Zagadka – Rätsel – Riddle

kopertaI got that photos some days ago in Berlin. I did know, who made them, where and when? Now I know everything. Try to find all the answers. If you do it, you can get these pics in their original enevelope as a price.

Dostałam te zdjęcia kilka dni temu w Berlinie. W tej właśnie kopercie. Autor nieznany, miejsce nieznane, nieznany rok wykonania. Spróbujcie zgadnąć. Ja już wiem wszystko. W nagrodę, jeśli wyrazi się takie życzenie, mogą być te właśnie foty w tej właśnie kopercie.

Ich habe diese Fotos vor ein paar Tagen in Berlin bekommen, ohne zu wissen, wer sie machte, wo oder wann? Versuch den Ort und die Zeit zu bestimmen. Es ist möglich, es gab Menschen, die es nach dem ersten Foto schon wussten. Ich selber habe schon alles entdeckt. Als Preis kann man diese Images im Original bekommen.

zagadka4-5
zagadka6-7zagadka8zagadka9zagadka10zagadka11zagadka11zagadka12zagadka14-15-16-17
zagadka18zagadka19zagadka20-21zagadka22A tu odpowiedź (zagadkę rozwiązał na Facebooku Piotr Pawłowski) / Antwort von Piotr Pawłowski via Facebook / Answer: Katowice – czasy mniej więcej współczesne/ +/- heutzutage / apr. recent times.

odpow2 odpow1odpow3Autor: Waldemar Kompała
Dziękuję / Danke / Thanks

Co to za miasto? Co to za tekst?

Was für eine Stadt ist es? Was für ein Text?
What the town is it? And the text?
Co to za miasto? Co to za tekst?

Photos: Krzysztof Pukański

Odpowiedź na pytanie zadane w tytule pojawiła się już po opublikowaniu tego wpisu. Teraz, dla ułatwienia czytania i słuchania, wpisuję ją tu:

Loreena McKennit: Marrakesh Night Market

Der Händler in seiner Kapuze hält mich fest.
Mit dem Spiegel kannst Du Dich selbst sehen,
mit der Maske die anderen,
oder das Gesicht Deines Gottes.

cries the man in the shadowing hood
you can look at yourself
you can look at each other
or you can look at the face of your god

Krzyczy zamaskowany kapturem mężczyzna
Możesz spojrzeć na siebie
Możesz spojrzeć na kogoś innego
Lub możesz spojrzeć w twarz swojego Boga

DSCF6666

DSCF5906

DSCF5926

DSCF5979

DSCF6025

DSCF6115

DSCF6122

DSCF6136

DSCF6154

DSCF6158

DSCF6229

DSCF6242

DSCF6292

DSCF6573

DSCF6665

Halle poza sezonem

Dorota Cygan

Halle, Kaminer i my. Albo odwrotnie.

Halle to wyzwanie. Nie tylko dla inwestorów, którzy, jak pisał przed 10 laty Władimir Kaminer w zbiorku historyjek Moja niemiecka księga dżungli, odeszli jeden po drugim, zostawiając to niebywałe eldorado na pastwę kolejnych inwestorów, w efekcie czego miasto przez chwilę o mały włos nie zasłużyłoby na przemianowanie go na Spielhalle. To wyzwanie także dla turystów, którzy wszak przyjeżdżają, żeby coś podziwiać, a nie pokrytykować dla zabawy. Lepiej sobie nie używać na takim mieście jak Halle i nie bawić się na koszt tych niewielu mieszkańców, którzy jeszcze się opierają trendowi migracyjnemu w zachodnim kierunku i trzymają fason. A że trudno się tej (poniekąd tradycji) oprzeć, skoro już Haendel opuścił Halle w wieku 17 lat, trzeba przyjąć, że tak to już jest.

halle1

Jako że pisarze bynajmniej nie rozpieszczają Halle opisami literackich podróży (a do traumatyzującej prozy rozliczeniowej Edgara Hilsenratha po prostu bałybyśmy się sięgnąć, by sprawdzić, czy Halle tam się w ogóle pojawi),  poczułyśmy trochę z przekory chęć okazania temu miastu spoza znanych tras turystycznych choć na krótko trochę uwagi. Jak tu nie poczuć solidarności na widok wielkopłytowych pomników socjalizmu, o których Kaminer pisał, że przeniosły go w myślach w czasy jego moskiewskiej młodości? Wiedzione tym impulsem i  prawdę mówiąc  trochę po to, aby z bezpiecznego dystansu naszych berlińskich domostw poczuć za darmo lekki horrorek, pojechałyśmy szukać Neustadt, spodziewając się, że dzielnica robotnicza będzie miała coś z dawnej zwartości, dumy i siły wczesnego socjalizmu. Ale nie. Rozstrzelona w przestrzeni na wiele kilometrów, może być jedynie metaforą dysocjacji osobowości lub jej zapowiedzią – dla tych eksperymentatorów, którzy jednak chcieliby autentyzmu na dłużej niż nasza krótka i intensywna przejażdżka.

halle2

Dajemy jednak miastu szansę, inaczej niż nasz wspomniany berliński autor o rosyjskich korzeniach (i uprzedzeniach). I widzimy: bogate wille  z czasów grynderskich, na wielu ozdobne fasady z przełomu wieków, bardziej wyważone proporcje niż ich odpowiedniki w Berlinie, czyli takie trochę jak w Dreźnie, widzimy starania konserwatorskie całkiem nowej daty i (mniej lub bardziej udane) próby adaptacji starych murów zamkowych do potrzeb wystawienniczych, tereny spacerowe i – no niestety, nie da się  skłamać – zupełny, uderzający i bolesny… brak ludzi. Jest oczywiście jakieś prawdopodobieństwo, że w niedzielne popołudnie w swoich czterech ścianach popijają lokalnego (!) szampana marki Rotkäppchen lub Mumm, testując realną lub fikcyjną różnicę między nimi po fuzji obu firm, ale nie jest ono wielkie. Ale być może w tej degustacji (fakcie kulturowym!), którą zawdzięczam właśnie Kaminerowi i którą regularnie praktykuję  na lekcjach niemieckiego, prosząc uczniów o arbitralne rozstrzygnięcie wewnątrzniemieckiego sporu intrakulturowego o wyższości jednego trunku nad drugim, tkwi rozwiązanie? Nie wiem, co pijał Lyonel Feininger, kiedy jeszcze przed dojściem nazistów do władzy i wymuszoną emigracją mieszkał półtora roku w Halle i malował tutejsze kościoły i wieże, ale w tym, co zostawił naszym oczom, jest magiczne zaklęcie rzeczywistości tego miasta – zaklęcie tych uliczek i placów, wyniesienie ich ponad realizm w rejony magiczne. Bo po pierwsze trzeba umieć patrzeć, żeby widzieć. Ale po drugie można nałożyć filtr wyobraźni i dopiero ruszyć w miasto. Albo wrócić jeszcze kiedy indziej, o innej porze roku. Zobaczymy.

Lidia Głuchowska

„Martwy sezon” w Halle

– we wszystkich tego słowa znaczeniach – nie tak mało wcale ma do zaoferowania. Niemal nie zniszczone podczas wojny, w pewnych zakątkach przypomina nie tylko zamożny niegdyś Lipsk, rezydencjonale Drezno, lecz i kurortową Jelenią Górę.

Hallepodwojne1

Jeśli nieopatrznie rozpocząć wycieczkę przy tutejszej Leopoldinie (niemiecka Akademia Nauk, założona w roku 1652, mieszcząca się w dawnym budynku loży masońskiej z roku 1820; informacja dla wrocławiaków – ich Aula Leopoldina jest starsza, bo zbudowano ją w latach 1728-1741), przez zamkniętą bramę będzie można popatrzeć na dziedziniec pełen róż chronionych przez pałuby, posępnie emanujący pustką.

Leopoldina

Po chwili jednak, nawet przy pochmurnej pogodzie, dostrzec można i „spolia” z lepszych czasów, które budzą refleksje i prawdziwy zachwyt.

Pobliski Moritzburg pozostawia wrażenie jeszcze bardziej ambiwalentne. Z tą perłą późnogotycko-renesansowej architektury, z portalami przywodzącymi na myśl i Wawel, i Chocim, i Lwówek Śląski, nie nazbyt życzliwie bowiem obeszli się konserwatorzy.

2_Halle pieknebrzydkieTak jedno ze skrzydeł wewnętrznych dziedzińca, ogołocone z balkonów, jak i monumentalne, zewnętrzne mury od strony „fosy”, z pewnościa odstraszą jak obronny gród…

Wewnątrz – podobna konsternacja – przyjazna obcokrajowcom obsługa „na piękne oczy” uwzględnia zniżkę dla dziennikarzy i historyków sztuki, stoi w kontraście z kubistyczno-więzienną szatnią i prowizorium aranżacji znakomitej skądinad wystawy fotografii z arcydziełami podpisanymi: Sudek, Sander, Man Ray, Witkacy, Rodczenko, Cindy Shermann…

Za chwilę znów zaskoczenie – stała ekspozycja: Die Brücke – Nowa Rzeczowość, konstruktywizm – przyciąga i koi wyważonym rytmem barw poprzecznych ścian – z początku dyktowanym staccato tonów harmonizujących z obrazami Schmidta-Rottluffa – stopniowo wyciszanych monochromią prounów Lissitzky’ego, rzeźb Lemmbrücka i protorenesansowych okien z marionetkami tutejszego teatru, rodem z wczesnych lat trzydziestych.

4 halle ekspopodw

Za progiem uwagę przykuwają Meduzy-maszkarony, i te z dziedzinca zamku, i te z bram wyburzanych kamienic

5 halle MaszkaronypodwojneKolejna perła to kościół w rynku – i jego cztery wieże – dwie od frontu i dwie z tyłu. Piąta, ta na zewnątrz, góruje ponad placem, za wielkim jakby dziś wobec rangi miasta.

8 halle-kosciolWewnątrz – arcydzieło proporcji – zgrabne i maleńkie – regencyjno-rokokowe organy dźwigają atlanty. A naprzeciw – jak żart architekta – „organki” – cukierkowe jak z dziecinnego pokoju, no i strojne w herby – na tle malowanej protestanckiej przypowieści.

Ponad wszystkim – sieciowe sklepienie, wykreślone regularnie, rodem z wzornika. Jest tu i ambona – kryta rozgwiazdą, jak po jubilersku zdobiona wieńcem manierystycznych putt.

10 ambona-sklepienie

Znak czasu to wystawa: a jakże –  ruch oporu – rodzeństwo Scholl – przestroga – byliśmy tu – raz jeszcze.

Trzecią odsłonę sztuki określa inny duch – „Piękno niewidomych”. To wystawa mody projektowanej wyłącznie z myślą o nich – ze smakiem i społecznym zmysłem – niewątpliwie potrzebnym.

gorset
Designerskie ubrania w minimalistycznym zestawie barw – bieli i czerni – zdobi tekst w alfabecie Braille’a, często wiersze lub myśli niewidomych modeli, dla widzących tłumaczone w folderach.

To przesłanie imponuje – idea integracji – czy dostrzeże ją świat poza Halle? Media? Internet?

12 moda-podwoj

Ewa Maria Slaska

Halle monochromatyczne

To ja byłam praprzyczyną wyjazdu do tego zimnego i pustego miasta, ponieważ miałam swój (bardzo skromny) udział w przygotowaniu wystawy mody dla niewidomych – pięknej mody dla pięknych niewidomych. Obejrzałyśmy wystawę, owszem, ale spóźniłyśmy się na wernisaż. Ale nie żałujemy. Wchłonęło nas miasto, miasto poza sezonem, martwe miasto, miasto monochromatyczne. Halle. Monochromatyczne z plamami czerwieni w strojach dwóch kobiet na moście.

***
O wystawie były już na blogu dwa wpisy:
https://ewamaria2013texts.wordpress.com/2013/02/26/die-schonheit-der-blinden/

https://ewamaria2013texts.wordpress.com/2013/03/09/modenschau-fur-blinden/

I jeszcze tu (choć już nie u nas): http://www.kunstforum-halle.de/veranstaltungen/die-schoenheit-der-blinden.html

halle-koniec

Miasta dla minimalistów. Kopenhaga

Ewa Maria Slaska

Jestem zdania, że miasta należy zwiedzać kiedy indziej. Nie da się generalnie określić kiedy, ale kiedy indziej. Nie wtedy, gdy jadą tam wszyscy. Nie należy więc jeździć do Kassel w trakcie wystawy dOCUMENTA (czego się nie trzymałam), do Norymbergi w czasie adwentu i do Rzymu na intronizację papieża Polaka. Pojechałyśmy z Anią do Kopenhagi późną jesienią ubiegłego roku. Było szaro i zimno. Przez całe przedpołudnie lało. Na przystankach autobusowych leżały jabłka.

Gdy przyjedziesz do jakiegoś miasta poza sezonem, Tivoli będzie w remoncie, flamingi w zoo pochowają sią po kątach, w fontannach nie będzie wody, a rzeźby i rośliny zostały zapakowane w worki lub skrzynie. Ale za to zobaczysz miejsca, które w sezonie zasłonią ci tłumy i kolorowe atrakcje, na przykład den Kongelige Afstøbningssamling nad Öresundem czyli Królewskie zbiory odlewów gipsowych. Jestem pewna, że latem nigdy byśmy tam nie weszły. Weszłyśmy, bo było nam zimno. A to piękne muzeum, edukacyjne, jasne, takie muzea w całej Europie powstawały po to, by biedni mogli zobaczyć cuda sztuki i kultury, ale ekspozycyjnie nader nowoczesne.