Marek Włodarczak alias Tabor Regresywny
Wolność, seks i księżyc IV
Apokalipsa dużo i mówi, ale nic nie wyjaśnia. Trzeba zasięgnąć języka u najwyższej instancji. W kwestiach ewangelicznych najlepiej u papieża.
JP II rozpoczął swój pontyfikat od Encykliki Redemptor Homilis, gdzie w paragrafie Czego boi się współczesny człowiek napisał: “Człowiek dzisiejszy zdaje się być stale zagrożony przez to, co jest jego własnym wytworem, co jest wynikiem pracy jego rąk, a zarazem — i bardziej jeszcze — pracy jego umysłu, dążeń jego woli. Owoce tej wielorakiej działalności człowieka zbyt rychło i w sposób najczęściej nie przewidywany, nie tylko i nie tyle podlegają „alienacji”, w tym sensie, że zostają odebrane temu, kto je wytworzył, ile — przynajmniej częściowo, w jakimś pochodnym i pośrednim zakresie skutków — skierowują się przeciw człowiekowi. Zostają przeciw niemu skierowane lub mogą zostać skierowane przeciw niemu. Na tym zdaje się polegać główny rozdział dramatu współczesnej ludzkiej egzystencji w jej najszerszym i najpowszechniejszym wymiarze. Człowiek coraz bardziej bytuje w lęku. Żyje w lęku, że jego wytwory — rzecz jasna nie wszystkie i nie większość, ale niektóre i to właśnie te, które zawierają w sobie szczególną miarę ludzkiej pomysłowości i przedsiębiorczości — mogą zostać obrócone w sposób radykalny przeciwko człowiekowi. Mogą stać się środkami i narzędziami jakiegoś wręcz niewyobrażalnego samozniszczenia, wobec którego wszystkie znane nam z dziejów kataklizmy i katastrofy zdają się blednąć.”
W świetle tego to nie kajakarstwo uwalnia nas od lęku, ale życie wolne od zdobyczy cywilizacji, to gotowanie na ognisku, kąpiel w rzece i wędrówka rzeką, im bardziej wolną od ingerencji człowieka tym lepszą. No ale spływ się kończy i lęki wracają, i to z podwójną siłą.
Mój pierwszy spływ skończył się w Krakowie pod Wawelem. Pamiętam wrażenie, jakie zrobiły na mnie krakowianki. Potem bydgoszczanki, gdy kończyliśmy spływ Brdą w Bydgoszcz, a torunianki jak dopłynęliśmy Drwęcą do Torunia.

Potem, jak studiowałem w Krakowie, to krakowianki już mi się tak nie podobały. Zaczynam rozumieć, czemu Abraham nie pozwolił Izaakowi jechać do miasta po żonę i wysłał z tą misją służącego. Nie chciał, by Izaak kierował się lękiem przy wyborze towarzyszki życia. O co więc chodzi? Czyżby popęd seksualny miał związek z poziomem lęku po wejściu do miasta i nie miał nic wspólnego z biologią? Jakie to światło rzuca na problemy z uchodźcami?
Festiwal szant w Tychach, szanta “Gdzie ta keja?” Słowa TU.
Szanta, “Mewy”, słowa TU.
Po Tychach tak widzę wolność od i do. Wolność od lęku i do realizacji marzeń. Ale tych zawartych w piosenkach. W pewnym momencie po piosence powiedziałem tak: żebyśmy śpiewali w drodze i po wyprawie, a nie zamiast wyprawy.
