Ewa Maria Slaska
Pamiętacie taką kartkę?

Gdzieś przeczytałam, że niektóre postanowienia noworoczne padają już po 30 minutach, niektóre po dwóch dniach, tydzień to jest raczej szczyt naszych możliwości, a naprawdę mało kto rzeczywiście realizuje jakieś postanowienie. Jakieś, jakiekolwiek.
Rzadko zobowiązuję sama siebie, rzadko coś sobie postanawiam. A na Nowy Rok to już w ogóle niemal nigdy. Czasem się jednak zdarza. Kiedyś chciałam biegać codziennie, kiedyś zrezygnować całkowicie z cukru. Oba postanowienia zniknęły ze świadomości, nawet nie wiem jak i kiedy, i teraz sobie o nich przypomniałam. Można by powiedzieć, że beznadziejnie. Ale przecież w tym samym okresie naprawdę przestałam palić. Może więc nie jest aż tak źle.
Ale właściwie po co w ogóle dokonujemy takich postanowień? Komu coś obiecujemy? Losowi, bogom, światu?
Zacznijmy jednak od pytania podstawowego – dlaczego akurat na Nowy Rok, a nie w grudniu po południu? I od razu odpowiedź – 1 stycznia to wcale nie jest “prawdziwy” nowy rok, to był nowy rok urzędników rzymskich, którzy kiedyś musieli podliczyć aktywa i pasywa. Wymyślono, że ten moment dzielący lata, to będzie styczeń, January, bo był taki pomniejszy rzymski bóg, Januarius, który miał dwie twarze, jedna patrzyła wstecz, druga przed siebie. Biurokraci poczuli, że to odpowiedni patron dla ich manii liczenia i pisania.
Prawdziwy nowy rok był świętem kalendarzowym i wiązał się z jednym podstawowych zjawisk na niebie – przesileniem letnim lub zimowym albo równonocą wiosenną czy jesienną, czyli początkiem kolejnych pór roku. Wielcy bogowie rodzili się w tych specjalnych momentach (Horus, Mitra, Jezus) i w tych momentach umierali. Była to więc również pora, by zadbać o zmarłych porzodków i nakarmić ich głodne pamięci duchy. Warto też było w te właśnie dni wyjść w pole, aby siać i zbierać, lub na pastwisko, nakarmione duchy mogły spowodować, że urodzi się dużo nowych zwierząt, a rośliny urosną. Duchy mogły przysporzyć plonów. Ale zawsze potrzebowały czegoś w zamian, czyli ofiary, takiej, na jaką nas było aktualnie stać. W zaraniu naszej historii dostawały człowieka i to własnego, dziecko, młodzieńca, pannę wybranych z własnej społeczności. Wybrani lub ochotnicy / ochotniczki. Z czasem zastąpiły ich niewolnice/y, przestępcy, jeńcy. W początkach naszej cywilizacji zamiast ludzi ofiarą stały się zwierzęta, najpierw duże i dużo, potem coraz mniejsze, coraz mniej… Te są nadal praktykowane. Ofiary z kóz i kur widział zapewne każdy, kto choć trochę podróżował po świecie poza Europą. W Europie dość dawno kurczaka, jagnię, koźlę zastąpił obrazek, symbol, kwiat, jajko… A im mniejsza i słabsza była ofiara, tym więcej trzeba było obiecać strasznym głodnym duchom przodków. Obiecywały kościoły, państwa, formacje społeczne, pojedyncze jednostki. Będziemy dobrzy. Nie zgrzeszymy. Oddamy, ofiarujemy, damy. Nie będziemy jeść albo się pieprzyć, albo przeciwnie, będziemy się pieprzyć bez końca.
Zrezygnujemy, poświęcimy, zrobimy.
Zbudujemy, wyremontujemy, zaniesiemy, pobiegniemy, dogonimy.
Będziemy. Nie będziemy.
Przeczytamy. Nie przeczytamy.
Nie rzucim ziemi. Rzucimy picie i palenie. Wyrzucimy głupie myśli z głowy. Zrzucimy kilogramy.
To wciąż te same ofiary dla duchów, czasem nazywanych już świętymi lub bogami. Albo już nie nazywanych ani świętymi, ani bogami, ani duchami.
Obietnice.
Postanowienia.
Powinniśmy je podejmować, gdy zaczyna się wiosna, albo lato, jesień lub zima. Ale biurokraci zwyciężyli. Podejmujemy je 1 stycznia.
Wytrwamy? Może tak, ale nie zapominajmy, że Januarius to bóg dwulicowy, nie dość, że patrzy i tu, i tam, to jeszcze nigdy nie wiemy, czy akurat na nas. Może zresztą jest zezowaty. Może ma dwie gęby i jedną głosi prawdę, a drugą jej przeciwieństwo. Może akurat nie widzi, że zjedliśmy czekoladę.
A może w ogóle wystarczy mu coś obiecać, ale już wcale nie trzeba tego spełniać.
Wytrwamy? Może.
Może do jutra.

(…)ale nie zapominajmy, że Januarius to bóg dwulicowy(…)
2, 4,16… itd, itp;
Pozdrawiam🤣🤣🤣