Stuart 43

The sweetest words I ever heard
Is welcome home
It’s been a long and dusty road

There’s a place that’s meant for us
Full of faith, hope, love and trust
I’ll keep trudging up the road
But someday I’ll be going home

There’s no place like home
No place like home
There’s no place I’d rather be than home

*

Najsłodsze słowa, jakie kiedykolwiek słyszałam
Witaj w domu!”,
gdy została za mną długa i pełna kurzu droga.

Jest takie miejsce, które stworzone zostało tylko dla nas,
Miejsce pełne wiary, nadziei, miłości i zaufania.
I choć wiem, że będę dalej brnęła swoją drogą,
Wiem też, że któregoś dnia wrócę do domu.

Nie ma na świecie lepszego miejsca od domu,
Nie ma miejsca,
w którym tak bardzo chciałabym być.

Beth Hart, No place like home

Joanna Trümner

Powrót do domu

Lekcje w szkole dobiegły końca, zaczynały się wakacje. Pojutrze Boże Narodzenie. W pierwszy wolny od pracy dzień Stuart spał do dwunastej. „Co mam robić przez sześć tygodni? Dawno nie miałem tak długiego urlopu”, zastanawiał się przeciągając się w łóżku. Z porannego rozleniwienia wyrwał go dzwonek telefonu.
W słuchawce usłyszał głos siostry: „Z mamą jest coraz gorzej, powinieneś jak najszybciej przylecieć. Ona ciągle o ciebie pyta”. Po krótkiej rozmowie z Kate Stuart poszedł do biura podróży i kupił bilet na najbliższy wolny lot do Londynu. Samolot startował z Sydney w Sylwestra. „Ludzie niechętnie latają w noc sylwestrową, każdy woli spędzić ten czas z najbliższymi, założę się, że będzie Pan mógł wybrać sobie miejsce w samolocie”, powiedziała z uśmiechem agentka biura podróży podając mu bilet. „Chętnie przywitam nowy rok w chmurach, może będzie dzięki temu temu lepszy”, odpowiedział.

Rok, który dobiegał końca, nie był dobry. Ostatnie miesiące przyniosły rozstanie z Sally i wiadomość o ciężkiej chorobie matki. „Ten cholerny rak jest jak fatum, które wisi nad naszą rodziną”, pomyślał. Przypomniały mu się godziny spędzone przy łóżku szpitalnym siostry i ukochanego wujka, Stuarta. Pamiętał prawie każde słowo z rozmów z umierającymi, najbardziej intensywnych i szczerych rozmów, jakie kiedykolwiek w życiu prowadził. Przypomniało mu się uczucie bezsilności i niczym nie uzasadnione przebłyski nadziei. Wiedział, że wkrótce oczekuje go podobne spotkanie z matką.

Zdał sobie sprawę z tego, że matka może nie wiedzieć o tym, że rozstał się z Sally. „Mam nadzieję, że nawet się nie domyśla, jakim jestem nieudacznikiem życiowym. Wszystkie kobiety ode mnie odchodzą”, pomyślał z żalem.

Od dwóch miesięcy bezskutecznie próbował znaleźć przyczynę rozpadu związku z Sally. „Przecież zawsze byłem w stosunku do niej w porządku, nigdy jej nie oszukałem i starałem się dać z siebie jak najwięcej. Dlaczego ponoszę karę za innych?”, zastanawiał się nieraz. Po wydarzeniach na Bondi Beach, Sally rozpoczęła terapię, ale ich związek i tak zaczął się stopniowo rozpadać. Spotykali się sporadycznie, ich rozmowy coraz częściej kończyły się milczeniem lub wspólnym słuchaniem muzyki. Oddalali się od siebie krok po kroku, z kochanków zmieniali się stopniowo w dobrych znajomych, których łączy jedynie wspólne hobby.

Gdy przed dwoma miesiącami otrzymał wiadomość o ciężkiej chorobie matki, Stuart nie potrafił znaleźć sobie miejsca w domu. Nie chciał być sam i zdecydował się na spontaniczną wizytę u Sally. Miał nadzieję, że jak dawniej przytuli go do siebie i da poczucie, że nie jest sam. Reakcja Sally zabolała go tak bardzo, że po raz kolejny w ciągu ostatnich miesięcy zastanawiał się, czy kiedykolwiek naprawdę znał kobietę, która do niedawna była dla niego kimś najbliższym.

Bardzo mi z tego powodu przykro, ale nie rozumiem, dlaczego mnie tym obarczasz. Przecież ja jej w ogóle nie znam. Wiesz, że mam swoje problemy, z którymi ledwie sobie daję radę”, powiedziała Sally. Wprawiło go to w zaskoczenie. Było jasne, że ich drogi rozeszły się na zawsze. Długo próbował znaleźć odpowiedź na pytanie, czy reakcja Sally wynikała z obojętności, czy też była rezultatem psychologicznego prania mózgu i przekonania, że najważniejszym przykazaniem podczas rehabilitacji po ciężkich urazach jest zasada, że nie przyjmuje się do wiadomości problemów innych ludzi.

Wsiadając do samolotu w sylwestrową noc Stuart cieszył się, że jedzie do rodzinnego domu. „Ciekawe, dlaczego tak chętnie tam wracam? Przecież tyle w nim było rzeczy, które mnie tak bardzo drażniły, że przecież stamtąd uciekłem”, zastanawiał się.

Agentka z biura podróży miała rację. Stuart nigdy jeszcze nie leciał tak pustym samolotem. Zaczął liczyć pasażerów i nagle przetarł oczy ze zdumienia. Pasażerami numer 31 i 32 byli rodzice Meg. „Nigdy nie myślałem, że ich jeszcze kiedykolwiek spotkam”, pomyślał nie wiedząc jak zareagować. Matka Meg rozpoznała go, pomachała ręką i w chwilę później przysiadła się do niego. „Świat jest mały”, powiedziała z uśmiechem. Widać było, że cieszy się z tego spotkania. „Postanowiliśmy odwiedzić stare kąty. Od kiedy Marc jest na emeryturze mamy dużo wolnego czasu. Zwiedziliśmy już kawał świata, teraz czas na powrót do korzeni”. Widać było, że jest szczęśliwa. Stuart z zażenowaniem zdał sobie sprawę, że nie potrafi wygrzebać z pamięci jej imienia. Po chwili przypomniał sobie jednak. ma na imię Liza, oczywiście. Swoją drogą to dziwne, że mogłem zapomnieć”, pomyślał. „Kilka lat temu była przecież częścią mojej rodziny”. W chwilę póżniej Liza zapytała go, czy leci do domu. „Matka umiera na raka i chcę z nią spędzić trochę czasu”, odpowiedział.

Widać było, że Liza szuka w głowie odpowiednich słów: „To jest straszne, ale jednak jeszcze gorsze jest, gdy dzieci odchodzą przed rodzicami”. W chwilę później pożegnała się ze Stuartem i wróciła na swoje miejsce.

Wkrótce potem w przejściu pojawiła się stewardessa z tacą, na której stały kieliszki szampana i soku pomarańczowego. Stuart spojrzał na zegarek, dochodziła dwunasta, w Sydney rozpoczynał się nowy rok. „Ciekawe co przyniesie mi rok 1987?”, zastanawiał się. Obrócił się i pomachał Lizie i Marcowi. „Happy New Year”, życzył pasażerom przez głośniki kapitan samolotu.

W dwadzieścia cztery godziny później Stuart stał przed rodzinnym domem w Walton. Ze zdumieniem zobaczył, że zarówno pub jak i mieszkanie nad pubem, miejsca, w których spędził dzieciństwo, były świeżo otynkowane na jasny seledyn. „Dziwny kolor”, pomyślał i zdał sobie w tej samej chwili sprawę z tego, że żadna zmiana nie nie jest w stanie wpłynąć na uczucie ciepła i bezpieczeństwa, które ogarnęło go w chwili, gdy zobaczył to miejsce. „Obraz rodzinnego domu nosi się na zawsze w głowie. Zawsze będę czekał, że w drzwiach pokażą się ojciec lub matka, że wejdę do domu i potknę się o mój własny rzucony na środku korytarza tornister.”

Drzwi otworzyła Kate, przytuliła się do brata tak mocno, jakby bała się, że i on zniknie z jej życia na zawsze. Przez chwilę stali w milczeniu, przerwanym przez Kate „Z matką jest bardzo źle. Przed tygodniem dostała ostatnią chemioterapię, teraz jest w szpitalu i podają jej już tylko morfinę. Cieszę się, że w końcu jesteś, chciałabym na kilka dni wrócić do Berlina i zobaczyć jak Walter radzi sobie z dzieciakami”.

Jak to wszystko znos Nat i mały George?”, zapytał Stuart. Jako lekarz ojczym wiedział, dokąd prowadzi ta choroba i próbował zachować spokój. Siostrzeniec Stuarta, George, przeprowadził się przed kilkoma miesiącami z ojcem do Londynu i mimo wielu prób Kate nie udało się z nim spotkać. „William zakochał się i zerwał wszystkie kontakty w Walton. Znalazł pracę w Londynie, wynajął mieszkanie wspólnie z nowym partnerem i zabrał ze sobą George‘a. Między nim a matką było już przed jej chorobą dużo nieporozumień, William nie chciał, żeby zajmowała się wnukiem, bał się usłyszeć komentarz pod adresem nowego partnera. „Teraz ja jestem jego rodziną”, powiedział, kiedy matka zaproponowała, że weźmie małego na tydzień wakacji do Szkocji. Formalnie po śmierci Eve mama nie ma żadnego prawa do kontaktu z wnukiem. Nat chciał wytoczyć o to sprawę w sądzie, ale przyszła choroba i inne problemy. Wiem, że mama bardzo chciałaby zobaczyć Geroge‘a, proszę, spróbuj spotkać się z Williamem i przekonać go.”

Stuart był rozczarowany brakiem kontaktu z siostrzeńcem, cieszył się na spotkanie z małym Georgem, to dziecko stało się dla niego kimś bardzo ważnym, był częścią domu, do którego wrócił po latach. Postanowił jak najszybciej wybrać się do Londynu.

Następnego dnia rodzeństwo pojechało do szpitala pożyczonym od Nata samochodem. Stuart z trudnością poznał matkę, choroba i utrata wagi zmieniły jej rysy twarzy. Na widok syna uśmiechnęła się: „Nawet nie wiesz, jak bardzo na ciebie czekałam. Bałam się, że nie zdążymy się zobaczyć”, powiedziała. Widać było, że każde słowo kosztuje ją dużo wysiłku. Stuart usiadł koło niej na łóżko i trzymał ją za rękę. Nie wiedział, co powiedziać, nie mógł powstrzymać łez. Wiedział, że ma przed sobą kogoś, kto umiera. „Opowiedz mi o twojej muzyce”, poprosiła matka. Stuart odpowiedział wymijająco o nowych utworach, które pisze, o spotkaniach z publicznością, o tym, że przygotowuje nową trasą koncertową. „Po co tak kłamię?”, zastanawiał się, wiedząc, że matka jest bardzo z niego dumna i że nie może przecież jej właśnie teraz, pod koniec życia, rozczarować. „Tak się cieszę, że Kate i ty wyrwaliście się stąd. To takie ważne, żeby nie rezygnować z marzeń. Mi na to zabrakło odwagi.”

Stuart popatrzył na matkę z zaskoczeniem. „Jak mało o niej wiem”, pomyślał.

Cdn

Leave a comment