Elżbieta Kargol
1
Jadę rowerem przez miasto.
Jest czerwiec, zakwitły lipy.
Gałęzie ciężkie od kwiatów
kłaniają się swojej ulicy,
miastu i światu.
Pachnie lipową herbatą
i czarnoleskim panem.
„odpoczni sobie!”, wołają.
Więc przystanęłam i chwilę zostanę.
2
Gdybym nie miała dziadka pszczelarza,
nie znałabym faceli.
Brał mnie za rękę, przy ulach sadzał
i opowiadał małej Eli,
o kwiatach, pszczołach, drzewach, ptakach
i o faceli.
3
W jaśminowej sukience
poszłam z Jasiem pod rękę,
tam gdzie kwitną jaśminy.
Jaśnie jaśmin czarował,
Liściem pieścił,
a kwiatem całował,
bałamucił, flirtował.
Jaś minąl jaśmin
i stanął opodal.
Nie w smak Jasiowi jaśminowe zaloty.
A ja pod jaśminem usychałam z tęsknoty.
4
Zakwitły róże w moim ogrodzie,
rozwielmożniły się wszędzie.
Cierniami bronią swojej urody,
jakby się bały,
że im jej ubędzie.
5
Ekscelencjo,
hortensjo!
Usychasz z gorąca,
kurczysz się od słońca,
nie cierpisz suszy,
ale, o zgrozo!
Nie nosisz kapeluszy!
I jak cię tu ochronić
od wszelkich niedogodności,
jeśli w tobie tyle niepoprawności.
Za mało pijesz,
niewiele się ruszasz,
więc może jednak przekonałabyś się do kapelusza?
6
Wyrosła malwa przy płocie,
w powiewnej, kwiecistej sukience.
Smukła, wyniosła jak dama,
dosięgnąć pragnie obłoków
i rzadko kiedy jest sama,
sióstr kilka trwa u jej boku.
A płot ją kocha szalenie,
bo stała się jego ozdobą.
On stary, koślawy, dziurawy,
z nią odmłodnieje na nowo.
7
Czekam na ciebie co roku z nadzieją,
w tę noc najdłuższą ze wszystkich nocy
i nadaremnie wypatruję
kwiatu, jakim mnie zauroczysz.
Do wielkich skarbów drogę wskażesz,
zapewnisz szczęście, bogactwo, miłość.
Może tym razem mi się pokażesz?
i wynagrodzisz za mą wytrwałość.
Lecz ty jak zwykle mącisz mi w głowie,
zwodzisz, kołujesz, bajki opowiadasz.
Że nie zakwitniesz, to ja już wiem.
Chociaż bym chciała raz ujrzeć cię.
8
Zwinna jak zwinka
wyka pomyka,
tu się zakręci, a tam wywinie,
i spod kontroli się wymyka.
Taka jest wyka,
wolna i dzika.
9
W chabrowym kolorze bardzo ci do twarzy.
Ja wiem, że czasem inny ci się marzy.
Ale ten nieprzeciętny modrakowy
jest właśnie taki wyjątkowy.
Inaczej bym cię nie dojrzała wśród łanów zbóż wszelakich,
jakbyś nie był jaki jesteś, a byłbyś byle jaki.
10
Mam nieco z lwa, a resztę z konia,
oto ja lewkonia.
Końskie mam zdrowie, a lwie pazury
moją kuzynkę małą maciejkę traktuję z góry.
No i co z tego, że wieczorami czarujesz wonią,
ubogą krewną tylko zostaniesz,
nigdy lewkonią.
Zdjęcia Autorka, rysunek Tomasz

ach, ten czas lipowy, nie do zapomnienia
jeden dzień dzieciństwa kapitalisty
kwiat lipy
strącany z drzew
wciskany do płóciennych worków
i zanoszony do skupu
jutro
na winniczki!
15/7/6