Teresa Rudolf
Filomena i jej sny
Dzisiejszego rana, kiedy Filomena otworzyła okno sypialni, wciągnęła w nos i płuca najczystsze powietrze wiosny, zapach wszelakiej roślinności, a dla uszu śpiew i świergot ptaków, a i odległe szczekanie psa. To towarzyszące uczucie harmonii wszystkich wrażeń odurzyło ją zupełnie. Siadła na krześle stojącym przy oknie, zamknęła oczy i poczuła ogromną błogość rozleniwiającą całe ciało…
Zdała sobie sprawę z tego, jak wspaniałym pomysłem był dwudniowy wyjazd do Gródeczka, wioski, gdzie mieszkała jej daleka kuzynka. Kobiety nie widziały się około dziesięciu lat, Filomena więc w ramach odnawiania kontaktów z rodziną po ostatniej rozmowie telefonicznej skorzystała z zaproszenia Marii. Miały sobie wiele do opowiadania, a czuły się tak, jak gdyby nie było wcale tak długiej przerwy. Maria była od Filomeny o rok młodsza i miała brata Pawła, mieszkającego już od kilku lat w Paryżu. Z tym kuzynem Filomena nigdy nie miała jakoś za dobrego kontaktu. Maria mieszkała obecnie w małym, rodzinnym domku z ogródkiem, odziedziczonym po rodzicach wraz z kotem Julkiem i psem Ksawerym. Wścibscy ludzie z wioski często krytykowali fakt, że zwierzęta te miały takie wyszukane ludzkie imiona, a znaczyło to, że “teraz ludzie zaczynają przenosić jakieś niezrozumiałe brewerie z miast do wiosek”.
Filomena siedząc tak zamyślona nad ostatnimi wydarzeniami, też skojarzeniami z przeszłością, usłyszała delikatne pukanie do drzwi i kobiecy, pytający głos:
– Czy zejdziesz na śniadanie? Jajecznica będzie już chłodna.
– Tak, już schodzę – odpowiedziała i szybko zbiegała schodami do kuchni.
Ta fantastyczna jajecznica, taka właśnie jak dziś, to jej dzieciństwo…
Tylko tutaj i tylko ciocia Kasia, mama Marii, robiła tak przepyszną jajecznicę z cebulką i pomidorami, posypaną świeżym koperkiem z ogródka. A teraz Maria nie ustępowała jej absolutnie w niczym. Radio nastawione było na program muzyczny, dziś z muzyką taneczną.
– O tej porze, rano, taka muzyka to rzadkość – stwierdziła Filomena. – O Boże, jak ja już dawno nie tańczyłam – dodała zdziwiona tym smutnym odkryciem.
Scenka 9
Tango, tango
Późnym wieczorem pociąg spokojnie zbliżał się do kolejnej stacji, wystukując radośnie ostatnie metry przejazdu.
Podróżniczka o płonącym kolorze włosów wyjrzała przez otwarte okno i usłyszała dźwięki muzyki, rozmowy ludzi, ich śpiew, zobaczyła kolorowo oświetlone stoiska z napojami, drinkami, lodami, słodyczami, watą cukrową…
Trochę przypomniały jej się festyny z dzieciństwa, ale nie było tu widać ani piernikowych serc, ani też zabawek dla dzieci… Na peronie kwitły przeróżnego koloru róże, stwarzając niebywałą kompozycję zapachową. Od czasu do czasu muzyka przebijała się poprzez głosy ludzkie i niektórzy zaczęli nawet tańczyć…
Nie było to wcale tu dziwne, gdyż na ogromnej tablicy widać było pięknym pismem wykaligrafowany napis:
TANGO, TANGO
i tak też nazywała się przecież, ta fantastycznie i gustownie oświetlona stacyjka. Ogólny nastrój na peronie był niezwykle przyjazny, ludzie byli pogodni, popijali różne napoje, konsumowali wszelakie słodkie delikatesy, rozmawiali ze sobą wesoło, no i tańcząc tango. Niekiedy było to argentyńskie tango, ale były też i popularne tanga, a czasem jakieś starsze, lub też nowe melodie filmowe z tangiem w tle… Każdy mógł znaleźć coś dla siebie.
Nastrój ten rozgrzewał serca, wzruszał, pozwalał się ludziom bliżej poznawać, żartować, unosił się w powietrzu zalotnie, uwodząc lekkością i beztroską życia.
Kobieta wyglądająca przez okno swego przedziału, znudziła się wyłącznym przyglądaniem wszystkiemu, wolała zejść również na peron, wiedząc o trzygodzinnej przerwie w podróży. Powoli zaczęła przechadzać się pomiędzy stoiskami, między grupkami pogodnych ludzi, jak i wśród tańczących par.
Z dziwnym uczuciem zaczęła się rozglądać dookoła, widząc wyłącznie obce twarze. Z jednej strony żałowała, że była tu sama, a z drugiej, pomyślała, że ta cała jej podróż jest jedną, ogromną przygodą z niewiadomym przebiegiem. I to właśnie było fascynującym wyzwaniem. Spacerując po tym dziwnym peronie, ujrzała się nagle w jednym z dużych okrągłych luster, które stały niedaleko wyjścia i stwierdziła, że jasna, kremowa bluzka i cieniutki szalik we wzory o łososiowo-kremowym kolorze, oraz kremowa spódnica, harmonizowały znakomicie z jej dzisiejszym, świetnym samopoczuciem.
Niespodziewanie obok jej odbicia, pojawiło się również inne, męskie odbicie, a kiedy odwróciła się speszona, rozpoznała już tę kiedyś widzianą twarz… Był to bowiem pasażer wsiadający niedawno na stacji Tak trudno wybaczyć, do tego samego pociągu. Obserwowała go wtedy dłuższy czas ze swego przedziału, kiedy to, pogodnie zamyślony, oglądał mijane krajobrazy przez okno pędzącego pociągu.
– Czy mógłbym Panią poprosić do tanga? – usłyszała głos mężczyzny.
Kobieta uśmiechnęła się tylko i skinęła głową. Spojrzała jeszcze z peronu na okna swego pociągu i zobaczyła papugę Gigi stojącą przy otwartym oknie, wyglądała, jakby coś mówiła, lub śpiewała, czego jednak niestety nie można było w tym hałasie usłyszeć i zrozumieć.
Teraz dała się już powoli poprowadzić do tańca…
Ze zdziwieniem usłyszała znaną jej, przepiękną jej zdaniem, trochę melancholijną melodię i zatopiła się we wzruszeniu, no i też w tym tańcu…

dobrze sie czyta! kobieca wersja gombrowicza?
Dziękuję Tiborze…😅