Transsyb (6)

Zbigniew Milewicz

Polskie ślady

Do Irkucka jedziemy niecałą dobę, jak panowie, pełną gębą, bo sypialną klasą lux. Innych biletów nie było. Mamy do własnej dyspozycji przedział dwuosobowy, zamykany na klucz, z umywalką, szafką na ubrania, kryształowym lustrem, dywanem i tapicerką w kolorze bordo, wszystko w dobrym stanie. Tylko ja mam powłoczkę na kołdrę trochę dziurawą, ale kto by zwracał uwagę na takie drobiazgi. Prowodnica jest miła, wagon restauracyjny za ścianą, w nim pyszna soljanka i zimna wódeczka, aż nie chce się w Irkucku wysiadać. Pora zresztą jest zabójcza, trzecia z minutami nad ranem i niewielu pasażerów opuszcza pociąg.


Na peronie czekają Sierioża z Żenią. Również oni bezbłędnie nas rozpoznają. Chłopcy mają po dwadzieścia parę lat, przysłał ich po nas pastor Dima, inny znajomy Larissy. Wysłużonym busikiem jakiejś koreańskiej marki jedziemy poza centrum, po dwóch kwadransach samochód parkuje na osiedlu z wielkiej płyty, Topkińskij Mikrorejon. Szukam kościoła z kogutem na wieży i plebanią, w której będziemy mogli się rozgościć, ale czegoś takiego nie widać. Jest natomiast mieszkanie Sierioży, niewielki pokój z kuchnią, w którym żyje razem z żoną i trzyletnią córeczką. Niestety poznamy je dopiero w dzień naszego wyjazdu na Primorije, bo są w gościnie u rodziny we Władywostoku. Dzięki temu mamy z Edmundem gdzie spać.

Śniadanie, krótka drzemka i ruszamy z Sieriożą na miasto, marszrutką. Chce pokazać nam kościół katolicki, zbudowany ze składek polskich zesłańców w XIX w. Budowla w stylu neogotyckim stoi nad Angarą, jest niestety zamknięta. Od czasów stalinowskich mieści się tu filharmonia, w której od czasu do czasu odbywają się koncerty organowe.

Krestowozdwiżienska cerkiew, którą zwiedzamy w zamian, jako jedyną w mieście nie została przez komunistów zniszczona lub zamieniona na pomieszczenia gospodarcze. Przetrwał bogaty, złoty ikonostas, freski i inne oryginalne elementy wystroju.

Po zmianach ustrojowych cerkiew prawosławna w Irkucku w znacznej mierze odzyskała swoje mienie, fasady świątyń ładnie odrestaurowano, ale wnętrza są puste albo wypełnione nad wyraz skromnie. Kościół katolicki walczy o to samo, tyle że bezskutecznie, dlatego zbudowano nową świątynię, niedaleko irkuckiej politechniki. Na skwerze pod starym kościołem spotykamy się z Dimą i jego żoną. Liczą z wyglądu po trzydzieści parę lat, on kędzierzawy blondyn o sportowej sylwetce, ona ciemnowłosa, w zaawansowanej ciąży. Obydwoje sympatyczni, naturalni, spodziewają się piątego potomka i mają nadzieję, że to będzie syn, bo do tej pory same córeczki. Spotkanie jest krótkie, rzeczowe. Dima pyta o nasze plany, chcemy zwiedzić Irkuck i pojechać nad Bajkał. W porządku, to niedaleko stąd, Sierioża będzie nam towarzyszył. Pastor ma nadzieję, że znajdziemy też czas, żeby w czwartek uczestniczyć w modlitewnym zgromadzeniu sióstr i braci, którym przewodzi. Oczywiście, będziemy. Nie mają własnego budynku kościelnego, dwa razy w tygodniu wynajmują salę w szkole i tam się modlą. Są chrześcijanami, ale nie luteranami, prawosławnymi, czy katolikami, tylko odrębnym zgromadzeniem. Nazywają się „Droga ku wolności“ lub też „ Dom Życia“, a o co im chodzi, dowiemy się z czasem.

Najpierw opowiada Sierioża. Przez 11 lat był narkomanem. Rodzice posyłali go na różne terapie, byli zamożni, więc mogli sobie pozwolić na wydanie tysięcy dolarów na leczenie, ale nie pomagało. Najpierw tylko brał, później doszła dealerka, wszedł w mafijne układy. Dziś nie chce nawet myśleć o tym, ile nieszczęścia przysporzył innym. Był już prawie na dnie, kiedy pojawił się brat, który mu pomógł. Przyprowadził do kościoła, w którym zaczęto się za niego żarliwie modlić i stał się cud. Od dwóch lat już jest czysty, teraz pomaga innym odchodzić od narkotyków i alkoholu. Chodzi na Nabierieżną i w inne miejsca, gdzie gromadzą się młodzi, gra na gitarze i śpiewa o Jezusie, który jest jedynym ratunkiem, miłością i siłą. Rozmawia z młodymi, daje świadectwo. Niektórzy kpią sobie z niego, urągają, ale wielu z nich wraca później i pytają, gdzie i kiedy można przyjść na modlitwę.

Prowadzą Dom Miłosierdzia dla bezdomnych, kalekich i zagubionych ludzi, których społeczeństwo odrzuciło. Mają też własne centrum rehabilitacyjne dla narkomanów. Wśród członków zgromadzenia są przedstawiciele wszystkich warstw społecznych, znani sportowcy, aktorzy, także ludzie, którzy nigdy nie byli uzależnieni, ale przyciągnęły ich cuda uzdrowień, doświadczonych tutaj przez ich bliskich. Na przykład matka Sierioży, która wcześniej była ateistką, od kiedy zerwał z narkotykami, też wstąpiła do Domu Życia.

Kościół powstał w Izraelu; w Rosji zaszczepił go pastor Roman z Władywostoku. Tam parę lat temu zaczął działać, później przyjechał do Irkucka. Kiedy z Primorija ściągnął pastor Dima, wtedy Roman ruszył w głąb Rosji, by dalej głosić Słowo Boże. Wszyscy ludzie pełniący funkcje w kościele w Irkucku pochodzą z Primorija.

W centrum miasta żegnamy się z Sieriożą, do wieczora. Ma do załatwienia parę spraw, wiemy którą marszrutką wrócić do domu. “Podręcznik transsybu“, napisany z wielką starannością przez dwóch niemieckich podróżników, Hansa Engberdinga i Bodo Thönsa (w 2008 roku, w Trescher Verlag książka doczekała się już piątego wydania), proponuje w tym miejscu zwiedzanie Muzeum Sztuki i centralnego Placu Kirowa. Nawet Edmund wzdraga się jednak na myśl o wejściu do pomieszczeń, w których będzie jeszcze duszniej niż na dworze. Temperatura w cieniu przekracza 35 stopni, na niebie ani jednej chmurki i powietrze stoi w miejscu. Pobliski skwer z tańczącymi fontannami daje na szczęście uczucie miłego chłodu i są ławeczki, na których można odsapnąć. Stąd na Plac Kirowa tylko parę kroków.

W miejscu dawnego Katedralnego Soboru Kazańskiego, który na początku lat trzydziestych Stalin kazał wysadzić w powietrze – jak Świątynię Chrystusa Zbawiciela w Moskwie – stoi typowa dla sowieckiej architektury, zwalista budowla. Do pierestrojki rezydował tam komitet obwodowy partii, teraz mieści się administracja miasta i regionu. Od koloru fasady nazywają ją „szarym domem“. Siergiej M. Kirow, popularny lider partii bolszewików, stawiał w Irkucku pierwsze, rewolucyjne kroki i kiedy w 1934 r. zginął od kuli zamachowca, plac otrzymał jego imię. O tym, że to Stalin kazał Kirowa zamordować, bo zaczynał go przerastać, niebezpiecznie było nawet myśleć. Śmierć Kirowa była dla Stalina jednocześnie pretekstem do rozpoczęcia słynnej czystki w szeregach partyjnych, pokazowych procesów i masowych represji.

Wcześniejsza władza urzędowała nad brzegiem Angary, w tzw. „białym domu“. Po ostatniej renowacji wygląda on trochę żółtawo, ale nazywają go po staremu. Dom zbudowany w klasycystycznym stylu, na początku XIX w. stanowił – aż do rewolucji – siedzibę generalnego gubernatora Wschodniej Syberii, pana życia i śmierci tysięcy deportowanych tutaj zesłańców. Te progi przekraczali m.in. rosyjscy dekabryści, uczestnicy powstania dworskich elit przeciw carowi z 1825 i takie znane postaci jak Bakunin, Gonczarow, Radiszczew oraz polscy patrioci z Powstania Listopadowego i Styczniowego. Dziś mieści się tu uniwersytecka biblioteka z ponad 3 milionami książek.

Imię „Polskich Powstańców“ nosi jedna z większych ulic w mieście, bo zostawili w nim swoje ślady. Dobrze wykształceni i obyci ze zdobyczami zachodniej cywilizacji, a przy tym pracowici i bardzo solidarni opanowali handel, rzemiosło, prywatne szkolnictwo, bankowość. Byli cenionymi lekarzami, adwokatami, naukowcami i odkrywcami. Władza gubernatora Wschodniej Syberii sięgała w swoim czasie północno-zachodnich terytoriów Ameryki Północnej. Kluczowe były Aleuty tudzież Alaska, dokąd traperzy wyprawiali się po skóry wydr (wyspę przehandlowano z Amerykanami za jedyne 7,2 mln dolarów). Na handlu skórami i futrami (na rosyjskim i światowym rynku mody najwyższą cenę miały futra soboli, w związku z czym pod koniec XIX wieku w rejonie bajkalskim zwierzęta te zostały prawie całkowicie wytrzebione), a zwłaszcza na pośrednictwie w nim dorabiano się w Irkucku majątków. Jeszcze cenniejsza była chińska herbata, bez której trudno było sobie wyobrazić Rosję. Cło z przewozu herbaty dawało miastu rocznie 8,5 mln rubli; dla porównania cała produkcja przemysłowa, zwłaszcza garbarnie i browary – 0,6 mln rubli. Innym źródłem bogactwa było złoto, którego złoża znajdowały się w dolinach okolicznych rzek. Wydobyciem zajmowali się prywatni przedsiębiorcy, ale państwo miało monopol na zakup. Według danych szacunkowych pod koniec XIX w, kiedy złoża były już mocno wyeksploatowane, jedna duża kopalnia dawała rocznie jeszcze 1,3 tony czystego złota, co przynosiło właścicielowi 1,6 mln rubli.

Kto się dorobił majątku, stawiał sobie okazały dom, bogactwo musiało być widoczne. W kwartale między ulicami Marksa, Dzierżyńskiego, Timirazjewa i Diekabrskich Sobitji stoi najwięcej tych starych budowli. Poza Tomskiem Irkuck jest jedynym miastem na Syberii, gdzie zachowała się i to w dużej ilości stara, drewniana architektura, w większości wzniesiona po feralnym 1879 roku, kiedy w ciągu trzech lipcowych dni pożar strawił prawie cale miasto – ponad 1000 kamienic i 3000 domów drewnianych, jego budowę musiano więc rozpocząć praktycznie od nowa. Irkuck przeżywał wówczas szczytowy okres gorączki złota i miasto odtworzono w szybkim tempie. Ścisłe centrum z budynkami użyteczności publicznej – tym razem całe w kamieniu, ale przyległe doń wille tradycyjnie w drewnie. Są piętrowe, z solidnie ociosanych bali, niektóre ciekawie zdobione. Szczególnie portale okienne i okiennice zasługują na uwagę, ze względu na ornamentykę mającą korzenie w kulturze Buriatów i innych, rdzennych mieszkańców tych ziem, wierzących, że pewne, magiczne znaki chronią dom i jego mieszkańców od zła. Na korozję czasu i sił przyrody niestety żadna magia nie pomoże, potrzebna jest gruntowna renowacja, a tej brak, wiec budynki niszczeją, zapadają się pod ziemię. Tu i ówdzie na dachach widać pordzewiałą blachę i eternit, pamiętające czasy sowieckie.


Bez zarzutu utrzymane są tylko dwa pałacyki – książąt Trubeckiego i Wołkońskiego, przywódców powstania w Petersburgu z 1825 r. W nich znajdują się muzea dekabrystów, prezentujące poza powstańczymi wątkami i dokumentacją z robót przymusowych zesłanych, wspaniałe zbiory mebli, porcelany, dywanów i księgozbiory, należące do ważnych rodów. Wokół książąt ogniskowało się życie intelektualne i towarzyskie Paryża Syberii, bo tak nazywano Irkuck. Ich pamięć jest więc tutaj do dziś otoczona estymą.

Sierioża zawiózł nas do Listwjanki

Nazajutrz jedziemy z Sieriożą marszrutką do Listwjanki, modnej miejscowości wypoczynkowej nad Bajkałem, odległej 70 km od Irkucka. Swoją nazwę zawdzięcza rosnącym tam modrzewiom, a dobry, jak na rosyjskie warunki dojazd, pewnemu planowanemu spotkaniu na szczycie z lat pięćdziesiątych XX w. Nad Bajkałem mieli się spotkać Chruszczow z Eisenhowerem, w międzyczasie wyniknęła jednak afera z samolotem szpiegowskim U2, który zestrzelono nad Uralem i do spotkania nie doszło, ale droga została.

Jesteśmy u źródeł Angary, jedynej rzeki, która wypływa z Bajkału, do tego w tempie… 2000 metrów sześciennych na sekundę. Zawrotne parametry wynikają z szerokości rzeki u jej ujścia, która mierzy tu 863 metry i głębokości, sięgającej 6 metrów. Zimą, w tych warunkach, woda nawet w największe mrozy zamarza dopiero na mniej więcej… 15 kilometrze. Po drugiej stronie ujścia rzeki znajduje się Port Bajkał, skąd w pierwszych latach po wybudowaniu kolei transsyberyjskiej wyruszały w jezioro promy „Bajkał“ i „Angara“, przewożące pociągi i pasażerów. Chodziły z zachodniego brzegu na wschodni, do portu – stacji Mysowaja i z powrotem ; w jedna stronę, przy dobrej pogodzie rejs trwał 3,5 godziny. Później powstała „krugobajkałka“, linia biegnąca koliście wzdłuż brzegu jeziora, ale zanim to nastąpiło, kolej przez 8 miesięcy w roku korzystała z promów. Kiedy w listopadzie mróz zaczynał ścinać jezioro, statki były dodatkowo lodołamaczami. Od połowy stycznia lód na jeziorze był już tak gruby, że promy zostawały w porcie. Do połowy maja pasażerów i ich bagaże przewożono przez jezioro na saniach, tych z pierwszej i drugiej klasy – trojkami, trzecia klasę – zwykłymi, jednokonnymi zaprzęgami. Co sześć wiorst wzdłuż trasy rozmieszczone były baraki wyściełane filcem, w których zmarznięci ludzie mogli się ogrzać. Historie o pociągach pędzących każdej zimy po lodzie przez Bajkał, można więc włożyć miedzy bajki. Tylko raz, w 1904 roku, kiedy Japończycy zajęli Port-Artur, podjęto takie ryzyko. Walczące nad Pacyfikiem oddziały potrzebowały armat i amunicji, a po wschodniej stronie jeziora brakowało pociągów transportowych. Po szynach położonych na lodzie konne zaprzęgi przez miesiąc przeciągały więc do Mysowoj rozmontowane lokomotywy, wagony i cały fracht. Choć zatonął wówczas tylko jeden parowóz, a cała operacja była logistycznie wzorowo przeprowadzona, Rosja i tak nie wygrała tamtej wojny.

Ciąg dalszy w następny wtorek

3 thoughts on “Transsyb (6)

  1. Cześć Zbychu, jak zwykle znakomity odcinek Twej historii, a dla nas pełen niezwykle ciekawych informacji…
    A przy Bajkale zrobiło mi się nagle “tak jakoś”, bo przypomniały mi się fantastyczne obozy studenckie z obowiązkową pieśnią “Na stepach przy dzikim Bajkale…”, śpiewaną przy ognisku z kiełbaskami i piwem,
    a nad nami granatowe niebo pełne gwiazd, które chyba nawet śpiewały z nami…😅
    Pozdrawiam T.Ru

  2. Jestem bardzo ciekawa dalszych losow ekspedycji! Wspaniale, ze Panowie zdazyli jeszcze przed wojna, teraz to dlugo nie bedzie mozna zrealizowac takiego przedsiewziecia.

Leave a reply to Anonymous Cancel reply