Vamos, Peregrinos!

Jakby ktoś by był akurat w Portugalii, i akurat miał weekend wolny…

Katarzyna Krenz

Siostro,

w dzisiejszej poczcie zawiadomienie z Portugalii. Zazwyczaj diecezja Beja w Alentejo organizuje koncerty i festiwale (bardzo ciekawe i na światowym poziomie!), tym razem jednak nie będzie to koncert, a konferencja poświęcona Camino de Santiago. A skoro tak, to oczywiście natychmiast pomyślałam o Tobie.

Zwykliśmy postrzegać Camino jako naszą prywatną sprawę. Wiedzeni wewnętrznym implusem pewnego dnia wstajemy, pakujemy plecak i wyruszamy na szlak. Idziemy. No, może raczej Wy idziecie, bo ja jeszcze nie wstałam i nie spakowałam plecaka, chociaż mam taki zamiar. Pewnego dnia…

A tymczasem okazuje się, że Camino to nie nasza prywatna sprawa. To droga, a ściślej mówiąc – wiele dróg, które biegną przez niemal cała Europę. To państwa, miasta i wsie, autostrady, pasma górskie i pustkowia, i wszędzie – lokalni mieszkańcy.

Pielgrzymi to nieustający strumień ruchu. Trzeba im zapewnić noclegi, żywność, bezpieczeństwo. Czy idąc, myśleliście o tym, że wszystkie te nawiedzane przez Was pielgrzymów miejsca podlegają czyjejś administracji i jurysdykcji? Że stanowią element ekonomii gospodarczej i planowania, zajmując uwagę wysokich urzędników państwowych i kościelnych, aż po ministrów i ich ekscelencje z episkopatów?

Ciekawe, ciekawe…

W załączeniu zawartość porannego maila wraz z tłumaczeniem, znacznie skróconym i skondensowanym, bo Portugalczycy mówią, a zwlaszcza piszą językiem barokowo kwiecistym, który w oryginale brzmi o wiele piękniej niż w przekładzie.

Konferencja “Nowe Perspektywy Camino de Santiago w Hiszpanii i Portugalii”

Beja (Portugalia ) | 6-7 listopada 2015

Miejsce: Kościół Matki Bożej u stóp Krzyża | Rua das Alcaçarias, Beja

Organizatorzy:

– Departament Dziedzictwa Historycznego i Artystycznego diecezji Beja
– Departament Generalny Hiszpanii ds. Kultury i Współpracy ze Społecznościami Autonomicznymi
– Sekretariat Komitetu Wykonawczego Rady Świętego Jakuba (Comisión Ejecutiva del Consejo Jacobeo), najwyższego organu Camino de Santiago

Zastępca Generalny Dyrekcji d/s Promocji Kultury Zagranicą Sekretariat Stanu Hiszpanii
– miasto Beja

Konferencja ma na celu stworzenie płaszczyzny dialogu pomiędzy Portugalią i Hiszpanią, umożliwiającej wymianę doświadczeń i ustalenie wspólnych zasad działania praktycznego wokół dziedzictwa historycznego, z uwzględnieniem środowiska, religii i „rzeczywistości turystycznej”, jaka powstała wokół Caminho de Santiago . Uznanie przez Komisję Europejską, w 1987 roku, Camino de Santiago jako pierwszego w Europie kulturowego itinerarium i wpisanie tej pielgrzymkowej trasy na Listę Światowego Dziedzictwa, wskazuje jak ważne zmiany kulturowe, socjalne i ekonomiczne dokonują się „wokół drogi” we wszystkich krajach, przez które od średniowiecza wędrują pątnicy do Santiago de Compostela. Jednak we Francji, Portugalii i Hiszpanii, ze względu na liczebność tras pielgrzymich zmiany te są najbardziej widoczne i znaczące, wnosząc w te rejony świeży powiew życia.

Na konferencji obecni będą, między innymi, Jego Ekscelencja Dziekan Katedry w Santiago de Compostela , przedstawiciele resortów odpowiedzialnych za Caminho de Santiago w rządzie Hiszpanii, przedstawiciele rządów autonomicznych Galicji i Kastylii Leon oraz Księstwa Asturii, dyrektor wykonawczy d/s Caminho Jacobeu oraz przwodniczący Rady Miasta Beja, Dyrektor Regionalny d/s Kultury regionu Alentejo, dyrektor Biura Turystyki regionów Alentejo i Ribatejo, przedstawiciele Stowarzyszeń Przyjaciół Drogi do Santiago, oraz szerokie grono naukowców i profesorów uniwersyteckich.

Koordynacja: José Antonio Falcao, Maria Azcona, Isabel Abad Ibáñez, Feliciano Novoa

Organizacja: Sekretarz Stanu Hiszpania Kultury Rządu, dziedzictwa historycznego i artystycznego oraz Katedra diecezji Beja

http://www.mostraespanha2015.com/wp-content/uploads/2015/10/PROGRAMA27Oc2-NOVAS-PERSPECTIVAS-DO-CAMINHO-DE-SANTIAGO.pdf


PS od EMS 🙂 – Szłam do Santiago dwukrotnie, raz sama w Hiszpanii, a raz (z Kingą) z Portugalii do Hiszpanii. Raport z samotnej wędrówki hiszpańskiej publikowałam (po latach) tu na tym blogu, wystarczy kliknąć w tag “pielgrzymka”, a blog o pielgrzymce portugalskiej znajdował się osobno w sieci, ale gdy lata temu wydawnictwo Agora zlikwidołało miliony blogów, zlikwidowało i ten.

Wielka kadzielnica w Katedrze św. Jakuba w Santiago – Foto Ewa Maria Slaska

Reblog: Kobieta bez grobu na cmentarzu

I kolejny post o uciekinierach:

Kilka tygodni temu Maryna Over napisała na Facebooku:

Syryjka, uciekinierka z ogarniętej przerażającą wojną domową, nedzą oraz ludobójstwem ISIS, próbuje utrzymać swoje maleńkie dziecko nad wodą po tym jak łódź z uchodźcami na Morzu Śródziemnym przewróciła się. Ludzie uciekający przed rzezią nigdy nie mają wyboru.

W komentarzu Joleczka Chmiel napisała: wielka tragedia ludzkości, ale też konsekwencja faktu, że bogactwo jednych narodów zgromadziło się kosztem innych. I to od pokoleń. Brak równowagi w rozwoju ekonomicznym i cywilizacyjnym, pazerność korporacyjna, niesprawiedliwość, fanatyzm religijny, biznes wojenny, to rodzi takie tragedie. Świat rozpada się na naszych oczach. Jakiej siły potrzeba, by uporać się z Armagedonem, który już do nas dociera. Bo emigracja zalewająca bogatą Europę to nic innego jak rykoszet okresu niewolnictwa, podporzadkowania sobie krajów Afryki, bogacenia się kosztem ich rozwoju. Tak, jesteśmy im winni, ale czy przygotowani na nierównowagę kulturową? Wątpię, bo już widać, jak na pniu odradza się brunatna zaraza rasizmu.

***
Steven McCallum

This photo shows a Syrian mother trying to hold her baby above the water, after the boat they were on sank in the Mediterranean.

According to the UN, the vast majority of refugees have fled from Syria, where an estimated 220,000 to more than 300,000 people have been killed during its appalling and escalating war. The lack of compassion from many westerners that have been dumbed-down by xenophobic narratives in the mainstream media has been appalling. For once in your life, think for yourself! These people are human beings, our brothers and sisters who are in a perilous and desperate situation (largely caused by imperialism) that require urgent assistance!!

Refugees don’t hide their taxes in the Cayman Islands; Refugees don’t privatise the National Health Service; Refugees don’t influence government cuts to spending; And Refugees don’t scrape together their life savings, leave their loved ones behind, bribe and fight and struggle their way onto the undercarriage of a train, or into a tiny hidden compartment of a lorry with forty other people, watch their friends and loved ones die or get raped, all for the express purpose of bragging about earning £67.46 a week.

Imagine waking your children in the morning, feeding and dressing them, pulling a little girl’s hair into a ponytail, arguing with a little boy about which pair of shoes he wants to wear. Now imagine, as you are doing that, you know later today you will strap their vulnerable bodies into enveloping life jackets and take them with you in a rubber dinghy – through waters which have claimed many who have done the same. Think of the story you’d have to tell to reassure them. Think of trying to make it fun. Consider the emotional strength needed to smile at them and conceal your fear.

Try and envisage how it would feel like when that experience – your frantic flight from war – was then diminished by a vicious, dishonest media that crudely labelled you and your family “migrants,” as if you were a scourge on society. Imagine having little to no voice in countering this description of you so commonly used by governments and journalists.

***

Pozostaje jednak pytanie: Kto zrobił to zdjęcie? Dlaczego robił zdjęcie zamiast pomóc? Czy jednak potem pomógł? Jak to zdjęcie dotarło do nas? Czy ta kobieta i jej dziecko żyją? Czy jest to manipulacja naszymi uczuciami, jak to podobno było ze zdjęciem małego Syryjczyka, którego ciałko zostało znalezione na greckiej plaży 2 września?

 

Die kleine große Welt (15)

Monika Wrzosek-Müller

Fliegen im Traum und Realität

Früher träumte sie oft vom Fliegen. Es waren sehr reale oder eher surreale Träume, in denen alles scharf, in Farbe, wirklichkeitsgetreu zu sehen war. Sie stand im Fensterrahmen brauchte eigentlich nicht einmal zu springen, sondern glitt schwerelos in die Luft, und dann war da schon die reine Wonne, über den kleinen Dörfern und Städtchen mit ihren Kirchentürmen, Straßen, Plätzen und Häusern zu fliegen, von oben auf die Landschaft zu schauen; die Menschen sah sie eigentlich kaum. Sie hatte nie Angst, dass sie abstürzen könnte; sie wusste, dass sie jederzeit innehalten konnte, unterbrechen, landen. Alles geschah mühelos und harmonisch, ihre Bewegungen waren unangestrengt und fließend. Eigentlich hatte sie auch keine richtigen Flügel, sie bewegte nur ihre Arme, manchmal auch die Beine, wie beim Schwimmen. Sie kannte nie die Gegend, es waren eher so etwas wie imaginäre Weltlandschaften, das war auch offenbar nicht wichtig, es zählte das Erleben des Fliegens. Später versuchte sie die Träume zu deuten und kam darauf, dass sie etwas mit der Freiheit, dem Gefühl von Loslassen, von uneingeschränkten Möglichkeiten zu tun hatten. Die Träume kamen in einem Zeitabschnitt geballt und dann verschwanden sie auf Nimmerwiedersehen. Sie fand das schade, denn wenigstens im Traum war das Leben leicht und angenehm.

Das Fliegen mit dem Flugzeug war eine ganz andere Sache, sie fand es eher bedrohlich; auch wenn man sich dadurch schnell von einem Ort zum anderen bewegen konnte, benutzte sie, wenn immer es ging, eher die Bahn oder das Auto. Manchmal war das Schauen von Oben auf die Wolken oder die untergehende Sonne bezaubernd und überirdisch; doch im Allgemeinen hatte das Fliegen mit dem Flugzeug für sie nichts mit dem Gefühl von Freiheit zu tun. Und doch wusste sie, dass für viele Menschen das Fliegen eben das große Versprechen der Freiheit in sich trug; die große Welt wurde immer kleiner, die Entfernungen schrumpften, man konnte überall hin, sich die Wünsche erfüllen, ausgefallenste Orte in der Welt zu besuchen . Für sie war das nicht besonders befriedigend, es ging ihr alles zu schnell, war zu laut, zu gewaltig, so von einem Ort zum anderen versetzt zu werden, ohne Vorbereitung und ohne Übergang in der Natur, dem Klima, den Menschen und ihren Bräuchen und Traditionen. Auch die Flugzeuge als fliegende Maschinen hatten nichts mit ihren Träumen zu tun, in denen das Fliegen sehr körpernah, körperlich und ohne solche Hilfsmittel geschah; die Flugzeuge waren ihr fremd, zu groß, zu hart und zu kompliziert. Die lärmenden Flughäfen mit überfüllten Abflughallen, mit Kontrollen und langen Gängen, alles das gehörte nicht zum Gefühl des Fliegens.

Erstaunlich oft beschäftigte sie das Fliegen; lag das daran, dass sie an ihren Großvater denken musste, der Flieger, Pilot und Experte für Luftrecht gewesen war? Er hatte mit anderen jungen Leuten in Polen, in Krakau, einen Areo Club gegründet und flog zum Schrecken der ganzen Familie mit kleinen Flugzeugen in Dreiecken in den Lüften, erkundete den Luftraum, bekam dafür immer wieder diverse Preise und war überhaupt ein sehr umtriebiger Mensch. Später, im Zweiten Weltkrieg kam er dann über Rumänien, Istanbul und Frankreich nach England und kämpfte in Royal Air Force, zum Ende des Krieges wurde er dann über Schottland von den Deutschen abgeschossen. Er war natürlich ein Überflieger auch in einem anderen Sinne, arbeitete an der Lemberger Universität als Dozent für Luftrecht und verpflichtete die Familie zu großen Taten und zum außergewöhnlichen Tun. Auch wenn sie ihn nicht kennengelernt hat, nicht kennenlernen konnte, war sie vielleicht dadurch immer wieder unzufrieden mit ihrem eigenen Tun; es war nie gut genug; es war nie das Fliegen, schon gar nicht das Überfliegen, sondern eher das mühsame Weiterschreiten und sich Fortbewegen und sie sehnte sich doch so sehr nach der Leichtigkeit und Unbeschwertheit der Lüfte. Doch der Traum von Fliegen existierte irgendwo im Hinterkopf und nährte ihr Tun und Leben, verhalf manchmal zu etwas mehr Leichtigkeit und Wohlfühlen, in der sonst für sie angestrengten Existenz.

Da dachte sie; die Flüchtlinge jetzt kamen fast alle mit Booten übers Wasser oder zu Fuß nach Europa. Das hatte nichts mit Leichtigkeit, mit Unbeschwertheit zu tun. Es war gefährlich, bedrohlich, ihre Wege einsam und schrecklich, verbunden mit dem Kampf ums Leben, ums Überleben. Sie zeigten Europa und der westlichen Welt, dass das Leben nicht immer nur in den Lüften und zur Befriedigung eigener Wünsche stattfinden konnte. Sie zeigten, dass noch so viel Unerledigtes und Grausames in der Welt passierte, dass die Träume vom Fliegen oder von einer Reise zum Mond und in die Lüfte beschämend waren, dass die Aufgaben tief verwurzelt auf dem Boden, auf der Erde erst einmal erledigt werden mussten, bevor man sich zu Höherem aufschwingen konnte. Die große kleine Welt war voll von Ungerechtigkeit und Missständen, die Träume von Fliegen und Leichtigkeit halfen nicht die elementaren Aufgaben zu lösen und den Menschen zu helfen. Und dann dachte sie; wie würden diese Menschen sich hier zurechtfinden nach all den Gräueln, die sie erlebt haben. Wie würden sie zurechtkommen in einer Welt, die, auf Konsum eingestellt, gierig ist und ihnen mit wenig Empathie gegenüber steht. Und sie bemühte sich zu helfen und mit ihren Möglichkeiten das Wenige zu tun, um den Flüchtlingen das Ankommen in der Gesellschaft zu erleichtern, die Sprache zu erlernen, sich zurechtzufinden. Der Traum von großen Fliegen in der kleinen Welt war sehr geschrumpft.

Reblog: Flüchtlinge auf der Insel Kos

spiegel-banner

Sonnenaufgang auf Kos, Flüchtlinge schleppen sich an den Strand. Daniel Etter hat eine Familie bei der Ankunft auf der griechischen Insel fotografiert. Das Bild geht um die Welt. Im Interview erzählt er, wie es entstanden ist.

Laith Majid ist ein Mann wie ein Bär. Mächtige Unterarme, Dreitagebart, ein Gesicht, als habe er schon so manche Rauferei durchgestanden. Jetzt steht Majid da, seine Tochter, seinen Sohn, seine Frau eng umschlungen. Majid weint: Sie leben.

Hunderte Flüchtlinge kommen jeden Tag am Strand der griechischen Insel Kos an. Flüchtlinge, die in winzigen, wackligen Booten von der Türkei aus versuchen, in die EU zu gelangen. Flüchtlinge wie der Syrer Majid und seine kleine Familie. Daniel Etter hat sie getroffen, hat den Moment ihrer Ankunft im Morgengrauen festgehalten. Es ist ein besonderes Foto, mit dem die renommierte “New York Times” ihre Flüchtlingsberichterstattung illustriert. Ein Foto, das tausendfach in den sozialen Netzwerken geteilt wird. Es geht um die Welt.

“Damit habe ich nicht gerechnet”, sagt Etter. Der 34-Jährige lebt in Barcelona. Als freier Fotograf reist er zu den Orten, an denen die Flüchtlingskrise ein Gesicht hat. “Vielleicht bin ich nicht der emotionalste Mensch”, schreibt Etter auf Facebook, aber Majids Reaktion “bringt mich immer noch zum Weinen”. Auf SPIEGEL ONLINE erzählt er die Geschichte des Bildes.

SPIEGEL ONLINE: Herr Etter, Ihr Foto zeigt eine sehr emotionale Szene auf Kos. Fällt es Ihnen in solchen Momenten schwer, Ihre Arbeit zu machen?

Daniel Etter: Nein, da bin ich völlig auf meine Arbeit konzentriert. Es geht alles wahnsinnig schnell, die Boote kommen an, alle wollen sofort vom Strand weg. Aber natürlich war das ein sehr emotionaler Moment, auch für mich. Laith Majid wirkt ja nicht gerade gefühlsduselig. Dann mitzuerleben, wie all die Angst und die Sorgen um die Familie von ihm abfallen, war sehr bewegend. Bei mir kam das alles später hoch, als ich das Foto immer wieder angesehen habe. Mir sind immer wieder die Tränen gekommen. Das ist mir noch nie vorher passiert.

SPIEGEL ONLINE: Wie ist das Bild entstanden?

Etter: Ich bin gegen 4.30 Uhr an den Strand von Kos gegangen. Die meisten Flüchtlinge kommen während des Sonnenaufgangs an. Ich habe in der Ferne das kleine Schlauchboot entdeckt. Zwölf Personen saßen darin, ausgelegt war es vielleicht für drei oder vier. Nach über zwei Stunden Fahrt hatte das Boot Luft verloren, Wasser war hineingelaufen, die Flüchtlinge waren durchnässt, als sie am Ufer ankamen. Sie waren dann völlig erleichtert, heil angekommen zu sein.

SPIEGEL ONLINE: Was wissen Sie über die Familie, die Sie fotografiert haben?

Etter: Sie kommen aus Deir ez-Zor, einer syrischen Stadt, die seit Jahren im Kampf zwischen Islamisten und der Regierung in Grund und Boden bombardiert wird. So lange es irgendwie ging, haben sie es dort ausgehalten. Sie wollten nicht weg. Die Mutter arbeitete als Englischlehrerin. Jetzt sucht die Familie nach einem Ort, an dem ihre Kinder sicher leben können. Sie wollen nach Deutschland.

SPIEGEL ONLINE: Wie hat die Familie auf Sie reagiert?

Etter: Die haben mich zunächst überhaupt nicht wahrgenommen. In diesem Moment kam bei ihnen alles zusammen: Die Freude, es geschafft zu haben; die Liebe für die Familie; die Trauer über das, was früher war. Ich war aber dann länger mit ihnen unterwegs, habe ihnen erklärt, wo sie sich melden müssen. Als sie mich ein bisschen kennengelernt haben, waren sie wahnsinnig liebenswert.

SPIEGEL ONLINE: Was ist aus ihnen geworden?

Etter: Ich habe sie noch einmal in Kos getroffen. Da haben sie in einem einfachen Zelt an der Strandpromenade übernachtet. Die Tochter hatte nach der anstrengenden Reise hohes Fieber, auch der Sohn hat die ganze Zeit geschlafen. Am Abend wollten sie auf die Fähre gehen, die als eine Art Auffanglager dienen soll. Ob sie das geschafft haben, weiß ich nicht.

SPIEGEL ONLINE: Haben Sie die vielen positiven Reaktionen auf das Bild überrascht?

Etter: Ich wusste schon, dass das ein gutes Bild ist. Ich arbeite seit ein paar Jahren als Fotograf und habe viele emotionale Szenen erlebt. Aber es hat mich noch nie eine Situation so berührt wie diese. So etwas in einem Bild einfangen zu können, ist der Grund, warum ich Fotojournalist bin. Ich hatte aber nicht damit gerechnet, dass das Foto auch so viele andere Menschen bewegt. Das ist ein tolles Gefühl.

***

Der Autor:

Daniel Etter ist freier Fotograf und Autor. Der 34-Jährige lebt in Barcelona. Ausgebildet wurde er an der Deutschen Journalistenschule in München. Heute fotografiert er unter anderem für die “New York Times”. Texte von ihm wurden auch auf SPIEGEL ONLINE veröffentlicht. Für seine Arbeiten erhielt er mehrere Auszeichnungen.

Posklejana historia ludzkości

Meine Lieben Deutschen Leser! Unten gibt es auch Beitragsteile auf Deutsch!

Ewa Maria Slaska

…czyli pisanie z doskoku i cytatami o śmierci na morzu, trzęsieniu ziemi, upadku imperiów i zamykaniu bram

Gdy pisałam wypracowania, Mama zawsze mi radziła, żebym jak najczęściej korzystała z cytatów. Bo wtedy, mówiła, przynajmniej część tego, co napiszesz, będzie dobrze napisana. Po latach, już w Niemczech, odkryłam, że Walter Benjamin poważnie rozważał projekt napisania książki złożonej z samych cytatów. Nie pamiętam, do czego jemu miałoby to służyć, ale ja, jego czytelniczka po pół wieku, zobaczyłam w tej metodzie sposób na obejście raf i barier języka niemieckiego. Wycinałam cytaty z gazet Die Zeit (czas) i Der Spiegel (lustro) i chciałam ułożyć opowieść o życiu polskiej imigrantki w Niemczech w latach 80. Miała się nazywać W lustrze czasu. Estetycznie efekty były niezłe, i oczywiście z daleka pachniały anonimowym donosem, i to było dobre, chciałam być anonimem, który donosi na Niemców. Ale opowieść sklejana z cytatów nie mogła mnie zaprowadzić tam, dokąd chciałam dojść, bo autorom, z których wycinałam fragmenty zdań brakowało doświadczeń, o których jako emigrantka chciałam napisać. Na przykład nikomu z nich nie pobrano odcisków palców. W każdym razie nie pisali o tym. Gdy zgłosiłam się na policję, aby złożyć podanie o azyl polityczny (był rok 1985) wykonano mi zdjęcie en face i z profilu oraz pobrano odciski palców. Może gdzieś jeszcze są, bo jeśli 30 lat temu Niemcy uznali, że imigranci muszą zostać zarejestrowani jak więźniowie, to musiała im przyświecać myśl o tym, że jeszcze kiedyś okażemy się podejrzani. A takie prawdopodobne kiedyś nigdy się nie kończy.

Wtedy chciałam napisać o tym, że gdy kolejka mija nieczynne, czarne stacje na terenie NRD, do pociągu wsiada policja zachodnioberlińska i sprawdza dokumenty pasażerów. Ale nie wszystkich, niektórych. A ja, mimo iż moje dokumenty są zasadniczo w porządku, choć niezbyt wysokiej jakości, oddycham z ulgą, gdy się okazuje, że kontrola dotyczy tylko pasażerów o ciemnej skórze. A potem pluję sama na siebie, gdy pomyślę, że tak to musiało wyglądać w czasie wojny, gdy aryjscy panowie świata wyłapywali tylko Żydów. Uczucie ulgi, a potem dojmujący wstyd. A może tylko uczucie ulgi.

Jest jeszcze gorzej. Minęło 30 lat, piszę te zdania w pociągu z Warszawy do Berlina. Mijamy granicę, wsiada niemiecka policja graniczna i kontroluje paszporty pasażerów o ciemnej skórze. Mam papiery w najlepszym porządku i mój status na ziemi niemieckiej jest w najlepszym porządku (a wtedy przed 30 laty nie był, a w każdym razie ja nie byłam tego pewna), nie muszę oddychać z ulgą, pozostaje tylko dojmujący wstyd. Bo ta policja szuka imigrantów z Afryki i Azji, tych nieszczęsny biedaków, którzy od południa i wschodu szturmują mury twierdzy zwanej Europą. Czasem przypływają statkami, czasem toną, właśnie utonęło ich 800, w tym kobiety i dzieci. Czasem docierają do nas przez Bałkany, czasem z Rosji, czasem zostają w Polsce, ale większość z nich podąża dalej, do tajemniczego kraju zwanego ألمانيا, ਜਰਮਨੀ, જર્મની, o którym zapewne gdzieś daleko starcy opowiadają legendy, a młodzież śpiewa pieśni.

To ci sami, którzy przed wiekami przychodzili do równie tajemniczego Rzymu, podchodzili do granicy na Dunaju, stali tam i pokornie czekali, aż ktoś im powie, że mogą wejść. I póki ów Rzym ich wpuszczał, póki mogli się osiedlać w jego granicach, zarabiając na swój udział w bogactwie i przywilejach, póty był spokój, Imperium dostawało legionistów, a osiedleńcy wysyłali wici do pobratymców, że tak, że tu jest dobrze i każdy ma pełną miskę prosa, i żeby przybywali. Aż kiedyś Rzym nie wpuścił Wizygotów za limes, bo skąd mógł wiedzieć, że tam, ze Wschodu już naciera Atylla wódz Hunów, który wybił co do nogi Ostrogotów, i przed którym Wizygoci zdecydowali się uciec. A Rzym ich nie wpuścił za Dunaj, co zamieniło pokojowe wędrówki w rzeź i podbój, i od momentu, gdy 24 sierpnia 410 roku Wizygoci siłą wdarli się do Rzymu po podboje Longobardów w latach 552-567 już nic innego nie było, tylko rzeź i mord.

Czasem zresztą to nie wojna tylko kataklizm wygania przybyszów z ich krajów, tak jak trzęsienie ziemi w Nepalu, gdzie po kilku dniach zaczęły się bójki o wodę, a po tygodniu polowanie na niewolników.

Wydaje mi się, że właśnie tu się znajdujemy, że Państwo Islamskie i Putin to tylko flanki tego, co już ruszyło na Europę, i wystarczy jedna nieopatrzna decyzja, a zaleje ją i zmieni na zawsze. Poprzednie wędrówki ludów, te sprzed półtora tysiąclecia, zniszczyły wszystko, co stworzyła starożytność i trzeba było tysiąca lat, żeby przemóc czarne wieki i wrócić do świata wysublimowanej kultury, eleganckich obyczajów, dobrego jedzenia, skutecznej nauki, efektywnej gospodarki i rozumnej władzy, a przede wszystkim do myśli społecznej, która głosiła, że zadowolony niewolnik pracuje lepiej niż głodny i katowany.

statekuciekinierzyKażda wiadomość może się w symbolicznym sensie okazać ostatnia.
Libię opanowała mafia przemytników, zajmująca się przerzutem arabskich uchodźców do Europy. Uciekinierzy na kutrach, łodziach i pontonach płyną w kierunku Włoch i przybyło ich tam w ostatnich tygodniach 11 tysięcy. W połowie kwietnia jeden z takich statków zatonął, zabierając w ostatnią podróż 800 uciekinierów.

Módlmy się za nich, módlny się za Nepalczyków i módlmy się za nas! Albo może wyślijmy pieniądze na budowę szpitala lub na telefon, który mógłby im uratować życie.

Nepal Help
Das Erdbeben in Nepal hat eines der ärmsten Länder der Welt getroffen. Zehntausende Menschen haben ihr Obdach verloren, sind in großer Not und Verzweiflung. Sie brauchen schnellstmöglich Hilfe.Bitte helfen Sie mit Ihrer Spende für Nothilfe und den anschließenden Wiederaufbau!

Spenden
Was haben wir mit den Toten im Mittelmeer zu tun? Nichts. Sie sind weit weg. Sie sind selbst Schuld. Andere sind schuld, an ihrem Tod. Die Menschen, die übers Meer wollen, und mehr wollen, sind fremde Verdächtige.Die Angst schlägt Wellen. Die Ängstlichen haben das Sagen, versperren die Grenzen und die Herzen, mit Leichenbittermine.Ein Mittelmeer und keine Mittel mehr um Menschen zu retten.Die einen ertrinken im Meer, die anderen im Überfluss. Beiden kann geholfen werden.Wenn das Boot voll ist, bringen wir es zum sicheren Ufer, und alle werden gerne aussteigen.

Es gibt nur eine Menschheit. Auch die, die weit weg sind, sind uns ganz nah,

in ihrem Streben nach Glück und nach Leben

und in ihrer Verletzbarkeit.

Europa soll kein Friedhof sein, sondern eine Hoffnung, eine neue Heimat für die, die alles verloren haben, Warmherzigkeit.

Eine Schleife, schwarz und blau, stecken wir uns an, als Zeichen:

Die im Mittelmeer ertrinken, sind nicht „die Anderen“. Es sind unsere Toten.

Wir trauern um sie.

Anne Frisius und Sabine de Martin

Die Schleifen verschicken wir gegen Spende. Ihr könnt sie euch auch selbst machen, mit zwei Schleifenbändern, schwarz für Trauer, blau für Mittelmeer, ca. 6 mm breit.
Bitte verbreitet diese Mail und die Schleifen. Danke!
Und liebe Grüße von uns.

Bestellung: mittelmeerschleifen@freenet.de
Spenden an:
Sabine de Martin, Stichwort: Mittelmeer Schleifen
Ktonr. 2041 6716 00
BLZ 4306 0967 (GLS Bank)
BIC: GENODEM1GLS
IBAN: DE41 4306 0967 2041 6716 00
Nach Abzug der Material-/Versandkosten geben wir die Spende weiter an das Alarm Phone
Die Alarm-Phone-Initiative hat eine Hotline für Flüchtlinge in Seenot eingerichtet http://www.watchthemed.net/

In Sarmatien

Tak się nazywa ten film. W Sarmacji. Pokazano go w ubiegłym roku na festiwalu filmów dokumentalnych w Dreźnie. Od dziś wchodzi do kin niemieckich.
So hieß der Film: In Sarmatien. Wurde auf dem Dokumentar Film Festival in Dresden im letzten Jahr gezeigt. Ab heute kommt er in Kinos.

***

Der Titel des Filmes vebindet ihn mit dem Gedichtband von Johannes Bobrowski – Sarmatische Zeit aus dem Jahre 1961.
Das Motto des Filmes ist ein Zitat aus Novalis: Alle Erinnerung ist Gegenwart.
Motto filmu zostało zaczerpnięte z Novalisa: Wszelkie wspomnienie jest teraźniejszością.

***
Originaltitel / Tytuł oryginalny: In Sarmatien Foto1199
Land / Kraj: Deutschland
Jahr / Rok: 2013
Sprache / Język: deutsch, rumänisch, russisch, ukrainisch (niemiecki, rumuński, rosyjski, ukraiński)
Untertitel / Podpisy: deutsche, englische (niemieckie, angielskie)
Laufzeit / Czas: 120 Minuten
Regisseur / Reżyser: Volker Koepp
Musik / Muzyka: Rainer Böhm
Kamera / Operator: Thomas Plenert

***

Foto1200Dla Polaków Sarmaci to przedstawiciele kultury sarmackiej czyli szlacheckiej kultury polskiej w okresie między Renesansem a upadkiem Rzeczpospolitej. Dlatego pozwoliłam sobie przypomnieć tu zaczerpnięty z Wikipedii opis geograficznej Sarmacji, bo o nią w tym filmie chodzi.

Sarmacja to pojęcie geograficzne pierwszy raz użyte w starożytności przez geografa aleksandryjskiego Klaudiusza Ptolemeusza. Kraj na krawędzi Europy, od Morza Czarnego i Kaspijskiego ku północy do Zatoki Wenedzkiej (Wenedyjskiej) nad Oceanem Sarmackim, dokąd wpadała rzeka Vistula, Chron, Rudon, Turunt i Chesin. Zachodnią granicą Sarmcji była Wisła, wschodnią – Don.
Informacje te powtórzył i poprawił Maciej Miechowita w swym Traktacie o dwóch Sarmacjach z 1517 r.

Foto1201Film Koeppa to spotkania z ludźmi zamieszkującymi Sarmację, które zostały nakręcone, gdy Sarmacja, pozornie, była jeszcze szczęśliwą krainą zamieszkaną przez szczęśliwych ludzi. Gdy jeszcze nikt nie musiał wiedzieć, kto to jest Janukowicz, ani co to znaczy majdan. Dziś, niespełna rok później, po odrzuceniu przez Janukowicza opcji europejskiej, po trzech miesiącach pokojowych protestów na Majdanie w Kijowie, po krwawych walkach, rozejmie i wkroczeniu wojsk rosyjskich na Ukrainę, nikt nie wie, jak się rozwinie sytuacja i jak tu będzie w przyszłości wyglądalo. Możliwe, że Koepp nakręcił ostatni “przedwojenny” film o Ukrainie.

***

Foto1202Auf der Festiwalseite schreibt Ralph Eue über den Film:

Es gibt zwei gegensätzliche Arten, Sarmatien zu beschreiben: als eine Gegend am Rande der bekannten Welt – so sahen es die alten Griechen –, oder als jenen Teil Europas, wo sich das einst sorgfältig vermessene geografische Zentrum des Kontinents befindet. Im Register des aktuellen „Diercke Weltatlas“ wird man Sarmatien indes vergeblich suchen, als Verwaltungseinheit ist es inexistent, und auch Google Maps vermag kein Stück weiterzuhelfen. Dennoch ist Sarmatien kein Hirngespinst.
Für seinen neuen Film ist Volker Koepp dorthin aufgebrochen und lässt uns mit großzügiger Geste teilhaben an seinen Eindrücken und Begegnungen in einer ebenso unbekannten wie eigentlich nahegelegenen Region zwischen Litauen und Weißrussland, zwischen der Ukraine und Polen, welche im Norden an die Ostsee grenzt und im Süden ans Schwarze Meer. Seit langem, mindestens seit 1972, als er „Grüße aus Sarmatien für den Dichter Johannes Bobrowski“ drehte, ist die historische Landschaft in seinem Werk immer wieder präsent. Ähnlich wie Bobrowski sieht auch Volker Koepp hier „jenes Traumland, in dem sämtliche Völker und Religionen ihren Platz fänden, wenn nicht die Geschichte alles eins ums andere Mal umgepflügt hätte“. Die Verwerfungen, die das hinterlassen hat, auch und gerade in den Menschen, die dort leben, und wie diese Menschen trotz allem von innen heraus strahlen, das ist hier aufs Schönste zu erfahren.

***

Z filmu zapisałam kilka zdań i sytuacji, które zwróciły moją uwagę. Aus dem Film habe ich ein paar Sätze und Situationen notiert, die meine Aufmerksamkeit weckten.

Ukraina

Ukraina wird sich (an die EU) angliedern, da lernen alle Deutsch.
Ukraina włączy się (do EU), wszyscy uczą się więc niemieckiego.

Wir haben immer die Hoffnung, dass wir näher an Europa kommen.
Wszyscy mamy nadzieję, że zbliżymy się do Europy.

65 % der Jugend möchte Ukraina verlassen.
65% młodzieży chce wyjechać z Ukrainy.

Wir sollen nach Europa, aber es wird nichts daraus werden.
Mamy wejść do Europy, ale z tego nic nie będzie.

Der Druck seitens Russland ist zu groß, man kann nicht atmen.
Presja Rosji jest zbyt mocna, nie można oddychać.

Moldavien / Mołdawia

Moderne Zeit vernichtet schlimmer als Türken und Russen.
Współczesne czasy niszczą gorzej niż Turcy i Rosjanie.

Eigentlich hat sich Europa von uns getrennt.
Europa się od nas właściwie odwróciła.

Königsberg / Królewiec

Schwere Zeiten bringen Menschen dazu, über das Leben nachzudenken.
Ciężkie czasy sprawiają, że ludzie zaczynają się zastanawiać nad życiem.

Es muss besser werden, sonst muss man das Land verlassen, und das möchte ich nicht.
Musi być lepiej, inaczej musielibyśmy wyjechać, a tego nie chcę.

Und am Ende des Filmes, schon nach dem Abspann, sagt Herr Zwilling – der Pessimist aus dem Film “Herr Zwilling und Frau Zuckermann” desselben Regisseurs Volker Koepp: Es wird alles gut werden.
Na zakończenie, już po końcowych napisach, pan Zwilling, pesymista z filmu tegoż reżysera “Herr Zwilling und Frau Zuckermann” mówi: Wszystko będzie dobrze.

Dass es so sein wird.
Oby.