Ksawery Kopański
Jam jest Książę Ciemności! Ale… akurat mnie nie ma. Drugi dzień.
Koty to łazęgi. Wiem o tym właściwie od zawsze. Jedna z fajniejszych bajek, jakie pamiętam z dzieciństwa, to ta Kiplinga, o kocie, który chadzał własnymi drogami. Wypisz-wymaluj: Książę. Czasem siedzi niemal bez przerwy, jak ostatnio, gdy spędził u nas dwie noce pod rząd. A potem przepada na całe godziny, albo i dnie. Tym razem to już, jakem wspomniał, dzień drugi.
Mam czas, by pomyśleć. Nie są to miłe myśli. Wredny Czarnuch! Najpierw osacza mnie czarna zazdrość. Na pewno siedzi u sąsiadów! Bo trzeba tu dodać, iż opisana niegdyś konspiracja okazała się tak skuteczna, że o kant dupy ją rozbić. Sąsiedzi poznali tajemnicę i – mam wrażenie – rywalizują o względy Sierściucha. No i na pewno tam teraz wygrzewa się i obżera, niewdzięcznik jeden. A kij mu w oko! Łaski bez, jak mawiają małolaty.
Lecz to tylko przypuszczenia. Dowodów brak. Czas mija, a mnie ogarnia czarny niepokój. Co, jeśli spotkała go jakaś krzywda? Mało wokół niebezpieczeństw? Samochody śmigają w pobliżu całymi stadami, choć to li i jedynie dzielnica podmiejska. Niemal wiejska. Może teraz gdzieś… Nie!!! Ani nawet tak nie myśl, chłopie. Wredota, samolub, pyszałek – a jak się człowiek do niego przywiązał. Niebywałe.
Za chwilę zapewne pogrążę się w czarnej rozpaczy.
I wtedy Książę wraca. Wchodzi jakby nigdy nic, gdym otwarł drzwi, wynosząc śmieci. Wchodzi, łaskawie wita się krótkim miźnięciem z moją Żoną. Chwilę kotłuje się z Kropką po podłodze i po meblach.
A potem uspokaja się i siada na krześle. Jakiś taki wyciszony, refleksyjny. Dopiero teraz widać, że jest po prostu zmęczony.
Do tego stopnia, iż za chwilę przechodzi do sąsiedniego pokoju, bezceremonialnie włazi na kosz z wypranymi ubraniami i się na nich wygodnie mości. Po czym śpi bite trzy godziny.
Myśmy go posądzali o najgorsze, a tymczasem on załatwiał swoje kocie sprawy. Czy były to obowiązki wobec przyszłych pokoleń – tego nie wiem. Ale na pewno coś ważnego. I męczącego.
Wyspał się, wstał i dumnym krokiem kieruje się ku drzwiom. Gdy mnie w nich mija wychodząc, kłaniam się dwornie w pas i uroczystym głosem deklaruję: Dziękujemy za wizytę. Zapraszamy ponownie!
Bo cóż innego można zrobić?
Alez to sliczna historyjka…😃😍
T.Tu