Roman Brodowski
Elegia (pieśń)
Kiedy odejdę starym kalendarzem
Zapięty klamrą niespełnienia
Zamilkną usta spraw codziennych
Czekając swego przebudzenia
W szufladzie usną żółte kartki.
Pokryte kurzem i… tęsknotą,
Nie przeczytane jeszcze wiersze.
I to pytanie – komu, po co?
A na pianinie, od lat już niemym
Chopina zagra ktoś nokturny.
Lecz tej melodii nie usłyszą
Prochy mej szklisto-czarnej urny.
I tylko pamięć gdzieś zapuka
W sercu przypadkiem się obudzi
Chwile zostanie w tym niebycie
Pośród bytowych jeszcze ludzi.
Tyle zostaje nas dla innych
Ile nas w myślach swoich noszą,
Jakaś elegia, krzyż lub kamień
I to pytanie – komu, po co?
Kiedy odejdę starym kalendarzem
Odziany w zgrzebny strój przeszłości
To pozostawię w pustym miejscu…,
Tak! te pytania dla potomności.
Berlin 01.10.2011
Jestem
Usiadłem zwyczajem wędrowca
Na chłodnej kamiennej skale.
Jak Sokrates oparty troską,
Pogrążony ciałem w zadumie.
Czyżby to kamień prawdy?
Filozoficzna zagadka niebytu.
Jeśli tak, to i ja niemędrzec
Nie odkryję w nim dalszej drogi,
Czyżby konflikt mojego wnętrza,
Był bezbarwiem banalnej prozy,
Elementem dysharmonii świata.
Pytaniem o to – kim jestem?
Ja jestem przyjacielem i wrogiem,
Syntezą ludzkiej siły i słabości,
Ofiarą wężowego uścisku temidy
I panem własnego Logosu.
Jestem historią spisaną na piasku,
Wietrzno-porannej pustyni,
Tajemnicą Bożego zamierzenia
Wyrwaną z ram kreacjonizmu.
Jestem marnym aktorem bytu
Niewolnikiem własnej filozofii.
Embrionem w łonie ponadczasu
Dla innych po prostu – Jestem –
Berlin 21.02. 2001
