Małą Mi tam i z powrotem, czyli o seksie i wolności, i o wszystkim innym

Marek Włodarczak alias Tabor Regresywny

Próbując odpowiedzieć na pytanie czy Dekalog to to samo co dziesięć przykazań zajrzałem jeszcze raz do Encykliki  Redemptor homilis Jana Pawła II i znalazłem  tam takie słowa:
“Musi przeto zrodzić się pytanie, na jakiej drodze owa dana człowiekowi od początku władza, mocą której miał czynić ziemię sobie poddaną (por. Rdz 1, 28), obraca się przeciwko człowiekowi, wywołując zrozumiały stan niepokoju, świadomego czy też podświadomego lęku, poczucie zagrożenia, które na różne sposoby udziela się współczesnej rodzinie ludzkiej i w różnych postaciach się ujawnia.”
Jak to na jakiej drodze? Na drodze postępu cywilizacyjnego. Tu nie ma wątpliwości. Ale dlaczego? I czy jest inna droga? O dwóch drogach mówią dwa poematy o tym samym tytule ” Peri physeos “. Autorami byli – Heraklit i Parmenides. Dla pierwszego istnieje tylko to, co widzimy i co trwa w wiecznym ruchu, słynne Pantha rei. Dla drugiego istnieje tylko to, czego nie widzimy, bo jest nieruchome i dostępne  jedynie umysłem. A to, co widzimy, cała ta zmienająca się rzeczywistość, to tylko iluzja. Fizyka poszła drogą Heraklita,  bo jest oczywista,  a  za fizyką cały świat.  Droga Parmenidesa nigdy nie wyszła poza obręb filozoficznych spekulacji. A szkoda, bo jakby się dobrze przyjrzeć, to moża by zobaczyć, że są dwa sposoby czynienia ziemi sobie poddaną – dobry i zły. I o tym mówią dwie strony Dekalogu. Wybraliśmy tę czarną, niereformowalną,  opartą na fizyce zdarzeń powtarzalnych, a przez to podatnych na nadużycia, jak np. demokratyczne wybory. Zlekceważyliśmy drugą drogę, opartą na fizyce zdarzeń jednorazowych, nazywanych niesłusznie zbiegami okoliczności. Drogę, o której taktaty piszą filozofowie ze szkoły Parmenidesa,  o której John Lennon śpiewa w  Imagine, o której mówi kazanie wg Św. Mateusza, zwane Kazaniem na Górze.

Refleksja świąteczna

Według Biblii Cygańskiej wydarzenia w Betlejem potoczyły się tak. Jak już  Józef  ogarnął sytuację, znajdując lichy, ciemny szałas dla baranów, Maria zaczęła rodzić i wtedy rozległy się dzwonki i okrzyki pasterzy. Jeszcze tego trzeba – westchnął Józef. Pasterze okazali się bardzo gościnni i pomocni. Przynieśli z sobą kaganki i zrobiło się jaśniej, nowo narodzonego obmyli w kozim mleku jak to jest w zwyczaju  pasterzy a następnie ułożyli Go na miękiej koziej skórze i przykryli baranicą.  Jak Jezus zaczął płakać,  to któryś z pasterzy wyjął fujarkę i zaczął mu przygrywających. W ogóle  zrobiło się  przyjaźnie i błogo.  I wtedy weszło trzech mędrców że wschodu. Powiedzieli, że przywiodła ich tu  wyjątkowo jasna gwiazda i że wędrują  szukając nowonarodzonego, który będzie Wielkim Nauczycielem. Wszystko wskazuje na to, że to jest to dziecko. Muszą tylko coś sprawdzić i wyjęli różne przedmioty, z których Jesus oczami wybrał mirę, kadzidło i złoto. To dziecko musi iść z nami, oczywiście rodzice też mogą iść. Ponieważ Józef nie mógł się zdecydować, postraszyli go Herodem. I tak Jezus trafił do najlepszych szkół, gdzie zdobył wykształcenie. Już jako dorosły mężczyzna wrócił w rodzinne strony, by nauczać, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Nieważne czy tak było czy nie, ważne by ta opowieść się podobała.

Na koniec składając świąteczne życzenia zdrowia, szczęścia, pomyślności, zapraszam do mojej bajki. Bajki, która zaczyna się tam, gdzie kończą się inne bajki, czyli hapy endem. Bajki w, której koniec nie  jest początkiem  nowego, tylko powrotem do czegoś, co zgubiliśmy po drodze.

Leave a comment