Ela Kargol
Nie wiem, czy dzisiejsi poznaniacy chodzą jeszcze do zologu, czy już tylko do ogrodu zoologicznego.
Ja pamiętam zolog. W słownikach gwary poznańskiej znajduję i zolog, i zoolog, a nawet z niemiecka colog. Niektórzy odwiedzają ogrody zoologiczne przez całe swoje życie. Ja to robiłam w wieku wczesnej młodości, a potem wczesnej młodości moich dzieci, ewentualnie towarzysząc komuś w wyprawie do Zoo.



Zolog w Poznaniu jest już wiekowy. Mam na myśli ten stary zolog – Stare Zoo. Do niedawna jeszcze uliczne drogowskazy wskazywały w mieście do niego drogę. A może jeszcze wskazują. Podobno Poznań jest jedynym miastem w Polsce, które ma dwa ogrody zoologiczne. Ja wyrastałam w czasach, gdy był jeden. Nowe Zoo wlaśnie budowano. A gdy je otwarto, to kiedyś poszłam z ciekawości. Nachodziłam się dużo, zwierzęta oglądałam z daleka, bo polepszyło im się metrażowo. Zobaczyłam niewiele, bo wszystko było zbyt oddalone, zwierzęta korzystały z „wolności“ i możliwości chowania się przed ciekawskim wzrokiem.
Nie to, co lew w klatce w starym Zoo. Jak zaryczał, to głos niósł się po całych poznańskich Jeżycach. A słonicę Kingę można było prawie pogłaskać. Lwie klatki, gdy lwów zabrakło, udostępniono artystom. Teraz w tych pomieszczaniach otwarto Muzeum Historii Zoo i Lwa w Poznaniu.
W tym roku późnym latem znowu poszłam do zologu. Przypadkowo. Chciałam odwiedzić mieszkanie Kazimiery Iłłakowiczówny – poznanianki nie z wyboru, lecz jak sama pisała o moim mieście, osoby przebywającej tu na wygnaniu.
Czy rzeczywiście tak było? Nie sądzę. Mieszkała na Gajowej, niedaleko zologu.



Nie doczytałam, że do mieszkania można wejść tylko po uprzednim się zgłoszeniu i tylko raz w miesiącu. Przed kamienicą na progu zapraszający napis Salve, więc weszłam. Zachwycona klatką schodową i niebieskim światłem wpadajacym przez niebieskie szybki podeszłam pod drzwi mieszkania poetki. Na skwerze przy dawnej zajezdni tramwajowej, widocznej z okien pokoju Iłłakowiczówny, znajduje się tablica upamiętniająca Czerwiec ’56 i fragment jej wiersza, wiersza manifestu o Poznańskim Powstaniu z1956 roku, Rozstrzelano moje serce…

Kawałek dalej wśród innych poznanianek z Jeżyc znajduję jej wymuralowany portret.


Nie wiem, czy chodziła do zologu. Pamiętam jej wiersz o pegazie, o tym z Teatru Wielkiego i o pewnym panu Gulczyńskim, który go dosiadł, a pegaz mimo wszystko nie poleciał. Pan Gulczyński, powstaniec poznański z 1956 roku, nielubiany przez pegaza i cenzurę, wdrapał sie na szczyt poznańskiej opery, aż milicja, a potem cenzura musiały interweniować.
Jest w Poznaniu na Operze Pegaz,
jak chce, to on leci, a jak chce, to biega
po Sołaczu, Łazarzu, po Krętej, po Młyńskiej…
Czy nie tak, panie Gulczyński?
Pegaz pozostał niewzruszony na szczycie poniemieckiego budynku cesarskiej dzielnicy, lew i pantera także.


Ale oni żyją własnym życiem poza zologiem. Obracają się w innych kręgach. Nawet pantera uniknęła klatki, bo Rilke o niej zapomniał.
Zolog powstał znacznie wcześniej niż gmach opery, znany, jak go już wzniesiono, jako Deutsches Stadttheater.
Dawniej przy ulicy Dworcowej, dziś Zwierzynieckiej znajdował się dworzec kolejowy i Stacja Kolei Stargardzko-Poznańskiej.
Tuż obok działała dobrze prosperująca restauracja, w której chętnie spotykali się miłośnicy gry w kręgle. Dworzec zniknął z miejskiego krajobrazu, ale ulica pozostała. Najpierw nosiła nazwę Tiergartenstrasse, by ostatecznie stać się Zwierzyniecką.
Skąd taka nazwa ulicy?
Początek tej niezwykłej historii miał miejsce właśnie w restauracji dworcowej podczas 50. urodzin jednego z członków Klubu Kręglarzy. Koledzy, skorzy do żartów postanowili uczcić ten jubileusz w nietypowy sposób. Podarowali jubilatowi 12 zwierząt: kozę, owcę, miniaturową świnię, kota, królika, wiewiórkę, gęś, kaczkę, kurę, pawia, tresowaną małpę i niedźwiedzia. Obdarowany pozostawił zwierzęta w ogrodzie restauracji dworcowej, najprawdopodobniej pod fachową opieką i za zgodą właściciela.
Zwierzyniec z czasem się powiększał, ku uciesze nie tylko kręglarzy, ale też mieszkańców miasta.
Trzy lata później, w 1874 roku powołano do życia Towarzystwo Akcyjne Ogród Zoologiczny, a rok później powstało Stowarzyszenie Ogród Zoologiczny, z zarządem, członkami i dotacją od miasta. W 1883 roku obowiązki prowadzenia ogrodu przejął Robert Jaeckel (1851–1907). Choć nie brakowało głosów krytyki wobec jego autorytarnego stylu zarządzania ogrodem zoologicznym, Jaeckel zyskał uznanie za swój zapał, skuteczność, bezinteresowność i ogromny wkład w rozwój poznańskiego „zologu”. To właśnie dzięki jego staraniom udało się wykupić od Kolei Państwowej budynki dawnego dworca i restauracji. Słonica Kinga, którą pamiętam, zamieszkała w starej parowozowni.
Powiększono i zagospodarowano teren ogrodu, powstały nowe pawilony, ozdobny staw, grota, alpinarium, lwiarnia, małpiarnia.


Trzy lata po śmierci Roberta Jaeckla postanowiono uczcić jego pamięć odpowiednim monumentem. Ku zaskoczeniu, a nawet oburzeniu wielu poznaniaków, zamiast pomnika przedstawiającego zasłużoną postać, odsłonięto rzeźbę lwa, króla zwierząt. Autorem dzieła był wybitny berliński rzeźbiarz-animalista August Gaul, twórca wielu już wyrzeźbionych zwierząt. Pomnik przetrwał do dziś. Może ze względu na to, że przedstawiał lwa, nie został po wojnie strącony z cokołu, Wyryty po niemiecku napis: Dem Begründer des Tierparks zum Gedächtnisse („Założycielowi ogrodu zoologicznego ku pamięci”) z czasem uległ zatarciu. W latach 70. XX wieku, dla pewności, by nikt nie próbował go odczytać, przykryto go tablicą z nowym napisem:
W TYM MIEJSCU POWSTAŁ 100 LAT TEMU
POZNAŃSKI OGRÓD ZOOLOGICZNY
POZNAŃ, WE WRZEŚNIU 1974 R.
Oficjalną nazwę pomnika zmieniono na „Pomnik 100-lecia założenia ZOO” .
Bardzo podobny lew stoi przed Starą Galerią Narodową (Alte Nationalgalerie) w Berlinie. Na stronie Staatliche Museen zu Berlin czytam:
Gaul opracował model lwa od 1908 roku w ramach zlecenia miasta Poznań na pomnik założyciela i dyrektora tamtejszego ogrodu zoologicznego w latach 1881–1907, Roberta Jäckela. Pierwsze odlewy w 1910 roku zakończyły fazę projektowania. Istnieją trzy kolejne odlewy, w tym ten z Galerii Narodowej.
https://recherche.smb.museum/detail/965066/stehender-l%c3%b6we




Inny lew – leżący, również autorstwa Augusta Gaula, Był niegdyś częścią kolekcji dzieł sztuki wydawcy i mecenasa Rudolfa Mosse, zagrabionej przez nazistów prawowitym właścicielom. Dzieło zostało zwrócone w 2015 roku, a w 2016 roku zostało odkupione dla Galerii Narodowej w Berlinie. Od kilku lat lew eksponowany jest w foyer berlińskiej Galerii Jamesa Simona.
Po śmierci Roberta Jaeckla w 1907 roku poznańskie zoo zaczęło stopniowo podupadać. Zarówno pierwsza, jak i druga wojna światowa nie oszczędziły ogrodu. Zniszczenia były ogromne, a straty nieodwracalne. Zwierzęta umierały z głodu, ginęły pod gruzami zbombardowanych pawilonów i wybiegów. Do końca drugiej wojny światowej przetrwało zaledwie 176 osobników.
Po wojnie pomału zwierząt przybywało. W 1955 roku przybyła do Poznania z Półwyspu Indochińskiego 3,5-letnia słonica Kinga. Imię wybrano jej później. Nie zamieszkała ani w pustyni ani w puszczy, lecz w starej parowozowni. Podobno była humorzasta. Dożyła sędziwego wieku. Zmarła krótko po swoich 50. urodzinach.
Lew autorstwa Augusta Gaula, poświęcony Robertowi Jaecklowi, to jedyna rzeźba na terenie Starego Zoo w Poznaniu, której historia jest tak dobrze udokumentowana. Pozostałe, choć bardziej rozpoznawalne, jak wilk czy koń, pozostają anonimowe, ich pochodzenie nie jest znane. Wilk, dynamiczny w formie, z wyszczerzonymi kłami i groźnym spojrzeniem, budzi respekt, a jednocześnie cieszy się ogromną sympatią najmłodszych. Każdy z nas choć raz na niego wsiadł i pozował do zdjęcia,

Nie wiadomo, skąd się wziął. Pewne jest tylko, że wilk pojawił się w poznańskim zoo jeszcze przed wojną. Po wojnie otrzymał towarzysza, konia. Według przekazów, rzeźba została przywieziona przez armię radziecką z terenów poniemieckich i podarowana poznańskiemu ogrodowi zoologicznemu. W latach 70. XX wieku rozważano, czy koń mógł być dziełem Augusta Gaula, jednak tę możliwość ostatecznie wykluczono. Gaul znaczy tyle co koń. I tu nasuwa mi się się żart dwujęzyczny:„Einem geschenkten Gaul schaut man nicht ins Maul“, czyli „Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby.”

Warszawa dostała Pałac Kultury, a Poznań konia.
Stare Zoo już dawno przestało pełnić rolę klasycznego ogrodu zoologicznego. Dziś to zielona enklawa w sercu miasta, park z ciekawą historią i garstką zwierząt. Są kozy, owce, wiewiórki, gęsi, kury… Historia zatoczyła koło, a jej cichym bohaterem i corocznym jubilatem pozostaje poznański „zolog”, z sentymentem wspominany, z sympatią odwiedzany.



