Warszawa Cioci Janki 2

List Janiny Kowalskiej (Cioci) do Katarzyny Krenz
zachowana pisownia oryginału

Warszawa dn. 2.VII.97

Kasinku Kochana
(…)

ad 3 Świder płynął przez Śródborów.
ad 4 W domu w Śródborowie nie było ani fortepianu ani pianina bo wszyscy byli bez słuchu (w Babcię) a jedyny z absolutnym słuchem czyli Dziadek grał na flecie (oczywiście Babcia i Dziadek dla naszego pokolenia. Niemniej w wielu domach były takie instrumenty i nawet bezsłuchowcy byli męczeni lekcjami muzyki (vide Mietek i Teresa)

Dopisek na marginesie: Mietek ma słuch, ale Teresa nie.

Ad 5 Woda w kuchni była w każdym domu nawet poza miastami. Była studnia i hydrofor lub ręczna pompa w piwnicy. Podgrzewanie tej wody było w łazience gdzie był piec na węgiel i grzał gorącej wody na ok. 2 wanny. Piec był często miedziany wewnątrz pobielany. Taki był w Śródborowie, a w pokojach piece.

W 6tym punkcie pytasz czy lubiłam jeść – nie nigdy nie lubiłam jeść i niczego nie lubiłam jeść, nawet lody nie kusiły mnie. Te słynne końce rogalika to były obcinane żeby tego rogalika było mniej. Jajecznicę z 1 jajka potrafiłam rozmazać po talerzu tak, żeby nic nie zjeść. Poprostu nigdy do wojny nie czułam głodu, nie czułam ssania w żołądku mimo przeróżnych leków na apetyt. Z owoców „jednym zębem” jadłam banana. Mam stare zdjęcie na którym płaczę nad talerzem zupy! Można było dostać torsji patrząc na mnie jedzącą. Musiałam być niezłym zmartwieniem dla Rodziców. Byłam wielka i przeraźliwie chuda, ale energii miałam dużo, jeździłam na rowerze, pływałam w rzece, uprawiałam gimnastykę na trzepaku. Chodziłam na rytmikę i dobrze tańczyłam różne tańce ludowe i inne. Wszytko to świadomie kierowane przez Rodziców – że może zmęczona poczuję głód i coś zjem – ale nic z tego!

Ciocia z ojcem i z mamą

Jak się jadło? Czyli jak jedli normalni ludzie i dzieci? W każdym prawie domu była służąca. Nadmiar siły roboczej ze wsi jechał do miast i „najmował” się do służby. One to gotowały pod dyktando pani domu i przez panie domu szkolone. Śniadanie to dla dorosłych kawa prawdziwa z mlekiem a dla dzieci albo kawa zbożowa albo kakao. Bułki – kajzerki, chrupiące, masło, wędlina, ser, dżem (własnej roboty). Obiad zawsze z 3 dań – zupa, pieczyste czyli mięso z kartoflami lub makaronem i innymi kluskami, albo z kaszą i jakaś jarzynka, deser: kompot, jakieś kiśle, galaretki, budynie, ciastka i inne dobroci, których ja, idiotka, nie umiałam docenić. Kolacje często były gotowane, jakieś makarony i normalnie kilka gatunków wędliny. Przyzwyczajenia żywieniowe były zróżnicowane zależnie od środowiska, ale nie wiele się zmieniły do dziś – jedynie różni je to, że wszystko było robione w domu, a nie kupowane gotowe jak n.p. makaron.

Ad 7 Moi rodzice chodzili co najmniej raz w tygodniu do kina, lub do teatru, lub do kabaretu takiego jak „Qui pro quo”. Do Filharmonii raczej nie, bo oboje nie mieli słuchu, ale chodzili do Opery.

Leave a comment