“Małą Mi” do Berlina i z powrotem (1)

Marek Włodarczak albo Tabor Regresywny


Jako nieustraszony pogromca worków foliowych na drzewach zostałem zaproszony przez Ewę Marię do Berlina w związku z workiem  na drzewie na podwórku przy Paradestrasse nieopodal skrzyżowania z Tempelhofer Damm. W takiej sprawie nie można jechać zwykłym środkiem lokomcji. Tu jest potrzebny Prawdziwy Wóz Cygański.

Prawdziwy Wóz Cygański nie może być zwykłym wozem cygańskim, bo wtedy nie będzie Prawdziwym Wozem  Cygańskim. MAŁA MI jest połową łódki na kółkach, można w niej się wyspać, zaparzyć kawę, wędrować po drogach i płynąć pod żaglami albo na wiosłach. MAŁA MI nie jest zwykłym wozem cygańskim. No więc wyruszyłem MAŁĄ MI z Kępy Mieszczańskiej we  Wrocławiu w kierunku lotniska Tempelhof w Berlinie.


Z samego rana przyjechał po mnie Alek. Zapakowaliśmy MAŁĄ MI na przyczepkę i ruszyliśmy w kierunku Krosna Odrzańskiego. Byłem mocno spóźniony z tą wyprawą i chciałem ją skrócić . Ponadto jak wcześniej wybierałem się MAŁĄ MI to ciągle utykałem w Ścinawie. Lepiej było minąć Ścinawę bez zatrzymywania. Zatrzymaliśmy się natomiast na kąpielisku Kołatka, gdzie Alek wypróbował swojego SUV -a a ja MAŁĄ MI pod żaglami.  Koło godziny 18 Alek wysadził mnie w Osiecznicy, parę kilometrów za Krosnem Odrzańskim.

To nie jest miłe uczucie. Naraz zostaję sam na drodze, sto kilkadziesiąt kilometrów od domu. Nie znam okolicy, nie wiem gdzie zatrzymam się na nocleg,  w dodatku w czasie transportu podarł mi się dach nad głową. No trudno . Robię sobie kawę, przegryzam biszkoptami i ruszam w drogę. Miałem skręcić na Maszewo w stronę Niemiec równolegle do Odry, gdy minęło mnie dwóch ludzi na rowerach i z siatką piw. Zatrzymali się, zagadali i poradzili bym nie skręcał, tylko szedł prosto, bo w lesie jest kąpielisko. I tak trafiłem w piękne miejsce nad wodą z plażą, gdzie się rozłożyłem na nocleg. Wykąpałem się, trochę pomajsterkowałem przy MAŁEJ MI, dziurawą plandekę przykryłem żaglem. Ludzi coraz mniej, w końcu zostaję sam. Układam się do spania i wtedy jeden ze znajomych rowerzystów wyjeżdżą z lasu trochę podpity, podjeżdża do mnie i mówi  dając mi swój numer telefonu – jakbyś miał jakieś problemy z młodymi, co mogą tu przyjechać na rowerach, to dzwoń, w nocy ma być burza, jak by co to też dzwoń, a dzików się nie bój, wystarczy pokrzyczeć i uciekną.

Z Krosna Odrzańskiego dotarłem do Urazu, częściowo pieszo (do Śluzy Rędzin), a dalej Odrą na wiosłach. Jak zawsze w Urazie przyjęli mnie życzliwie. Właściciel portu piekł właśnie kiełbaski na grilu i zaproponował mi jedną gratis. Podziękowałem, tłumacząc, że nie mogę, bo będę źle spał. Mocno zmęczony,  przepocony, poszedłem się wykąpać. Pani w barze dała mi klucz, a jak go oddawałem mówi:
– No zupełnie inny chłopak.
A ja na to: – To jeszcze tylko buzi i spać.
Roześmiała się  i dała mi z ” dubeltówki”.

Leave a comment