Chodzenie po mieście. Profesor Brückner

Ela Kargol

Tempelhofer Parkfriedhof i Aleksander Brückner

Jeśli ktoś lubi spacery cmentarne, to Berlin jest na pewno tym właściwym miejscem. Oferuje taką liczbę cmentarzy, jak rzadko, które miasto. Oprócz znanych, objętych ochroną zabytków, są mniej znane, mniejsze, do których trudno trafić, interesujące ze względu na położenie, historię, wielkość, brak dostępności, przeznaczenie, tajemniczość. Pisałam już na łamach blogu o cmentarzu na ogródkach działkowych, cmentarzu samobójców, cmentarzach murem podzielonych i innych.

Na berlińskich cmentarzach zaczyna brakować grobów, przeczytałam w berlińskiej gazecie Morgenpost. Brakuje grobów, a nie odwrotnie. Kremacja stała się rozpowszechnioną formą pochówku. Minęły już czasy, kiedy berlińczycy chowani byli głównie w trumnach. Nekropolie się kurczą, cmentarze znikają z mapy miasta. Nie staje się to z dnia na dzień, proces trwa latami. Zgodnie z berlińską ustawą tereny cmentarne mogą być wykorzystywane w inny sposób po upływie okresów spoczynku i czci (pietyzmu) – co najmniej 30 lat od ostatniego pochówku. Zaleca się jednak, żeby teren po-cmentarny przeznaczyć na park, biotop lub teren zielony w szerokim rozumieniu słowa. Istnieje jednak prawo nadrzędnego interesu publicznego, które pozwala na zagospodarowanie byłych cmentarzy inaczej. Znikających cmentarzy jest podobno w Berlinie 39. Nie są parkiem, nie są już cmentarzem, są czymś pomiędzy, gdzieniegdzie pojedyncza mogiła, albo ślad po niej, szerokie aleje, stare drzewa. Żaden z tych znikających cmentarzy nie zrobił na mnie takiego wrażenia, jak cmentarz Parkfriedhof Tempelhof.

Niedawno przyszłam tu drugi raz, żeby się upewnić, czy moje odczucia z pierwszego razu się powtórzą.

2 listopada, w Zaduszki odwiedziłam pierwszy raz grób wybitnego naukowca slawisty, historyka literatury, językoznawcy profesora Aleksandra Brücknera, grób, o którego zachowanie walczyła dzielnie adminka tego bloga.
Gdy cmentarz w 1997 roku zamknięto i oddano na 30 lat naturze, poproszono zainteresowanych o decyzję w sprawie ewentualnych przenosin grobów, urn itp.
Adminka wraz ze swoją przyjaciółką Anną Kuzio-Weber znalazły grób Aleksandra Brücknera i zaczęły starania o jego zachowanie. Pisały podania, telefonowały, pukały do różnych drzwi, łapały polityków za rękaw. Wywalczyły 20 lat honoru dla profesora i jego żony, bo grób na tyle właśnie lat stał się mogiłą honorową miasta Berlina. Co dalej? Nie wiadomo. Okres karencji dla cmentarza wtedy już minie. W czasach, gdy mieszkań ciągle brakuje, jest szansa, że na miejscu mogił, tej niezlikwidowanej – profesora i tych innych, już niewidocznych, powstaną bloki z mieszkaniami dla żywych, ale byś może powstaną tu fabryki i magazyny, jakich w okolicy dużo.

Dlaczego profesor Brückner został pochowany na tym właśnie cmentarzu? Mieszkał w innej dzielnicy, na Wilmersdorfie, przy ulicy Wilhelmsaue 18, w samym środku dawnej wsi Wilmersdorf. Po śmierci jego ciało skremowano w krematorium Wilmersdorf. Mowę pogrzebową właśnie tam wygłosił 30 maja 1939 roku jego następca Max Vasmer. Dlaczego nie pochowano urny na cmentarzu Wilmersdorf, przy krematorium?, tym bardziej, że był to cmentarz przeznaczony w latach 1935 do 1945 tylko na pochówki urnowe? Wybitni sąsiedzi z jego ulicy i okolic znaleźli tu swoje ostatnie miejsce spoczynku – rodzina Blisse, rodzina Schramm i wielu innych. Budynek krematorium od 1990 roku nie spełnia już swoich pierwotnych funkcji, służy gościom żałobnym w ceremoniach pożegnania zmarłych. A może jednak pierwotnym miejscem złożenia urny było kolumbarium na cmentarzu w Wilmersdorfie?
Emma Brückner, żona profesora przeżyła męża o rok. Czy jej życzeniem było pochowanie męża na cmentarzu w Berlinie-Tempelhof? Może tam istniał grób rodzinny żony, albo rodziny Brücknerów?

Zaczęłam szukać. Jeszcze dużo szukania przede mną, jeśli się nie zniechęcę. W księgach adresowych znalazłam dwa adresy, Lankwitzstr 1 (obecnie Ruhlsdorfer Straße na Kreuzbergu) i Wilhelmsaue 18 na Wilmersdorfie.. Alexander Brückner ze swoich 83 lat życia 58 spędził w Berlinie, z czego 43 jako profesor filologii słowiańskiej na utworzonym w 1810 roku Uniwersytecie Fryderyka Wilhelma (obecny Uniwersytet Humboldtów w Berlinie).

Był jednym z pierwszych slawistów w Berlinie, uczonym, który podniósł slawistykę do rangi równej filologii angielskiej czy romańskiej.

Nomen omen profesor nazywał się Brückner, Brücke znaczy most. Nie dociekam, skąd pochodzi jego nazwisko, od jakich budowniczych mostów się wywodzi. Profesor Brückner te mosty budował, między narodami, kulturami, językami. Nieuwikłany w politykę, choć tego od niego wymagano, mianując go profesorem pruskiej uczelni, był tytanem pracy, a przy tym człowiekiem niezwykle skromnym, nieśmiałym, podobno cierpiącym na agorafobię, nie szukającym kontaktów z innymi. Swoje wykłady planował rzekomo na 7 rano licząc na to, że nikt nie przyjdzie. Gdy jednak wykładał, robił to doskonale. Los oszczędził mu dramatu wybuchu wojny. Przeczuwał jednak nadchodzące zagrożenie. Umarł wieczorem 24 maja 1939 roku. Rok później umarła jego żona. Oboje leżą na cmentarzu Parkfriedhof Tempelhof, na polu 34.

Grób okala żywopłot, w tej chwili prosto i dokładnie przecinamy przez pracowników już nie cmentarza tylko zieleni miejskiej. Pomnik, raczej niepierwotny, odnowiony podobno w latach 60 lub 70, napis na pewno z tego właśnie czasu, po niemiecku z błędem, szkoda. A może profesor machnąłby na to ręką. Sam mówił podobno z obcym akcentem i z obco brzmiącą fonetyką. Wymawiał die Dejtschen und die Prejsen (zamiast die Deutschen und die Preußen), żegnając się mówił zum Wiedersehen, zamiast auf Wiedersehen.

Grób się ostał dzięki zaangażowaniu i determinacji Ewy Marii Slaskiej i Ani Kuzio-Weber, do których potem dołączyło kilka innych osób, tu niewymienionych.
Jest małą wyspą wśród złotych liści tegorocznej jesieni. Osamotniony trwa wśród grobów, których już nie ma. Cmentarz już nie jest cmentarzem, a jeszcze nie jest parkiem. W okolicy nie ma dużo kamienic, bloków, domów, a więc mało jest tu spacerujących.

Pierwszy raz, gdy tu przyjechałam, wchodząc od ulicy Schätzelbergstraße, miałam trochę czasu, żeby znaleźć grób, rozejrzeć się wokół i poczekać na adminkę i innych, którzy przynajmniej raz do roku odwiedzają grób profesora. Czekałam i czułam się bardzo nieswojo, patrząc na złote liście, które zaległy wszędzie. Myślałam o mogiłach, których już tu nie ma, po których stąpałam.

Drugi raz, gdy tu przyszłam, weszłam od strony Gottlieb-Dunkel-Straße, głównym wejściem, tak samo opuszczonym jak budynek biura cmentarnego i ławki porośnięte mchem i pokryte liśćmi. Czytelny jest napis Tempelhofer Friedhof, mniej czytelny Zur Feierhalle (do domu pogrzebowego). Dom pogrzebowy jak i budynek cmentarny niszczeją, oddane naturze, choć nie wiem jakie przeznaczenie ma Feierhalle, bo nagle, gdy szłam, bardzo cicho podjechał do domu pogrzebowego czarny samochód. Od razu przypomniały mi się opowieści o czarnej wołdze, ale to nie była Wołga, to czarny SUV, chyba elektryczny. Za kierownicą siedziała młoda kobieta.

Nie opuszczałam głównej alei, po drodze mijałam numery pól, ujęcia z wodą, mogiły porośnięte bluszczem, opuszczone po części kolumbaria z napisem na zawsze w pamięci. Jak długo trwa zawsze?

W środku cmentarza są groby wojenne, które według prawa pozostaną na zawsze. Jeszcze raz zapytam, jak długo potrwa zawsze? Nad grobami drzewa gubią liście i odznaczają pośmiertnie poległych żołnierzy, ofiary obu wojen dębowym liściem.

Pozostawiono ich samych, profesora i żonę, na 20 honorowych lat. Co będzie dalej? Nie wiemy. Z inicjatywy profesora Tadeusza Ulewicza umieszczono w Krypcie Zasłużonych Na Skałce tablicę upamiętniającą Aleksandra Brücknera. Profesor był samotnikiem z wyboru. Los sprawił, że takim pozostał nawet po śmierci.

Korzystałam z wiadomości znalezionych w sieci, własnych przemyśleń, obserwacji i jedynej publikacji, którą posiadam: Aleksander Brückner Ein polnischer Slawist in Berlin, herausgegeben von Witold Kośny.


Wiedzę tę na pewno będę uzupełniać w przyszłości. Jeżeli ktoś mógłby mi w tym pomóc, chętnie skorzystam. Profesor większą część życia spędził w Berlinie. Był wybitną postacią, która zasługuje na tablicę upamiętniającą jego zasługi, umieszczoną na przykład na kamienicy przy Wilhelmsaue 18 na Wilmersdorfie – inny znany adres profesora to dom przy byłej Lankwitzstr, niedaleko Hallesches Tor, który został zniszczony podczas wojny. Ale może w pobliżu jest jakiś skwer, który chciałby być nazwany jego imieniem.


One thought on “Chodzenie po mieście. Profesor Brückner

  1. Urodziłam się w Krzyżu Wlkp, czyli na terenach poniemieckich. Moja rodzina zamieszkała tam zaraz po wojnie. Już jako mała dziewczynka z innymi dziećmi biegaliśmy na poniemiecki cmentarz i bez żadnych nakazów dbaliśmy o groby niemieckiego cmentarza. Cmentarz był spory. Zawsze na Wszystkich Świętych już w szkole podstawowej trzymaliśmy wartę na grobach niem. żołnierzy. Od 20 lat lat nie ma już niem. cmentarza, a jest polski. Pamiętam, jak przykro mi było, że nikt z urzędasów nie pokwapił się przy likwidacji, by zrobić jakąś pamiątkową tablicę dla wszystkich tu pochowanych. Przecież tam leżeli też zwykli niemieccy obywatele- rodzice, dziadkowie tych, których wygoniono z Ziem zachodnich w głąb Niemiec. Pamiętam, jak mamusia opowiadała, że wprowadzała się do mieszkania, gdzie jeszcze parowała zupa, a w szafach czysta pościel. Uważam, że jak zapomnimy o historii ludzi, którzy na cmentarzach, to zwiastuje to koniec cywilizacji. Tak! Wiem, że cmentarze też nie są wieczne ale nigdy nie powinno się tam budować osiedli, więc cieszy mnie, że cmentarz, który Pani Elu opisujesz przeznaczony będzie na park, a w tej chwili ma nagrobek tego zacnego obywatela, zresztą tylko dlatego, że blogerka Ewa Maria Slaska o to zadbała i o tym pamięta. PAMIĘĆ, to jest to, co określa nas jako ludzi. Jesteśmy nimi tak długo, jak długo pamiętamy o zmarłych. Świat obecnie zmierza w kierunku rzucania prochów do oceanów, jezior czy mórz .A co wtedy z pamięcią? Chwała dla Ewy, że ocaliła pamięć ważnego człowieka.

Leave a comment

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.