Krzysztof Pukański
na białej mgły poduszce
głowę kładąc
zapach twych perfum poczuć
i skóry radość
gdy dotyka twojej
zawinąć się w ciebie jak w pled
pytasz, czy tego chcę…?
pewnie śpisz dawno
w koci zwinięta kłębek
a noc ci snuje złocistą snu przędzę
wyobraźnia podsuwa nowe wątki fabuł
zamknięte w powiek zdobny inkunabuł
więc śpij okruszku, a we śnie
wtuloną w poduszki lico
niech Cię po włosach głaszcze
wyblakła dłoń księżyca
niech Ci widoki otwiera
na starym chińskim wachlarzu
opowiesz mi wszystko rano
gdy kawę będę parzył
sobie pod skórę
sobie samemu
wejść pod skórę
przerażenie poczuć
je oswoić – psa wiernego
koniec mordęgi ujrzeć
i miłości bezkres
na kamieniu przycupły
omszały czekaniem
zanurzyć się w tę ciszę
bez drzwi bez okien bez słów
zanurzyć się w tę ciemność
zapaść w aksamitną czerń
po to by rano wyjść na dzień
by każdym porem chłonąć światło
by tętnić
by każdą żyłą żyć
