Ela Kargol
Rok poświęcony Marii Pawlikowskiej – Jasnorzewskiej dobiega końca. Idea uczczenia roku 2025 imieniem „polskiej Safony”, w osiemdziesiątą rocznicę jej śmierci, narodziła się w Szczecinie. Pomysłodawcą był Rafał Podraza – znawca rodu Kossaków, cioteczny wnuk Magdaleny Samozwaniec, siostry poetki; jest na zdjęciu poniżej w towarzystwie Małgorzaty Frymus, reżyserki filmu “Lilka”.

29 listopada 2025 roku w Radiu Szczecin odbyły się uroczyste obchody zakończenia Roku Marii Pawlikowskiej – Jasnorzewskiej, przygotowane przez Stowarzyszenie OFFicyna. W programie znalazła się projekcja filmu „Lilka. Opowieść o Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej” w reżyserii Małgorzaty Frymus, a następnie premierowy recital piosenek do tekstów poetki w wykonaniu wyjątkowego duetu Sara Frymus & Krzysztof Baranowski.



Maria Pawlikowska – Jasnorzewska przyszła na świat w Krakowie 24 listopada, pod koniec XIX wieku. Niejednokrotnie podawała inny rok urodzenia, odejmując sobie kilka lat – zawsze pragnęła uchodzić za młodszą.
Jej ukochana, młodsza siostra Magdalena nazwała ją w swojej książce Zalotnicą Niebieską. W domu, w Kossakówce i poza nim mówiono do niej Lilka. Trochę od Marylki, którą być nie chciała i trochę od koloru liliowego, jej ulubionego.
Gdy zawierała trzeci ślub, odmłodziła się o osiem lat. Zmarła 80 lat temu, 9 lipca 1945. Zmarła młodo, a gdyby w akcie zgonu wpisano inną datę, umarłaby jeszcze młodziej. Wojna akurat się skończyła. Ale ona już nie zdążyła nacieszyć się ziemską wolnością, wiekuistą cieszy się nadal.
Wojny we wszystkich jej przejawach i odsłonach nienawidziła.
Pochowana jest na cmentarzu w Manchesterze, blisko szpitala w którym się leczyła i w którym umierała. (Christie Hospital and The Christie Hospital and Holt Radium Institute).
W tym roku grób Marii i Stefana Jasnorzewskich odwiedziła adminka, a ja przy okazji dowiedziałam się, że trzeci i ostatni ślub Maria Pawlikowska-Jasnorzewska z pilotem Jasnorzewskim, nazwanym przez siostrę Marii Lotkiem, brała w Poznaniu, w moim rodzinnym mieście.



Urząd Stanu Cywilnego, w którym udzielano ślubów, zawsze kojarzył mi się z gmachem Wagi Miejskiej na Starym Rynku albo z Poznańskim Ratuszem. Tymczasem w roku 1931 mieścił się jeszcze przy ulicy Zamkowej, przy dawnym zamku Przemysła, albo przy tym, co z niego po licznych przebudowach zostało, niedaleko Starego Rynku. Na stronie fotopolska odnajduję starą pocztówkę Standesamtu – Königliches Standesamt am Schlossberge.
https://fotopolska.eu/Poznan/b98529,Zamkowa_1-2.html
Prawo pruskie, które wciąż obowiązywało w Poznaniu, regulujące zawieranie małżeństw cywilnych, zwłaszcza po rozwodach, cechowało się większą liberalnością. W porównaniu z nim, ponowne zawarcie związku małżeńskiego na dawnych ziemiach zaboru rosyjskiego czy austriackiego wiązało się z dużo większymi trudnościami.
Warunkiem było zameldowanie. Nie wiem u kogo zameldowała się Lilka, ale zameldowała się w kamienicy na rogu ulic dzisiejszego Roosevelta i Dąbrowskiego.


Wtedy ulica nazywała się Jasna. Numeracja pozostała ta sama
Może nie była nigdy w tym mieszkaniu, potrzebny był tylko meldunek.
A jednak jej siostra Magdalena w Zalotnicy Niebieskiej wspomina:
Ślub ich mimo tych sprzeciwów odbył się w Poznaniu, gdzie jedynie udzielano w tym czasie ślubów cywilnych. Trzeba było tam się jednak zameldować i zamieszkać przez kilka tygodni, co też Lilka uczyniła. Pamiętam, że na tę uroczystość sprawiła sobie piękną, jedwabną seledynową szatę. O dacie ślubu nie zawiadomiła rodziny, świadkami byli tylko koledzy Lotka i Lilki znajome.

Nocowali w Bazarze, ale niekoniecznie. Możliwe, że był to tylko jednodniowy pobyt. Świętowali przynajmniej częściowo też w Bazarze. Ze świadkami i znajomymi. Rodzice o wszystkim dowiedzieli się później. Lilka bała się narzekań i przestróg tatki, więc zrobiła tak jak chciała i jak serce jej dyktowało. A dyktowało dobrze.
Stefan Jasnorzewski w liście do żony z 22 stycznia 1941 pisze:
Przyjechaliśmy rano, Hotel Bazar, wpadłem do Urzędu Stanu Cywilnego, a później po Sendorka i Maciusia Iżyckiego, a potem z Panną do Urzędu, po czym do Bazaru. Zapraszam gości, stawili się na czas, a my spóźniliśmy się z powodu tualeta Panny. Sniadanie …Wieczorem dworzec, restauracja.
(Z Tobą jednym: Listy Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej i Stefana Jasnorzewskiego, red. Elżbieta Hurnikowa)
Historia poznańskiego Hotelu Bazar nierozerwalnie łączy się z dążeniem Polaków do ocalenia narodowej tożsamości w czasach zaborów.

26 grudnia 1918 roku z okna poznańskiego Hotelu Bazar Ignacy Jan Paderewski wygłosił przemówienie, które stało się impulsem do wybuchu Powstania Wielkopolskiego.
Co ciekawe, w obszernej liście osób związanych z hotelem, podanej przez wikipedię, nie ma Marii Pawlikowskiej – Jasnorzewskiej.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Hotel_Bazar_w_Poznaniu
Wśród tych osób jest oczywiście Ignacy Jan Paderewski, Józef Piłsudski, jest Helena Modrzejewska, Kazimiera Iłłakowiczówna i wielu, wielu innych, również Adolf Hitler, który w Poznaniu prawdopodobnie nigdy nie był.
Tuż obok Hotelu Bazar, przy ulicy Zamkowej, stoi dawny Urząd Stanu Cywilnego.
Na fasadzie tego budynku, który dziś jest kamiennicą mieszkalną, widnieją dwa serca i dwie obrączki. Dobra wróżba dla przyszłych małżonków.
W grudniowy wieczór wyruszyłam w drogę od restauracji w poznańskim Bazarze ku dawnemu Urzędowi Stanu Cywilnego przy Zamkowej

Był to spacer iście poetycki: ulicą Nową (dziś Paderewskiego), dalej Ludgardy, żony Przemysła – wzdłuż starych murów miasta, następnie Franciszkańską, pod Górą Przemysła, aż na Zamkową. Taką trasą mogli niegdyś podążać nowożeńcy, choć zapewne, chroniąc się przed styczniowym zimnem i dbając o elegancję strojów, wybrali podróż automobilem.
Na murach okalających Zamek Królewski w Poznaniu, tuż obok dawnego USC, wiszą wiersze – krótsze i dłuższe, oprawione w ramki, przewiązane wstążkami. To Punkt Wymiany Poezji, inicjatywa, która narodziła się niedawno właśnie w Poznaniu, a dziś obecna już w wielu miejscach w Polsce.






Być może niemal sto lat temu poezja Marii Pawlikowskiej – Jasnorzewskiej pozostawiła tu swoje liryczne tchnienie i właśnie ono sprawia, że mury wciąż oddychają poezją.
Trzecie małżeństwo Marii trwało najdłużej. Czy było szczęśliwe? Na to pytanie nikt już nie odpowie. Z listów małżonków można jednak wyczytać, że w dużym stopniu tak. Ona, dama, rozpieszczona szczególnie przez ojca, a teraz żona lotnika RAF-u, wiele jednak znosiła. Nie lubiła Dęblina, dokąd przenieśli się z Kossakówki, miejsca, w którym czuła się bezpiecznie. Nie darzyła sympatią żon oficerów, nie pasowała do ich świata. Tuż przed wybuchem II wojny światowej zamieszkali w Warszawie. Nie zdążyła jeszcze urządzić mieszkania, gdy przyszło im opuszczać Polskę.
Pensjonat „Ariadna” był ostatnim punktem
Mojego zamieszkania w Kraju. Od tej chwili
Weszłam w Labirynt. Lecz niech imię Ariadny
Będzie mi dobrą wróżbą! Kłębek trzymam w ręce —
Nitkę tam uwiązałam, na progu. Powrócę.
pisała w wierszu Nitka Ariadny.
Nie wróciła.
W Blackpool, do którego dotarli po długiej podróży, czekała i cierpiała. Czekała nieustannie na męża, który stacjonował często gdzie indziej. Nie znajdowała wspólnego języka z innymi żonami lotników i nie tylko z żonami. Jak sama pisała w listach nie znosiła polkiń i tego całego polactwa. Nie znosiła angielskiej pogody, jedzenia i ciągłego braku pieniędzy. Tęskniła za ojczyzną
A nade wszystko cierpiała, bo nienawidziła wojny.
“Nie wrócę więcej! Niech mnie Bóg odrzuci
Daleko w gwiazdy! Gdyż mnie świat ten smucił
Niewybaczalnie”… “Tak, lecz tu rozkwita
Miłość, jak storczyk ustronny… Nie wrócisz?”
Bóg odrzucił ją, daleko, aż po granice kosmosu. Została planetoidą, ciałem niebieskim, już nie zalotnicą. Poezją w kosmosie. Kosmosem poezji.
https://pl.wikipedia.org/wiki/(4114)_Jasnorzewska
Dla Marii Pawlikowskiej – Jasnorzewskiej
Jest planetoidą,
A więc ciałem niebieskim.
Już nie zalotnicą
Ulotną jak jej tiule.
Nie jest córką Wojciecha,
Ani żoną lotnika,
Ani Lilką,
Ani Marią
Ani wszystkim, kim była.
Jest POEZJĄ w kosmosie.
Księżyce przy niej bledną.
Gwiazdy mizdrzą się do niej.
Drogi mleczne jaśnieją.
Komety zmieniają orbity
I gonią metafory.
Ale ona ma czas.
W okrążaniu słońca.
Nie spieszy sie wcale.
Ma czas już bez końca.

Wiele spotkań, uroczystości odbywało się w Anglii. Inicjował je ZPP n/O czyli Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie. Działo się. Jej tomik NIEBIESKIE MIGDAŁY “uświęcał ” półkę w moim rodzinnym domu. Kupiła go moja starsza ode mnie o 19 lat siostra Janka z Poznania. Czytałam go jako nastolatka Pozdrawiam miłośników tej poezji.
pozdrawiam…