ZOFIA ZALESKA: Rembrandt i tulipany, wiatraki i kanały – nasz obraz Holandii sprowadza się zwykle do garści klisz i stereotypów. W swojej książce pisze pan o znikomej wiedzy na temat Holandii w Polsce i o powszechnym myleniu pojęć i terminów. Co nam się myli?
PIOTR OCZKO: Ignorancja na temat Kraju Nizin jest w Polsce wszechobecna, choć Warszawę i Amsterdam – to on jest stolicą Holandii, a nie Haga, jak można często przeczytać w wysokonakładowej prasie – dzieli jedynie 1096 kilometrów w linii prostej. Istnieją też rzekomo dwa odrębne języki, „holenderski” i „flamandzki”; ten rażący błąd powtarzają niemal wszyscy publicyści, a nawet niektórzy naukowcy i redaktorzy słowników języka polskiego. Język, którym mówi się w Holandii i w belgijskiej Flandrii to niderlandzki, mający dwie równoprawne odmiany lokalne. Nie ma języka „holenderskiego”, tak samo jak nie ma języka „austriackiego” czy nie było niegdyś „jugosłowiańskiego”. Mylne jest też myślenie o Holandii jako kraju wyłącznie protestanckim. Ewangelicyzm reformowany wpłynął znacząco na kulturę północno-zachodnich prowincji, ale większość ludności była i jest dalej katolicka. Kolejny obiegowy mit dotyczy równości i zamożności holenderskiego społeczeństwa w XVII wieku, Wieku Złotym. W rzeczywistości rozwarstwienie społeczne było wówczas ogromne i większość mieszkańców kraju żyła na granicy nędzy. Przekonanie o owym dobrobycie utrwala też holenderskie malarstwo, to z jego perspektywy postrzegamy często ten kraj.
Odbieramy je zbyt dosłownie?
Tak, tymczasem – wbrew temu, co wielu się wydaje – XVII-wieczne malarstwo holenderskie nie jest realistyczne. Pamiętam, jak się zdziwiłem, kiedy zobaczyłem na własne oczy zamek w Bentheim, który znałem z obrazu Jacoba van Ruisdaela. Namalował go na stromej, niedostępnej górze, z wieżami tonącymi w chmurach. W rzeczywistości zbudowano go na niewielkim wzniesieniu – artysta po prostu chciał dodać scenie dramatyzmu i uwznioślić temat, dosłownie i w przenośni. Z malarstwem holenderskim wiąże się także inny powszechny stereotyp – o tamtejszej sztuce często myślimy w elitarnych kategoriach wielkich mistrzów. Ostrożnie szacuje się, że w latach 1580-1720 powstało w Holandii co najmniej pięć milionów obrazów, ale większość z nich to dzieła, których raczej nie chcielibyśmy mieć na ścianach.
Skąd pomysł, aby kulturę holenderską badać poprzez obsesję porządku?
W dawnej holenderskiej literaturze i sztuce ciągle natrafiałem na wzmianki o porządku i sprzątaniu, których nie byłem w stanie zrozumieć, tym bardziej że obecnie w Holandii wcale nie jest aż tak czysto. Dziwiły mnie też miotły, nieustannie pojawiające się na obrazach, w grafice, a nawet na słynnych holenderskich flizach. Zacząłem szukać informacji, a gdy okazało się, że niewiele uwagi poświęcono temu zjawisku, sam zacząłem badania. Materiał, który zgromadziłem, zupełnie mnie przytłoczył, nie sądziłem, że będzie tego aż tyle! Ponad dwa tysiące mioteł w holenderskiej sztuce, a i tak to zapewne tylko ułamek. I dziesiątki tysięcy nawiązań do porządku w piśmiennictwie (komedie o sprzątaniu, XVII-wieczne poradniki dbania o schludność, niemal modlitwy o dobre sprzątanie, nawet piosenki o czystości). Dawni Holendrzy nie tylko potrafili kilka razy dziennie szorować mydlinami chodnik przed domem, ale łączyli sprzątanie z kwestiami moralności, patriotyzmu, tożsamości narodowej i religii. Opozycja pomiędzy brudem a czystością wpisała się też w ich kulturę i pojawiała się nieustannie, tak jak rozróżnienie pomiędzy złym a dobrym, ładnym i brzydkim czy dniem i nocą.

Czytaj dalej na stronie dwutygodnika: http://www.dwutygodnik.com/artykul/4531-kraj-miotly-i-szczotki.html
I dla kontrastu…Janwillem van de Wetering “Siła wyższa” / „Het lijk in Haarlemmer Houttuinem“ / „Outsider in Amsterdam“:“Jesteś jeszcze młody”, powiedział Grijpstra, “pewnie więc nie wiesz, ale to brud trzyma świat do kupy.”
|



Na Facebooku komentarz Julity Bielak: „Niebywały pomysł, by pokazać holenderską obsesję sprzątania jako obraz kultury. Bywałam w Weert – mieście w prowincji Limburgia z liczbą mieszkańców poniżej pięćdziesięciu tysięcy – na szkoleniach. Znajdowałam czas, by przyglądać się ludziom, domom, są nawet trzy wiatraki. Nie zastanawiałam się wówczas nad przyczynami ładu, ale wraz z zauważalną etyką pracy stawiały godziny wykładów i zajęć praktycznych na wysokim poziomie. Żałuję, że nie znam piosenki o Dorze, artystce sprzątania. Podziwiam myśl dnia i stosowny do niej obrazek.“
Droga Julito! Tu tekst piosenki o Dorze, ale oczywiście po holendersku: http://www.musicfrom.nl/songteksten/sonneveld,_wim/dora.html
Dziękuję, bywam Dorą, od dawna szukałam swojego hymnu.
Pozwolę sobie na sprostowanie, czemu pan Piotr Oczko na pewno przyklaśnie – po niderlandzku.
Doe normal, dan doe je al gek genoeg, zachowuj się normalnie, wtedy jesteś dostatecznie szalony. Piękne.