I była chwila ciszy…

Lektury

Ewa Maria Slaska o Irenie Kuran-Boguckiej

Podobnie jak rozmowy, tak i lektury bardzo silnie związały mnie z Mamą. Przejęłam chyba cały zestaw jej ulubionych książek, których nie wolno było za żadne skarby świata nikomu pożyczyć. I ja, mimo iż miałam do własności, swojej i cudzej, stosunek nader lekceważący (nadal mam), chyba rzeczywiście nigdy nie nikomu nie pożyczyłam żadnej z ukochanych książek Mamy. We wpisach na blogach w różnych kontekstach pojawiła się większość tych książek, ale chyba nie wszystkie. Nie pretendując do jakichkolwiek prób usystematyzowania wiedzy o lekturach Mamy, wymienię tu te, które do dziś zachowałam w pamięci.

szekspir-dulacBolesław Chrobry Antoniego Gołubiewa, 7 tomów
W poszukiwaniu straconego czasu Marcela Prousta, również 7 tomów
Tajemnice motyli Stefanii Szuchowej w wydaniu z lat 30 z ilustracjami Norblina
Cóż za pomysł Tato! Williama Saroyana
Siedemnastolatek Bootha Tarkingtona
Kubuś Puchatek A.A. Milne’a
Bożek ciepła rodzinnego Marii Opolskiej
Burza Szekspira w oryginale w wydaniu z roku 1908 z ilustracjami Edmunda Dulaca
Saga rodu Forysthe’ów Johna Galsworthy’ego
Saga rodu White’oków, a zwłaszcza I tom – Jalna Mazo De La Roche
A lasy wiecznie śpiewają Trygve Gulbranssena
Imitacja życia Fanny Hurst
Tajemniczy opiekun Jean Webster
Błękitny zamek Lucy Maud Montgomery, tej od Ani z Zielonego Wzgórza
Byłam brzydką dziewczyną Anne-Marie Selinko
Berenika obcina włosy opowiadanie Francis Scotta Fitzgeralda z tomu Odwiedziny w Babilonie
Spowiedź Chinki Pearl S. Buck
Moja piękna Mama Mathilde Walewskiej

Siedem ostatnich pozycji to w gruncie rzeczy wciąż ta sama historia o brzydkim kaczątku, które staje się piękną, podziwianą i kochaną kobietą, przy czym w Imitacji życia jest to jeszcze kobieta, która samodzielnie osiągnęła nie byle jaki sukces finansowy. Szekspir i Szuchowa znalazły się na tej liście przede wszystkim z uwagi na wydanie i wspaniałe secesyjne ilustracje. Mama wprawdzie twierdziła, że nie lubi secesji, ale jak się wyrastało jako młoda panna w latach 30 ubiegłego wieku, nie można było nie polubić na całe życie ideału urody tamtych czasów, ideału bezwzględnie opartego na secesyjnych wzorcach, z lekka tylko unowocześnionych po I wojnie światowej. Te wszystkie obcięte na pazia rude kobiety z połyskującym hełmem gładkich włosów. Cudo! Obie sagi i Trygve Gulbranssen, podobnie zresztą jak Gołubiew, to po prostu wspaniałe historie rodzinne, wielopokoleniowe, skomplikowane, pozwalające na długo, na bardzo długo uciec od rzeczywistości, Proust to europejskie wyzwanie kulturalne, polski sprawdzian europejskości, a reszta to po prostu miłe książki dla dzieci i młodzieży, nie skażone komunistyczną retoryką i stylistyką.

Dziwnym wyjątkiem jest na tej liście Bożek ciepła rodzinnego Marii Opolskiej, polska współczesna powieść nikomu nie znanej pisarki, dodajmy nieznanej ani przedtem ani potem. Książka została wydana w roku 1962, nikt jej nigdy nie wznowił, a w antykwariatach można ją kupić za 3 złote. Książki nie ma na chomik.pl ani w biblionetce, w sieci nie ma recenzji ani opisów. Nie potrzebuję ich, świetnie pamiętam tę książkę, ale chciałam sprawdzić, czy ktoś oprócz mnie ją jeszcze wspomina. Po długich poszukiwaniach znalazłam jedno zdanie na jej temat: Książka opowiada o troskach i radościach inteligenckiej polskiej rodziny, jej przyjaciół i znajomych. To prawda, o tym jest ta książka, ale aż się prosi, by ktoś jej dodał w opisie to obleśne słówko, bez którego dziś nie ukaże się żadna współczesna powieść przeznaczona dla kobiet: ciepła. Człowiekowi się z mety odechciewa czytania pozycji, którą tekściarz wydawnictwa określił tym słowem. A jednak, jak teraz myślę o Bożku ciepła rodzinnego, to wiem, że gdybym była tekściarzem, to bym opisała tę powiastkę tym właśnie cholernym słowem: ciepła!
Czy muszę dodawać, że bożkiem ciepła rodzinnego jest kot?
Myślę, że to w tej książce Mama widziała siebie współczesną – zwykłą kobietę, żonę, obarczoną zwykłymi kłopotami, w rzeczywistości, która nie wywoływała żadnego entuzjazmu, ale nie przywalała też grozą. W 1962 roku pamięć tragedii wojennej już nieco zblakła, po prawie 20 latach można było chyba mieć nadzieję, że to, co człowiek aktualnie ma – zwykłe życie – będzie w miarę trwałe. Minęło już kilka lat od ostatniego polskiego przewrotu, października, kiedy zaczęła się odwilż, a więc i ustrój też już nie był wiszącym na co dzień nad głową mieczem Damoklesa. I dodajmy, ohyda rozgrywek wewnątrzpartyjnych i nagonki antysemickiej jeszcze się nie zaczęła. Było życie codzienne, na tyle miłe, na ile my sami i nasi przyjaciele mogliśmy je sobie miło ukształtować. Było raczej biednie, ale przecież nie nędznie, a przy tym właściwie, poza prywatną inicjatywą i jednym czy drugim lekarzem praktykującym prywatnie, nikt w otaczającym świecie nie żył lepiej czy bogaciej. I była chwila ciszy, i powietrze stało…

A był jeszcze w książce Opolskiej jeden czy drugi prościutki symbolik wskazujący, że nasze prywatne życie, to z ulicy Grunwaldzkiej we Wrzeszczu, życie artystki i żeglarza z dwiema córkami, znajduje tu swoje odzwierciedlenie. I nie był to bynajmniej tylko kot, bo książka zaczynała się (mniej więcej) tak: Podczas niedzielnego spaceru w pobliskim lesie odkryliśmy całą masę ścieżek nie tkniętych ludzką stopą…

No to przecież my, my Boguccy, na takie właśnie spacery chodziliśmy. Cały świat był pełen ścieżek nie tkniętych ludzką stopą!

biwak-maleTam chodziliśmy na biwaki i spacery, nawet Mama wtedy jeszcze chodziła, szliśmy i szliśmy, aż Tata pokazywał w oddali jakiś siniejący punkt i mówił, tam, za tym drzewem zrobimy obiad. I tam, za tym drzewem, gotowało się makaron, wydobywało mielonkę turystyczną z puszki, kroiło na plastry ogórki z wielkimi pestkami. I zawsze był sierpień i już niedługo trzeba było iść do szkoły, ale jeszcze były wakacje, a potem kładliśmy się na wydmach, Kasia się bawiła jakimiś trawami, Tata natychmiast zasypiał, a my z Mamą czytałyśmy.

3 thoughts on “I była chwila ciszy…

  1. Przybiegłam natychmiast. Dawno nie przeczytałam równie znaczących słów, wiesz, że czekam na Twoją książkę. Z opisem domu Izaaka Borga z “Tam gdzie rosną poziomki” Bergmana już u Ciebie się pojawiałam. Mam w głowie jeszcze jeden, ten z dawnej lektury Astrid Lindgren zapamiętanej też przez Kattinkę. O spacerze do Skarshult i starej, opuszczonej zagrodzie wśród pokrzywionych jabłoni, znalezionej paczce listów sprzed lat. Płonnej nadziei właścicieli zagrody, że ich dzieci i wnuki będą tam mieszkać po wsze czasy i sadzić nowe jabłonie, gdy dawne nie będą już owocować. Czas zmiata wszystko, a przynajmniej wiele. Pozostajemy ze wspomnieniami, które przecież nie mają zewnętrznej realności. A są, kształtują nas, określają. Daty, liczby, przeżycia, ludzie, książki, obrazy. Mimo, że nie ma powrotu, ścieżka zarosła.

  2. Och, Chrobrego u nas czytamy my wszyscy, moja siostra, ja, mój siostrzeniec. Nawet używamy w scrabble’u takiego słowa, którego Mama używała, a zaczerpnęła je z Chrobrego, a mianowicie – pło. Ja jeszcze dodatkowo, wędrując sobie do Composteli, często myślałam o tym, że “pąć idzie”.

Leave a reply to Julita Cancel reply