Ela Kargol
Za głazem
30 lat temu też było lato. Było ciepło, a momentami upalnie.
Zjednoczone Niemcy nadal się jednoczyły. Pełne nadziei, która powoli przez kolejne lata uchodziła.
Artystom Christo i Jeanne-Claude udało się wreszcie uzyskać zgodę, po niemal 25 latach starań, na opakowanie Reichstagu.
Pomiędzy 24 czerwca a 6 lipca 1995 Reichstag schował się za srebrną, ognioodporną folią, związaną mocnym niebieskim sznurem. Letnia akcja artystów szybko przerodziła się w festyn, święto wolności, radości, choć nie brakowało również przeciwników tego projektu. W ciągu dwóch tygodni zapakowany Reichstag zobaczyło pięć milionów ludzi.








Christo (1935-2020) i Jeanne-Claude (1935-2009) już wcześniej zajmowali się dużą sztuką i realizowali spektakularne projekty w przestrzeniach miejskich i naturalnych na całym świecie.
W czerwcu 1962 roku, w reakcji na budowę Muru Berlińskiego, ustawili w Paryżu mur z pustych beczek po oleju napędowym (Mur z beczek. Żelazna kurtyna), blokując na osiem godzin ulicę Rue Visconti. Spowodowali chaos komunikacyjny, lecz ich gest miał wymiar symboliczny. Mur Berliński – oprócz wywołanego początkowo chaosu – podzielił miasto, Europę i świat na długie lata. Niektóre ulice już nigdy nie zostały połączone na nowo.
Christo i Jeanne-Claude otaczali wyspy, budowali pomosty, rozwieszali ogromne kurtyny w górach, opakowywali mury, mosty, drzewa, aż w końcu przyszedł czas na Reichstag. Czas, który trwał prawie 25 lat.
Pomysł opakowania Reichstagu pojawił się już w latch 70. ubiegłego wieku, z myślą, że końcowy efekt będzie widoczny po obu stronach miasta. Sam Reichstag położony tuż przy murze, po zachodniej stronie, w rzeczywistości wówczas nie był używany. Budynek symboliczny, świadek historii, od Cesarstwa Niemieckiego po Republikę Weimarską, narodowy socjalizm i „Trzecią Rzeszę”, II wojnę światową, podział Niemiec po wojnie i w końcu zjednoczenie. Zbudowany na miejscu pałacu hrabiego Atanazego Raczyńskiego, polskiego arystokraty i pruskiego dyplomaty.
Inicjatorem opakowania Reichstagu był Michael S. Cullen, mieszkający w Berlinie amerykański dziennikarz, historyk, publicysta. W sierpniu 1971 wysłał artystom widokówkę z Berlina. Na zdjęciu był budynek Reichstagu, a na odwrocie tekst: „Proponuję owinąć budynek na odwrocie”. Niestety przez kolejne lata artyści otrzymywali tylko odmowy.
Nauczeni cierpliwości, doczekali się w końcu zgody.
„25 lutego 1994 r. Bundestag zatwierdził projekt Wrapped Reichstag „po żarliwej debacie”. Komentarz: „Po raz pierwszy w historii parlament debatował i głosował nad przyszłym losem dzieła sztuki”. Posłowie opowiedzieli się za wdrożeniem projektu stosunkiem głosów 292 do 223”.
https://de.wikipedia.org/wiki/Verh%C3%BCllter_Reichstag
Już sam proces opakowywania, zasłaniania, owijania był dziełem sztuki, z tego względu nie użyto maszyn, dźwigów, rusztowań i innych urządzeń. Zatrudniono zawodowych wspinacz oraz prawników, inżynierów, kierowników technicznych, handlowych i tysiące innych pracowników. Wybrano firmy odpowiedzialne za dostarczenie materiałów.
I nie chodziło tylko o tkaninę polipropylenową i niebieskie sznury, ale o dużo więcej.
Projekt wart 13 milionów dolarów był dostępny dla wszystkich — bez biletów, kolejek, okienek czasowych czy ogrodzeń.
Christo wyjaśnił znaczenie tymczasowości ich sztuki:
“Nikt nie może kupić tych projektów, nikt nie może być ich właścicielem, nikt nie może ich skomercjalizować, nikt nie może pobierać opłat za wstęp, aby je zobaczyć – nawet my nie jesteśmy właścicielami tych prac. W naszej pracy chodzi o wolność, a wolność jest wrogiem wszelkich roszczeń do własności, a własność jest synonimem trwania. Dlatego to dzieło nie może trwać wiecznie”.
https://de.wikipedia.org/wiki/Verh%C3%BCllter_Reichstag
Tak jak życie, nic nie trwa wiecznie. Łuk Triumfalny w Paryżu owinięto dopiero po śmierci artystów.
30 lat po zapakowaniu Reichstagu, zapakowano go jeszcze raz, zapakowano światłem, iluminacją, zapakowano nocą, bo światło słoneczne nie jest sprzymierzeńcem sztucznego oświetlenia.




Nie ma już tamtej atmosfery, jest ciekawość. Niemcy coraz bardziej podzielone, choć zjednoczone. A my jesteśmy 30 lat starsi. W pamięci ślady tamtych dni, a w portfelu skromna niemiecka emerytura.



Po odpakowaniu Reichstagu zaczął się jego generalny remont, przebudowa, według projektu Fostera i partnerów (Foster and Partners), nad salą plenarną pojawiła się znowu szklana kopuła. Odrębna od pierwotnej, stała się od razu po Bramie Brandenburskiej atrakcją turystyczną i symbolem zjednoczonego Berlina.


W 2009 roku przy pólnocno-wschodniej elewacji Reichstagu wzniesiono „mur Wałęsy” „dla upamiętnienia walki ‚Solidarności‘ o wolność i demokrację oraz wkładu Polski w ponowne zjednoczenie Niemiec i polityczną jedność Europy“.


Przy wejściu zachodnim można odnaleźć polski — choć pruski — element: płaskorzeźby przedstawiające personifikacje rzek Wisły i Renu. Obie rzeki stanowiły wówczas zachodnią i wschodnią część Wielkiego Cesarstwa Niemieckiego. Dziś są elementem dekoracyjnym na ścianie budynku, który pamięta jego burzliwą historię.
Aktualnie Reichstag otaczają zwały ziemi, ogrodzenia i kontenery. Dostęp do budynku jest utrudniony.
Powstaje rów obronno-ochronny tzw. rów AHA, który ma bronić i chronić, ale nie zakłócać pola widzenia.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Aha_(sztuka_ogrodowa)
Na koniec wspomnę o dwóch prowizorkach.

Prowizorką pierwszą jest kontener, a nawet chyba dwa lub trzy, noszące moje imię (ELA Container), postawione tam przed prawie piętnastoma laty. Miały być pierwotnie rozwiązaniem tymczasowym, ale stoją do dziś. Służą pracownikom kontrolującym osoby zwiedzajace Reichstag. Szpecą krajobraz i tylko specjalne tymczasowe prawo budowlane pozwala im tam stać. Niebawem ma się to zmienić.




Następną prowizorką jest niedawno odsłonięty głaz (Kamień Pamięci dla Polski 1939-1945). Trzydziestotonowy głaz z Meklemburgii postawiono już w kwietniu w miejscu dawnej Opery Krolla, skąd Hitler 1 września 1939 roku ogłosił napaść Niemiec na Polskę. Opera, po pożarze Reichstagu w 1933 roku pełniła funkcję parlamentu.
Najpierw oburzona nazwaniem głazu prowizorycznym i tymczasowym, zmieniłam zdanie, gdy zobaczyłam go pod koniec kwietnia, za płotem, gdy czekał na odsłonięcie. Głaz jak głaz, trudno go będzie ruszyć, więc ma szanse zostać na wieki. Pomniki częściej spadają z cokołów. Głazy są trwałe, jedynie tablica może kiedyś ulec zapomnieniu, zniszczeniu, tekst może ulec zatarciu lub wymianie na inny. W kwietniu nad głazem kwitła dzika jabłonka. To kwitnienie i opadające białe płatki na głaz, tak mnie rozczuliły, że wcale na innym okazalszym pomniku mi już nie zależy.
Jestem za głazem. Dosłownie i w przenośni. Stojąc za nim fotografuję Reichstag.


Przed laty, w tym wpisie z obrazkiem róowych, opakowanych wysp, napisałam tam o tamtym czerwcu:
Berlińczycy, którym z reguły nic się nie podoba, są niezadowoleni z projektu, ale artyści w towarzystwie wolontariuszy zabierają się do pracy. I potem, nagle, z dnia na dzień – wszystko się zmienia. Nagle cały Berlin jest zachwycony. Pojawiają się głosy, że dobrze by było zostawić na zawsze tę wspaniałą instalację, bo to jedyny sposób, by nie musieć oglądać tego paskudnego budynku. Jest lato, jest ciepło, kwitną lipy, wszyscy idą pospacerować wokół opakowanego Reichstagu. Jeśli byliśmy wczoraj, nie szkodzi, dziś też pójdziemy. Wszyscy są mili, wszyscy się lubią, nikt nie wrzeszczy, nie ma żadnych haseł, ani za, ani przeciw… Opakowany Reichstag sprawił, że pogodziliśmy się ze sobą, z historią, teraźniejszością i przyszłością.
Świetny jak zwykle wpis Eli, z fantastycznymi zdjęciami, a także ostatnie zdanie w komentarzu Ewy:
“Opakowany Reichstag sprawił, że pogodziliśmy się ze sobą, z historią, teraźniejszością i przyszłością”…
przypomniały mi też i romantyczną stronę dawnego Berlina: