Australia – odcinek 1

Lech Milewski

Dziewczyna z wielbłądami

– (Kochankowie) przestali mi sprawiać przyjemność. Przeważnie byli to rewolucyjni socjaliści, którzy musieli zadowalać się mną, podczas gdy tak naprawdę marzyli o bohaterskich kobietach widzianych na Kubie podczas trzytygodniowych wycieczek na tę wyspę. Tamtych nigdy nie tknęli palcem, oczywiście; mundury polowe i czystość ideologiczna odstraszały ich nie na żarty. Wracali do kraju nucąc Guantanamera i dzwonili do mnie.
Wypisała się z tego (…)
Zaczęła się wspinać i zwykle tłumaczyła wtedy “robię to, gdyż wiem, że oni nigdy za mną tam nie wejdą”.
– Potem jednak pomyślałam, a gówno. Nie zrobiłam tego ze względu na nich; zrobiłam to dla siebie.

Salman Rushdie – Szatańskie Wersety – wydawca i tłumacz nie ujawnieni.

W październiku zeszłego roku na ekrany australijskich kin wszedł film Tracks opowiadający historię młodej dziewczyny, która w 1977 roku powędrowała z czwórką wielbłądów z Alice Springs do Oceanu Indyjskiego – około 2,700 kilometrów.

Tracks

Przypomniało mi się jak kiedyś towarzyszyłem mojej córce w jeździe samochodem z Sydney do Melbourne – koło 1.000 km. W którymś momencie Ania spytała: Tatusiu, jak myślisz, czy naszej rodzinie lub znajomym w Polsce podobałaby się taka jazda?
– Oczywiście, że nie. Spalony słońcem jednostajny krajobraz. Nudziliby się okropnie.
– Tak myślałam. A mnie ta jazda tak bardzo się podoba… – i po chwili – ja chyba kocham ten kraj.

Mając to w pamięci nie spodziewałem się zbyt wiele po filmie. Wędrówka trwała około 9 miesięcy. Oczywiste jest, że sedno sprawy czyli ta długa i jednostajna wędrówka to nie jest atrakcyjny materiał filmowy. Do filmu nadaje się to, co się działo, gdy bohaterka nie wędrowała. I tak właśnie było.

Robyn Davidson w wieku lat 25, bez zawodu za to z 6 dolarami w kieszeni, psem Diggity i walizką pełną nieodpowiedniej garderoby przyjechała do Alice Springs z zamiarem odbycia wielomiesięcznej wędrówki po pustyni.
Na pytanie – dlaczego chcesz to zrobić? – odpowiadała wzruszeniem ramion – a dlaczego nie?

Alice Springs w roku 1975 – trochę lokalnych biznesmenów utrzymującyh się z turystów, którzy właśnie zaczynają odkrywać te okolice, straceńcy, którzy szukają tu przygody albo awantury, trochę Aborygenów. Lokalne biznesy zatrudniały Aborygenów do prostych prac. Regułą było, że wypłatę Aborygen mógł odebrać tylko w pubie. Większość nie wynosiła z pubu ani centa. Na osobną wzmiankę zasługuje handel obrazami malowanymi przez Aborygenów. Handlarze kupowali te malowidła za bezcen i sprzedawali po wygórowanych cenach.

wielbladaustralijskiPowyższy obraz nie pochodzi od handlarzy z Alice Springs. Tamci oczekiwali od domorosłych artystów malowania pseudo-aborygeńskich kiczów.

Znaczna grupa Aborygenów w Alice Springs to widma, ludzie, którzy porzucili lub zostali odrzuceni przez swoje plemiona. Spędzają dni i noce w wyschniętym korycie rzeki Todd River.

Robyn planowała, że zamieszka wśród nich, złapie na pustyni wielbłąda albo dwa, przecież są ich tam tysiące, i pójdzie w spaloną słońcem dal.
Już w pociągu dostała inną propozycję:Jesus Christ, mate, you’re not goin’ to Alice alone are ya? Listen ‘ere lady, you’re fuckin’ done for. Them coons’ll rape youze for sure. Fuckin’ niggers run wild up there ya know. You’ll need someone to keep an eye on ya. Tell youze what. I’ll shout youze a beer, then will go up to your cabin and get acquainted eh? Whaddya reckon?”Robyn Davidson – Tracks – książka.

Nie skorzystała. Od miejscowych dowiedziała się, że w korycie Todd River nie przeżyje jednej nocy oraz, że złapanie i okiełznanie dzikiego wielbłąda przekracza jej możliwości. Przyjęła pracę w miejscowym pubie, gdzie była świadkiem niezwykle pogardliwego czasem nieludzkiego traktowania Aborygenów. Kilka razy wstawiła się za nimi. Któregoś dnia, po powrocie z pracy do swojego pokoju, znalazła na poduszce starannie ułożone gówno. Czas zmienić miejsce pobytu.

Zgłosiła się do pracy w firmie organizujacej przejażdżki na wielbłądach dla turystów. Prowadził ją Niemiec – Kurt Posel. To było idealne miejsce, żeby poznać wielbłądy i nauczyć się współpracy z nimi. Kurt pokręcił z powątpiewaniem głową, gdy usłyszał o planach Robyn, ale zaoferował jej pracę. Za darmo od świtu do nocy, za co po 8 miesiącach da jej wytrenowanego wielbłąda. Przyjęła.
Kurt Posel… w rozmowie z dziennikarzem Robyn nazwała go “mad Kurtie” . Brzmi jak ktoś z powieści Conrada – zauważył dziennikarz. O tak, on był zdecydowanie z powieści Conrada – potwierdziła Robyn.
Wyznam, że to zadecydowało o moim dalszym zainteresowaniu losami bohaterki. No cóż, mam słabość do osób, które odwołują się do moich ulubionych książek.

A zatem sięgnąłem po książkę. Wędrówka Robyn nabrała światowego rozgłosu i angielskie wydawnictwo zamówiło u niej książkę – relację z podróży. Robyn pisała ją w domu Doroty Lessing, z którą zaprzyjaźniła się korepondencyjnie. Książka zyskała bardzo dużą popularność. Hollywood przymierzał się kilka razy do produkcji filmu, planowano nawet obsadzić Julię Roberts w roli Robyn. Na szczęście do tego nie doszło. Film wyprodukowano w zeszłym roku, a główną rolę gra Australijka – Mia Wasikowska.

Robyn Davidson bardzo pozytywnie wypowiada się o filmie, a wyjątkowo ciepło o wykonawczyni główniej roli. Nie pozostawia jednak wątpliwości – to nie jest moja wędrówka, to jest film o wędrówce kogoś innego, nawet podobnego do mnie, na przykład mojej siostrzenicy.

Nie miałem więc wątpliwości, że moja relacja będzie oparta na książce.

Już teraz zdradzę zakończenie – Robyn Davidson, jej pies i cztery wielbłądy dotrą do Oceanu Indyjskiego.

W oceanie

Może komuś nasunęło się pytanie: a cóż do tej całej historii ma początkowy cytat z Szatańskich Wersetów wyraźnie odnoszący się do kobiety bywałej w świecie i wspinającej się na Mt Everest?
Okazuje się, że całkiem dużo. Robyn Davidson w wieku 11 lat została osierocona przez matkę, która popełniła samobójstwo. Ojciec oddał dwie córki pod opiekę swojej siostry, starej panny, która oddała dziewczynki do szkoły z internatem. Robyn, po zakończeniu edukacji, uciekła z domu do Sydney, gdzie pędziła żywot dziecka ulicy. Spała w bramach i pod mostami, wieczorami wystawała pod tylnymi drzwiami restauracji, czekając, aż rzucą jej jakiejś resztki. W wywiadzie wspomina, że była ogromnie nieśmiała, gdyby była odważniejsza, może spróbowałaby otworzyć usta, poprosić o pracę.
Z upływem czasu nawiązała znajomości z miejscowymi hippisami, a przez nich trafiła do nieformalnego klubu Sydney Push. Była to grupa lewicujacych artystów, intelektualistów, dziennikarzy, studentów. Wielu z nich robi obecnie karierę w australijskiej polityce i mediach.

Salman and Robyn

Wątpliwe, czy Salman Rushdie dowiedziałby się kiedykolwiek o istnieniu takiego klubu a tymbardziej o Robyn Davidson, gdyby nie fakt, że była ona jego partnerką w okresie, gdy pisał Szatańskie Wersety. Burzliwy związek skończył się po dwóch latach.

Na marginesie wspomnę, że cytowana bohaterka Szatańskich Wersetów to niejaka Alleluja Cone, córka pochodzącego z Warszawy żydowskiego małżeństwa, państwa Alicji i Ottona Cohen.
Polscy Żydzi nazywali się Cohen?
To pytanie skierowane do Salmana Rushdie. Salman Rushdie, którego erudycję cenię bardzo wysoko, w tym momencie chyba trochę przysnął. Otton i Alicja prawdopodobnie w Polsce nazywali się Kahan. To popularne żydowskie nazwisko, na liście ofiar warszawskiego getta powtarza się prawie 50 razy, po hebrajsku oznacza kogoś pochodzącego z rodu kapłanów. Pan Otto emigrując do USA zmienił pewnie pisownię nazwiska na Cohen a potem, aby odciąć się od żydowskich korzeni, zmienił je na Cone.

Skoro o nazwiskach mowa to wspomnę również o Mii Wasikowskiej. Jest ona córką małżeństwa fotografów – Johna Reid i Marzeny Wasikowskiej. Urodziła się w Canberze, ale w wieku 8 lat spędziła wraz z rodzicami rok w Szczecinie. Jej kariera filmowa rozwija się bardzo dobrze.

***

Linki:

Robyn Davidson mówi o filmie Tracks

Wywiad radiowy z Robyn Davidson

Ciąg dalszy za tydzień

6 thoughts on “Australia – odcinek 1

  1. Nie wiem czy czegoś nie przegapiłem, ale zrozumiałem, że ta cała rodzina Kohan/Cohen/Cone to są fikcyjne osoby. Czy tak?

  2. Myślę, że Autor się wypowie definitywnie, ale moim zdaniem ci Kohanowie wcale nie są fikcyjni – wręcz przeciwnie, a przy okazji dodam, że wyjaśnienie, iż w Polsce nie mogło być nazwiska pisanego jako Cohn mija się z prawdą. W Polsce byli jak najbardziej ludzie noszący to nazwisko, najsłynniejszy jest pewnie Feliks Kon (1864-1941), który naprawdę nazywał się Cohn, wielce zasłużony patriota, zesłaniec syberyjski, który się skomunizował i nadzwyczaj niechlubnie zapisał w historii Polski. W roku 1920 wraz z Dzierżyńskim i Marchlewskim był wytypowanym przez Sowietów przyszłym komisarzem ludowym Polski, którą Sowieci właśnie zamierzali podbić. Wszyscy trzej panowie zjechali już pod Warszawę i w Wyszkowie czekali na moment, kiedy przejmą władzę nad Polską. 15 sierpnia Piłsudski i NMP udaremnili te plany, niedoszli komisarze czmychnęli, a całą historię opisał Stefan Żeromski w opowiadaniu “Na probostwie w Wyszkowie”.

  3. Miły Gościu – dotknąłeś bardzo ciekawego zagadnienia. Oczywiście Szatańskie Wersety są fikcja literacką. Występuje w tej powieści wiele postaci historycznych, choćby Mahomet, ale autor snuje o nim swoją własną opowieść , która czasem zgadza się z udokumentowanymi faktami a czasem nie.
    Umberto Eco, bodaj ze w Zapiskach na pudełku od zapałek, stwierdził, że jedyna KOMPLETNA PRAWDA.znajduje się w literackiej fikcji. Autor-stwórca podaje w książce wszystkie informacje o stworzonej przez siebie postaci czy sytuacji. Nie mozna do tego niczego dodac ani zmienić gdyz byłaby to już zupełnie inna powieść. Natomiast do każdej ksiązki relacjonującej fakty można bez końca zgłaszać poprawki i uzupełnienia.
    I tak Alleluja Cone jest postacią fikcyjną choć może być wyposażona w cechy i doświadczenia istniejacych osób. Podobnie jej rodzice. Zatem przyjmując punkt widzenia Umberto Eco moje zaczepki Salmana Rushdie są absolutnie niewłaściwe i mogą wzbudzic wątpliwości u uwaznego czytelnika tego wpisu. Bardzo dziekuję za tę uwagę i komentarz.
    Osobno dziękuję Ewie Marii za podanie przykładu żydowskiej rodziny w Polsce o nazwisku Cohn. A zatem Salman Rushdie miał rację a ja strzeliłem aż dwa byki 🙂

  4. Ano, drogi gościu, skoro Autor tak twierdzi, to gratuluję “mania racji”. Jak czytałam “Szatańskie wersety” po niemiecku, byłam pewna, że ta Alleluja jest jak najbardziej prawdziwa.

  5. Dobrze Umberto Eco prawi. To bez różnicy, “prawda”, czy literacka fikcja. Wszystko jest prawdą. Jakąś.

Leave a comment

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.