Polin (Reblog)

Leo Mausbach

Do Polski zmierza kolejna fala imigrantów. Jest dla nich idealnym miejscem do życia

Polska, z konserwatywnym społeczeństwem, stabilną tożsamością narodową i niskim poziomem przestępczości wobec Żydów, jawi im się jako bezpieczna przystań. Ale czy polskie społeczeństwo jest gotowe na nową grupę imigrantów?

Sceny są niemal surrealistyczne. W korytarzach urzędów wojewódzkich w Warszawie, Krakowie czy Wrocławiu, a także w polskich konsulatach od Tel Awiwu po Nowy Jork, ustawiają się kolejki, które przeczą logice historii XX wieku. Stoją w nich młodzi programiści z Doliny Krzemowej Izraela, lekarze i inżynierowie, rodziny z dziećmi, których śmiech odbija się echem od urzędowych ścian. W dłoniach ściskają teczki pełne pożółkłych dokumentów: metryk urodzenia dziadków z małych sztetli, przedwojennych świadectw szkolnych, wojskowych książeczek z orłem w koronie. Szukają potwierdzenia obywatelstwa, którego ich przodkowie zostali pozbawieni lub od którego uciekli, ratując życie przed Zagładą i powojennym antysemityzmem.

To nie jest żart, lecz potężny trend demograficzny potwierdzony twardymi danymi. W 2024 r. do polskich urzędów wpłynęło ponad 23 tys. wniosków o potwierdzenie obywatelstwa – to ponaddwukrotny wzrost w porównaniu z 11 tys. zaledwie cztery lata wcześniej. Dominującą i najszybciej rosnącą grupą są obywatele Izraela. Tylko z tego jednego kraju napłynęło ponad 8 tys. wniosków, a dane z Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego pokazują jeszcze bardziej dramatyczny skok: z około 2,5 tys. wniosków od Izraelczyków w 2021 r. do ponad 9 tys. w roku 2024.

Ten odwrócony exodus, w którym potomkowie tych, co uciekli z „polskiego piekła”, teraz szukają w Polsce bezpiecznej przystani, rodzi fundamentalne pytania. Dlaczego teraz? Dlaczego właśnie Polska, kraj, którego nazwa na zawsze splotła się z historią Szoa, staje się dla niektórych Żydów synonimem stabilności? I co najważniejsze z polskiej perspektywy: co ten fenomen oznacza dla polskiej tożsamości, społeczeństwa i bezpieczeństwa?

Choć wielu izraelskich Żydów nie ma żadnych związków z Polską — ich rodziny pochodzą z Maroka, Iraku, Jemenu czy Libii — w chwili napięcia słyszą w swojej ojczyźnie hasło: „Wróć do Polski!”. To gorzkie echo, powracające nie tylko na izraelskich ulicach, ale i w dyskusjach w diasporze, zwłaszcza w USA.

To opowieść o paradoksie, w której splatają się ze sobą trauma historyczna, geopolityczny wstrząs na Bliskim Wschodzie i cichy, strategiczny sojusz, który zacieśnia się na naszych oczach.

Izrael przestał być dla Żydów Ziemią Obiecaną

Wojna na wielu frontach, polityczny chaos i pęknięcia w społeczeństwie wypychają tysiące z kraju, który miał być ostatecznym schronieniem. Tytuł książki Pawła Smoleńskiego „Izrael już nie frunie” okazał się proroczy.

Państwo, które przez dekady budowało swój mit na obietnicy siły i bezpieczeństwa, dziś przeżywa najgłębszy kryzys od swojego powstania. To właśnie ten kryzys jest głównym „czynnikiem wypychającym”, skłaniającym tysiące Izraelczyków do szukania alternatywy.

Głównym katalizatorem jest głęboki wstrząs psychologiczny i fizyczny po ataku Hamasu 7 października 2023 r. Nie chodzi jednak tylko o sam atak, ale o to, co nastąpiło po nim: poczucie, że państwo zawiodło, a mit niezwyciężonej armii i wszechwiedzących służb legł w gruzach. Kryzys ten szybko przestał być jednowymiarowy. Przerodził się w stan permanentnej wojny na wielu frontach.

Długotrwały i krwawy konflikt w Strefie Gazy, potem niemal każdego ranka – niczym w rytmie budzika – rakiety z Jemenu od Hutich. A na północy, na granicy z Libanem, trwała wymiana ognia z Hezbollahem, która zmusiła setki tysięcy mieszkańców północnego Izraela do ewakuacji. Irańska rakieta wystrzelona przez Hezbollah zabiła druzyjskie dzieci na szkolnym boisku, a do tego doszła bezprecedensowa eskalacja w Syrii po upadku reżimu Asada, gdzie niedawno wybuchły nowe starcia, mimo przygotowań porozumień pokojowych i zniesienia sankcji USA.

Do tego trzeba dodać trzy największe w historii ludzkości ataki balistyczne Iranu: w 2024 r. – ok. 200 rakiet w ciągu jednej doby, a w 2025 r. – podczas ostatniej operacji – niemal 600 rakiet! Każda z nich wielkości domu. Tysiące ludzi straciło dach nad głową, a w mediach pojawiały się doniesienia o kończących się zapasach rakiet obrony powietrznej. W tym samym czasie uderzenia w schrony, które spowodowały śmierć cywilów, również nie sprzyjały poczuciu bezpieczeństwa wśród Izraelczyków.

Równocześnie opinię publiczną wstrząsnęły makabryczne nagrania z 7 października opublikowane przez Hamas, a także fakt, że zakładnicy wciąż przebywają w niewoli terrorystów, ich mrożące krew w żyłach opowieści o codzienności w tunelach Gazy oraz zdjęcia przedstawiające torturowanych Druzów w Syrii, którym kaleczono twarze, obcinając brody i wąsy wraz z fragmentami ust. U wielu Izraelczyków otworzyło to stare rany i przypomniało o traumie Holokaustu – bolesnej spuściźnie, która jak cień ciągnie się przez pokolenia, zostawiając blizny.

Wszystko to składa się na obraz nowej, ponurej rzeczywistości. Poczucie zagrożenia jest namacalne i oficjalnie potwierdzone. Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych odradza wszelkie podróże do Jerozolimy oraz stref przygranicznych z Gazą, Libanem i Syrią, ostrzegając, że „nie można wykluczyć, że dojdzie do nagłej eskalacji działań zbrojnych, co spowoduje znaczne trudności w opuszczeniu kraju”. I to naprawdę było trudne. Osobiście znam Polaków, którzy podczas operacji przeciwko Iranowi byli w Izraelu i nie doczekawszy się oficjalnej ewakuacji, wyjechali na własną rękę. Ledwo zdążyli wyjechać – Donald Trump zakończył wojnę.

To nie jest już „konflikt” czy „operacja wojskowa”, to stan permanentnego kryzysu, który podważa fundamentalną obietnicę syjonizmu: Izrael będzie ostatecznym, bezpiecznym schronieniem dla Żydów. Badanie przeprowadzone przez Centrum Icchaka Rabina jest w tym kontekście wstrząsające: w 2024 r. niemal jedna czwarta Izraelczyków rozważała opuszczenie kraju, a jako główny powód 31 proc. z nich podało pogarszające się „warunki bezpieczeństwa”.

Emigracja przestała być motywowana głównie względami ekonomicznymi; stała się ucieczką przed niekończącym się cyklem przemocy i strachu o przyszłość własnych dzieci.

Równolegle do kryzysu bezpieczeństwa Izrael pogrąża się w głębokim kryzysie wewnętrznym. Rząd premiera Beniamina Netanjahu, najdłużej urzędującego lidera w historii kraju, opiera się na niestabilnej koalicji ze skrajnie prawicowymi i ultraortodoksyjnymi partiami, co prowadzi do paraliżu i pogłębia polaryzację.

Obecnie jest to już rząd mniejszościowy od kiedy partie ultraortodoksyjne opuściły Netanjahu na dwa tygodnie przed rozpoczęciem przerwy wakacyjnej Knesetu.

Osią tego wewnętrznego konfliktu stała się kwestia poboru do wojska Haredim, czyli ultraortodoksyjnych Żydów. Przez dekady byli oni zwolnieni z obowiązkowej służby wojskowej, co w obliczu wojny i rosnących strat stało się dla świeckiej większości społeczeństwa nie do zaakceptowania.

Izraelczycy, dla których państwo narodziło się z idei syjonizmu, nauk Żabotyńskiego, tradycji oddziałów samoobrony i szkolnej edukacji o bohaterstwie powstańców z warszawskiego getta – nie potrafią pogodzić się z tym stanem rzeczy. Choć nie sposób twierdzić, że to właśnie polscy powstańcy stworzyli podwaliny przyszłego IDF (Sił Obronnych Izraela), wielu z nich – zwłaszcza ci, którzy przeżyli powstanie w getcie – odegrało istotną rolę w ruchach oporu w Mandacie Palestyńskim, takich jak Hagana, Lehi czy Ecel. Ich doświadczenie, odwaga i determinacja stały się jednym z elementów kształtujących ducha izraelskiej armii.

Społeczeństwu – dla którego służba wojskowa to nie tylko obowiązek, lecz przede wszystkim zaszczyt, przepustka do dorosłości i symbol narodowej jedności – trudno zaakceptować sytuację, w której część obywateli odmawia udziału w obronie kraju. Zwłaszcza że to właśnie wojsko dało początek izraelskiej elicie technicznej, naukowej i menedżerskiej. Dla wielu obywateli dzisiejsza sytuacja to jawna niesprawiedliwość: ultraortodoksyjni unikają służby, podczas gdy inni spędzają na froncie po 200–400 dni, tracą firmy, nie widują rodzin, przerywają studia i kariery. W oczach wielu stoi to nie tylko we sprzeczności z wartościami obywatelskimi, ale także z fundamentalnym przesłaniem Tory, która mówi o świętym obowiązku obrony ziem Izraela.

To dowód na utratę wiary nie tylko w konkretny rząd, ale w zdolność państwa do funkcjonowania i ochrony wartości demokratycznych.

Konsekwencją tego jest zjawisko, które można określić mianem emigracji świeckich elit. Nieproporcjonalnie często są to osoby wykształcone, specjaliści i przedstawiciele wolnych zawodów, innymi słowy eksperci w dziedzinie technologii, ekonomii, medycyny i kultury.

Nie jest to więc tylko exodus ludzi, ale także drenaż mózgów, kapitału ludzkiego, który zbudował potęgę „Start-up Nation”.

Polska jawi się Izraelczykom jako najlepszy kierunek ucieczki


Na tle chaosu w Izraelu Polska wyłania się jako nieoczekiwany kierunek ucieczki. To nie tylko sentyment, ale chłodna kalkulacja w niestabilnym świecie.

Choć Polska była przedstawiana jako kraj niechętny migrantom, dziś ten wizerunek paradoksalnie przyciąga uwagę żydowskich środowisk o konserwatywnych poglądach. W izraelskich i amerykańskich mediach pojawiają się głosy, że Polska, w przeciwieństwie do krajów Europy Zachodniej, nie otworzyła granic dla masowej imigracji z krajów muzułmańskich i stanowczo odrzuca postulaty multikulturalizmu.

W Nowym Jorku, mieście o największej populacji żydowskiej poza Izraelem, wzrost incydentów antysemickich jest alarmujący. Tylko w 2023 r. Żydzi byli celem 54 proc. wszystkich przestępstw motywowanych nienawiścią. Na tym tle rośnie w siłę radykalnie lewicowy kandydat na burmistrza Zohran Mamdani, zdeklarowany antysyjonista, który odmawia potępienia hasła „Globalize the Intifada”. Dla konserwatywnych nowojorskich Żydów perspektywa takiego burmistrza to sygnał, że miasto przestaje być bezpiecznym domem.

Podobne niepokoje budzą zamieszki w Londynie. W Wielkiej Brytanii również odnotowano rekordowy wzrost incydentów antysemickich: w 2023 r. aż o 147 proc. Raporty mówią o „normalizacji” antysemityzmu w brytyjskim społeczeństwie.

Na tym tle Polska, z konserwatywnym społeczeństwem, stabilną tożsamością narodową i niskim poziomem przestępczości wobec Żydów, jawi się jako atrakcyjna alternatywa. „W Polsce nie muszę ukrywać kipy (religijnego nakrycia głowy mężczyzn – red.). W Paryżu czy Brooklynie już tak” – mówił anonimowo jeden z izraelskich rozmówców portalu Ynet.

Rabin Eliezer Gurary z Krakowa w rozmowie z „Frankfurter Allgemeine Zeitung” zwraca uwagę na brak wszechobecnej ochrony przy synagogach, charakterystycznej dla Niemiec czy Francji. „Tu jest bardziej przyjaźnie”. Jonathan Ornstein, dyrektor Jewish Community Centre w Krakowie: „Obecnie łatwiej i bezpieczniej jest być Żydem w Polsce niż w jakimkolwiek kraju Europy Zachodniej”.

To fundamentalna zmiana percepcji: w XXI wieku mapa strachu się odwróciła.

Dlatego polski paszport dla Żydów staje się przepustką do stabilności. Praktycznym kluczem otwierającym tę bramę jest polskie ustawodawstwo oparte na zasadzie prawa krwi (ius sanguinis), które pozwala potomkom obywateli polskich, którzy nigdy formalnie nie zrzekli się obywatelstwa, na jego odzyskanie. Dla wielu rodzin żydowskich, które opuściły Polskę przed, w trakcie lub po II wojnie światowej i osiadły w Izraelu, czy nawet w USA, ta ścieżka prawna pozostaje otwarta.

Oczywiście, Polska nie jest dla tych ludzi krajem neutralnym. Proces ubiegania się o obywatelstwo to nieuchronnie podróż w głąb historii rodziny i konfrontacja z ogromnym bagażem emocjonalnym. To powrót do ziemi, na której ich rodziny przez wieki kwitły, tworząc największą i najważniejszą społeczność żydowską na świecie, ale to także powrót na ziemię naznaczoną Zagładą, powojennymi pogromami i antysemicką nagonką z 1968 r.

Przykładem takiego powrotu jest Jesse Eisenberg – znany aktor i reżyser, nominowany do Oscara za rolę Marka Zuckerberga w „The Social Network” oraz główny aktor i reżyser filmu „Prawdziwy ból”. Eisenberg, który ma żydowsko-polskie korzenie, w 2023 r. uzyskał polskie obywatelstwo, a następnie nakręcił film, którego akcja rozgrywa się w Polsce. Ta prawdziwa i bardzo osobista historia o dwóch kuzynach wędrujących śladami przodków, zrealizowana na Lubelszczyźnie została zaprezentowana najpierw na festiwalu Sundance, a później zdobyła wiele prestiżowych nagród. Dla Eisenberga polskie obywatelstwo to nie tylko formalność, lecz symboliczne domknięcie rodzinnej historii.

Ta podróż dla wszystkich ma zatem podwójny wymiar. Z jednej strony jest to wysoce pragmatyczny ruch w celu zdobycia paszportu UE. Z drugiej – nieuniknione zanurzenie się w przeszłość. Przeglądanie archiwów, odnajdywanie aktów urodzenia w małych miejscowościach, wizyty na cmentarzach, gdzie spoczywają przodkowie – wszystko to uruchamia proces ponownego odkrywania tożsamości. Dla wielu jest to „powrót do tożsamości kulturoweji przynależności do Europy”.

Co istotne, ci ludzie nie wracają w próżnię. Od upadku komunizmu w Polsce następuje „przebudzenie żydowskiej świadomości”. Młode pokolenia odkrywają swoje korzenie, a w miastach takich jak Warszawa, Kraków, Wrocław czy Łódź tętni nowe życie żydowskie, z centrami kultury, festiwalami i odradzającymi się gminami.

To tworzy żywą, współczesną tkankę, przy pomocy której mogą zabliźnić się historyczne rany, a Polska staje się nie tylko cmentarzyskiem i muzeum, lecz prawdziwym miejscem odrodzenia tożsamości żydowskiej. Napięcie między pragmatyczną decyzją a sentymentalną podróżą w głąb siebie jest sercem tego zjawiska.

Między Polską a Izraelem zacieśniają się również więzy w strefie kultury i biznesu. Wybuch wojny w Ukrainie przyniósł Polsce nieoczekiwane korzyści – setki izraelskich firm technologicznych przeniosły się nad Wisłę. Przed wojną 45 proc. zagranicznych centrów badawczo-rozwojowych izraelskich firm działało w Ukrainie. Takie firmy jak Wix, Playtika czy BigID zaoferowały ukraińskim zespołom relokację do Warszawy czy Krakowa.

Polska z programem „Poland Business Harbour”, okazała się naturalnym wyborem. Do kraju trafiło już 49 tys. pracowników branży high-tech. Izraelska branża filmowa także coraz chętniej działa w Polsce – od „Delegacji” Asafa Sabana po „Mamę” Or Sinai, która trafiła do Cannes.

Najbardziej strategiczny wymiar polsko-izraelskiego zbliżenia rozgrywa się w sferze obronności. Polska od lat korzysta z izraelskich technologii wojskowych, czego sztandarowym przykładem są pociski przeciwpancerne Spike produkowane na licencji w zakładach Mesko w Skarżysku-Kamiennej.

Izraelski koncern Rafael planuje rozszerzyć ramy tej współpracy: chodzi m.in. o najnowsze wersje pocisków Spike-LR2, amunicję krążącą Firefly dla sił specjalnych oraz rakiety dalekiego zasięgu Spike NLOS o wydłużonym zasięgu.

Równie dynamicznie rozwija się współpraca Polskiej Grupy Zbrojeniowej z innymi izraelskimi koncernami. W 2016 r. PGZ i Elbit Systems zawarły strategiczny sojusz.

Izraelski potentat zgodził się na szeroki transfer technologii – od dronów bojowych (Gryf i Zefir) po systemy artyleryjskie (haubica Kryl z izraelskim działem 155 mm).

Dziś w Polsce powstają zaawansowane drony rozpoznawcze i bojowe o izraelskiej konstrukcji. Podobne porozumienie PGZ zawarła z państwowym koncernem Israel Aerospace Industries (IAI), włączając do planów słynne drony kamikadze Harop i Harpy zdolne niszczyć rosyjskie radary.

Współpraca obejmuje też najnowocześniejsze systemy obronne. Izraelczycy oferują technologie aktywnej osłony Trophy dla polskich czołgów Abrams i Leopard, systemy dla fregaty Miecznik oraz zaawansowane rozwiązania z dziedziny cyberbezpieczeństwa.

Izraelska amunicja krążąca, sprawdzona w konfliktach na Bliskim Wschodzie, może wkrótce wejść na wyposażenie Wojska Polskiego i być produkowana wspólnie przez PGZ i IAI na polskiej ziemi.

Jednak współczesna Polska to nie tylko oaza tolerancji. Eurodeputowany Grzegorz Braun, który zaistniał w świadomości Izraelczyków poprzez zgaszenie chanukowych świec w Sejmie w 2023 r., niedawno określił komory gazowe w Auschwitz jako „fake”, co doprowadziło do wszczęcia śledztwa przez IPN. Dodatkowo, podczas tegorocznych obchodów w Jedwabnem pojawiła się nieoficjalna tablica kwestionująca ustalenia historyków o polskim udziale w pogromie.

Te incydenty pokazują, że mimo znaczącej poprawy, antysemityzm w Polsce nie zniknął całkowicie. Dla wielu Żydów rozważających osiedlenie się nad Wisłą pozostaje to poważnym źródłem niepokoju.

Trzeba zrozumieć, że Braun nie mówi tego przypadkiem. W Polsce wciąż obecny jest antysemityzm codzienny – zakorzeniony, instynktowny, wypowiadany półgębkiem. Jego słowa odzwierciedlają nastroje części wyborców. Tyle że jest różnica, kiedy o „zagrożeniu ze strony Żydów” mówi bezdomny na przystanku tramwajowym, a kiedy takie słowa padają z ust europosła. To nie jest to samo.

Słowa na takim poziomie nie tylko opisują nastroje — one je tworzą i legitymizują.

Ten rozdźwięk — między rzeczywistością a polityczną retoryką — pokazuje, jak głęboko zakorzenione uprzedzenia potrafią funkcjonować obok pragmatycznych relacji i jak łatwo społeczeństwo może przyzwyczaić się do podwójnych standardów.

Mimo to Izraelczycy i Amerykanie wciąż przyjeżdżają. I to nie tylko ci z polskimi korzeniami. Przylatują także ci z Maroka, Jemenu, Iraku. Nie z sentymentu, lecz z ciekawości, wygody, pragmatyzmu. Lecą tanimi liniami na koncerty, które gromadzą dziesiątki tysięcy ludzi na PGE Narodowym. Organizowane są nawet czartery z Tel Awiwu na jeden wieczór z gwiazdą popu. W restauracjach, hotelach, centrach handlowych zostawiają miliony w podatkach i napiwkach. Kupują produkty polskich marek, wspierają lokalny rynek, zasilają budżet państwa – niejako na przekór własnym przeciwnikom, wzmacniając tym samym obronność i gospodarkę kraju.

Taka percepcja – w połączeniu z polskim paszportem i dostępem do rynku Unii Europejskiej – sprawia, że wzrost zainteresowania Polską jako miejscem do życia dotyczy już nie tylko Izraelczyków, lecz także Żydów z diaspory w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Coraz silniejsze „czynniki przyciągające” sprawiają, że dla niektórych Polska staje się czymś więcej niż tylko awaryjnym wyjściem.

Ten odwrócony exodus to doniosły rozdział w tysiącletniej historii stosunków polsko-żydowskich. Napływ wykwalifikowanych imigrantów to szansa dla polskiej gospodarki, zacieśnianie sojuszu obronnego – zysk dla bezpieczeństwa. W izraelskich mediach społecznościowych trudno nie zauważyć masowej kampanii reklamowej: banery, posty sponsorowane i krótkie filmiki zachęcają do sprawdzenia, czy komuś przysługuje prawo do polskiego obywatelstwa lub pobytu.

Ale czy polskie społeczeństwo jest gotowe? W kraju, gdzie debata o imigracji jest toksyczna, pojawienie się nowej grupy imigrantów o żydowskich korzeniach będzie wyzwaniem. Zmusza to do konfrontacji z przeszłością i stawia Polskę przed próbą dojrzałości i tolerancji.

Polska – kraj, z którego Żydzi uciekali – ma dziś szansę stać się miejscem powrotu. Widzimy jak staje się nie miejscem pokuty, ale wolnym wyborem!

To nie jest ironiczny chichot historii, to dar w obliczu potencjalnej agresji Rosji. To poważne zobowiązanie i test dla nas wszystkich. W tym wszystkim widzimy coś więcej niż tylko ucieczkę – widzimy próbę budowania mostów, odnowienia więzi i szukania wspólnej przyszłości — nawet gdy wszystko zaczyna się od wniosku online i numeru PESEL.”

https://www.rp.pl/…/art42999051-do-polski-zmierza…

Leave a comment