, omota go sobie wokół palca, zacznie z nim gadać, przymusi do wypaplania różnych spraw, pobierze odciski palcóow, wygoni z domu, dowie się kim jest i odda go w ręce policji. Mało tego, można było domniemywać, że Zosia i ja poddane przemocy, przerazimy się i schowamy i nie będziemy się bronić potem, czyli uzyska się, co się chciało tanim kosztem i bez żadnych konsekwencji. A my tymczasem… W obu wypadkach było to zachowanie nie-kobiece i sprawca wybierając nas na ofiarę z niczym takim się nie liczył…

      1. Inna sprawa, że w moim przypadku to może mocodawcy odrobinę skomplikowało sprawę, ale firma posiadała wówczas w Berlinie 1000 kamienic (to była słynna transakcja, nawet prasa o tym pisała) a ja byłam ja i się stawiałam po nic, i tak się wyprowadziliśmy, i tak on zrobił remont, i tak sprzedał te mieszkania, i inne w tym tysiącu innych kamienic, i co mu tam jakiś komar… nawet nie poczuł

Leave a reply to ewamaria2013 Cancel reply