Podróż dookoła ziemi w kilku scenkach (6)

Teresa Rudolf

Filomena spojrzała na duży zegar kuchenny, była już 13.00 godzina, chciała dzisiaj pójść do kina, zajrzy więc do programu, by coś wybrać. Dziś miałaby ochotę na jakiś lekki film, ale oczywiście na poziomie…
Bardzo ceni sobie recenzje Tomasza Raczka, ma nawet w internecie substrykcję na wszystkie jego odcinki na tym kanale.
Jest dowcipny, zna się na rzeczy, można się wiele od niego nauczyć, a i z zainteresowaniem wysłuchać jego opinii o każdym prawie filmie. 

Czasem udało jej się nakłonić panią Klarę, by poszły razem, ale niestety ostatnio ona czuje się nie najlepiej, nawet często prosi Filomenę o pomoc w zakupach. Oczywiście więc, że musi dziś pójść sama, do czego zresztą się już przez wiele lat przyzwyczaiła.
Miała ogromną ochotę, pobyć dziś poza domem, czuła już zaloty wiosny; chciała korzystnie wyglądać, znów widzieć w lustrze atrakcyjną kobietą, no i wdychać to wspaniałe powietrze, zapachy rodzącej się natury. 
Coroczny przypływ wiosny odczuwała jak jakieś
uroczyste misterium, do którego czuła się zaproszona. 
Wiedziała, że  z wiosną “idzie nowe”…

Przedwczoraj spotkała przed windą sąsiada Lesia, przywitali się serdecznie, ale w windzie rozmowa się już nie kleiła.
– Wiosnę już mamy – powiedział, – zaraz inaczej – dodał.
– To prawda – odpowiedziała Filomena wolno, – po czym się już do końca nie odezwała.
Pożegnali się, każde z nich poszło do swego mieszkania.
Rozpakowała zakupy swoje i Klary, umyła ręce i zapalilła papierosa, pijąc wodę z sokiem malinowym, na kawę nie miała dziś ochoty.
– Czemu mam z tymi Lesiami, Lechami, Lesławami ciągle do czynienia, chyba w czasie ich urodzin było to bardzo modne imię i to w tych paru różnych wariantach.
I zawsze za każdym razem fiasko, takie bez sensu te znajomości…
– Pani Klaro, zaraz wpadnę do Pani z zakupami, o mały włos, a zapomniałabym o shebie dla Salci, 
ale wróciłam do sklepu i już mam – poinformowała sąsiadkę.

scenka 6

Wiosna, wiosna, wiosna

Pociąg powoli zbliżał się do kolejnej stacji, atrakcyjna kobieta w średnim wieku, o ładnych, kasztanowych włosach, ubrana dziś bardzo kolorowo, widocznie dobrze zadomowiona w swym przedziale, zaczęła otwierać okno, co za każdym razem było nie lada wyzwaniem, tak było ciężkie i jakby zablokowane, ale w końcu znów się udało…

Przed nią zaczął się już ukazywać peron, wyglądający jak wioska; pełno zieleni, pełno domków różnych;  tych wyglądających na takie z historią, choć już odnowione, ale starej daty, i tych już całkiem nowych, z czerwonymi, lub bordowymi dachami. Wszystkie miały ogrody, jedne z przeróżnymi, dzikimi, bardzo kolorowymi, pachnącymi dalą i podróżą kwiatkami, zadomowionymi już prawie wszędzie – przypominały, że są łąki, pola, drzewa…

W innych ogrodach można było zobaczyć  sezonowe kwiaty, przede wszystkim róże, hodowane pieczołowicie, o przeróżnych barwach, niekiedy były tam też białe lilie, kolorowe irysy, pelargonie…

Kobieta spostrzegła z ciekawością przy dużo bogatszych domach, gdzieniegdzie stawy z nenufarami, jej zachwyt był ogromny.
Czuła już tę wiosnę wpadającą przez okno, lecz pomimo tego wspaniałego przeżycia, zaczął sączyć się jakiś smutek, kiedy zobaczyła wysiadających ludzi w różnym wieku. Były to na ogół same kobiety. Zamyśliła się nad sobą, zatęskniła teraz za kimś bliskim, kto oglądałby z nią w tej chwili właśnie tę wioskę, siedział nad stawem z liliami wodnymi, dotykał płatków róży, czy też  leżał obok niej na łące i szukał jej ręki…
Poczuła, jak bardzo oszukiwała się myśląc, że egzystencja singielki na coraz wyższych stopniach kariery zawodowej była marzeniem jej życia, jak też i to, że mogłaby szybko zapomnieć o ostatnim, bolesnym rozstaniu.

Nagle błyskawicznie zaczęła pakować rzeczy; spódnice, bluzki, buty (wszystko czego użyła w tej podróży) i wybiegła z pociągu, mieszając się z innymi kobietami, które też tu wysiadały.
Papuga Gigi, siedząca znów w jednym z przedziałów ze swą właścicielką, obserwując z ciekawością co się wokół dzieje, recytowała przejęta:

Tęsknota,
wróżenie z fusów,
płatków margaretki,
wiara w białego kota,
który oby przeleciał nam drogę.

Malowanie
akwarelkami pastelowymi
wszystko, co powinno się
zdarzyć, jak tylko…

Retuszowanie rzeczywistości,
by nie miała
żadnej zmarszczki,
gdy tylko…

Pragnienie niespełnione,
głód nie zagłuszony,
pustynia, pustynia

ból serca,
na który się ciągle
na nowo zgadzamy,
gdy się na horyzoncie 
pokaże, jak jakaś fatamorgana…

10 thoughts on “Podróż dookoła ziemi w kilku scenkach (6)

  1. Jestem zachwycona i tekstami i wierszami. Jak pięknie Teresa buduje zdania, bogactwo słów i porównań, wręcz maluje słowami obrazy. To jest po prostu piękne i zawsze żałuję, że takie krotkie. Dobór piosenek podkreśla nastrój i dopełnia obraz. Dziękuję Kochana, pisz więcej.

  2. Dziękuję Ci bardzo Elu, dodajesz mi motywacji, żeby śledzić dalej, jak dedektyw, tę Filomenę…Pięknej niedzieli…😍

  3. Ewo, jeśli ktoś spoza autorôw należących do blogu tu coś  czasem napisze, tego akurat nie wie, o czym ja z kolei już wiem….pozdrawiam

  4. Ewo, ponieważ napisałaś, że nie wiadomo dlaczego jest to “geowy”, to może ogólnie przypomnę:
    -dla mnie była to też niespodzianka, bo wymyślił to WordPress, nie wpuszczając mnie tutaj pod żadnym innym passwortem i tylko to goewy jest teraz moją przepustką do komentarzy.
    Na początku wystarczył Fb. przez który mogłam to robić, ale później WordPress znów zaczął mnie stąd do spamów wyrzucać i miałaś Ty pracę…🤣
    Pozdrawiam
    T.Ru

  5. Ach Ewuniu, wszystko było i jest ok. Wyjaśniłam dla ogółu ponownie, bo byłam też już kilkakrotnie, prywatnie o TO ”goewy” pytana.
    I nadarzyła się więc możliwość by to “zjawisko” znów bliżej naświetlić.

    Pozdrawiam.
    Teresa😅😅😅

Leave a comment