Tomasz Fetzki
Reportaż poetyzujący
Opuszczamy budzącą ambiwalentne uczucia makietę średniowiecznego grodziska Raduš, żegnamy pełnym otuchy spojrzeniem, a może nawet miłym słowem, potężnego byka, wypracowującego dobrobyt dawnych mieszkańców osady i ruszamy na południowy wschód.
Byk biorący udział w cywilizowaniu Łużyc. Aż by się chciało z zapałem zawołać: Oto symbol serbołużyckiej krzepy i pracowitości! Prasłowiański ci on! Tylko co zrobimy z sienkiewiczowskim germańskim turem w Quo Vadis? Lepiej poprzestańmy na stwierdzeniu, że zwierzątko jest sympatyczne i fotogeniczne.
Już z daleka znów widać na horyzoncie potężne, dymiące kominy. Im bliżej, tym bardziej wielkość całego przedsięwzięcia przytłacza wędrowca. Schwarze Pumpe, czyli po serbołużycku Carna Plumpa, w pobliżu miasta Grodk (Spremberg): elektrownia spalająca, rzecz jasna, węgiel brunatny z miejscowych złóż. Przecież cały czas znajdujemy się na obszarze Łużyckiego Zagłębia Węgla Brunatnego. Uczucia – znowu ambiwalentne. Z jednej strony elektrownia urodą nie grzeszy, a okoliczne wyrobiska kopalni odkrywkowej Welzow-Süd wręcz przerażają. Ale z drugiej strony ten przemysł to praca i utrzymanie dla tysięcy ludzi. Poza tym trzeba przyznać, że tutaj robi się sporo dla ochrony środowiska: Schwarze Pumpe posiada instalację, wyłapującą niemal cały dwutlenek węgla ze spalin. Dymy nad kominami to głównie para wodna.
Tylko z lotu ptaka można właściwie ocenić ogrom Carnej Plumpy. Dlatego Viator pozwolił sobie pożyczyć zdjęcie.
Kopalnie i elektrownie spotkamy na trasie naszej wędrówki nie raz. Będzie okazja jeszcze o nich opowiedzieć. Tymczasem odwiedźmy Grodk. Miasto poważnie zniszczyły walki w maju 1945 roku. A potem niszczyła je odbudowa w stylu socjalistycznych blokowisk. I dlatego teraz niszczy się blokowiska, tym bardziej, że niemal jedna trzecia mieszkańców wyjechała za chlebem na zachód. Grodk wyludnił się, ale i wypiękniał. Kryje też małą ciekawostkę.
Był czas, gdy w centrum Europy rozpierało się i potężniało państwo o nazwie Cesarstwo Niemieckie (już po swym upadku nazwane II Rzeszą). Kajzerowscy geografowie wyliczyli, że jeśliby poprowadzić dwie linie, łączące skrajne punkty tego państwa – Memel (Kłajpedę) i Lörrach oraz Emden i Pless (Pszczynę), to przetną się one jak raz właśnie w Grodku. Ale już chyba nie dodawali zbyt głośno, że sam środek Cesarstwa zamieszkany był w większości wcale nie przez Niemców…
Środek Niemieckiej Rzeszy. Oczywiście w czasach, gdy faktycznie nim był.
Rację, po stokroć rację miał Heraklit: panta rzeczywiście rhei i nieraz bywa tak, że centrum staje się peryferią. Ale peryferie też potrafią być urocze. Na przykład wioska Sljepo (dla Niemców – Schleife), jakieś 10 kilometrów na wschód od Grodka. Przy ścianie sljepiańskiego kościoła wkopano w ziemię kilka pokutnych kamiennych krzyży. Kto i kiedy to zrobił – nie wiadomo. Ale ponieważ wszystko na tym świecie musi mieć swój sens i porządek, miejscowa ludność przechowuje podanie o tutejszym, bo pochodzącym z sąsiedniego Mulkecy (Mulkwitz) mocarnym gospodarzu, który walczył ze zbójami, zabijał ich i z tego powodu krzyże kamienne nosił. Viator nie ma jednak zamiaru przedstawiać całej historii czytelnikom. Lepiej niech sami do Sljepo przyjadą i odwiedzą ośrodek kultury serbołużyckiej. Tam dowiedzą się dokładnie, kim był Sylny Lysina, poznają też bohaterów innych wendyjskich podań i baśni.
Der Starke Lysina ze sljepiańskiego ośrodka serbołużyckiego.
Można tu znaleźć więcej postaci z wendyjskiego bestiarium. Jest zmijowy kral…
Smoki różnego rodzaju zajmują w mitologii Serbołużyczan miejsce szczególne. Nie może być inaczej w krainie, gdzie ziemia płonie ogniem. A płonie, bo dawno temu Jego Wysokość Lodowiec, rozpychając i ugniatając łużyckie równiny, wypchnął z głębin pokłady węgla brunatnego niemal na powierzchnię. A one utworzyły wychodnie, które często ulegały samozapłonowi. Takie zjawiska najłatwiej było zaobserwować tam, gdzie lodowiec zostawił najwyraźniejsze ślady, czyli na morenach czołowych.
Tak się składa, że kilka kilometrów na wschód od Sljepo leży taka morena. Ponoć jedna z największych na świecie: Łuk Mużakowa. Można nie skorzystać z takiej okazji? Pytanie retoryczne.
Pasmo wzgórz polodowcowych w kształcie rogala o długości 40 kilometrów. Tutaj najwcześniej na całych Łużycach odkryto i zaczęto wydobywać węgiel brunatny. Po kopalniach, już dawno nieczynnych, pozostało ponad dwieście jeziorek i stawów – na mapie widać je wyraźnie po obu stronach granicy. A tam, gdzie Nysa przełamuje się przez środek Łuku Mużakowa, na malowniczych tarasach i wzniesieniach książę Hermann von Pückler stworzył swe Zielone Królestwo.
Wstąpmy przeto na wzgórza morenowe. Bliskość Parku Mużakowskiego i jego inspirujący wpływ czuje się tutaj wyraźnie. Czuł je niewątpliwie niejaki Friedrich Rötschke, gdy pod koniec XIX wieku obsadził niemal dwieście hektarów swej posiadłości w Kromoli (Kromlau) azaliami i rododendronami. Coś pokombinował z bazaltowymi słupami. Dwa brzegi śródleśnego stawu spiął łukiem mostu Rakotz. Efekt? Sławny Rhododendronpark Kromlau.
Rakotzbrücke w parku różaneczników. Ze zrozumiałych względów najlepiej pojechać tam w maju.
Nacieszywszy się do woli pięknem parku ruszamy dalej pasmem moreny czołowej. Po przebyciu kilku zaledwie kilometrów docieramy do miasta o poetycznej nazwie Běła Woda, szerzej znanego jako Weisswasser.
Dwujęzyczny napis na budynku dworca kolejowego. Wszystko jasne, tylko co znaczy to O/L?
Ani się spostrzegliśmy, że po drodze, gdzieś w okolicach Sljepo, wjechaliśmy na Górne Łużyce. Przypomni nam o tym napis na dworcu kolejowym. O/L – Oberlausitz – Běła Woda na Łużycach Górnych.
Dla porównania: mała retrospektywa z miejsca, gdzie zaczęła się nasz podróż. Sorau N/L to oczywiście Sorau Niederlausitz. Takich płyt zachowało się w mieście sporo. Dekady minęły, granice przesunęły się, a one trwają na posterunku.
Przywitała nas Hornja Łužica moreną czołową oraz krzewami rododendronów. I odtąd, wiadomo, napięcie będzie rosnąć.



ciekawy reportaż:) Piękne zdjęcia:))).
Byk pomagający cywilizować Łużyce – może ten sam , który teraz sygnalizuje hosse na giełdzie we Franfurcie nad Menem.