Andrzej Rejman
Napisane w Wielki Piątek 2015
Sięgam do archiwów rodzinnych… tak będzie z pewnością łatwiej coś napisać…
Przeglądam zapiski i zdjęcia sprzed lat.
Kresy. Warszawa. Polska międzywojenna, potem wojenna.
Szukam czegoś o świętach Wielkanocnych. Znajduję święta w cieniu Zagłady.
Moja babcia, Małgorzata Doktorowicz-Hrebnicka, pisała w każdej wolnej chwili.
Były to dzienniki lektur, krótkie zapiski w kalendarzu – co działo się, kto był z wizytą, czyje obchodzono imieniny, jakie rocznice, no i święta. Pisała regularnie, dokładnie, co grają w kinach, do jakich lekarzy chodzili po poradę, co działo się w mieście.
Z zapisków w latach 1922-1939 dowiadujemy się wiele o minionej Warszawie, letnich wakacjach na Kresach (w opisywanym już poprzednio “Raju”, Dziadunia Hrebnickiego). Potem znowu nadchodzi wojna (która to z kolei?) – którą tym razem Hrebniccy (poza krótkim okresem pierwszych tygodni działań wojennych, gdy wychodzą całą rodziną z Warszawy) spędzają aż do połowy sierpnia 1944 w mieście, w mieszkaniu Instytutu Geologicznego przy ulicy Rakowieckiej 4.
Znowu biorę zupy ze stołówki RGO. (Rada Główna Opiekuńcza przyp. mój). Są lepsze niż dawniej. Ograniczenie gazu doprowadza mnie do rozpaczy. Można spalić tylko 30 m., a w zeszłym miesiącu spaliliśmy 72! Już nie grzejemy wody na naczynia, nie prasujemy, nie gotujemy bielizny, z rana nie pijemy herbaty. Przyszła paczka z Raju (już znowu nie ma granicy… to już po 1941 r., znów we władaniu Niemców, paczki mogą swobodnie przychodzić do Generalnej Gubernii, przyp. mój): kiełbaska, torcik, cukier, pierniczki, mąka.
24 kwietnia
Upiekłam dwa placki i tort biszkoptowy… Zaraz po obiedzie poleciałam po drożdże i do 5-ej godz. ciasto zdążyło podnieść się. Więc będziemy nawet mieli na Święta ciasto! Myślałam, że będzie sam chleb. Kwitną już wiśnie i tulipany. Ładnie się robi na świecie, a tym razem nad ghett’em unoszą się kłęby dymu. Makabra! Jak delikatnie pachną rozwijające się listki, powietrze łagodne i orzeźwiające.
25 kwietnia
Wielkanoc! Zasiedliśmy do uroczystego śniadania – jajka farbowane na czerwono, czerwone i białe tulipany w zielonym wazoniku, tradycyjny baranek z czerwoną chorągiewką (kupiony 20 lat temu w Wołominie). Kiełbaska rajska (z “Raju” od Dziadunia Hrebnickiego, przyp. mój) placek. Po najedzeniu się pojechaliśmy do Anina. Był bardzo chłodny wiatr. Zawieźliśmy Marysi (Maria Chodorek z domu Tyszkiewicz, kuzynka, do dziś mieszka w Aninie, absolwentka SGGW, nauczycielka, wciąż bardzo czynna społecznie i zaangażowana na rzecz Warszawy i Anina, przyp. mój) niebieską bransoletkę szklaną, Jankowi (Jan Tyszkiewicz, kuzyn, brat wspomnianej Marysi, znany i ceniony historyk, profesor UW, mieszka z rodziną w Warszawie, wtedy miał niecałe 4 lata! przyp. mój) zielone drewniane jajeczko i jeszcze kółeczka do serwetek szklane. Jedliśmy szynkę konserwowaną jeszcze przedwojenną! Barszcz na mięsie, króliki i rozmaite ciasta. W domu jak zwykle na kolację spożyliśmy kartofle ze skwarkami, chleb i torcik, do chleba mieliśmy wędzonkę rajską. Było ciepło, zacisznie i przytulnie, błogi spokój, a tymczasem od strony ghett’a wciąż wali dym i łuna zajmuje pół nieba. A przecież Żydzi są też ludźmi… W Aninie urodziły się dwie prześliczne kózki, wesołe, skaczące i merdające krótkimi ogonkami…”
(Małgorzata Hrebnicka, Dziennik Czasu Wojny 1939-1944, fragmenty – ze zbiorów A.R. Na lewej fotografii Autorka z dziećmi w roku 1928, na prawej w roku 1940.)


