Pirat i jego kapitan 2

Lech Milewski

Kapitan

Źródło zdjęcia – abc.net.au – program festiwalu Antenna.

Starszy mężczyzna ma oczy zasłonięte grubym zwojem bandaży. Niepewnie stąpa po wąskich, krętych korytarzach. Idący za nim osobnik kieruje go w stronę metalowych schodów, takich jak na statku. Potem jeszcze kilka kroków i wchodzą do pomieszczenia wyglądającego jak gabinet lekarski. Pomagają mężczyźnie usiąść na krześle. Nagle rozlega się strzał z broni palnej.

Powyższa scena to początek filmu The Captain and his Pirate, o którym pisałem 2 tygodnie temu TUTAJ – KLIK.

Film jest refleksją na temat porwania i przetrzymywania przez piratów niemieckego statku przez 121 dni. Reżyser filmu – Andy Wollf – prezentuje dość szokującą tezę – dowódca piratów był jedyną osobą doceniajacą wysiłki kapitana zmierzające do uratowania załogi – armator całkowicie je lekceważył a załoga traciła zaufanie do kapitana.

Uważam film za dobrze zrobiony i przekonujący. Tytułowy pirat jest inteligentny, dowcipny i potwierdza tezę autora. Zachęciło mnie to do przeczytania książki autorstwa kapitana Krzysztofa Kotiuka – Hansa Stavanger – KLIK.

Książka relacjonuje dokładnie, dzień po dniu, przebieg wydarzeń. Większość książki stanowią kopie korespondencji między statkiem i kompanią. Prócz tego książka zawiera relacje żony kapitana oraz jej korespondencję z mężem, z armatorem i wreszcie z redaktorem Spiegla i niemieckimi politykami. Jest to bardzo surowa lecz pasjonująca lektura. Niestety obraz jaki się z niej wyłania nie zawiera inteligencji, dowcipu ani polotu. Wręcz przeciwnie.

Zaczęło się to tak:
“Sobota, 04.04.09
Piękny, słoneczny poranek. Półtora dnia do Mombasy. Wszyscy cieszą się zaplanowanym na dziś grillem. Mały prosiaczek już zamarynowany przez Filipińczyków czeka na rozpoczęcie grillowania.
Siedzę w kabinie przygotowuję ostatnie miesięczne rozliczenie do wysłania z Mombasy pocztą do Kompanii.
– Panie kapitanie, proszę szybko na mostek – krzyczy do słuchawki telefonicznej wachtowy, trzeci oficer – speedboat przybliża się z dużą szybkością z SW, naszego kontrkursu…
Nakazałem natychmiast zmienić kurs na przeciwny. Błyskawicznie zerwałem się z miejsca i na mostek. Zdążyłem tylko zdjąć mój kapitański sygnet i obrączkę i wcisnąłem je w ziemię w doniczce z kwiatkiem w salonie.”

Uwaga: wszystkie cytaty w tym wpisie pochodzą z książki Krzysztofa Kotiuka – Hansa Stavanger.

Następuje dramatyczna ucieczka i pościg. Statek jest w ciągłej łączności z Anty Piracy Centre w Dubaju skąd otrzymuje techniczne wskazówki jak wymanewrować piratów. Kapitan uprzedza te wskazówki i po mistrzowsku prowadzi statek.
Jednak już tego samego dnia, w deszczowym Monachium, żona kapitana otrzymuje wiadomość:
“Heute Morgen ist der Hansa Stavanger von Piraten gekapert. Verbindung mit Schiff ist abgebrochen, mehr wissen wir nicht.”

Załoga statku spędziła ponad 6 godzin na gaszeniu pożarów wznieconych przez piracke rakiety. Nocleg na gołych deskach pokładu.
Następnego dnia w polu widzenia pojawia się niemiecka fregata Karlsruhe. Za późno i za blisko. Piraci wymierzają karabiny maszynowe w załogę – zatrzymaj ich – polecają kapitanowi. Fregata odpływa na bezpieczną odległość.

Tego samego dnia w Monachium, żonę kapitana odwiedzają przedstawiciele policji – BKA – BundesKriminalAmt. Informują, że pertraktacje mogą potrwać 4 do 8 tygodni, taki jest standard w podobnych przypadkach.

Standard – znaczy jesteśmy w cywilizowanym świecie. Napady pirackie u wybrzeży Somalii przybrały takie rozmiary, że uzasadnione stało się opracowanie odpowiednich procedur. To wprowadza równowagę. Armator wie w jaki sposób pertraktować z piratami, piraci wiedzą, że otrzymają jakieś pieniądze. Jedyni, którzy mogą mieć jakieś obawy i wątpliwości to zakładnicy. Poważne obawy i wątpliwości.

“Poniedziałek 7.04.09
… przyjechał największy zbój – główny negocjator. Zażądał 15 milionów. Pozwolił na rozmowę, więc rozmawiałem z kompanią. Będą robić wszystko, aby zapłacic kaucję.”

Piraci nakazują żeglugę w stronę wybrzeża Somalii. Mijają 3 dni bez żadnej wiadomości ze strony kompanii.

“Sobota (wielkanocna) 11.04.09
Po wielu próbach dodzwoniłem się również do negocjatora ze strony kompanii. Odpowiedział mi arogancko, że wie co robi. Na moje prośby o wysłanie jakiegokolwiek maila do piratów odpowiedział… że zbliżają się święta i wszystkie banki są zamknięte.”
Chyba nie miałem jednak racji pisząc wcześniej, że w książce brak jest dowcipu.

W wielkanocną niedzielę przychodzi faks z kompanii, który stawia sprawę jasno:
“..We ask that the crew does not become involved in making negotiations with the pirates: this should only be done by me on behalf of the Company, here in Germany.”

Tymczasem na statku…
“Poniedziałek 13.04.09
Piraci używają toalety bez spuszczania wody. Dwa razy dziennie de‐zynfekujemy toaletę, by utrzymać jakąkolwiek higienę. Najgorsze, że siły opuszczają załogę i już mam dwóch chorych. Ukraiński trzeci oficer, Sława. i spawacz pokładowy mają gorączkę. Początek grypy. Piraci także są chorzy. Boję się, żeby te brudasy nie przyniosły nam z lądu jakiegoś bakcyla.”

Tymczasem u żony kapitana…
“Dziś dotarł do mnie mail od Krzysztofa, który zawierał długo oczekiwany faks od armatora do załogi. Po przeczytaniu zesztywniałam. W treści faksu napisano, że armator troszczy się cały czas o rodziny, a oprócz tego wyznaczono wyraźnie godziny pod telefonem, w których są gotowi do rozmów z piratami. Tego już było za wiele. Po pierwsze, nikt z ramienia armatora się o nas nie troszczył, po drugie – w sytuacji porwania, gdy zakładnicy siedząpod bronią 24 godziny na dobę i czekają na pomoc–oni mają tylko dwie godziny na rozmowy i podjęcie kontaktu!
Chciałam od opiekunów z BKA telefony innych rodzin, spytano mnie:
– Chce Pani tego naprawdę, jest Pani to potrzebne?
Może myśleli, że wspólnie rozmawiając, będziemy rozpalać nasze emocje, a to nie było wskazane. Należało nas uspakajać i trzymać z dala od prasy, ponieważ – jak mówiono – nagłośnienie sprawy może szkodzić pertraktacjom. No cóż, musiałam to zaakceptować, bo przecież nie chciałam zaszkodzić pertraktacjom.”

“Środa 15.04.09
W dniu dzisiejszym piraci przechwycili pięć kolejnych statków. Niezły biznes. A ze strony kompanii dalej nic. Po kolacji zwykle zbiórka na mostku. Tym razem zarządzono, że wszyscy ze służby śpią na mostku. Oświadczono nam, że w przypadku ataku dostaniemy od nich broń i będziemy strzelać do napastników. Piraci będą z tyłu za naszymi plecami i też będą strzelać do atakujących, a w razie konieczności będą strzelać do nas. Panika wśród załogi, cała noc nieprzespana. Cały czas kontrola na radarze, czy nikomu nie przyjdzie do głowy jakiś oswabadzający manewr.
Informacja z BBC – mówią, że niemieckie wojska wylądowały w Kenii w Mombasie i szykują jakiś atak. Dokładnie nie wiadomo, co i kiedy?
Mój Boże, co oni znów wymyślili? Jeśli w ogóle chcą coś robić, niech robią to dyskretnie…”

“Czartek 16.04.09
O 10.15 zadzwonił Peter.
– Today will be lucky day…
Proponujemy 600 tysięcy USD – rzucił bezczelnie.
Abdi zaczął się śmiać i kazał mu napisać to i wysłać faksem. Peter powiedział, że nie może, porozmawia z kompanią i będzie dzwonił jutro.
I to była cała szczęśliwa wiadomość.”

W ciągu następnych 4 dni piraci dwukrotnie obniżają wysokość okupu, na 5 i 3 miliony dolarów. Kompania milczy.

21.04.09 – czyli 17 dni od chwili porwania rozgrywa się scena, od której rozpocząlem ten wpis. Tym razem nie w klinice neuro-psychiatrycznej, lecz na rozpalonym słońcem statku.

“- Kompania nie odpowiada, lekceważy nas, będziemy rozstrzeliwać każdego po kolei – rzucili.
Wszyscy zamarli w przerażeniu…
…Dwóch piratów podskoczyło do mnie, postawiło mnie na nogi, trzeci zdjął okulary i zakleił mi oczy taśmą. Poczułem, że dwóch piratów bierze mnie pod ręce i wyprowadza z mostku. Idziemy powolutku po schodach na dół…
…Huknął strzał, potem drugi. Myślałem, że już nie żyję. Kule przeszłymi kilka milimetrów od głowy. Jednak nie chcą mnie zastrzelić, to widać, to znów jakaś cholerna gra nerwów.
– Siadaj i dzwoń do kompanii – rozkazuje „Zębaty”.
– Opowiedz dokładnie, co się wydarzyło. Jeżeli nie zareagują, to jutro powtarzamy, ale już naprawdę. Podnoszę słuchawkę i wykręcam numer. Nie mogę wypowiedzieć nawet słowa. Piraci kierują wentylator w stronę mojej głowy, to pomaga mi trochę ochłonąć.
Opowiadam moją historię. Peter jest lodowaty w rozmowie, nie wytrzymuję i zaczynam płakać.
– Ty bydlaku! Czy nie rozumiesz, że oni chcieli nas rozstrzelać? – krzyczę i odkładam słuchawkę.”

Tu zakończę cytaty z książki. Kapitana i jego załogę czekało jeszcze 104 dni życia w takiej atmosferze. Do tego nastapiło dramatyczne pogorszenie warunków bytowania gdyż skończyły się zapasy wody i żywności.

Pertraktacje zakończyły się zapłaceniem okupu w wysokości 2.75 miliona dolarów. W którymś momencie piraci byli gotowi zaakceptować 2.5 miliona. Dlaczego więc to się ciągnęło 104 dni?
Na to pytanie brak jest odpowiedzi.

Wrócę więc do filmu – czy między kapitanem i szefem piratów nawiązała się jakaś nić wzajemnego szacunku, zrozumienia, współpracy?
Z książki nie wynika nic podobnego. Po pierwsze nie można w niej jednoznacznie odnaleźć Ahado – jednej z głównych postaci filmu.
Po drugie nie wynika z niej, żeby kapitan miał problemy z dyscypliną załogi. Wprawdzie trzech marynarzy pochodzących z Tuvalu brata się z piratami, ale oni już wcześniej stwarzali problemy. Osobna sprawa to stopniowe pogarszanie się stanu fizycznego i psychicznego załogi. Marynarze przestają reagować na wysiłki kapitana zmierzające do poprawienia ich nastroju. Niektórzy ulegają sugestiom piratów i zaczynają żuć khat.
Po trzecie, poza jednym przypadkiem, nie ma żadnej wzmianki o jakimkolwiek “ludzkim” kontakcie z piratami.
Faktem natomiast jest, że piraci, natrafiwszy na betonowy opór kompanii, pozwalają części załogi kontaktować się z rodzinami. To nie był żaden humanitarny gest, lecz szukanie nieformalnych kanałów, które pomogą zakończyć negocjacje.
Właśnie ta metoda przyniosła rezultaty. Żona kapitana wbrew radom policji skontaktowała się z redakcją Der Spiegel i doprowadziła do publikacji artykułu o porwanym statku. Napisała również list do kanclerz Angeli Merkel.

3 sierpnia rano lekki samolot zrzuca okup. Zgadza się. O godzinie 13:56 piraci wysyłają email potwierdzający spełnienie ich warunków. O godzinie 19 ostatnia łódź z piratami odbija od statku. Dwie minuty później ląduje na statku helikopter z niemieckiej fregaty Meklemburg Vorpommern.

Jednak nie mogę się powstrzymac przed umieszczeniem jeszcze jednego cytatu z książki:
“Idę do mojej całkowicie spalonej kabiny. Szukam donicy z kwiatami. Pozostała tylko spalona ziemia. Wielka radość. To prawie niemożliwe! Znalazłem mój kapitański sygnet i obrączkę ukrytą przed piratami.”

Kapitan traktowany był przez dowództwo fregaty z najwyższym respektem, załoga – z ujmujacą troską. Jedyny cień na te radosne chwile rzuca kompania. Kategorycznie zabrania kapitanowi udzielania jakichkolwiek wywiadów i odmawia zgody na przeprowadznie w Mombasie badania lekarskiego załogi.

Wtorek 11 sierpnia – godzina 8:30 lądowanie w Monachium. Koniec książki.

Po pokazie filmu w Melbourne odbyło się spotkanie z kapitanem Kotiukiem, z którego dowiedziałem się dalszego ciągu. W biurze kompanii czekało na kapitana wypowiedzenie. Związki zawodowe pomogły załatwić terapię psychologiczną oraz rentę.
Z każdego zdania kapitana przebijał wielki i uzasadniony żal do kompanii. W tym kontekście piraci prezentują się dużo bardziej ludzko. Wykorzystał to Andy Wollf w swoim filmie, lecz moim zdaniem przedstawił mocno zniekształcony obraz.

Pomyślałem z żalem, że wydarzenia na statku i sytuacja w Somalii były tak pokrętne, że przydałoby się tutaj pióro rangi Grahama Greena.

Leave a comment