Pożegnanie Tibora (1)

Tibor Jagielski, Krystyna Koziewicz, Ela Kargol i Ewelina Jaworska


Od adminki: Takie niebo zapłonęło nad Berlinem, gdy 13 stycznia zebraliśmy się w Polskiej Kafejce Językowej, aby wziąć udział w wernisażu prac Tibora Jagielskiego i posłuchać jego wierszy. Wokół tego spotkania powstało wiele tekstów, kilka z nich opublikuję dziś. Następny w sobotę za tydzień.

Krystyna Koziewicz

Wernisaż Tibora Jagielskiego po raz drugi w SprachCafe Polnisch.

Tibor był poetą, malarzem, prozaikiem, tłumaczem, działaczem opozycyjnym, wrażliwym poetą o krytycznym umyśle naukowym, który komunikował myśli, idee, uczucia i światopogląd poprzez sztukę. Inspiracje czerpał z tego, co widział, słyszał, doświadczał i z tego, czym się otaczał. Wielka ikona polskiej emigracji, którego mało się znało, mało o nim mówiło, pomimo iż dużo tworzył w każdym momencie życia. My, Członkowie Stowarzyszenia Miast Partnerskich Szczecin- Berlin wspólnie ze SprachCafe Polnisch uczciliśmy Jego pamięć poprzez obrazy, rysunki, poezję, teksty i osobiste wspomnienia.
Żegnaj, Tibor!


Ela Kargol

Die Vernissage Nr.1

Die  leeren Wände
wundern sich.
Die Haken und Schnüre
ohne Gewicht. Ohne Bilder.
Paar Gäste sind da.
Der Künstler fehlt.
Und keinem hat er was erzählt,
Wohin er geht.
Er hat uns gar nicht informiert.
Wohin? Weshalb? Warum?
Die Anwesenheitliste hat er
wohl ignoriert.
Angeblich hat man ihn
noch gesehen.
Zwischen dem Mond, der Sonne,
zwischen zwei Winden und drei Böen.
Er winkte uns zu, bevor er dem Regenbogen
seine Farben stahl,
Mit einem Mal,
Als er auf dem Weg ins Schattenreich war.

Wernisaż numer 2

Artysta był z nami
Spoglądał gdzieś z boku.
Pił wino czerwone
I życzył nam wszystkim
Szczęścia w Nowym Roku!
A my mu sto lat śpiewaliśmy chórem.
A on się chował za siódmą chmurę.
Raz tylko stuknął w szybę okienną,
Aż się na stole rozlał atrament.
Ale mu było już wszystko jedno.
Mu było “Amen”.


Ewelina Jaworska

Przed wernisażem

To już dziś… 13.01 spotykamy się z Twórczością Tibora Jagielskiego, berlińskiego wszechstronnego Twórcy, który “robił” i w słowie, i w obrazie. Nietuzinkowy, i cóż odszedł jak wielu Najlepszych, niedoceniony przez Rodaków, ale na swój sposób spektakularnie i artystycznie; nie dojechał na swój wernisaż, nie dowiózł prac plastycznych, bo zmarł. Czy to nie jest scena jak z filmu?

W wyobraźni widzę Ewę Slaską Ewa Maria Slaska na pustej scenie, zaskoczoną, zamyśloną. Cisza czasami jest najlepszym komentarzem w takich momentach, a w tle widzę na stołach już ustawione kieliszki jak żołnierze, a butelki z winem białym jak dowódcy. Powoli schodzą się ludzie, robi się dziwnie… miało być kulturalne spotkanie polonijne, a jest stypa. Każdy jakoś tam się wewnetrznie resetuje, zatrzymuje, wraca do ustawień fabrcznych. Zawiesza się na moment system, bieg rozbieganych w chaosie dużego miasta myśli. Wszyscy zgromadzeni mogli kontemplować wyraz śmierć i odmieniać go przez siedem polskich przypadków i w przypadkowej częściowo, nagłej tej wspólnocie. Mocny temat do smalltalku i zawiązywania więzi (ponoć mocne przeżycia łaczą ludzi mocno i trwale).

Tamtego wernisażu na pewno obecni nigdy nie zapomną, mnie tam nie było, a na dzisiejszy wszystkich serdecznie zapraszam.

Wskrzesimy Tibora na chwilę słowem, zobaczymy świat jego oczami przez prace plastyczne i będziemy mieć chwilę zadumy i zatrzymania, i wspólnoty z innymi, podobnymi dziwakami, lubiącymi poezję i sztukę. Takie momenty są nam myślę bardzo potrzebne.

Artysta to nie ten, co zawsze wyskakuje z lodówki, lecz często ktoś, kto tylko lekko, nienachalnie zaznaczył swoje istnienie. Jakąś już tam u Ewy na blogu wspólnotę stworzyliśmy… ten nasz utkany słowem Klub, trochę już też umarłych poetów, tekstów czasem wyklętych, niechcianych gdzieś indziej, jak i osób niezauważonych przez oficjalnych promotorów kultury z urzędu tu się zgromadziło. Niepokorne litery zapomnianych poetów, także tych z pióropuszem.

Idźcie więc offline zachęcam, przyjdzcie na spotkanie… zanim nie jest za późno.


Po wernisażu: Wernisaż bez Artysty

Jeżeli kiedyś umrę, jako ta niedoceniona osoba, parająca się twórczością, to chciałabym, żeby było jak dziś u Tibora; aby wernisaż pośmiertny odbył się “przypadkiem” w moje urodziny, aby zgromadzeni nieliczni zaśpiewali sto lat po polsku (i oczywiście spolszczeni Niemcy), żeby zapłakała tylko jedna osoba, która mnie nie znała, a reszta bawiła się wybornie.

Jedno z najważnieszych takich spotkań artystycznych w mojej tu berlińskiej już szestnastoletniej drodze. Dziękuję Ewa Maria Slaska za to, że mogłam dziś z Wami być, poznać partnerkę Tibora i innych bliskich mu ludzi, otwartych, ciepłych i wrażliwych.

A na koniec dla Was
“puszczam” w świat krótki wiersz Tibora, myślę, że pasuje na dobranoc.

spowiadam się
bogu najmniejszemu
czasami klękam przed wierzbą
i mówię – dziękuję!

za stancję w oku cyklonu
za gruszki i atrament

amen

Foto: Marta Susid, Ewelina Jaworska, Krystyna Koziewicz i (niebo nad Berlinem) Ewa Maria Slaska

Prowadzenie: Ewa Maria Slaska, czytały: Ewelina Jaworska, Marta Susid, Ela Kargol, Monika Wrzosek-Müller i Heidi Meisheimer. Dziękujemy Agacie Koch i Polskiej Kafejce Językowej oraz Stowarzyszeniu Partnerstwo Miast Szczecin-Kreuzberg/Friedrichshain oraz jego przewodniczącej,Ewie Dąbrowskiej za wszelkie wsparcie, jakiego nam udzieliły, również finansowe. Specjalne podziękowania kierujemy do dwóch młodych ludzi – Chrisa Siegera i Konrada Kozaczka – bez Was nie dałybyśmy rady 🙂

Leave a comment