Z harcerskich “Skrzydeł”

Przypominam, że “Skrzydła” były miesięcznikiem harcerek polskich, wydawanym w latach 1930-1939 w Warszawie. Jedną z redaktorek tego czasopisma była moja cioteczna babka, harcmistrzyni RP, Karolina Lubliner-Mianowska, która swoje teksty podpisywała Karolina Lublinerówna lub Bukowa Jagoda. Tego leśnego pseudonimu Karusia (bo tak ją zawsze w domu nazywałyśmy) używała pisząc teksty o ochronie przyrody, stał się on też potem jej pseudonimem okupacyjnym.

Dziś kolejny tekst Bukowej Jagody, wzruszający i nadal aktualny. Czuje się, że to nie jest tekst programowy, lecz własny, pisany z głębokiej potrzeby serca.

wspolzycie-z-przyroda

Współżycie z przyrodą

Obóz drużyny Y-ej przed tygodniem rozłożył namioty w lesie pod wsią ***. Właśnie skończono co ważniejsze pionierskie roboty. Jutro wycieczka dwudniowa, sumiennie przygotowana. „Czy aby nie zacznie lać?”- niepokoi się drużynowa. Przy wieczerzy badamy stan nieba. Gęste baranki biało-sine i jaskrawa zorza zachodu. Czy to wróży deszcz, czy pogodę? Przemyślna wywiadowczyni idzie po radę do sąsiada gospodarza, skąd się mleko przynosi. Dowiaduje się, że pogoda pewna, tylko wiatr. Jakoż w nocy klaszczą nam płótna namiotów, a warta zbiera po krzakach fruwające ścierki. Dziwimy się po cichu mądrości gospodarza i uczymy się od niego w ciągu całego pobytu.

W życiu obozowym jesteśmy zależne od przyrody więcej niż rolnik. Jesteśmy zależne jak pierwotni ludzie, gotowiśmy czcić boga-słońce i błagać darami wiatry, żeby deszczów nam nie zsyłały. Poznajemy dokładnie twardość, kruchość i spoistość różnych drzew, kiedy obrabiamy je z trudem na małą siekierką na sprzęt obozowy, czy na opał. Poznajemy rodzaj gleby i podglebia kopiąc doły, budując stoły i piwnicę. Wiemy, gdzie znaleźć otoczaki, gdzie czysty, biały píasek, a gdzie czerwono-żółty orsztyn, z którego się usypuje wielką lilję na środku stołu.

orsztyn czyli rudawiec

Wiemy, gdzie znaleźć kwiaty trwałe i suche lub barwne owoce, któremi stroimy kapliczkę i tablicę rozkazów, wiemy też których roślin rwać nie warto, bo prędko schną.

W kąpieli poznajemy nieznośne wodorosty czepiające się nóg podczas pływania i różne twory wodne, które bez skutku próbujemy łapać. Taką to normalną drogę zbliżenia z przyrodą przechodzi każda obozująca drużyna, najczęściej wcale o tem nie myśląc.

Wartoby do tych cennych momentów praktycznych poznawania przyrody dodać jeszcze jedną największą wartość – ś w i a d o m o ś ć. Zauważmy więc, jaka to gleba sprzyja naszym ziemnym robotom, a jaka je utrudnia. Zauważmy, gdzie rosną najszybciej więdnące kwiaty, a gdzie trwalsze – domyślmy się, dlaczego tak się różnią. Prowadząc ćwiczenia i gry harcerskie można nawiązać częściej ów konieczny kontakt z przyrodą. Naznaczyć zbiórkę drużyny przy krzaku kruszyny, który rośnie pod jarzębiną na wschód od obozu – niech zastęp szuka teraz właściwego punktu. Wyznaczyć trop śladem berberysowych jagód, nie pokazawszy ich wprzód. To właściwie już ćwiczenia przyrodnicze zastępów, choć nikt ich za takie nie uważa. A jeśli jeszcze na wszelkich obozach „szumiący dąb gawędy” nosić będzie swe właściwe miano wierzby czy topoli – to powiemy, że obozy młodszych drużyn dostatecznie poznają przyrodę.

W starszych drużynach, obozujących trzeci, czwarty czy piąty raz – prace przyrodnicze mogą być traktowane jako pewna specjalizacja zamiłowanych w tym kierunku zastępów.

Morszczyn (Fucus vesciculosus)

I tu zaznaczyć muszę – prowadźmy te prace w porozumieniu z ludźmi, którzy się na tem znają, np. z nauczycielami przyrody. Zastęp harcerski prowadzący w obozie ćwiczenia przyrodnicze, może przywieźć jesienią do swojej szkoły zbiory i materiały, z których korzystać będzie wiele klas, a które zdobywać jest zazwyczaj trudno. Przypomnę tu o morszczynach z Wvbrzeża morskiego i szyszkach jodeł, świerków i modrzewi, skamienielinach i skałach z Gór Świętokrzyskich. W zapale robienia zbiorów i pomocy naukowych nie zapomnijmy o najważniejszym obowiązku „ochrony przyrody”. Przed wyjazdem drużyny powinna zdobyć wiadomości, czy w okolicy niema rezerwatów, czy nie spotykają się tam rośliny lub zwierzęta podległe ochronie. Zebranie tych informacyj nie przedstawia szczególnych trudności, znajdziemy je w licznych a niedrogich wydawnictwach „Państwowej Rady Ochrony Przyrody”

Drużyna harcerska może całej okolicy dawać przykład szanowania przyrody, może ideę ochrony przyrody propagować czynnie. Zaczniemy od łatwych zadań, nie zrywać i nie kupować żadnych roślin podlegających ochronie, np. szarotek w Tatrach; nie zostawiać napisów na drzewach, murach i skałach, zacierać, jeśli się uda, napisy zostawione przez innych. Obowiązek pozostawienia w porządku terenu obozowiska szczęściem wszedł już w krew harcerską, ale, jak dotąd, nie uczymy tej cnoty innych, przechodzimy obojętnie obok śmieci rozrzuconych przez „cywilów“. Sądzę, że obóz wędrowny przechodzący np. przez Hel, mógłby znaleźć godzinkę czasu na wyzbieranie śmieci z lasu helskiego, który jako ogrodzony, zaśmiecony jest tylko przy drogach, ale za to bardzo dokładnie! Takie zbieranie śmieci, wykonane przez harcerzy gromadnie, hucznie a wesoło, niejednemu gościowi helskiemu otworzy oczy na ten rażący dowód braku kultury.

Cośkolwiek możemy zrobić i w sprawie ochrony drzew. Wiele drzew starych i pięknych otaczają opieką właściciele lub leśnictwa. Wiem, że drużyny odniosą się do nich z należytym szacunkiem, ale to nie wszystko, czego żąda od nas polska przyroda.

W dalekich wioskach Wileńszczyzny czy Wołynía spotkamy może parusetletnie drzewa, o które nikt szczególnie nie dba. Zwrócimy wtedy uwagę miejscowych władz na te skarby, postaramy się, by je otoczono opieką. A na odjezdnem zawiesimy na pniu staruszka naszą kapliczkę obozową z brzozowych patyków, co wcale dobrze, choć nieurzędowo, ochrania drzewo przed ścięciem.

Najgorętszem mojem życzeniem jest, aby jesienią czasopismo „Ochrona Przyrody” zamieściło w swej kronice szereg wzmianek mówiących o tem, jak to drużyny harcerskie swoją pracą wakacyjną przyczyniły się do szerzenia w społeczeństwie pięknej idei ochrony przyrody.

Bukowa Jagoda

Ze “Skrzydłami” w Nowy Rok

Już tydzień temu pisałam tu o gazecie harcerek “Skrzydła”, wydawanej w latach 1930-1939, gdzie jedną z redaktorek była moja (ukochana) cioteczna babcia, Karolina Lubliner-Mianowska (Karusia). Dziś noworoczne życzenia harcerskie sprzed 86 lat i podpisany pseudonimem Bukowa Jagoda tekst, jaki Karusia opublikowała w (naj)pierwszym numerze tego miesięcznika.

nowyrok1930-zyczenia

Karolina Lubliner-Mianowska (Bukowa Jagoda)

Zapomniany obowiązek.

Minęła jesień, mamy już poza sobą okres składania sprawozdań z akcji obozowej i okres płacenia długów. (Myślę tu nietylko o długach materjalnych, ale i ciążących na nas długach wdzięczności). Komenda Chorągwi, Oddział, Główna Kwatera otrzymały już żądane raporty, księgi, rachunki. Nie zapomniałyśmy o gościnnych właścicielach terenu, o miłych sąsiadach z Wiejskiego Koła Młodzieży, ani o opiekunach z rodzinnego miasta. Sprawdźmy rachunki jeszcze raz, czy już nikomu więcej nie zawdzięczamy obozowych korzyści i radości? Przypomnieć sobie trzeba, że pozostali jeszcze w ukryciu bezimienni dobroczyńcy, którym nie poślemy ani fotografji na pamiątkę, ani punktualnego sprawozdania, ani nawet miłego listu, ale którym zawdzięczamy bardzo, bardzo wiele.

Bo czyż nic nie jesteśmy winne sosnowym borom za udzielenie nam gościny i cienia i wieczornego szumu drzew? a potokowi za wodę czystą i zdrową i za nieustanną wesołą z nami rozmowę? a wszystkim mieszkańcom lasu skrzydlatym i kosmatym i sześcionogim i kwitnącym – za miłe nieocenione towarzystwo?

nowyrok1930-il1

Jeśli sądzimy, że przyroda nic od nas żądać nie może, że niepotrzebna jej ani wdzięczność nasza, ani pomoc, jesteśmy w błędzie. Dziś na całym świecie przyroda wymaga opieki i ochrony, gdyż dopiero pod koniec ubiegłego stulecia w Ameryce, a w początku bieżącego w Europie spostrzeżono się, że działalność gospodarcza człowieka zniszczy niedługo resztę naturalnego piękna naszej ziemi, jeśli się jej w pewnych wypadkach nie powstrzyma. W tym celu rządy wszystkich państw wydają ustawy, które otaczają opieką ginące rośliny lub zwierzęta, bądź też wyłączają z użytkowania poszczególne tereny, bezcenne ze względu na ich piękno.

nowyrok1930-il2

Ale wszelkie prawa są niewystarczające, jeśli ludność ich nie zna lub nie rozumie, a więc nie przestrzega. Dlatego też powstawać muszą organizacje społeczne, które zajmują się szerzeniem idei ochrony przyrody, dążą do tego, aby każdy obywatel umiał szanować piękno ojczystego kraju. W Polsce dopiero od dwu lat mamy podobną organizację, jest nią Liga Ochrony Przyrody. Liga O.P. jest jednem z tych towarzystw, których cele harmonizują tak dalece z naszemi hasłami, że stała współpraca naszych chorągwi i drużyn staje się tu koniecznością. Zajrzyjmy więc do statutu Ligi O. P. „Liga budzić będzie słowem i pismem zainteresowanie i szerzyć miłość dla cech swoistych poszczególnych części ziemi ojczystej – zaś harcerka miłuje przyrodę. „Liga przyczyniać się będzie do poznania pod względem przyrodniczym poszczególnych części tej ziemi” – zaś harcerka stara się poznać przyrodę. Widzimy, że nie ma różnic zasadniczych w treści tych wskazań. Dla wielu ludzi cele „ochrony przyrody” są niezrozumiałe, obce, dalekie. Dla nas zawsze pozostaną bliskie i drogie, pamiętamy bowiem, jak wiele zawdzięczamy przyrodzie; współżycie z nią jest nieodzowną częścią naszej pracy wiosennej i letniej, jest źródłem nowych sił i poważnym czynnikiem kształcenia charakteru.

Ale jeśli umiemy wykorzystać piękno przyrody dla naszych celów, umiejmy spłacić zaciągnięty wobec niej dług. Drużyny nasze nie zawsze pamiętają o tym obowiązku. Wiem, że zdarzają się jeszcze wypadki nieposzanowania przyrody, masowego zrywania roślin, rycia napisów na skałach i.t.p. A często patrzymy obojętnie, gdy szpecą przyrodę inni, nie objaśniając niszczycieli, którzy nie zawsze uświadamiają sobie wyrządzoną szkodę. Musimy więc, pamiętając o przybywających nam co rok nowych zastępach i nowych kierowniczkach pracy, w odpowiednich gawędach przypomnieć drużynom jaki być powinien stosunek harcerek do przyrody.

nowyrok1930-il3

Na razie rzucam tych parę myśli, zawsze aktualnych. W przyszłości pismo nasze poświęci trochę miejsca sprawom ochrony przyrody, a więc w porze przedwiosennej pomówimy bliżej o zachowaniu się drużyn na wycieczkach podmiejskich, a przed sezonem letnim o tem, co dobrego mogą zrobić, a czego złego uniknąć nasze obozy. Teraz zaś jeszcze zimową porą drużyny harcerskie mogą zgłosić się do Ligi Ochrony Przyrody, jako tak zwani członkowie związkowi. Drużyna, która postanowi wejść do Ligi, zawiadamia zarząd Ligi pisemnie, podając ilość swoich członków oraz opłaca za każdą harcerkę 30 groszy rocznie. (Tak, 30 groszy, nie więcej!) Wzamian drużyna zostaje członkiem związkowym Ligi, oraz otrzymuje dla każdej z druhen znaczek z żubrem, który nalepia się na legitymację harcerską. Dodać trzeba, że z takich groszowych składek Liga Ochrony Przyrody uzbiera tysiące złotych, które przeznaczy przede wszystkim na wykup z rąk prywatnych właścicieli tych skrawków ziemi naszej, które ze względu na ich piękno i wartość przyrodniczą trzeba zachować nietkniętemi. Teraz najbliższym projektem Ligi jest wykup resztek pierwotnego stepu na Podolu. Musimy i my pomóc w zrealizowaniu tego projektu. Drużynom, które zechcą zgłosić się do Ligi, podaję jej adres: Warszawa, Aleje Ujazdowskie 6/8. Druhny, które życzyłyby sobie podania innych informacyj w sprawach ochrony przyrody, proszę o przysłanie swych żądań i zapytań do redakcji “Skrzydeł”.

PS 1. Czytelnik znajdzie na tym blogu więcej wpisów Karoliny Lubliner-Mianowskiej (Bukowej Jagody), w tym również o sprawach ochrony przyrody i troski o las, który Karusia najbardziej kochała. Są ludzie gór i ludzie morza, mawiała, a ja jestem człowiekiem lasu. Gdy to piszę, przypominam sobie niezliczone leśne wycieczki z Karusią, które stanowiły ważny element mojego dzieciństwa i dorastania, podobnie zresztą jak wielokilometrowe wędrówki plażą, które były specjalnością rodziców, a zwłaszcza ojca.

PS 2. W Wikipedii czytamy: Liga Ochrony przyrody jest najstarszą organizacją ekologiczną w kraju – powstała 9 stycznia 1928. Godłem stowarzyszenia jest stylizowany żubr z nazwą organizacji. Liga jako organizacja ogólnokrajowa została założona z inicjatywy Państwowej Rady Ochrony Przyrody. Zjazd organizacyjny odbył się 9 stycznia 1928. Pierwszym prezesem wybrano prof. Józefa Mroziewicza. W lidze działali wówczas naukowcy i działacze tacy jak: Aleksander Janowski, Władysław Szafer, Walery Goetel, Jan Gwalbert Pawlikowski, Bolesław Hryniewiecki i Mieczysław Limanowski. Na pamiątkę tego wydarzeniu, co roku 9 stycznia, obchodzi się w Polsce Dzień Ligi Ochrony Przyrody. II wojna światowa przerwała działalność ligi, ale stowarzyszenie odrodziło się już 17 lipca 1945 w Łodzi. Pierwszym prezesem po wojnie był prof. Edward Potęga.

PS 3. I może jeszcze jeden przypis. W roku 2016 sprawa ochrony lasów pojawiła się na pierwszych stronach gazet, gdy rząd Beaty Szydło podjął decyzję o wycince drzew w Puszczy Białowieskiej.  Wydawałoby się, że Liga Ochrony Przyrody powinna się temu zdecydowanie sprzeciwić. Niestety. Oto pismo LOP w tej sprawie z 22 października 2016 roku.

Myślę, że Karusia byłaby zrozpaczona.

PS 4. Żubry zresztą też pójdą na odstrzał. Na razie te z Puszczy Boreckiej. Prasa podała… Szczęśliwego Nowego Roku, zanim wszyscy pójdziemy na odstrzał!

Lato

O Republice Ściborskiej pisałam już tu kilka razy, teraz przyszło zaproszenie na…
Obóz przygodowy z psami w Republice Ściborskiej

Trudniejsza i bardziej rozbudowana forma niż obozy dla ojców z synami

7 dni razem w prawdziwej naturze

obozzpsami1

 

UCZESTNICY: całe rodziny, ale także mogą brać udział osoby indywidualne, rodzice z dziećmi. Osoby niepełnoletnie mogą uczestniczyć z pełnoletnim opiekunem. Minimalny wiek uczestników – 8 lat.

obozzpsami2Prowadzący obóz:

Dariusz Morsztyn Biegnący Wilk

 

obozzpsami3

PROGRAM:

– codzienne zajęcia z psami zaprzęgowymi Biegnącego Wilka (cani cross, jazda zaprzęgiem, dog trekking, wyprawy z psami, zabawy ze szczeniętami, dogoterapia naturalna). Każdy otrzyma na cały obóz do opieki nowego przyjaciela – psa zaprzęgowego.

– niestandardowe zajęcia sportowe (codzienne poranne zaprawy fizyczne, nietypowe sporty i zawody) i hartowanie (kąpiele i czarna bania)

– codzienna wyprawa terenowa (teren górzysty, niezwykłe bagna, dzika rzeka, jeden nocleg w lesie)

– zajęcia indiańskie, eskimoskie, survivalowe, edukacyjne

– praktyka życia w indiańskim i traperskim stylu (nauka posługiwania się nożem, siekierą, piłą, zbieranie ziół i grzybów, praca przy koniach, traperskie gotowanie).

obozzpsami4Każdego dnia będą zorganizowane zajęcia i praca w obozowisku.

Ideą projektu jest przeniesienie się w naturalny świat, którego już nie ma na co dzień.

obozzpsami5

ZAKWATEROWANIE i WYPOSAŻENIE:

– każda rodzina mieszka w tipi, posiłki będziemy przygotowywać w replice autentycznej chaty traperskiej, wodę będziemy brać ze studni założonej w 1784 roku (najlepsza w okolicy), codziennie baniowanie w archaicznej czarnej bani, do dyspozycji kilka miejsc do kąpieli na terenie Republiki, muzeum eskimoskie, indiańskie i Marii Rodziewiczówny, zabytkowa czynna pasieka z 1935 roku, ekologiczny ogród (nasza ziemia od ponad 30 lat nie jest nawożona chemią – kultywujemy zdrowy styl życia), stałe mieszkanie w sąsiedztwie z dziką przyrodą na terenie Lasów Skaliskich (m.in. łosie, jelenie, wilki, rysie, orły…, na naszym terenie żyje stado koni, bobry, żurawie, bociany, 50 psów zaprzęgowych (w tym małe szczeniaki).

My nie inwestujemy w luksus i standard…, jesteśmy cząstką przyrody. Jeśli chcesz przeżyć przygodę w autentycznym, zdrowym miejscu, opartym na starych wiejskich zwyczajach i pracy – zapraszamy do Republiki Ściborskiej!

obozzpsami6WYŻYWIENIE

Żywimy się zdrowo i wegetariańsko. Wszyscy po kolei przygotowują pożywienie. Zioła i część warzyw każdy będzie bezpośrednio pobierał z organicznego ogrodu. Codziennie pięć posiłków.

 

 

obozzpsami8

OBOWIĄZKOWE WYPOSAŻENIE NA OSOBĘ:

– dobry traperski nóż i siekiera (albo weźcie cokolwiek albo sprawcie sobie te dwa narzędzia doskonałe – na całe życie, na obozie umożliwimy zakup dobrych, ręcznie wykonanych noży), wszystko pozostałe jest mniej ważne ale może się przydać: śpiwór, strój traperski (długie mocne spodnie, wysokie buty, koszula z długimi rękawami, nakrycie głowy – do pracy, wędrówek) taki aby nie żal go było brudzić, strój sportowy, strój do pracy (np. przy psach, rękawice do pracy), indywidualna apteczka (indywidualne leki, środki do dezynfekcji i obtarć), moskitiera do spania, przybory do jedzenia i mycia.

Na pewno: schudniesz, zahartujesz się, scementujecie rodzinę, zyskasz wyrobienie, poznasz maszerski fach i wiejskie, prawdziwe życie, wyrobisz się w technikach survivalowych.

NA OBOZIE NIE UŻYWAMY: telefonów komórkowych, smartfonów, komputerów, alkoholu, tytoniu, słodyczy, używek, niezdrowej żywności.

Jak się przygotować:

– lektura: „Porąb i spal” Larsa Myttinga, „Lato Leśnych Ludzi” Marii Rodziewiczówny

– pouczcie się posługiwania siekierą i nożem, palenia ognia, potrenujcie trochę i pogimnastykujcie się przed obozem (mniejsze będą zakwasy pierwszego dnia…)

– dograjcie sobie sprzęt i ubiór, nie idźcie w stronę mody i wyglądu, a praktyczności!

Minimalna ilość osób na obozie – 10, maksymalna – 20.
Minimalny wiek uczestników 8 lat.

Turnusy: 6-13 sierpnia & 20-27 sierpnia

Ceny:

– osoba indywidualna – 1050 zł
– dwie osoby (rodzic + dziecko, para osób) – 950 zł/osobę
– rodzina (3 i więcej osób) – 850 zł/osobę
– własny pies na obozie – 100 zł

Za odpłatność każdy otrzymuje: 7 dni programu, miejsce zakwaterowania, psy do współpracy, wyżywienie (wspólnie wykonywane), podstawowe ubezpieczenie.

Płatność: 50% z góry w momencie rezerwacji, reszta na obozie gotówką.

Zgłoszenia,info: biegnacy-wilk@post.pl, 604 29 29 97

Uwaga – można się u nas zgłosić na wlontariat lub praktykę studencką. Więcej informacji TU

Lato leśnych ludzi

Odwiedziłam na tzw. Dzikich Mazurach, nieopodal granicy polsko-rosyjskiej, małą, niemal opuszczoną wioskę – Ściborki. Została uratowana od losu Sowiegorogu przez dwoje zapaleńców – Dariusza Morsztyna i jego żonę, Justynę. Przyjechali tu z dwoma synami (dziś jest już ich trzech), doprowadzili do porządku kilka chat, stworzyli muzeum indiańskie i eskimoskie, prowadzą warsztaty dla młodzieży, hodują psy husky, Dariusz jest zawodowym maszerem – człowiekiem, kierującym saniami zaprzężonymi w psy. Podczas wypraw maszerskich w ekstremalnych warunkach on i jego psy pokonują ponad 1000 kilometrów.

wilk2

Morsztynowie przygarnęli na dożywocie stare zwierzęta, psy, koty, konie, zakładają muzeum rodzinne i muzeum Marii Rodziewiczówny. Założyli Republikę Ściborską, położoną w najbardziej dzikim rejonie Mazur Garbatych, na terenie gminy Banie Mazurskie. To autentyczne odludzie, kilometr od malutkiej wioski Ściborki, zamieszkałej głównie przez ludność pochodzenia ukraińskiego, na skraju Lasów Skaliskich i Gór Klewińskich. Tu samochody mogą dojechać dopiero od niedawna, nie ma zasięgu telefonu, a wokół tylko las, pasące się krowy i dzikie zwierzęta…

wilk1Nie da się o wszystkim, co robi rodzina Morsztynów, napisać w jednym poście.

SONY DSCRepublika Ściborska Morsztynów i oni sami będą powracać na tym blogu jeszcze nie raz. Dziś najbardziej palący i aktualny ich zdaniem temat – Muzeum Marii Rodziewiczówny. Ten temat jest bliski również mnie samej. Wielokrotnie w tym wpisie wspominana powieść Lato leśnych ludzi była w dzieciństwie i młodości moją ulubioną książką. Rodziewiczówna była też ukochaną pisarką mojej teściowej.  Mój (były) mąż ma na imię Marek, a dostał je na cześć bohatera powieści Dewajtis, wzruszającej kresowej historii o miłości, odpowiedzialności i cudownej przyrodzie. Egzemplarz książki, zaczytanej w strzępy przez moją ukochaną teściową, znajduje się od roku w moim posiadaniu.

Dariusz Morsztyn / Biegnący Wilk

baner_rodziewiczonwa

MARIA RODZIEWICZÓWNA
1863-1944
Przed wojną uznawana była za jedną z najwybitniejszych polskich pisarek. Jedyna autorka, która dosłownie wprowadzała w czyn głoszone przez siebie treści. Niezwykle zaradna, pracowita kobieta. Jako siedemnastolatka, po śmierci ojca przejęła bardzo zadłużone 1500-hektarowe gospodarstwo – wyprowadziła je z długów (co nie udało się ani ojcu ani starszemu bratu), spłaciła brata i siostrę, budowała kościoły, pomniki (m.in. Traugutta), zakładała polskie szkoły, prowadziła organizację wspomagającą ziemian na Polesiu, napisała 44 powieści. Była pisarką, rolniczką, ogrodniczką, zarządczynią, pszczelarką, wyrabiała sama meble, ubierała się w tradycyjne stroje poleskie, całe miesiące spędzała w chacie leśnych ludzi, znała się na zwierzętach, była ornitologiem. Przez całe życie oddana pracy społecznej, nawet w ostatnich dniach Powstania Warszawskiego z noszy pomagała powstańcom. Niezwykła patriotka, określana „strażniczką kresowych stanic”. Jej powieści, bardzo realistyczne i prawdziwe, są niezwykłą skarbnica wiedzy o przedwojennej Polsce, a szczególnie wsi.
Po wojnie znalazła się na indeksie, co związane było z faktem, że była reprezentantką Kresów i osobą antysowiecką. Dlaczego jednak to trwa aż do dziś? A przecież tak jest. Rodziewiczówna nie ma nigdzie swojego miejsca, nawet najmniejszej izby pamięci. Jej dom (zachował się nawet jej pokój) na Białorusi w Hruszowej (obecnie Gruszewo) to ruina i slums. Po leśniczówce Leonów, w której zmarła, nie ma śladu.
Dla dzisiejszego społeczeństwa to doskonały nauczyciel, patriota i Wielka Polka.
Jej powieść „Lato Leśnych Ludzi” – uznawana za najlepszą polską powieść na temat przyrody – jest już zupełnie zapomniana, tak jak inne jej dzieła…
W Ściborowie chcemy to zmienić, już teraz jest tu izba pamięci, a ma powstać poświęcone Rodziewiczównie muzeum.
Rok 2014 jest do tego idealnym momentem. To 150 rocznica jej urodzin (urodziła się po Powstaniu Styczniowym, a jej matka po urodzeniu dziecka została zesłana na Syberię) i 70 rocznica śmierci (zmarła w wyniku trudów Powstania Warszawskiego i obozu dla Warszawiaków w Pruszkowie).

Idea Muzeum Marii Rodziewiczówny

Nawet w chwili śmierci Maria Rodziewiczówna wspominała ze swoją dozgonną przyjaciółką – Jadwigą Skirmunttówną – najwspanialsze chwile w życiu, czyli te spędzone w chacie leśnych ludzi. Książka Lato Leśnych Ludzi jest niezwykła właśnie dlatego, że jest to wierny opis autentycznych przeżyć trzech wspaniałych osób. Dlatego jest taka głęboka, prawdziwa i opisuje przyrodę „od środka”. Nazywana jest „księgą ksiąg”, „leśną biblią”, „polską Księgą Dżungli”. Różnica między rzeczywistością, a opisem jest tylko taka, że w książce przygody przeżywają trzej mężczyźni (Rosomak, Żuraw, Pantera), a w rzeczywistości pod tymi postaciami ukrywają się trzy kobiety: Maria Rodziewiczówna, Jadwiga Skirmunttówna, Maria Jastrzębska.
Zarówno powieść, jak też sama autorka mogą w dzisiejszych „wirtualnych”, oddalonych od przyrody czasach odegrać niezwykle ważną rolę wychowawczą i edukacyjną. Muzeum Marii Rodziewiczówny będzie żywym elementem stałej pracy edukacyjnej i wychowawczej. Będzie można „dotknąć prawdziwej historii”, a też przywrócimy polskiemu społeczeństwu pisarkę i jej dzieło, a w szczególności powieść „Lato Leśnych Ludzi”.

page2Kogo to zainteresuje?

1. Młodzież. Dla nich powieść „Lato Leśnych Ludzi” wręcz powinna stać się lekturą obowiązkową. Byłaby to alternatywa do komputerowego świata, w którym uczestniczą. Urealnienie świata, przybliżenie do przyrody, a także przeniesienie w autentyczny świat Przygody jest dla współczesnej młodzieży niezwykle ważny z punktu widzenia współczesnych pułapek cywilizacyjnych.

2. Harcerze. To „Lato Leśnych Ludzi” (pierwsze wydanie w 1920 roku) miało bardzo duży wpływ na rozwój kierunku wychowawczego w harcerstwie zwanego „puszczaństwem”. Jest to system wychowawczy oparty na pracy z przyrodą, pozbawiany elementów militarystycznych. Dzisiaj niestety traktowany bardzo marginalnie. To najdoskonalszy system wychowawczy wobec przyrody, otaczającego świata.
republika-zasady
3. Kresowiacy. Maria Rodziewiczówna, to ich sztandarowa postać, ich przewodniczka i „Strażniczka Kresowych Stanic”. Większość osób związanych z Kresami jest już w podeszłym wieku i należy się spieszyć z budową Muzeum Marii Rodziewiczówny, aby jak najwięcej osób mogło je zobaczyć. Zobaczyć swój świat i swoją ziemię z jej historią.

Taka tablica wita podróżnika u wejścia do Republiki Ściborskiej

GORĄCY APEL O WSPARCIE I POMOC
przy
  społecznej budowie Muzeum Marii Rodziewiczówny

Od 6 lat prowadzimy badania związane z książką Lato Leśnych Ludzi i Marią Rodziewiczówną. Im więcej się zajmujemy tym tematem, tym bardziej zdajemy sobie sprawę z tego, że tak genialne dzieło i tak niezwykła postać nie mogą pójść w zapomnienie.

Powstał unikalny zbiór eksponatów i ciągle przybywają nowe. Tylko w ostatnich miesiącach udało się zakupić m.in. książkę lato Leśnych Ludzi z 1943 roku – wydaną w Jerozolimie przez Armię Andersa! – kilka zupełnie nieznanych zdjęć Rodziewiczówny i chaty leśnych ludzi.

Zatem kolekcja do muzeum stale się powiększa – mamy już ponad 270 autentycznych eksponatów, związanych z pisarką lub jej niezwykłym dziełem – zapraszamy do Republiki Ściborskiej, gdzie można je obejrzeć.

Nie ma co do tego wątpliwości – Muzeum Marii Rodziewiczówny i książki Lato Leśnych Ludzi – musi powstać aby było miejsce gdzie tą wiedzę można będzie stale stosować do rozwijania puszczańskich i ekologicznych idei oraz aby wiedza o polskiej księdze dżungli nie wygasła.  Do działań włączyli się pierwsi wolontariusze. Ale sami nie damy rady – potrzebujemy Waszej pomocy.

Co teraz robimy?

Ten rok to 150 rocznica urodzin pisarki (jej rodzice za udział w Powstaniu Styczniowym zostali zesłani na Syberię. Matce pozwolono tylko urodzić córkę Marię i 10 dni później musiała udać się na wschód…) i 70 rocznica śmierci (trudy Powstania Warszawskiego wykończyły już i tak wiekową pisarkę – można w najnowszym filmie “Powstanie Warszawskie” zobaczyć autentyczne kadry z jej udziałem).

Czyli – jak nie teraz, to kiedy?

Przygotowujemy cały cykl upamiętnienia udziału Marii Rodziewiczówny w Powstaniu Warszawskim. Będzie specjalna gra miejska śladami pisarki z udziałem grup rekonstrukcyjnych, wystawa, uroczystości na Powązkach przy grobie Rodziewiczówny oraz spotkanie z prezentacjami na jej temat. Już teraz zapraszamy do udziału w tych działaniach.

Udało się nam przekonać władze, parafię, gimnazjum i radnych gminy Skierniewice aby upamiętnić miejsce śmierci pisarki w Żelaznej – powstaną dwa obeliski, Gimnazjum w Żelaznej zorganizuje konferencję, a także są plany stworzenia szlaku edukacyjnego – wszystko w dniu jej śmierci – 6 listopada.

Trwają prace nad projektem architektonicznym budowy repliki chaty leśnych ludzi jako miejsca Muzeum Marii Rodziewiczówny.

Wszystkie dotychczasowe badania, działania, zakupy eksponatów są realizowane ze środków prywatnych. To działalność niekomercyjna – jakże jednak potrzebna.

My angażujemy w to bardzo dużo swoich środków – niestety budowa muzeum przekracza nasze możliwości.

To od nas wszystkich zależy czy chcemy aby tak wspaniała powieść – Lato Leśnych Ludzi i jej autorka – nie odeszły do historii.

Teraz szczególnie potrzebujemy pomocy:

– przy promocji zbiórki funduszy

– wolontariackiej pomocy przy promocji projektu oraz oprawie graficznej, (sami jesteśmy słabymi internautami….. i mamy zbyt wolny internet)

– organizacji spotkań autorskich z których dochód zostanie przekazany na budowę muzeum.

ZA WSZELKĄ POMOC W IMIENIU IDEI DZIĘKUJEMY.

Na naszych stronach internetowych publikujemy felietony związane z Marią Rodziewiczówną, naszymi badaniami. Będziemy podawali tam informacje zupełnie dotąd nieznane – ZAPRASZAMY DO CYKLICZNEJ LEKTURY i przekazywanie tych informacji dalej.

Justyna i Dariusz Morsztyn

kontakt: 0604 29 29 97, biegnacy-wilk@post.pl

Najświeższe relacje   będą ukazywały się na naszym FB  https://www.facebook.com/biegnacywilk