Transsyb (8)

Zbigniew Milewicz

Czerepacha przyjmuje życzenia

Popularnym zajęciem niezamożnych Rosjan jest w Ussuryjsku rola „człowieka-mrówki“. Miejscowe biura podróży oferują jedno lub kilkudniowe wycieczki do Chin, wizę można załatwić w ciągu jednego dnia. Chiński biznessmen kupuje Wani bilet na podróż autokarem, do przygranicznego Harbinu, albo samolotem, bo czasami trzeba udać się w głąb kraju, na miejscu dają mu torbę ważącą 10 kilogramów, bo tyle wolno przewieźć przez granicę i człowiek wraca. Oddaje komu trzeba towar i ponownie rusza do Chin. Nie wie nawet, co przewozi. Sam ma z tego interesu tyle, co na sobie. W Harbinie kupuje kilka kurtek albo par spodni, to wszystko nakłada na siebie i przewozi przez granicę. Jak dziennie zrobi jeden kurs, to coś tam uzbiera, bo za bilet nie płaci.

Rosyjski handel zawalony jest chińskimi towarami, przeważnie tandetą. W odwrotnym kierunku płyną naturalne bogactwa Rosji. Zwłaszcza drewno, którego Państwo Środka nie posiada w nadmiarze. Pod topór i buldożery od lat idą całe hektary syberyjskiej tajgi, a zajmujące się tym mafijne organizacje, zbijają kapitał. Zostaje po nich tylko spalona ziemia. Przepisy ograniczające eksploatację cennego surowca obchodzi się zwyczajowo przy pomocy łapówek dla skorumpowanych urzędników.

– Co o tym myślą twoi rodacy? – pytam Larissę

Mówi, że to zależy od człowieka. Nie brakuje ludzi potępiających wyprzedawanie narodowego kapitału i przeciwnych korupcji, ale wielu chętnie sprzedałoby własną skórę obcym, gdyby tylko był z tego jakiś zysk. Trzeba jednak zrozumieć rozgoryczenie ludzi, którzy za starej władzy mieli zagwarantowane proste środki egzystencji, a teraz biedują.

Kiedy któregoś wieczoru stawiam na stole pudełko z kawiorem, z Wiaziemskiej, Dima odbiera to jako snobizm. Mówi z przekąsem, że on Rosjanin, a jeszcze kawioru nie jadł. Za komunistycznej władzy Larissa prowadziła dział kadr w fabryce przemysłu lotniczego, z którą związani byli również jej ojciec i mąż. Wtedy jednak Dima był jeszcze małym dzieckiem. Po pierestrojce fabryka została zlikwidowana; ojciec przeszedł na emeryturę, ona dostała pracę w Urzędzie Celnym jako psycholog, a mąż Witja założył prywatną firmę, niestety zupełnie niedochodową. Ciężar utrzymania rodziny spoczywał więc na barkach Larissy. Jak wiele innych rosyjskich rodzin, żyli z daczy, tylko jak długo człowiek może być syty po ryżu z kabaczkami? Na domiar złego Witja ją zdradzał, z jej najlepszą przyjaciółką, o czym dowiedziała się dopiero po nagłym zgonie męża, z dziennika, który prowadził. Mocno przeżyła jego śmierć, jednak do dziś nie może mu pewnych rzeczy darować. Tego chociażby, że ze skąpych funduszy domowych finansował skrycie zakupy nowych ciuchów dla kochanicy, a żona chodziła w starych.

Ten wątek poświęcenia i rozczarowania wobec najbliższych wielokrotnie wraca w jej zwierzeniach, widać, że do dziś z trudem sobie z tym radzi. Innym pomaga, sobie nie potrafi. Oprowadzając mnie po mieście, pokazuje swój dawny urząd. Lubiła tę pracę, cenili ją jako fachowca i człowieka, w urodziny trzema taksówkami wiozła do domu kwiaty. Niestety zarobki były niskie, tylko naczelnik nie wiedział co robić z pieniędzmi, więc się usamodzielniła. Wchodzimy na czwarte piętro starej kamienicy, żebym zobaczył jej gabinet. Biurko, fotele, kanapa, trochę roślin doniczkowych, jest skromnie, ale przytulnie. Krata w oknie tę przytulność mąci, musi jednak być, niektórzy z jej pacjentów cierpią na manię samobójczą. A propos, parę ulic dalej stoi wieżowiec z galeryjką na górze, który nazywają w mieście domem samobójców, bo co jakiś czas ktoś stamtąd skacze. Przeważnie są to ludzie bardzo młodzi. Nikt nie wie, dlaczego akurat to miejsce sobie nieszczęśnicy upatrują, może dlatego że wśród niskiej, okolicznej zabudowy, już z daleka jest ono widoczne i kusi tą galeryjką, albo ciąży na nim jakieś ponure fatum.

Główne przyczyny, dla których jej rodacy decydują się odebrać sobie życie, a Rosja jest w światowej czołówce statystyk samobójstw, leżą zdaniem Larissy przede wszystkim w trudnościach adaptacji do nowej rzeczywistości. Do tego dochodzą problemy czysto osobistej natury, które łączą się często z alkoholizmem, społeczną plagą numer jeden.

Turystycznie 160-tysięczny Ussuryjsk nie jest zbyt atrakcyjny i z rzeką Ussuri, która stanowi naturalną granicę miedzy Rosją i Chinami, nie ma bezpośrednio kontaktu. Godnym zwiedzenia jest natomiast pobliski, ussuryjski rezerwat przyrody. Żyje w nim pod ścisłą ochrona tygrys amurski; tajgę tworzą bogate, mieszane lasy typu mandżurskiego, w których poza wszędobylską sosną znajdują się rośliny typowe dla subtropikalnego klimatu Primorija, m.in. lipa amurska i dąb mongolski, znaleźć można liany i duże uprawy żeńszenia. W mieście za główną atrakcje turystyczna uchodzi kamienna czerepacha, czyli żółw, który stoi w jednym z parków i jest pamiątką po dawnych mieszkańcach tej ziemi. Grzbiet zwierzęcia pokrywają różne magiczne znaki i dotknięcie ich ma przynosić szczęście, zwłaszcza ludziom udającym się w podróż, a my z Larissą właśnie się do niej szykujemy. W dni targowe przed czerepachą ustawiają się tasiemcowe kolejki ludzi-mrówek, ponieważ jednak jest czas nie targowy, można ją głaskać do woli. Najpierw trzeba pomyśleć sobie jakieś życzenie, mnie jak raz nic mądrego nie przychodzi do głowy, kobieta bierze więc sprawę w swoje ręce.

– Żebyś przestał chrapać – mówi rezolutnie i gładzi żółwia po grzbiecie.

Ciąg dalszy w następny wtorek

3 thoughts on “Transsyb (8)

  1. Alle Tage
    Der Krieg wird nicht mehr erklärt,
    sondern fortgesetzt. Das Unerhörte
    ist alltäglich geworden. Der Held
    bleibt den Kämpfen fern. Der Schwache
    ist in die Feuerzonen gerückt.
    Die Uniform des Tages ist die Geduld,
    die Auszeichnung der armselige Stern
    der Hoffnung über dem Herzen.

    Er wird verliehen,
    wenn nichts mehr geschieht,
    wenn das Trommelfeuer verstummt,
    wenn der Feind unsichtbar geworden ist
    und der Schatten ewiger Rüstung
    den Himmel bedeckt.

    Er wird verliehen
    für die Flucht von den Fahnen,
    für die Tapferkeit vor dem Freund,
    für den Verrat unwürdiger Geheimnisse
    und die Nichtachtung
    jeglichen Befehls.

    heute von 50 jahren starb Ingeborg Bachmann
    https://www.lyrikline.org/de/gedichte/alle-tage-265#.WGZ9VVxp12A

  2. Jak zwykle dzięki lekkiemu piórkowi Zbycha zrobiłam podróż aż do Czerepachy.
    Jak Ty to robisz Zbychoo, by tak sugestywnie pisać? I ciągnąć mnie tym pociągiem wszędzie, aż kości wszystkie bolą?
    🤣

    A dzięki Tiborowi zachwyciłam się znów poezją Ingeborg Bachmann (również ważny link).
    Niedługo w kinach będzie film o niej, bardzo ciekawej, nie tylko poetce, ale też i kobiecie.
    Dziękuję Wam Panowie.

  3. Jak to jest “droga na kosciach” to musza troche bolec czytelnika, ale pociesze Cie Tereso, juz blisko do celu tej podrozy. To ja Tobie dziekuje, ze mi w niej towarzyszysz💚

Leave a reply to zbychoo Cancel reply