Farewell to Blackpool

For English, please scroll

Na przełomie października i listopada spędziłam dwa tygodnie w angielskim kurorcie Blackpool. Kurorcie, bo choć jest tu wietrznie i deszczowo, miasto ma ważne wartości kuracyjne, gdyż leży bezpośrednio nad morzem (Morze Irlandzkie). I to nie tak jak polskie czy niemieckie miasta, gdzie do morza jest tak naprawdę bardzo daleko. W Blackpool morze jest na wyciągnięcie ręki, jak wyskakujesz rano po bułki albo idziesz z psem na spacer. Nigdy przedtem nie słyszałam o Blackpool, a tymczasem to znana miejscowość, wielu moich niemieckich znajomych kiedyś tu było, mama Moniki Wrzosek-Müller mieszkała tu przez kilka miesięcy.

Od XVIII wieku była to zawsze miejscowość kuracyjna dla biedniejszych, tych którzy pracowali w Liverpoolu, Manchesterze, Edynburgu, Glasgow albo Aberdeen. Bogaci jeździli na Rivierę albo do francuskiej Bretanii. WAnglii – do Brighton. A Blackpool to taki Brighton dla ubogich. Biedne miasto. Nawet dziś. Jednak w XIX wieku to właśnie w Blackpool zaczęła się masowa turystyka, gdy pierwszą, nowo otwartą linią kolejową przyjechała tu pierwsza zorganizowana wycieczka.

Mieszkałam jako gość w hotelu Efektywnych Altruistów, ulokowanym w dwóch połączonych ze sobą dawnych klasycznych hotelikach kuracyjnych. Ale to nie jest oczywiście żaden hotel, tylko dom pracy naukowej, dla ludzi prowadzących badania w zakresie zainteresowań efektywnego altruizmu (likwidacja cierpienia na świecie, przetrwanie ludzkości albo oba te zagadnienia). W hotelu mieszka około 30 młodych osób, są to głównie młodzi mężczyźni, a zarządzają nim cztery osoby (jedna kobieta), z których najstarsza skończyła właśnie 40 lat. No, a w tym ja, osoba nie będąca efektywną altruistką, 76 lat! Było mi tam jednak bardzo bardzo przyjemnie. Zostałam dobrze przyjęta, wszyscy byli dla mnie mili, niektórzy wręcz bardzo. Nikt oprócz algorytmu mojego telefonu komórkowego nie zwracał uwagi na mój wiek. Natomiast algorytm mnie naprawdę zdumiał. Dotychczas zawsze mi podsuwał książki, podróże, kwiatki, jedzenie, kotki i pieski oraz aktualną modę, a w Blackpool, nie do wiary!, zaczął mnie zachęcać do randkowania dla seniorów, czego dotąd nigdy ale to nigdy nie robił. Pokazałam to w hotelu i wszyscy się bardzo tym ubawiliśmy.

W czwartek 30 października przygotowaliśmy hallowinowe dynie, w piątek zrobiliśmy sobie kostiumy, 1 listopada obchodziliśmy w hotelu Halloween. I z tym wiąże się króciutkie opowiadanko, które na zakończenie pobytu chciałam dedykować wszystkim mieszkańcom hotelu Athena.

Kochani, mieliście piękne stroje, najpiękniejsze oczywiście “dyrektoriat”, który wystąpił w zestawie elf, diabeł i młoda czarodziejka. My, cała reszta, mieliśmy stroje wymagające większego wysiłku, aby rozpoznać, co przedstawiamy i o co nam chodzi. Konrad przebrał się za przegrzebka, który ma tysiąc oczu i wszystkie widzą.

Ben, którego trochę widać z tyłu za przegrzebkiem, jest Patrykiem, przyjacielem Spondża Kanciastoportego. Joseph przebrał się za usta:


Nancy przebrała sie za plexa, plex za oczy, Alex za Eliezera Yudkowskiego, a Leon za Bazę Danych, która powstanie w roku 2030 za zawrotną sumę tryliona dolarów i która będzie dysponowała mocą 1000 GW, co nam ludziom z czasów, gdy porządna żarówka miała moc 100 watów wydaje się informacją o dobrze oświetlonej sali balowej, a jest tymczasem jakąś zawrotną mocą tysiąca jednoczesnych wybuchów jądrowych. Zresztą sprawdzam w internecie: 1 Gigawatt to miliard watów (109 W), co jest równorzędne maksymalnej energii jaką dziś (w najlepszych warunkach) potrafi wyprodukować całe USA. A ta Baza Danych będzie pożerała moc tysiąca takich elektrowni. Będzie w niej siedział duch Sztucznej Inteligencji, który, jeśli tylko będzie chciał, zawładnie światem. Nie wiadomo, czy można liczyć na to, że nie będzie chciał. Raczej nie.

Ja się przebrałam za wampirkę. Namalowałam sobie szminką na szyi czerwony ślad ugryzienia. A po twarzy rozmazałam sobie krew. Ktoś mnie ugrzył. Stałam się wampirką. Teraz ja gryzę. Ale nikt tego nie poczuł!

Miałam na sobie białą spódnicę, na której wszyscy obecni obrysowali swoje ręce i coś narysowali lub napisali. A ja w tym momencie, gdy rysowali, ich ugryzłam! Teraz oni wszyscy, każdy, kto się uwiecznił na mojej spódnicy, też są wampirami. Powiedzą, że nieprawda, że nic nie poczuli. No to niech przypomną sobie, że przez całe rano piekłam wegańskie kokosanki na bazie aquafaby. I wszyscy je jedli! Smakowały! Prawda, że smakowały? Nadzwyczajne kokosanki, które zabełtały im w głowach, otumaniły i sprawiły, że nie zauważyli, że gryzę. Ten bełt ma dość długie działanie i jeszcze chwilę potrzyma.

Minęło kilka dni. Wyjechałam. Zaraz minie działanie kokosanek.

Witam w krainie uśmiechających się wampirek.

***

I stayed as a guest at the Effective Altruists’ hotel, housed in two connected former classic spa hotels. Of course, this is not a hotel, but a house for scientific work, for people conducting research in the areas of interest for Effective Altruism (usually either preventing extinction or eliminating suffering). About 30 young people live in the hotel, mostly young men, and it is managed by four people (one woman), the oldest of whom has just turned 40. And then there’s me, a person who is not an Effective Altruist, 76 years old! However, I had a very, very pleasant time there. I was warmly welcomed, everyone was nice to me, some even very kind. Except for my phone’s algorithm, no one paid attention to my age. But the algorithm really surprised me. Until then, it always suggested books, travels, flowers, food, kittens and puppies, as well as current fashion, and in Blackpool, unbelievably!, it started encouraging me to date seniors, something it had never done before. I showed it at the hotel and we all had a good laugh.

On Thursday, October 30, we prepared Halloween pumpkins, on Friday we made costumes, and on November 1 we celebrated Halloween. And this is linked to a short story that I wanted to dedicate to all the residents of Hotel Athena.

Dear ones, you had beautiful costumes, the most beautiful, of course, were the “management team,” who appeared in a set of elf, devil, and young witch. The rest of us had costumes that required more effort to recognize what we were portraying and what we were about. Konrad dressed up as a scallop, which has a thousand eyes, and all of them can see.

Ben, who can be seen a little in the back behind the scallop, is Patrick, a friend of SpongeBob SquarePants. Joseph dressed up as a mouth.

Nancy dressed up as Plex, Plex as eyes, Alex as a Eliezer Yudkowsky, and Leon as a Database that will be created in the year 2030 for the staggering sum of a trillion dollars and will have a power of 1000 GW, which, for us humans from the times when a decent light bulb had a power of 100 watts, seems like information about a well-lit ballroom, but in reality it is a staggering power equivalent to a thousand simultaneous nuclear explosions. I even checked it online: 1000 Gigawatt is a billion watts (10^9 W), which is equivalent to today’s energy capacity of the entire United States. Inside it will reside the spirit of Artificial Intelligence, which, if it so desires, could take over the world. It is unclear whether we can count on it not wanting to. Probably not.

I dressed up as a she-vampire. I drew a red bite mark on my neck with lipstick and smeared blood across my face. Someone bit me. I became a vampire. Now it is me, who bites. And so I did. But no one noticed!

I was wearing a white skirt, on which everyone present outlined their hands and drew or wrote something. And the moment when they were drawing, I bit them! Now all of them, everyone who left their mark on my skirt, also became vampires. They will say it’s not true, that they didn’t feel anything. Well, let them remember that I spent the entire morning baking vegan coconut macaroons using aquafaba. And everyone ate them! They tasted good! Didn’t they? Extraordinary macaroons, which muddled their minds, made them dazed, and caused them to not notice that I was biting. That muddle has quite a long lasting effect and it will last just a little longer.

A few days have passed. I left. Soon, the effect of the macaroons will wear off.

Welcome to the land of smiling she-vampires.

Photos: Joseph, Konrad and Ewa

Leave a comment