Pytanie to w tytule postawione tak śmiało…

Roman Brodowski

Dlaczego jestem antypisowcem i antyklerykałem?

Na tak zadane pytanie mógłbym odpowiedzieć jednym zdaniem, powołując się na myśl kanoniczną z Ewangelii wg św. Mateusza (Mat. 6:24), że „nikt nie może służyć dwóm panom…, nie można być niewolnikiem Boga i bogactwa”.

Jednakże wiem, że tak sformułowana odpowiedź dotarła by do świadomości zaledwie kilku procent naszego katolickiego społeczeństwa, a to z tej prostej przyczyny, iż nauki przypisywane twórcom chrześcijaństwa, większości katolików są nieznanne. Dlatego też, aby odpowiedź była niedwuznaczna i czytelna, podzielę się kilkoma refleksjami, jakie mnie często nachodzą, burząc mój wewnętrzny filozoficzny spokój.

Zacznę od końca, czyli od pytania, dlaczego sprzeciwiam się narzuconym przez hierarchów kościoła katolickiego naukom oraz praktykom stosowanym do pozyskiwania i utrzymywania wiernych w ślepym i bezgranicznym posłuszeństwie.

Od najmłodszych lat, jeszcze jako ministrant, zadawałem sobie pytanie, dlaczego ludzie podczas nabożeństw korzystają z książeczek do nabożeństwa, a nie bezpośrednio ze źródła wiary jakim jest, jak nas uczono na lekcjach katechezy, Biblia, a przynajmniej jej część, zwana „Nowym Testamentem”.

Dzisiaj, wolny od zanieczyszczeń dogmatyczno-ideowych K.K., wiem, że na ten stan rzeczy składają się dwie przyczyny: historyczna i mentalna.

Historycznie rzecz ujmując, zgodnie z watykańskim prawem, opartym na doktrynach, Biblia na przestrzeni kilkunastu wieków należała do dzieł zakazanych. Ściślej mówiąc, po raz pierwszy dzieło to zostało umieszczone w indeksie ksiąg zakazanych na mocy postanowienia Soboru w Tuluzie w roku 1229. Papież Grzegorz IX (1227-1241) w osobistym piśmie wydał całkowity zakaz czytania Biblii pod karą śmierci. A więc od średniowiecza poprzez renesans aż po XIX wiek każdy kto posiadał, czytał lub głosił zawartość tej księgi, podlegał karze inkwizycji. Instytucja ta, dodajmy po prostu bandycka, została powołana do życia w roku 1184, gdy Lucjusz III nakazał biskupom walkę z herezją, a zaczęła na dobbre działać, gdy w początku następnego stulecia papież Innocenty III powołał powszechną Inkwizycję kościelną, która, w połączeniu z państwową, działała po części aż do końca… XIX wieku!

Na ogół „przestępca” taki, najpierw ogłoszony heretykiem, ginął na stosie lub umierał podczas wymyślnych tortur. Jak szacują badacze za „zbrodnię kontaktu z Biblią” życie straciło od kilkudziesięciu do kilkuset tysięcy niepokornych.

Jeżeli dodamy do tego krucjaty wymierzone przeciwko społecznościam, które nie poddawały się zniewoleniu przez Watykan jak np. Albigenesi, Indianie, innowiercy ze wschodu (Żmudzini), wojny religijne i tak dalej…, to dojdziemy do wniosku że instytucja K.K. była (jest?) jedną z najbardziej zbrodniczych organizacji w historii. Organizacją nie mającą nic wspólnego z Bogiem, jakiego objawił biblijny Jezus.

Dlaczego hierarchowie K.K. przez prawie siedem wieków zakazywali kontaktu „niewtajemniczonym” z tym, czego nas uczył Wielki Misjonarz? Dlaczego walczyli o to, by Jego przekaz nie docierał do świadomości podległych ich wpływom społeczeństw?

Dlatego że przekaz zawarty w ewangeliach, jak i pozostałch pismach kanonu, mówi o tym, jak w rzeczywistości powinna funkcjonować prawdziwa wspólnota chrześcijańska, tak jak ją nakreślił jej twórca.

Zarówno głoszone przez Jezusa podczas Jego ziemskiej misji ewangelizacyjnej prawdy religijne, zawarte w obiawieniu Boga, jak i wartości etyczno-moralne, jakimi powinni kierować się prawdziwi chrześcijaninie, zostały, moim zdaniem, odrzucone już wkrótce po Jego śmierci i daleko odbiegły od tego, czego uczy i na jakich zasadach funkcjonuje do dzisiaj shierarchizowana zinstytucjonowana organizacja religijna wspólnot chrześcijańskich, a zwłaszcza podległy Watykanowi kościół katolicki.

Powiedział bym nawet, że głoszone przez kościół, opracowane przez instytucje papieskie doktryny, w większości przeciwstawne są temu, czego pragnął by Chrystus.

Jak wynika z faktów historycznych, każdy kto miał możliwość ( i z niej skorzystał) świadomego, bezpośredniego poznania pism kanonicznych Biblii stawał się dla Watykanu potencjalnym, a w rzeczywistości faktycznym zagrożeniem.

Dlatego właśnie kolejne rządy (synody z Papieżami na czele) instytucji K.K., widząc zagrożenie dla swoich, nie mających nic wspòlnego z ewangelizacją, interesów, zarówno w sferze materialnej jak i duchowej (bezpośrednie oddziaływanie na emocje czy jak kto woli świadomość społeczną), o wpływach na politykę świata nie wspominając, rozpoczęli brutalną wojnę z tymi, którzy ośmielili się negować ich zbrodniczą działalność.

Ta walka trwa (co prawda w innej formie) nadal. Pomimo iż obecnie, a właściwie od 1965 roku, czyli po zakończeniu II Soboru Watykańskiego, Biblia jest ogólnie dostępna i to w językach narodowych, ilość wiernych zainteresowanych poznaniem u źródła podstaw swojej wiary jest znikoma.

Wpływ na ten stan rzeczy – tu wchodzę w przyczynę mentalną nieznajomości podstaw własnej wiary – nadal mają hierarchowie wspólnoty.

Zarówno wielowiekowe, najpierw zresztą wymuszane, wyznawanie wiary, ciągły proces podporządkowywania wiernych narzuconym przez kościół, normom i prawom (niby) kanonicznym oraz odziałowywanie na rozwój kulturowy i społeczny, począwszy od szczebla rodziny, doprowadziły do tego, że religijność stała się dla wielu nie tylko tradycją, ale i ważnym elementem ich osobowości. Religia stała się czymś w rodzaju, jak to trafnie zauważył Marks, narkotyku.

Jako filozof nadal poszukuję i nadal sprzeciwiam się temu, co wmawiają swoim wiernym księża, twierdząc, że wierni mają ślepo wierzyć w to, co im kapłan powie, a nie temu, co im ich „serce” i logika podpowiada.

Bo przecież nikt inny jak właśnie ten najwyższy autorytet chrześcijan powiedział, że tylko poprzez poznanie i świadome decyzje ludzie powinni dokonywać wyboru swojej wiary, by służyć Bogu zgodnie z jego przesłaniem. Poczytajmy samodzielnie Nowy Testament, przeczytajmy Mateusza 28: 19-20 i 23-27 i Łukasza 6-26, a to przecież tylko kilka z przykładów na to, jak daleko K.K. odszedł od źródła nauk Tego, kogo nazywa Bogiem.

Dopóki ludzie nie zrozumieją, że ich wiara jest niczym innym, jak tylko i aż najbardziej intymną sferą ich emocjonalnego wnętrza, ich świadomym przekonaniem o istnieniu Kogoś, komu zawdzięczają swoje życie i w Kim widzą nadzieję na szczęśliwą wieczną przyszłość, jest niewymuszoną potrzebą podporządkowania się temu Komuś poprzez czynienie dobra, bo jest ono w nich samych, dopóty ich kapłani pod pretekstem posługi teologicznej będą czerpać z nich korzyści, manipulując ich świadomością.

Przypomnijmy, co zdarzyło się zaledwie kilka dni temu, 23 listopada, w jednej z podkomisji polskiego Sejmu – biorący udział w komisji goście zaintonowali śpiewanie pieśni religijnych, po czym objawiła się „matka boska”. Sytuacja ta przepełniła miarę mojej goryczy i sprowokowała mnie do napisania również tej, już zresztą mocno utemperowanej impresji filozoficzno-teologicznej.

– Panie posłanki i panowie posłowie, proszę bardzo, żebyście się określili, komu służycie – Bogu czy mamonie, Polakom czy szatanowi, zażądała kobieta, której nazwiska media nie podają, a która być może jest jest posłanką PiS. Jej wystąpienie jest dostępne w licznych filmikach krążących w sieci.

To oczywiście bluźnierstwo, ale jest to też pisowskie propagowanie wyższości polskiej nacji nad resztą świata. Dokąd zmierza PiS i jego zwolennicy? Do tego, do czego zmierzał Adolf Hitler, mówiąc o wyższości rasy germańskiej? Wypowiedź posłanki PiS i brak zaprzeczenia ze strony jej partyjnych kolegów dowodzi, a właściwie tłumaczy fakt, że w przeciągu ostatnich kilkunastu miesięcy w naszym społeczeństwie, dla wielu (zwłaszcza młodych) Polaków nienawiść w stosunku do wszyskich “niepolaków” i „obcych” stała się normą i ważnym elementem tak zwanego narodowego patriotyzmu. Coraz częstsze wypowiedzi działaczy z kręgu Kaczyńskiego, nakreślony przez niego kierunek polityki polskiego rządu oraz jego zgoda na tworzenie się w naszym kraju organizacji paramilitarnych o charakterze nacjonalistycznym i faszystowskim powinna napawać nie tylko niepokojem, ale być istotnym powodem do tego, by naród nasz odpowiedział sobie na jakże ważne dla naszej przyszłości pytanie – kim chcemy być? Czy państwem zamkniętym, odizolowanym od reszty cywilizowanego świata, żyjącym na zasadach prawa stworzonego przez narodowych Guru (Kaczyński + Rydzyk), dzałającym na zasadach sekty, czy otwartym na świat i ludzi, liczącym się i szanowanym przez nie-Polaków, opartym na wartościach współczesnej cywilizacji, dumnym, demokratycznym i suwerennym narodem.

Jak na razie w oczach nie-Polaków, mentalnie, kulturowo i religijnie, staczamy się po równi pochyłej do okresu intelektualno-religijnej ciemnoty, czyli czasów dominacji kościoła nad rozumem, zwanych średniowieczem.
Przesadzam? Nie! W Polsce AD2017 (tak jak przed wiekami) pielgrzymki stały się sposobem rozwiązywania problemów i stałym elementem naszego krajobrazu (ponoć w tym roku ogółem uczestniczyło już w nich 1,7 milionów wiernych). Niespełna dwa miesiące temu zorganizowana została ogólnopolska akcja „Różaniec na granicy”. A miesięcznice? A modlitwy w sejmie? A Matka Boska Fatimska w sejmie? A obowiązkowe lekcje religii w szkołach? Wszędzie tożsamość Państwa i Kościoła.

To tylko niektóre z przykładów na to, w jaką przyszłość i do jakiego boga wiedzie nasze naiwne społeczeczeństwo jego zaślepiony pasterz.
Co zaś się tyczy samego objawienia… tym niech zajmnie się powołana do tych przypadków komisja watykańska oraz konsylium psychoanalityków, a może raczej psychiatrów.

***
Niech tekst ten będzie zwiastunem odpowiedzi na pierwszy człon pytania, a mianowicie – dlaczego jestem antypisowcem?

O współpracy polskiego kościoła z polskim rządem, zagrożeniach jakie, moim zdaniem, ich wspólna polityka może przynieść Polsce oraz o tym, co jest powodem mojej negatywnej postawy w stosunku do ideologii PiS, napiszę w kolejny pierwszy piątek miesiąca.


PS od Adminki: Autor poprosił, bym wybrała jakieś ilustracje. Wybrałam je, wpisując w wyszukiwarkę google’a słowa: Matka Boska w Sejmie. Spodziewałam się fotografii relacjonujących wydarzenie w komisji rolnictwa w dniu 23 października, o czym pisze Roman Brodowski. To, co mi się, hmmm – objawiło, przeszło moje najśmielsze oczekiwania.

Leave a comment