Wielka Wojna (2)

Tomasz Fetzki

Kriegerdenkmal przydrożny I
reportaż poetyzujący

Czym się różni setne okrążenie Słońca przez Ziemię od okrążenia dziewięćdziesiątego dziewiątego? Albo od sto pierwszego? Niczym. Ale w naturze człowieka tkwi nieprzezwyciężona potrzeba podsumowań, rekapitulacji oraz celebrowania okrągłych jubileuszy. Wczoraj, prawie niezauważona w mediach (nawet kanały historyczne nie zgrzeszyły nadmiarem audycji) minęła setna rocznica wybuchu I Wojny Światowej. Wojny, która tak brutalnie, gruntownie i nieodwracalnie zmieniła świat, a już na pewno Europę. Wojny, której skutki wszyscy odczuwamy do dziś, choć zazwyczaj nie mamy o tym fakcie zielonego pojęcia.

Viator nie jest historykiem w pełnym tego słowa znaczeniu, ale jego kontakty z historią są szczególnego rodzaju: to coś znacznie więcej niż amatorstwo, ale też i nie pełny profesjonalizm. Są to jednak związki wystarczająco ścisłe, aby wędrowiec w czasie i przestrzeni miał dogłębną świadomość, że nie istnieje realna granica między przeszłością a teraźniejszością. Chcemy tego czy nie chcemy, wiemy o tym czy też nie, jesteśmy pogrążeni, zanurzeni w historii. Żyjemy jej spuścizną. Także dziedzictwem Wielkiej Wojny.

Mało kto myśli o tym, czym była Pierwsza Wojna, bo Wojna Druga skutecznie przesłoniła pamięć o niej. Choć ta Druga była zaledwie prostą i oczywistą konsekwencją tej Pierwszej, jej uzupełnieniem i dopracowaniem. O wiele okrutniejszym i bardziej zaawansowanym technicznie, ale tylko ciągiem dalszym. Zresztą, coraz częściej daje się słyszeć głosy, że nie było żadnych dwóch wojen światowych, tylko jedna. A maréchal Ferdinand Foch naprawdę trafił między proroki, gdy Traktat Wersalski nazwał zawieszeniem broni na dwadzieścia lat. Cóż więc? Wojna Trzydziestojednoletnia? Może kiedyś historycy tak ją nazwą i tak o niej nauczać będą? Zobaczymy. No, nie my rzecz jasna, ale nasza progenitura zobaczy z pewnością.

Kriegerdenkmal, War memorial, Monument aux morts… W Europie Zachodniej można je znaleźć w każdym mieście, każdej parafii i wiosce, ba! w każdym przysiółku. U nas nie są aż tak popularne. Chyba, że mówimy o tak zwanych Ziemiach Odzyskanych, choćby o Łużycach Wschodnich, gdzie mieszka Viator.

Pomniki Wojenne na Łużycach Wschodnich. Cóż to w ogóle znaczy „Łużyce Wschodnie”? Nowa nazwa, nowe pojęcie, wcześniej nigdy nie stosowane. Stworzone, bo nowa była sytuacja: po 1945 kraina między Kwisą a Nysą Łużycką została zasiedlona przez Polaków – to właśnie są Łużyce Wschodnie. Niemcy musieli stąd wyjechać, nie było więc komu dbać o Kriegerdenkmale, Pozostały niekompletne, bo nie miał kto obok personaliów krajanów poległych w Wojnie Pierwszej wykuć nazwisk tych, którzy zginęli dwadzieścia lat później.

Pozostały więc niekompletne, o ile w ogóle zostały. Część z nich zburzono, część obdarto z dawnej treści i nieco sztucznie obdarowano nową: Byliśmy, jesteśmy, będziemy!, W rocznicę powrotu do Macierzy i takie tam różne. Nie ma się co dziwić, Viator doskonale rozumie: przesiedleńcy „zawdzięczali” Niemcom kilka lat poniewierki, pogardy, głodu i strachu, a przy tym śmierć wielu bliskich. Na wszystko, co się z niemieckością kojarzyło, osadnicy Ziem Zachodnich reagowali alergicznie, toteż nie uszło na sucho także Pomnikom Wojennym. Za cud należy uznać to, że niektóre jednak przetrwały w niezmienionej formie! Właśnie do nich pielgrzymuje Viator, aby sobie zapewnić nastrój sprzyjający medytacji historiozoficznej. Nie ma w tym sformułowaniu ironii, ocalałe monumenty naprawdę zmuszają do refleksji. Viator odwiedza je raz już któryś z kolei (daleko nie ma – cała wyprawa to raptem trzy godziny spędzone na rowerze), ale za każdym razem odkrywa w nich coś nowego, jakieś przeoczone dotąd szczegóły. Tym razem – w setną rocznicę wybuchu Wielkiej Wojny – także.

Odwiedza przeto Viator po kolei te Kriegerdenkmale przydrożne i przy każdym z nich pogrąża się w krótkiej zadumie. Mieszają mu się wojny, mylą dekady, plączą nacje, wikłają kraje i idee. Ale tak chyba być musi – na tym właśnie polega pogrążenie w historii.

fetzkipmoniki_1Kościół w Złotniku źle zniósł porzucenie, ale Pomnikowi Wojennemu wyszło ono na dobre!

Wendyjski Złotnik, potem niemieckie Reinswalde, dziś: znowu Złotnik. Położony malowniczo wśród lasów, z rozległym widokiem na dolinę Bobru. W roku 1945 stały tu dwa kościoły: stary gotycki i nowy z XIX wieku, neogotycki rzecz jasna. Repatrianci, choć gorliwie wierzący, nie potrzebowali aż tylu. Do gustu przypadła im, skądinąd naprawdę reprezentacyjna, a przede wszystkim większa, świątynia neogotycka (cóż, de gustibus non est disputandum) i ją właśnie zagospodarowali. Stary przybytek porzucono. Obrócił się z czasem w ruinę, a teren wokół niego zarósł chaszczami i zielskiem. Gąszcz ów nie prezentował się zbyt elegancko, ale otulił i uchronił przed niechętnymi spojrzeniami obelisk wykuty w piaskowcu. Kiedy zaś dziką roślinność wykarczowano, monument już nikomu nie przeszkadzał, bo u dzieci i wnuków przesiedleńców słowo „Niemiec” inne emocje budzi.

A może bezpodstawnie martwi się Viator o bezpieczeństwo Kriegerdenkmalu? Wieś Złotnik ma pewną specyfikę. Wszystkie sąsiednie miejscowości zasiedlili repatrianci z Kresów albo Polski Centralnej. Tutaj było trochę inaczej. Nie bez przyczyny okolica nazywana jest, zgryźliwie zazwyczaj, Rumunią. Bo też i zdecydowana większość powojennych osadników przybyła do Złotnika z Bukowiny, która przez całą wojnę pozostawała częścią państwa rumuńskiego – sojusznika Hitlera. Tam nie było niemieckiej okupacji, choć Wehrmacht także w Karpatach walczył z Armią Czerwoną. Doświadczenia Polaków z Nowego Sołońca, Pleszy czy Suczawy były inne, niż tych z Wawra, Michniowa, Borysławia albo Święcian (właściwie warto dokładniej rozpytać o nie mieszkańców Złotnika, Viator ma tutaj kilku znajomych; może kiedyś jeszcze uczyni, to i opowie o tym czytelnikom). Symbole niemieckie chyba nie budziły wśród nich aż takiej nienawiści. Może też i dlatego nikt nie podniósł ręki na złotnicki Kriegerdenkmal?

fetzkipmoniki_2Für das Vaterland getreu bis in den Tod!

Zresztą, co ci Polacy pokaleczeni przez Wojnę Drugą mogliby mieć przeciw inskrypcji, jaką po Wojnie Pierwszej mieszkańcy Reinswalde uczcili swych poległych braci: Ojczyźnie wierni aż do śmierci. I chyba zgodziliby się, gdyby wiedzieli, w czym rzecz (a większość raczej nie wiedziała), że przywołany niżej biblijny cytat jest jak najbardziej na miejscu. My też się chyba zgodzimy, gdy rozszyfrujemy jego tajemnicę. A to nie takie łatwe! Skoro już przebrniemy przez językową barierę i zidentyfikujemy napis 1 Joh. 3.16 jako werset z Pierwszego Listu św. Jana, dalej jesteśmy w kropce: dobry luteranin Pismo musiał znać na wyrywki, ale u nas z tą biegłością różnie bywa. Dopowiedzmy przeto wprost: Po tym poznaliśmy miłość, że On za nas oddał życie swoje; i my winniśmy życie oddawać za braci. Gdy kuto w piaskowcu ten odsyłacz, nikt jeszcze nie mógł sobie wyobrazić gromady pomylonych Übermenschów, którzy za dwadzieścia lat utopią świat we krwi; jak czysto na ich tle jawi się ofiara młodych Niemców ze Złotnika! Choć i ta Pierwsza Wojna wcale czysta nie była…

fetzkipmoniki_3-4XXXXXXOcalała płaskorzeźba o treściXXXXXXXXXX…a nawet Krzyż Żelazny.
XXXXX   germańsko – militarnej…

Ale minęło od niej już sto lat, a prawie siedemdziesiąt od Drugiej. Czas płynie i chyba rzeczywiście leczy rany. Bo jak inaczej wytłumaczyć obecność znicza, który jakaś polska ręka postawiła na obelisku?

 fetzkipmoniki_5„Ustawki” są poniżej godności Viatora. Znicz naprawdę tam stoi.

 Jedźmy dalej. Kriegerdenkmale przydrożne czekają ze swą opowieścią.

Leave a comment