Tomasz Fetzki
Jeszcze w zielone gramy, czyli natręctwo gorzkie, ale nieuniknione
Kilka dni temu usłyszał Viator w radio, że zbliża się pierwsza rocznica (kiedy ten czas zleciał, swoją drogą?!). Usłyszał i natręctwo natychmiast go dopadło, jakby się już od dawna spięte czaiło do skoku.
Coraz ciężej się robi na pielgrzymim szlaku: nie dość, że droga wyboista i marsz znojny, to jeszcze Kostucha co i raz kosi tych, którzy swoją obecnością, swoim słowem, swoim optymistycznym realizmem pomagali jakoś znieść to wszystko. I niech nikt nie bredzi, że nie ma ludzi niezastąpionych. Są, jak najbardziej! Im więcej czasu odpływa od ich odejścia, tym boleśniej to czuć. A dziś właśnie mija równo rok.
Viator jest w pełni świadom tego, iż mógł się stać ofiarą co najmniej kilku innych namolnych piosenek. Ta była po prostu najszybsza. Bo też i boli chyba najbardziej. Czemu?
Do mądrych Czytelników Wędrowiec się zwraca…
