Szopa w salonie 8

Beitrag auf Deutsch – siehe unten

Łukasz Szopa

Nasza piaskownica

Kim Jong-un i Donald Trump kłócąc się, krzyżują bohaterskie hasła i wymachują tak mocno swoim jądrowym arsenałem, że aż ziemia drży. A i Ziemia, jako cała planeta. Czyli znów taki momencik, gdzie ludzkość – dzięki obu ww. panom – przypomniała sobie, że istnieje coś takiego jak broń atomowa, i to w posiadaniu przynajmniej sześciu (a może siedmiu, ośmiu, dziewięciu?…) państw, całkiem nieźle nadających się na tak fajerwerkową imprezę, że nawet słynny w latach osiemdziesiątych apokaliptyczny film „The Day After“ może się schować – gdyż jest w sumie aż za optymistyczny.

Już dwa i pół roku temu, pisząc na ten temat po niemiecku do pisma „Der Freitag“, zainspirowany straszeniem państw NATO przez rosyjskiego generała Buszyńskiego ichniejszym arsenałem atomowym, dziwiłem się, że ludzkość taka niepamiętliwa. Że zachowują się ludzie jakby nie tylko był rok 1987, Reykjawik i Genewa, Gorbaczow i Reagan, uściski dłoni i podpisy o zakończeniu „wyścigu zbrojeń“ – ale jakby to było i wtedy, i teraz… prawdą.

Bo żadnego zakończenia nigdy nie było, ani ze strony USA, ani – nawet za Jelcyna! – ze strony Rosji, nie wspominając o „cichych“ i sprytnych Chinach, no i o „niewidocznej“ reszcie państw majsterkujących przy swoich bombkach. Co najwyżej mieliśmy recycling i zwiększenie efektywności (w pewnym sensie… energetycznej…): niszczono masę bomb starych, produkując ciut mniej nowych – ale technologicznie dużo lepszych.

Tymczasem mnie temat wojny atomowej i jej apokaliptycznej wizji przypomina… sielskie, socjalistyczne dzieciństwo. Gdy w szkolnych rozmowach słowa takie jak „Pershing“ czy „Cruise“ oznaczały nie amerykańskiego generała i nie aktora, a typy atomowych pocisków. I gdy pokazywaliśmy sobie ich foty z niemalże większą fascynacją niż zdjęcia najnowszych modeli BMW czy Ferrari. Ale już wcześniej na wojnę atomową byliśmy przygotowani – bawiąc się w nią na podwórku. Wcześniej, bo nie tylko „przed szkołą“, ale i – przed wyświetleniem w Polsce wspomnianego „The Day After“. (Dlatego sam film wydał nam się raczej nudnawy). Były to zarówno zabawy w skali mikro – czyli niszczenie piaskownicowych cywilizacji przez piaskowe eksplozje piachu (który do wieczora zostawał nam we włosach), ale i makro. Czyli „niby ale na serio“ – z nami w rolach głównych, jako wskazujących atomowego grzybka na horyzoncie (gdzie co najwyżej widać było traktor czy dymy z tyskich browarów), jako uciekających do schronu (czyli zatęchłej, wilgotnej piwnicy), jako tych co przeczekali i wychodzą po miesiącach (niemal godzinie) na powierzchnię, i tak dalej. No i oczywiście regularnie lataliśmy po podwórku, śpiewając wesoło „Zaaa dwaaa laaata – będzie koniec świataaa!“

Ale najlepsze było to, jak naprawdę przygotowaliśmy się do wojny atomowej. To znaczy, w sumie – będąc zawsze optymistami – do czasu po. A mianowicie postanowiliśmy wykopać w naszej piaskownicy olbrzymi dół (jak na nas, czyli jakieś pół na pół metra, głęboki może na 70 cm), i zrobić z niego magazyn żywności na „czas po“. Dziurę wyłożyliśmy pięknie ukradzionymi z budowy folią i cegłówkami, ukradliśmy mamom z lodówek, na co kryzys pozwolił (a nie było to mało!), całość przykryliśmy konstrukcją patyków, znów folia, piasek, gotowe! Wojna atomowa może przyjść, jak przeżyjemy – to z głodu nie umrzemy, gdyż mamy nasz tajny sejf z prowiantem!

(O tym, po ilu latach „sejf“ został odkryty, i w jakim stanie była żywność w środku, nie wspomnę…)

Wtedy kłócili się nie Donald i Kim, a Breżniew i Reagan. Byliśmy oczywiście za Reaganem, wiedząc, że jego bombki trafią jako pierwsze w nas i strategicznie ważny Śląsk. No i na pewno byliśmy realistami większymi niż niejeden obecny Ziemianin.

Ale, że zakończę jednak optymistycznie – był na osiedlu jeden pan, jeszcze bardziej optymistyczny i beztroski niż my. Regularnie, gdy słyszał z naszych ust nasze „Za dwa lata będzie koniec świata“, dopowiadał, poprawiając: „Nie nie za dwa, za cztery!…“

Do tekstu załączam zdjęcie słynnej atomowej piaskownicy, na nim moja siostra z chłopakiem, rok chyba 1982…

Nasza atomowa piaskownica – moja siostra z chłopakiem

Link do ww. artykułu w „Der Freitag“: https://www.freitag.de/autoren/lukasz-szopa/buschinskijs-bombe-und-unsere-sandkiste

Leave a comment